„Jestem babcią na pełen etat. Piorę, sprzątam, gotuję. Jak tak dalej pójdzie, to wnuki zaczną do mnie mówić >>mamo<<”

Zmęczona babcia fot. iStock by GettyImages, Srdjanns74
„Niedziela zawsze była dniem szczególnym w naszej rodzinie. To wtedy gromadziliśmy się pod jednym dachem, by delektować się domowym rosołkiem. A w tygodniu chciałam pomóc moim ukochanym dzieciom i zaopiekować się wnukami, za którymi przepadałam. Ale niestety czasem mam po prostu dość”.
/ 22.01.2024 08:19
Zmęczona babcia fot. iStock by GettyImages, Srdjanns74

Należę do młodych babć. Gdy urodził się mój pierwszy wnuczek, miałam zaledwie 52 lata. Potem na świecie, obok Antosia, pojawiła się także Anielka, a potem Jagoda. Oczywiście bardzo cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Od zawsze byłam osobą rodzinną, podobnie zresztą jak mój mąż, Witold. Dlatego rolę seniorów rodu przyjęliśmy z godnością i radością. Mieliśmy poczucie, że przed nami nowa niezwykła przygoda.

Niestety jednak, jak to w życiu bywa, wielka szansa zamieniła się w przykre rozczarowanie, A zaczęło się niewinnie.

Na emeryturze wreszcie spełnię swoje marzenie

Pewnego dnia, gdy maluchy już trochę podrosły i posły kolejno do zerówki i drugiej klasy, moja córka, Agnieszka, poprosiła mnie o nieco większą niż zazwyczaj pomoc w opiece nad Antosiem i Anielką.

— Słuchaj, to tylko takie dwa cięższe miesiące. Ja mam remanent w firmie, a Jacek robi nadgodziny. A w szkole chwilowo panuje jakaś epidemia, nie chcemy ryzykować. Trudno będzie nam to wszystko pogodzić. Mogłabyś nas wesprzeć, mamo?

— Ależ oczywiście — ucieszyłam się. — Przecież to sama radość, zajmować się wnuczętami.

Pomyślałam sobie, że na emeryturze wreszcie spełnię swoje marzenie i z radością wezmę na siebie obowiązki opiekuńcze. Czułam, że to moje powołanie. Po latach nudnej i wyczerpującej urzędniczej orki wreszcie odpocznę... Jak bardzo się myliłam.

Ile jeszcze czasu będzie trwał właśnie taki stan...

— Babciu, poczytaj mi bajkę! — wołał Antoś.

— Babciu, a kiedy ten obiad?— wtórowała mu Anielka.

— Babciu, mogę tablet? — kontynuował braciszek.

— A kiedy będzie mama?

Takie pytania, prośby i zażalenia pojawiały się każdego popołudnia. Witold zabierał dzieci na dłuższe spacery, żeby trochę je zmęczyć, a ja w tym czasie gotowałam obiad dla całej wesołej gromady. Ale po południu wszystko zaczynało się od nowa. Krzyki, żądania, spełnianie zachcianek... Każde popołudnie wyglądało podobnie: prośby, pytania i wieczne oczekiwanie na powrót rodziców. Powoli traciłam cierpliwość.

Minęły cztery tygodnie. Poza tym, że wnuki były u mnie praktycznie codziennie, to w weekendy jeszcze nocowały u mnie ze swoją kuzynką, Jagodą. A oczywiście w każdą niedzielę obiad odbywał się także u mnie i męża. Myślałam sobie, ile jeszcze czasu będzie trwał właśnie taki stan... Stawało się to nie do zniesienia. Nawet mimo mojego stosunkowo młodego wieku.

Wysilić się na szczerość

Pewnego wieczoru, kiedy dzieci były zajęte czymś innym, postanowiłam porozmawiać z Witoldem. Usiedliśmy przy stole w ciszy, a ja spojrzałam mu głęboko w oczy.

— Witek, musimy jakoś to uregulować. To staje się dla mnie naprawdę trudne. Potrzebuję oddechu.

Mąż spojrzał na mnie ze zrozumieniem.

— Wiem, kochanie. Te ostatnie tygodnie były intensywne, ale przecież kochasz to wszystko, prawda?

Kiwnęłam głową, ale jednocześnie poczułam, że muszę wysilić się na szczerość.

— Oczywiście, kocham nasze wnuki, ale to jest dla mnie za wiele. Chcę, żebyśmy znaleźli sposób, żeby to wszystko było bardziej zrównoważone.

Witold się zastanowił przez chwilę, po czym powiedział:

— Może warto ustalić jakiś harmonogram. Albo może czasem warto odpuścić nocowanie w weekendy?

To brzmiało jak rozsądny pomysł. Zaczęliśmy planować zmiany, które przyniosłyby trochę ulgi. Postanowiliśmy zorganizować rodzinne spotkania w sposób bardziej równomierny, by każdy mógł mieć chwilę spokoju. Ustaliliśmy, że raz na jakiś czas zrobimy sobie również dzień bez zobowiązań. Ale gdy moje dzieci po raz kolejny zaczęły namawiać mnie do większego zaangażowania, po prostu nie wytrzymałam.

Muszę wyjaśnić, jak bardzo jestem zmęczona

W końcu nadszedł moment, gdy postanowiłam porozmawiać z moimi dziećmi o całej sytuacji. Wiedziałam, że muszę wyjaśnić, jak bardzo jestem zmęczona, pomimo że kocham moje wnuki nad życie. Pewnego wieczora, gdy Witold zabrał dzieci na wieczorny spacer, zasiadłam z Agnieszką i Jackiem do poważnej rozmowy.

— Dzieci, muszę z wami o czymś powiedzieć. To nie jest łatwe, ale czuję, że muszę to poruszyć — zaczęłam niepewnie.

— Co się dzieje, mamo? Czy z dziećmi wszystko w porządku? — zaniepokoiła się Agnieszka.

— Och, z wnukami wszystko w porządku, ale chodzi o mnie. Muszę przyznać, że ostatnie tygodnie były dla mnie naprawdę trudne. Przejęłam się opieką nad Antosiem, Anielką i Jagodą, ale teraz czuję się, jakby to była ciągła harówka. Nie ukrywam, że czasem mam dość. Że czasem... to bardziej wycieńczające niż te moje 30 lat w urzędzie.

Agnieszka i Jacek spojrzeli na siebie z lekkim zdziwieniem. Po chwili przerwała ciszę moja córka.

— Mamo, ale przecież zawsze mówiłaś, jak bardzo kochasz spędzać czas z wnukami. To było twoje małe marzenie.

— O tak, kocham ich nad życie, ale nie przewidziałam, jak bardzo to będzie wymagające. Nie chodzi o to, żebyście mieli poczucie winy, ale muszę wam powiedzieć, że potrzebuję trochę oddechu. Przez te ostatnie tygodnie nie miałam chwili dla siebie, a moje siły zaczynają się wyczerpywać. Witold też pomaga, ale obiadu nie przygotuje, prawda? Lekcji też z nimi nie odrobi.

Spoglądałam na moje dzieci, starając się przekazać im swoje uczucia. Jacek zerknął na Agnieszkę, a potem znów na mnie.

— Mamo, szczerze mówiąc, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to dla ciebie takie obciążające. Myśleliśmy, że to dla ciebie przyjemność, a nie ciężka praca. Przepraszamy.

— Nie macie za co przepraszać. To ja nie wyraziłam od razu swoich potrzeb. Ale teraz chciałam, żebyście zrozumieli, że potrzebuję trochę czasu dla siebie. Nie rezygnuję z roli babci, ale muszę znaleźć równowagę.

Agnieszka skinęła głową, a Jacek uśmiechnął się nieśmiało.

— Oczywiście, mamo. Rozumiemy. Może powinniśmy ustalić jakiś plan, żebyśmy wszyscy mieli trochę oddechu. Może kolejne weekendy mogą być bez nocowania, a ty będziesz miała czas dla siebie?

Te słowa od razu poprawiły mi nastrój. Zobaczyłam, że moje dzieci są gotowe do współpracy i rozumiały, co przeżywam.

— To świetny pomysł. Wspólnie możemy znaleźć rozwiązanie, które będzie dobre dla nas wszystkich. Dziękuję wam za zrozumienie — powiedziałam uśmiechając się.

Trochę zmieniło się na lepsze. A ja po raz kolejny przekonałam się o tym, jak ważna jest rozmowa i mówienie o swoich potrzebach. Niezależnie od wieku i roli społecznej, jaką się odgrywa.

Czytaj także:
„Mąż widzi we mnie tylko krągłą emerytkę, a nie kobietę. Mnie się marzą harce na wersalce, a ten stary piernik mi odmawia”
„Mój mąż nie pilnował rozporka i zrobił dziecko kochance. Nieodpowiedzialna bździągwa chce je oddać. Wezmę je do siebie”
„Synowa żyje jak pączek w maśle. Wyłudza zasiłki na dzieci, nie pracuje, a ze mnie robi darmową opiekunkę”

Redakcja poleca

REKLAMA