„Od dawna byłam zakochana w Krzyśku. Kiedy odważyłam się w końcu go poderwać, koleżanki zaczęły mnie przy nim ośmieszać”

Koleżanki wyśmiały moją wagę przy facecie fot. Adobe Stock, zinkevych
„Na myśl o zaproszeniu go na randkę paraliżował mnie strach. Dziewczyny o tym wiedziały, a jednak postanowiły mi dowalić. Dlaczego to zrobiły, skoro same namówiły mnie, żebym w końcu zrobiła pierwszy krok? Co za przyjaciółki!”.
/ 20.05.2022 21:00
Koleżanki wyśmiały moją wagę przy facecie fot. Adobe Stock, zinkevych

Pracuję w sklepie z używaną odzieżą. I uwielbiam to. Wśród całej masy ubrań z drugiej ręki trafiają się istne perełki. Markowe ciuchy, od znanych projektantów, na które inaczej nigdy bym sobie nie mogła pozwolić. Rodzeństwa nie mam, tata zginął w kopalni, gdy miałam siedem lat, a mama trzy lata temu zmarła na zawał.

Moją jedyną rodziną są Lidka i Zosia, z którymi pracuję

Na tego jedynego nadal czekam. A raczej czekam, aż mnie zauważy, bo ja od dłuższego czasu mam go na oku. Krzysztof dostarcza nam ubrania z Kanady. Pracuje na zmiany z Edkiem, przemiłym starszym panem. Uwielbiam historie Edka z czasów młodości, ale to z Krzysztofem chciałabym przeżyć coś, co mogłabym opowiadać na stare lata. Niestety, obiekt moich westchnień jest miły, ale nic ponad to. Wstąpi na kawę, przywiezie nam drożdżówki, pogada. I tyle.

– Krzysiek, kiedy w końcu nam opowiesz o swojej żonie? – zagadnęła go niedawno Lidka.

– O mojej żonie mogę powiedzieć tylko jedno: jest moją byłą żoną. Obecnie jestem nowoczesnym singlem – zaśmiał się.

– Zupełnie jak nasza Ilonka – zauważyła Zosia i puściła do niego oko.

Zarumieniłam się, Krzysztof też się zmieszał. Dopił szybko swoją kawę i odjechał. Więc chyba nie był mną zainteresowany. Trudno się dziwić. Nie wyglądam jak modelka, choć buzię mam niebrzydką. 165 cm i 80 kg zdrowej kobiety. Niektórzy mówią mi, że jestem apetycznie zaokrąglona tam, gdzie trzeba. Ja widzę, że tych krągłości jest nieco za dużo, nie lubię ich. Jedyne, co naprawdę w sobie lubię, to włosy. Kiedyś Krzysztof powiedział, że są piękne. Miałam nadzieję na jakieś inne komplementy, ale na tym się skończyło.

Krzysztof odwiedzał nas jak zwykle i słowem nie wspomniał o moich walorach. Na osłodę miałam drożdżówki, które przywoził, przepyszne, z karmelowym nadzieniem. Pochłaniałam zawsze co najmniej dwie. Gdy pytałam, gdzie je kupuje, mówił, że to tajemnica, której nie zdradzi, bo wtedy nie będziemy na niego tak chętnie czekać. I tak to wyglądało, nawet jeśli flirtował, to z całą naszą trójką naraz.

Pewnego wieczoru spotkałyśmy się u Lidki na grillu. Dzieciaki moich przyjaciółek biegały po ogrodzie, ich mężowie pichcili karkówkę. Ja z dziewczynami sączyłam winko.

– Ilona, a właściwie dlaczego ty nie zaprosisz Krzyśka na randkę? – nieoczekiwanie wypaliła Lidia.

– Ja? Nawet gdybym się odważyła, tylko bym się zbłaźniła. Nie jestem w jego typie – bąknęłam speszona.

– A niby kto jest? Królowa angielska? – parsknęła Zośka. – Dziewczyno, ty jesteś zwyczajnie ślepa. Przecież on cię uwielbia!

Wzięłam duży łyk wina. Nigdy nie zrobiłam pierwszego kroku. Nie ośmielę się, nie w stosunku do Krzysztofa. A jak mi odmówi? Zapadłabym się pod ziemię ze wstydu! Niech już lepiej zostanie, jak jest.

– Więcej wiary w siebie – powiedziała Lidka.

Chyba czytała w moich myślach.

– Przecież on specjalnie dla ciebie przywozi te drożdżówki. My skubiemy z grzeczności.

– A więc to przez was jestem taka gruba! – jęknęłam żałośnie.

Ale ziarno zostało zasiane. Gdy wróciłam do domu, zaparzyłam sobie herbatkę z rumianku i usiadłam przy kuchennym stole. Czy naprawdę mogę zaprosić go na kawę? O tak po prostu? „Hej, smaczne te drożdżówki. Czy dasz się w podzięce zaprosić na kawę?”.

Niby łatwa sprawa...

Ale wciąż pozostawała obawa, że odmówi. I co wtedy? Przecież dalej będzie przyjeżdżał z towarem i z tymi cholernymi drożdżówkami. A ja mam udawać, że nic się stało, że nie dostałam kosza? Aha, już to widzę. Na samą myśl o tej krępującej sytuacji, zrobiło mi się gorąco. Umyłam kubek i położyłam się spać.

Rano byłam nie do życia, bo całą noc śnił mi się Krzysiek, który wyśmiewa mnie i moje zaproszenie na randkę. Moja własna podświadomość była przeciw mnie. Z drugiej strony rozum argumentował, że lata lecą, a mnie może się już nie trafić ktoś chętny i w moim guście. Krzysiek mi się podobał, to był oczywisty fakt. Czy ja jemu też? Nie wiem. Może tylko mnie lubił, a może był równie nieśmiały jak ja. Może te drożdżówki nic nie znaczą, a może to jego sposób na wyznanie uczuć.

Muszę zaryzykować i sprawdzić. Dostawa nowego towaru przyjedzie za dwa dni. Wystroję się, zakręcę włosy i... raz kozie śmierć. Gdy nadszedł dzień próby, byłam tak zdenerwowana, że nawet nie dałam rady zjeść śniadania. Kręcąc włosy na lokówce i starając się nie oparzyć, wyobrażałam sobie, co mu powiem, jak mu to powiem i kiedy mu to powiem. Przy dziewczynach? Pomyśli, że sobie z niego żartuję. Więc co, mam się gdzieś na niego zaczaić? Jak lew na antylopę. Ja mam być lwem? Znaczy lwicą. Mogę być co najwyżej misiem – nawet nie niedźwiedziem – misiem!

Czułam, że narobię sobie wstydu, ale nie, że aż tak

No i towar przyjechał, a wraz z nim Krzysztof. Przywiózł oczywiście te obłędne drożdżówki, ale pierwszy raz nie mogłam zjeść ani jednej. Dziewczyny zaczęły się ze mnie nabijać, i pytać, dlaczego nie jem, czy aby się przypadkiem nie odchudzam, bo zawsze o tym mówiłam.

– Czy to już najwyższy czas na dietę? – zażartowała wrednie Lidka.

Miałam ochotę je zabić, ale wtedy Krzysztof powiedział coś, co dodało mi otuchy.

– Ilonko, to byłaby straszna strata, gdyby kobieta, taka jak ty, ograniczała się stereotypami.

I co zrobiłam, usłyszawszy od niego ten drugi wymarzony komplement? Parsknęłam nerwowym chichotem. Uwodzicielka od czterech boleści. Żałosna hiena, a nie lwica. Niemniej skoro podjęłam decyzję, dalej czekałam, aż zostaniemy sami. Wtedy go zapytam i wszystko stanie się jasne. Wóz albo przewóz. Minuty przy nietkniętych drożdżówkach ciągnęły się i ciągnęły… Wreszcie dziewczyny wstały i zaczęły sprzątać. Teraz albo nigdy!

Zerwałam się od stołu, dynamicznie zrobiłam krok do przodu i... O mój Boże, nie! Co za wstyd! Zahaczyłam nogą o krzesło i runęłam na ziemię. Do łoskotu mojego upadającego ciała dołączyło chrupnięcie łamiącej się kości. Próbowałam asekurować się łokciem i teraz moje przedramię pulsowało bólem. Krzysztof rzucił się na pomoc, targnął mnie w górę jak piórko i zarządził, że jedziemy na pogotowie.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że martwiłam się o pracę i to, że zostawiam przyjaciółki same z całą robotą. Zbyt mnie bolało. Na dokładkę czułam się jak ostatnia ofiara losu. Zamiast zaprosić Krzyśka na randkę, zafundowałam mu emocjonującą wycieczkę na pogotowie z łamagą, która potrafi potknąć się, wstając od stołu.

Co on sobie teraz o mnie myślał?

Jeśli wcześniej miałam jakiś cień szansy, to rozwiał się niczym sen złoty, gdy gruchnęłam o posadzkę. W życiu nie byłam tak zawiedziona, tak sobą rozczarowana. A Krzysztof, jak na złość, pokazywał się z jak najlepszej strony, bym miała czego żałować. Nie dość, że zawiózł mnie na SOR, to jeszcze zadzwonił do swojego szefa, poprosił o wolne na resztę dnia i został ze mną. Spędziliśmy na oddziale ratunkowym kilka dobrych godzin.

Krzysiek pilnował mnie jak kura kurczęcia. Pewnie się bał, że inaczej bardziej się uszkodzę. Około dziewiętnastej mogliśmy w końcu wrócić do domu. Mojego. Po drodze zapobiegliwy Krzysztof zrobił zakupy. Gdy weszliśmy do mieszkania, kazał mi usiąść na kanapie.

– Ja się wszystkim zajmę – zapewnił. – A ty się relaksuj.

Relaksować się? Niby jakim cudem? Czułam łaskotanie w brzuchu i szmery w głowie, jakbym się wstawiła. Byłam podekscytowana, że jesteśmy sam na sam, w moim domu, że on krząta się po mojej kuchni, szykując mi kolację…

I nagle do mnie dotarło z prędkością pociągu ekspresowego: to jest właściwy moment, odpowiednio intymny. Nigdy nie będzie lepszej okazji na wyznanie.

– Muszę ci coś powiedzieć...

– Co się stało? Potrzebujesz czegoś? – spytał troskliwie.

– Nie przerywaj mi, proszę, bo od dawna zbieram się na odwagę. I powiem to, nawet jeśli się ośmieszę…

Dzielnie walczyłam o słowa, ale nie zdołałam ich z siebie wydobyć, bo „coś” zamknęło mi usta. Inne usta. Krzysztof mnie pocałował. Tak naturalnie, niemal odruchowo, jakby właśnie do tego zostały stworzone jego usta: żeby całować moje.

– Dalej chcesz mi coś powiedzieć? – spytał, patrząc mi prosto w oczy. – Czy już wszystko jasne?

– Nie wszystko. Skąd masz te drożdżówki? Sam je pieczesz czy jak?

Zarumienił się, jak przyłapany na gorącym uczynku. Więc teraz ja go pocałowałam, by sprawdzić dla odmiany, czy moje usta są stworzone do całowania jego ust. Prowadzone do późnej nocy doświadczenia dowiodły niezbicie, że ogólnie do siebie pasujemy.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA