Stoisz obok mnie w pięknej, błękitnej sukni, uszytej specjalnie na tę okazję. Wczoraj, kiedy zachwycałem się, jak pięknie w niej wyglądasz, powiedziałaś:
– To dobrze i niedobrze.
– Dlaczego? – zdziwiłem się.
– Bo chciałabym zawsze cię tak zachwycać, ale tej sukni nie włożę już drugi raz. I nieważne, że kosztowała małą fortunę.
Na próżno próbowałem klarować, że to przecież nie jest drugi ślub, tylko odnowienie przysięgi małżeńskiej, więc takie przesądy są nie na miejscu.
– Daj spokój, mój drogi – roześmiałaś się. – Pozwól mi na taką fanaberię. Jutro pójdę w niej do ołtarza, a potem będzie wisieć w szafie obok tej pierwszej.
Teraz stoimy razem przed ołtarzem, a ksiądz mówi o świętości małżeństwa, o pokonywaniu trudów, o wybaczeniu sobie nawzajem zarówno irytujących drobnych słabości, jak i poważnych złych postępków. W tej chwili przypomina mi się tamten dzień, prawie dziesięć lat temu.
Byłaby gotowa mi wybaczyć?
Przyszedłem do domu zdecydowany na poważną rozmowę. Od razu wyczułaś, że to moment, który ma zadecydować o naszym dalszym życiu. Musiałaś się tego spodziewać, bo trudno było nie zauważyć, że coś się ze mną dzieje.
– Muszę od ciebie odejść – oznajmiłem bez zbędnych wstępów. Zawsze wolałem krótko załatwiać sprawy. – Poznałem kogoś i… – zawiesiłem głos, bo zabrakło mi słów dość delikatnych, żeby cię nie zranić. Nie zasłużyłaś.
– I z tą kobietą chcesz spędzić resztę życia – wyręczyłaś mnie.
Pokiwałem głową, zapadło milczenie. Patrzyłaś na mnie swoimi mądrymi oczami. Spodziewałem się raczej wyrzutów, nawet krzyku, grożenia wystawieniem walizek – miałabyś do tego pełne prawo. Ale nie byłem przygotowany na spojrzenie, w którym wyczytałem głęboki smutek, ale również jakby współczucie.
– Jeśli chcesz wszystko zburzyć, nie mogę cię powstrzymać – powiedziałaś.
– Ale zapytaj sam siebie, czy na pewno właśnie tego pragniesz.
Pytałem o to siebie z tysiąc razy, odkąd zakochałem się w Sabinie. Za każdym razem wychodziło mi, że chcę być właśnie z nią – cudowną i śliczną. Chciałem zacząć od nowa i być szczęśliwy. Ale w chwili, kiedy zadałaś to pytanie zupełnie spokojnym głosem, z miejsca opadły mnie wątpliwości. Nie odpowiadałem bardzo długo, a ty czekałaś cierpliwie.
– Wszystko sobie przemyślałem – rzekłem wreszcie. – Postanowiłem być z nią…
– Postanowiłeś czy naprawdę chcesz? – cały czas mówiłaś łagodnym i smutnym tonem.
Pozwalasz mi odejść?
Wtedy chyba po raz pierwszy w życiu dotarło do mnie, jaki masz piękny głos. A kiedy znów zamilkłem, dodałaś:
– Przemyśl to jeszcze. Jeśli chcesz mieć spokój i czas do namysłu, wyprowadź się, ale proszę cię, na razie nie do niej. Wynajmij mieszkanie, pobądź sam ze sobą… Patrzyłem na ciebie z niedowierzaniem. Tego absolutnie się nie spodziewałem.
– Zaraz – mruknąłem. – Byłabyś w stanie wybaczyć mi zdradę?
Odwróciłaś głowę w stronę okna, lecz i tak zobaczyłem łzy płynące po policzku.
– Człowiek powinien być szczęśliwy – powiedziałaś, a ja w pierwszej chwili pomyślałem, że to zupełnie bez związku z moim pytaniem. – Nie chcę cię więc unieszczęśliwić. Mam nadzieję, że lepiej wiesz, czego ci trzeba. A co do wybaczenia… Sama nie umiem powiedzieć w tej chwili. Tylko tak sobie myślę, że musi być ci ze mną źle, skoro kogoś sobie znalazłeś.
Nie wysuwałaś argumentów o dzieciach, o wspólnym życiu, majątku, co powiedzą znajomi i przyjaciele. Nie zrobiłaś właściwie nic z tego, czego się spodziewałem.
– Zrobisz, jak zechcesz – westchnęłaś tylko.
Wstałaś i poszłaś do kuchni, a ja zostałem sam z natłokiem niespodziewanych myśli i uczuć. Potrząsam lekko głową, żeby odgonić wspomnienia. Teraz powinienem się skupić na tym, co się dzieje, na samej uroczystości. Jeszcze tylko przelatuje mi przez głowę, że śluby małżeńskie powinniśmy odnowić chyba wtedy, po dużym kryzysie. Ale żadne z nas wówczas o tym nie pomyślało.
Kocham cię. Po prostu cię kocham…
Dopiero niedawno wspomniałaś, że byś chciała, ale jestem pewien, że zastanawiałaś się nad tą kwestią na pewno od dłuższego czasu. A ja nie miałem nic przeciwko takiemu pomysłowi. Wręcz przeciwnie.
Spoglądam na ciebie, na twój profil, kiedy wpatrujesz się w księdza. Zgrabna linia nosa, delikatny podbródek… W tej chwili wyglądasz tak samo jak trzydzieści lat temu. Makijaż i światła kościoła nie pozwalają dostrzec kurzych łapek i rysujących się powoli zmarszczek.
Ale ja uwielbiam twoją piękną i mądrą twarz tak samo jak wtedy. Kocham każdą twoją kurzą łapkę i każdą zmarszczkę. W moich oczach dodają ci tylko uroku. A poza tym sam też przecież nie odmłodniałem. Kocham cię. Po prostu cię kocham…
Czytaj także:
„Zdradziłem żonę i nie żałuję. Chciałem połechtać swoją męskość i pokazać jej, że nie jestem niedołężnym staruszkiem”
„Jestem matką jego dziecka, a on na ulicy udaje, że mnie nie zna. Nie chce, żeby się wydało, że zdradził żonę przed ślubem”
„O mały włos nie zdradziłem żony, ale w ostatniej chwili się opamiętałem. Nie rozbiję rodziny przez jakąś fanaberię”