„Od 3 lat, pod nieobecność cnotliwej żony, zapraszam do domu kochankę. Jadźka nigdy się nie zorientowała”

pewny siebie mężczyzna fot. Adobe Stock, gzorgz
„Gdy tylko przekroczyliśmy z Wioletką próg mojego domu, rzuciliśmy się na siebie niczym wygłodniałe zwierzęta. Co to było za zbliżenie! Dopiero ona pokazała mi, co znaczy prawdziwa przyjemność. Oddawaliśmy się igraszkom przez wiele godzin, w tym samym łóżku, w którym wieczorami zasypiałem u boku Jadźki”.
/ 26.01.2024 21:23
pewny siebie mężczyzna fot. Adobe Stock, gzorgz

Ślub z Jadwigą był błędem mojego życia i mówię o tym otwarcie. Gdy się pobieraliśmy, byliśmy zbyt niedojrzali, żeby wiedzieć, czego chcemy od życia. Niestety, w naszej wsi rozwód nadal jest czymś nie do pomyślenia, więc tak trwamy w tej farsie... Chociaż nie męczę się już tak bardzo, odkąd w moim życiu pojawiła się Wioletka.

Zawsze była grzeczna

Jak porządna dziewczyna z katolickiej rodziny, Jadźka była dziewicą, gdy braliśmy ślub. Ja, oczywiście, miałem już jakieś doświadczenia i wiedziałem, co i jak, gdy się żeniłem. Czasem spędzałem upojne chwile za stodołą z dziewczynami z sąsiednich wsi lub z rozwiązłymi córkami rolników.

– Korzystaj z życia, synu, ale zapamiętaj jedno: z takimi to się można zabawić, ale nie żenić – przestrzegał mnie ojciec, gdy przyuważył, że wracam zza stodoły z rozwichrzonymi włosami.  

Wziąłem to sobie do serca i specjalnie na swoją żonę wybrałem właśnie Jadwigę. Niestety, szybko przekonałem się, że „porządna katolicka dziewczyna” to zwyczajna cnotka i nudziara. Nie miała własnego zdania na żaden temat, a w łóżku leżała jak kłoda, choć dwoiłem się i troiłem, żeby sprawić jej przyjemność. Gdy próbowałem porozmawiać z nią na temat naszego pożycia, oblewała się rumieńcem i natychmiast zmieniała temat.

– Jadźka, do cholery, jestem twoim mężem! Z kim masz o tym rozmawiać, jak nie ze mną? – denerwowałem się, gdy kolejne próby nie przynosiły żadnych skutków.

Ale żona była zupełnie niezdolna do przełamania swojej blokady i nadal zachowywała się, jakby seks był dla niej jedynie przykrym obowiązkiem, który musi spełnić.

Straciłem cierpliwość i zdradziłem

Zacząłem szukać ciepła kobiecego ciała poza małżeńskim łożem. Nie jestem z tego wybitnie dumny, ale po prostu nie widziałem już żadnej innej opcji. Większość ludzi pewnie zapytałaby mnie, po co zdradzać żonę i żyć w kłamstwie i nieszczęśliwym małżeństwie, skoro można się po prostu rozwieść? Ano, racja, ale w naszej małej wsi niestety taka opcja nadal jest źle widziana. Można by pomyśleć, że to już XXI wiek i takie rzeczy jak rozwody od dawna nie należą do tematów tabu, a jednak ta wieś to miejsce, w którym czas, w niektórych kwestiach, zatrzymał się ze sto lat temu, jak nie wcześniej...

Pierwsze zdrady miały miejsce z jakimiś przypadkowymi kobietami, poznawanymi w klubach w sąsiednich miasteczkach. Szybko zdałem sobie jednak sprawę z tego, że tego typu przelotnie znajomości nie dają mi satysfakcji. Chciałem kobiety, która naprawdę by mnie adorowała, z którą mógłbym stworzyć intymną relację. Może niektórzy myślą, że facetom zależy tylko na seksie i cielesności, a uczucia nie są dla nich istotne. To nieprawda, choć może to brzmieć kiepsko z ust faceta zdradzającego oziębłą żonę.

W domu czułem się niemęski, zaniedbywany i rozdrażniony. Z Jadźką kłóciłem się coraz częściej, a nasze życie łóżkowe praktycznie zupełnie umarło. Byłem sfrustrowany, nieszczęśliwy i kompletnie pozbawiony nadziei na to, że jeszcze kiedykolwiek czeka mnie coś dobrego w tej kwestii.

Ta kobieta mnie zaintrygowała

Ją również poznałem w klubie, ale od razu wzbudziła moje szczere zainteresowanie. Nie widziałem w niej jedynie szybkiego celu na wieczór. Wypiliśmy razem jednego drinka, a potem kolejnego i nie mogliśmy przestać ze sobą rozmawiać. Ona była tak interesująca!

Nigdy wcześniej nie poznałem tak ciekawej dziewczyny. Była zupełnie inna niż Jadźka – pewna siebie, uśmiechnięta, otwarta, a czasem nawet śmiała... Nie poszedłem z nią do łóżka od razu. Zostawiłem jej swój numer i czekałem na telefon. Gdy kilka dni później zobaczyłem jej numer na wyświetlaczu telefonu, ekscytacja aż ścisnęła mnie w żołądku. Zaproponowała spotkanie w restauracji w sąsiednim mieście. Zgodziłem się, choć wiedziałem, że tak publiczne miejsce jest ryzykowne. Ktoś przecież mógł nas zobaczyć. Obiecałem więc sobie, że nie dopuszczę do niczego więcej niż tylko rozmowa – żeby w razie czego móc wytłumaczyć, że spotkanie z Wioletką było jedynie biznesowe.

Postanowiłem też, że muszę zagrać czysto i powiem jej wprost, że jestem żonaty. Nie mogłem dawać dziewczynie nadziei na poważny związek, gdy w praktyce był on niemożliwy. W życiu nie spodziewałem się jednak, że Wioletka zareaguje w ten sposób.

Ja również mam męża – uśmiechnęła się. – Widzisz, chyba jedziemy na tym samym wózku. To było małżeństwo z rozsądku, ale niestety, zupełnie się nie dogadujemy. On nie jest mną zainteresowany. Nawet nie zwraca na mnie uwagi – westchnęła smutno.

– Niemożliwe. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek mężczyzna mógł nie być tobą zainteresowany – szepnąłem.

Wioletka uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.

– A u ciebie jak?

– No cóż, nieco podobnie. Jadzią zachwycili się moi rodzice, bo taka skromna, posłuszna i cicha. Niestety, przykro mi to mówić, ale jest zwyczajnie nijaka. To osoba, która zginęłaby w tłumie. Nie okazuje mi żadnych uczuć, jest oziębła, cnotliwa... Ech... – westchnąłem.

Wioletka chwyciła mnie za dłoń, a mnie zrobiło się gorąco. Już wiedzieliśmy jak skończy się ta randka

Spotykaliśmy się w domu

Nie zamierzałem jednak zdradzać żony w miejscach publicznych, więc postanowiłem przyprowadzić Wioletkę do domu. Wiedziałem, że wtorki Jadźka spędza praktycznie w całości u swojej siostry, której pomagała z dziećmi. Gdy tylko przekroczyliśmy z Wioletką próg mojego domu, rzuciliśmy się na siebie niczym wygłodniałe zwierzęta. Co to było za zbliżenie! Dopiero ona pokazała mi, co znaczy prawdziwa przyjemność. Oddawaliśmy się igraszkom przez wiele godzin, w tym samym łóżku, w którym wieczorami zasypiałem u boku Jadźki.

Zaczęliśmy spotykać się w każdy wtorek, a z biegiem czasu Wioletka stawała się stałym elementem mojego życia. Stało się to dla mnie drugą rzeczywistością, drugim życiem, które prowadziłem równolegle do tego oficjalnego.

Przez trzy lata nasz sekret nie wyszedł na jaw. Jadźka nadal żyła w przekonaniu, że jesteśmy wiernym sobie małżeństwem, a ja podtrzymywałem iluzję stabilnej rodziny. Z biegiem czasu jednak coraz częściej zadawałem sobie pytanie czy warto trwać w tej kłamliwej rzeczywistości. „Gdyby Wioletka odważyła się odejść od swojego męża, a ja od Jadźki, może mielibyśmy szansę na prawdziwie szczęśliwe małżeństwo? Koniec tych kłamstw, tych tajemnic...”, marzyłem.

Miałem wyrzuty sumienia

Zastanawiałem się, czy warto trzymać się tych przestarzałych zasad, które wpajała nam społeczność, czy czasem nie nadszedł już czas, aby stawić czoło prawdzie. Czułem, że z każdym dniem moje życie staje się coraz bardziej zakłamane i sztuczne.

Pewnego wieczoru spojrzałem Wioletce prosto w oczy i zrozumiałem, że muszę podjąć decyzję. Nie chciałem dłużej trwać w takim układzie. Ukochana była zdumiona.

Przecież mieliśmy umowę. Obydwoje pozostajemy w swoich związkach. Tam jest obowiązek, a tu miłość... – wydukała.

– Kochanie, ja tak nie mogę. Proszę, przemyśl to. Możemy być razem szczęśliwi. Nieważne, co powiedzą krewni, inni ludzie... Ja i tak rozwiodę się z Jadźką, niezależnie od tego, jaką podejmiesz decyzję. Już postanowiłem – oznajmiłem jej.

Byłem pewien swojej obietnicy. Zdecydowałem się stawić czoło konsekwencjom i w końcu zacząć żyć w prawdzie. Zrozumiałem też, że Jadźka, choć jesteśmy totalnie niedobrani, nie zasługuje na takie traktowanie.

Następnego dnia, po długiej i nerwowej rozmowie z żoną, postanowiliśmy zakończyć nasze małżeństwo. Była zrozpaczona. Nie powiedziałem jej o zdradzie, żeby dodatkowo jej nie ranić, ale wiedziałem, że rozstanie to jedyna droga do prawdziwej wolności dla nas obojga.

Niestety, Wioletka nie zdecydowała się odejść od męża. Nadal się spotykamy, ale tym razem to nie ja okłamuję swojego małżonka. Czuję się lekki, wolny i pozbawiony poczucia winy.

Czy mam żal do ukochanej, że nie zdecydowała się postawić wszystkiego na mnie? Nie, nie mogę tego od niej wymagać. To jej decyzja i jej sumienie, a ja nie mogę w nie ingerować. Najważniejsze, że mamy siebie i jesteśmy szczęśliwi, a ja w końcu uwolniłem z małżeńskich kajdan nie tylko siebie, ale też Jadźkę.

Czytaj także: „Jestem babcią na pełen etat. Piorę, sprzątam, gotuję. Jak tak dalej pójdzie, to wnuki zaczną do mnie mówić >>mamo<<”
„Mam 4 rodzeństwa i zero wsparcia rodziny. Kiedyś byłam im potrzebna jako opiekunka, teraz muszę radzić sobie sama”
„Tańczyłam pierwszy taniec, gdy odeszły mi wody. Myślałam tylko o tym, że zrujnowałam własne wesele”

Redakcja poleca

REKLAMA