Widziałam, jak bardzo mojej córce zależało na dziecku. Chciałam jej pomóc ze wszystkich sił. Pomysł, na który wpadła, był dla mnie całkowicie niedorzeczny.
Kamila zawsze była rodzinna
Nie zdarzyło mi się narzekać na moją młodszą córkę, Kamilę. Starsza, Martyna, odkąd pamiętam, miała pstro w głowie, ale ona zdawała się bardzo odpowiedzialna. Zawsze kończyła wszystkie sprawy, których się podjęła, troszczyła się o innych, a przy tym bardzo zależało jej na rodzinie. Wspierała każdego z bliskich, kto tego potrzebował, bez jakichś szczególnych nacisków zgłaszała się do pilnowania dzieci dalszych krewnych, chętnie opiekowała się też zwierzętami.
Bardzo mi się podobało, że jest taka empatyczna. Nie dziwiłam się więc wcale, gdy już na pierwszym roku studiów zaczęła mówić o dzieciach i zakładaniu rodziny. Niezwykle poważnie myślała też o wszystkich swoich związkach. Nie wybierała jakichś chłopaków, którzy nie mieli nic w głowie, tylko takich, którzy też myśleli przyszłościowo. Właśnie dlatego zupełnie nie martwiłam się o jej dorosłe, samodzielne życie. W końcu co mogło pójść nie tak?
Byłam przekonana, że Kamila będzie świetną matką, od kiedy tylko obwieściła mi, że będą się z mężem starać o dziecko. Z tym swoim Sebastianem poznali się na studiach i od tamtej pory pozostawali nierozłączni. On wydawał mi się całkiem bystry, a przy tym dość poukładany. Nigdy nie kwestionował chęci Kamili do posiadania dużej rodziny, nie narzekał też na to, że prawdopodobnie szybko przyjdzie mu zostać ojcem.
Kiedy więc brali ślub, widziałam ich podświadomie w tym dużym, czteropokojowym mieszkaniu, które kupiliśmy córce z mężem, razem z gromadką dzieci. Co najmniej trójką. Kamila zawsze mówiła, że chce wesołego domu, pełnego roześmianych dziecięcych głosów. Nie wątpiłam, że doskonale sprawdzi się w macierzyństwie. Nie znałam bardziej cierpliwej osoby od niej, mającej jednocześnie tak genialne podejście do dzieci. Została zresztą psychologiem dziecięcym i świetnie radziła sobie w tej roli.
Tyle tylko, że minął rok, minął drugi, a ciąży jak nie było, tak nie było. Kamila wciąż mówiła o ich staraniach, ale wydawała się lekko przygaszona. Nie naciskałam, bo nie chciałam jej mocniej denerwować, ale zaczęłam się trochę tym wszystkim niepokoić. Zwłaszcza że jak zwykle nikt nic nigdy mi nie mówił.
Z jej Sebastianem było coś nie tak
Kiedy minęło pięć lat od ich ślubu, a dziecko nadal się nie pojawiło, mój niepokój zamienił się w całkiem poważne podejrzenia. Bo moja Kamilka oczywiście przebadała się już dawno temu, żeby sprawdzić, czy nie ma jakiegoś problemu, który uniemożliwiałby jej zajście w ciążę i okazało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tymczasem ten jej Sebastian tylko się obruszył, gdy poprosiła go, by także zrobił sobie badania. Mało tego – podobno nawet się dość mocno obraził.
– Ty nie powinnaś tak tego zostawiać, Kamila – przestrzegłam ją, gdy kiedyś wpadła do nas do domu. – Ja ci mówię: coś jest na rzeczy! Bo gdyby nie było, to czemu tak by się wzbraniał przed tymi badaniami?
Zaczęła mi tłumaczyć, że to dlatego, że on się boi lekarzy i trudno go namówić na jakąkolwiek wizytę, ale ja tam wiedziałam swoje. On musiał mieć coś na sumieniu! Albo zwyczajnie nie chciał dzieci i cały czas torpedował jej starania. Kiedy jednak podzieliłam się moimi podejrzeniami z mężem, popatrzył na mnie z pobłażaniem i stwierdził, że powinnam się zająć swoimi sprawami, a nie wszędzie wietrzyć spiski. Tak, kochałam go, ale nigdy nie był zbyt lotny.
Przez kolejne miesiące prawie nie widywałam mojej córki. Czasem tylko zadzwoniła, by o coś zapytać albo dać znać, że wszystko u niej w porządku. Martwiłam się trochę, bo zawsze miałyśmy ze sobą dobry kontakt, a teraz nagle odnosiłam wrażenie, że stara się unikać mojego towarzystwa. Nie rozumiałam, o co tak dokładnie chodzi. Może bała się kolejnych pytań o ich wspólną przyszłość? A ja chciałam przecież tylko pomóc.
Zastanawiałam się, czy coś się przypadkiem nie popsuło między nią a Sebastianem. W końcu te ich ciągłe niepowodzenia musiały prowadzić do kłótni. Może któraś stała się zbyt gwałtowna i moja córeczka się załamała? Nie miałam pewności i nie chciałam się aż tak mocno wtrącać w to wszystko, więc milczałam. Teraz czuję, że wówczas popełniałam błąd.
Jej pomysł mnie zaskoczył
Zdziwiłam się, gdy któregoś dnia po powrocie z pracy zastałam Kamilę na schodach. Wyraźnie na mnie czekała. Kiedy podeszłam, zerwała się i uśmiechnęła. W jej ruchach dostrzegłam jednak pewną nerwowość. Wpuściłam ją do środka i zaprosiłam do salonu, a potem zaparzyłam nam herbaty. Kiedy nadal nic nie mówiła, sama nie wytrzymałam:
– Co się dzieje? – zapytałam. – Bo coś się dzieje, prawda?
Westchnęła.
– Sebastian w końcu się przebadał – przyznała.
– Wiedziałam! – krzyknęłam triumfalnie. – Jest bezpłodny, tak?
– Nie, to ja jestem bezpłodna, mamo – wymamrotała, unikając mojego wzroku.
Zamurowało mnie.
– Jak to? – nie dowierzałam. – Przecież się badałaś i wszystko było dobrze!
– Wcale się nie badałam! – rzuciła niecierpliwie. – Tak ci powiedziałam, bo potwornie męczyłaś. I to ja nie chciałam iść na te badania, bo podejrzewałam, że coś jest ze mną nie tak. Wolałam się łudzić, żyć jakąś głupią nadzieją… – pociągnęła nosem, a oczy jej się zaszkliły. – No i w końcu Sebastian mnie przekonał. Powiedział, że przejdziemy przez to razem. Że sprawdzimy, w czym problem. – rozpłakała się. – No i sprawdziliśmy.
Długo nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Nie wiedziałam, co mogę jej powiedzieć. Z jednej strony czułam się oszukana, z drugiej nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak ona musi się teraz czuć. Przecież to musiał być ogromny cios – zwłaszcza dla niej, która tak bardzo chciała mieć dzieci!
– Co teraz zrobicie? – spytałam cicho. Bałam się, że Sebastian będzie chciał ją zostawić. Poszukać takiej, która da mu dzieci.
– Znalazłam rozwiązanie – stwierdziła. Spojrzała na mnie i dodała szybko: – Tylko się nie denerwuj.
Pokiwałam głową. Nie rozumiałam, o co jej chodzi. Myślałam, że chce mi powiedzieć o adopcji. A nie było to przecież aż takie straszne. Nieprzewidziane, nietypowe, ale… no cóż, trzeba sobie jakoś radzić. W końcu te dzieci też potrzebują miłości. Zresztą, wiedziałam, że powinnam ją w takiej chwili wspierać, bo pewnie jest załamana.
– Malwina nie chce mieć dzieci – powiedziała. – No i tak… wstępnie rozmawialiśmy z Sebastianem, że… że ona mogłaby zostać moją surogatką.
Nie mogę na to pozwolić
Malwina była bardzo bliską przyjaciółką Kamili. Obie znały się od dzieciństwa i świetnie się dogadywały. Mimo to jej wymysł po prostu nie mieścił mi się w głowie. Nie wiedziałam też dokładnie, jak chcą to zrobić, ale szczerze, nie bardzo mnie to obchodziło.
– Co to za głupie pomysły? – żachnęłam się. Popatrzyłam na jej nagle zalaną łzami twarz. – Są przecież normalne sposoby, adopcje. A ty będziesz jakieś surogatki wymyślać?! No bój się Boga, Kamila!
Nic już wtedy nie powiedziała, ale czułam, że wciąż to rozważa. Jakby było w ogóle co rozważać! Miałam wrażenie, że moja ukochana, porządna córka naraz postradała zmysły.
No i stało się – Kamila poszła do Malwiny, żeby ją prosić o tę chorą przysługę. Nie jestem w stanie pojąć, co ona ma teraz w głowie. Czy to macierzyństwo aż tak ją zaślepiło? Żeby żerować na innej matce? A co, jeśli Malwina się jednak do dziecka przywiąże? Albo po prostu nie zechce go oddać i zniknie z pieniędzmi? Bo przecież Kamila nie chce słyszeć o tym, żeby to odbyło się za darmo.
Nie rozumiem nawet, jak ona mogła w ogóle na coś takiego wpaść. Podejrzewam jednak, że palce maczał w tym Sebastian. On nigdy nie był zbyt ukształtowany moralnie i z wieloma jego decyzjami się nie zgadzałam. Pewnie namieszał jej w głowie, a ona się zgodziła. W każdym razie dołożę wszelkich starań, by jak najszybciej odwieść córkę od tej farsy.
Czytaj także:
„Chciałam dodać pikanterii mojemu małżeństwu. Gorące fotki w skąpej bieliźnie przez pomyłkę wysłałam do kolegi syna”
„Wymyśliłam sprytny plan, który miał nam dać sporo kasy. Przez pazerność mój mąż omal nie został jednorękim bandytą”
„Zakochałam się w ojcu koleżanki syna, a ten nakrył nas w garażu. Były mąż chce mi go odebrać, a syn nie chce mnie znać”