„Od 20 lat pudruję siniaki i pozwalam sobą pomiatać. Żałuję, że nie uciekłam od męża od razu po ślubie”

kobieta w depresji fot. Getty Images, Johner Images
„Nasze wspólne życie i małżeństwo było jak film, w którym grałam niemą rolę. Ten epizod z dzieckiem był jedynym, kiedy przeciwstawiłam się mężowi. W kolejnych latach znosiłam po cichu jego obelgi, ciosy i kary. Niczym lwica broniłam tylko swojego synka”.
/ 27.03.2024 20:30
kobieta w depresji fot. Getty Images, Johner Images

Jak się żyje z mężem, który pije i bije? Ja nauczyłam się rozpoznawać sygnały i reagować zawczasu na tyle, ile mogłam. Gdy kolejna awantura wisiała w powietrzu, szybko zamykałam okna i zaciągałam zasłony. Nie chciałam, żeby ktokolwiek cokolwiek słyszał.

Uciszałam dziecko, które od razu zaczynało płakać, bo wiedziałam, że płacz jeszcze bardziej wkurzy męża. Zamykałam je w pokoju, by nie oberwało. Byłam dla niego tarczą ochronną i brałam wszystkie ciosy na siebie. Wiedziałam, że w końcu się zmęczy i da nam spokój, aż do kolejnego razu.

W takich chwilach zawsze miałam gdzieś z tyłu głowy myśl, by złapać za coś twardego w zasięgu ręki, np. wazon i uderzyć Rafała tak, by miał nauczkę. Podczas awantur w kuchni wielokrotnie chciałam mu sypnąć czymś w oczy, ale paraliżował mnie strach. Bałam się, że go rozjuszę i będzie jeszcze gorzej.

Byłam zakochana i głupia

Pierwszy akt agresji Rafał zauważyłam tuż po naszym ślubie. Byłam zaskoczona i przerażona, bo nie znałam go takiego. Zachowywał się jak niespełna rozumu. Nie uderzył mnie, ale wpadł w niespodziewaną furię i wykrzykiwał, że rozprawi się z każdym facetem, który będzie się chciał do mnie zbliżyć. Krzyczał, że najchętniej zamknąłby mnie w klatce. Byłam w szoku.

Dlaczego wtedy nie uciekłam? Nie wiem tego do dziś. Zapewne byłam zaślepiona miłością. W końcu spełniłam swoje marzenie i wyszłam za mąż, a ślub był jak z bajki. Miałam zresztą poważniejszy argument – byłam w ciąży. Na szczęście, brzuch był ledwo widoczny, więc nikt się nie domyślił.

Pamiętam, że prosiłam Rafała, żeby uważał z piciem na weselu. Nie chciałam żadnych awantur. Był w tak dobrym nastroju, że rzucił kiepskim żartem:

Nie zajrzę do kieliszka nawet przez rok, jeśli tylko pocałujesz mężusia w każdy paluszek jak dobra żona.

To było poniżające, ale potraktowałam to w kategoriach zabawy. Nie sądziłam, że kilka miesięcy później będę się poniżać w inny sposób, by mieć odrobinę spokoju.

Broniłam synka

Gdy urodziło nam się dziecko, Rafał tak świętował, że pił nieustannie przez prawie 2 tygodnie. Którego razu wstrzymałam oddech, gdy wyszła z łazienki, a on podpity podrzucał naszym dzieckiem do góry jak jakąś szmacianą lalką. Wyrwałam mu synka z rąk i uderzyłam go w policzek za to, że naraził go na niebezpieczeństwo. Oddał mi tak, że przez miesiąc pudrowałam siniaki.

Nasze wspólne życie i małżeństwo było jak film, w którym grałam niemą rolę. Ten epizod z dzieckiem był jedynym, kiedy przeciwstawiłam się mężowi. W kolejnych latach znosiłam jego obelgi, ciosy i kary. Milczałam i nie odważyłam się prosić nikogo o pomoc, choć jej potrzebowałam. Niczym lwica broniłam tylko swojego synka. Naiwnie myślałam, że dobrze się maskuję.

Nikt nie znał prawdy

– Nie rozumiem, czemu go nie rzucisz? – pytała siostra.

Wtórowali jej też inni członkowie rodziny zarówno mojej, jak i ze strony męża, bo przez lata zdążyli się napatrzeć, jak potrafi mnie traktować na rodzinnych uroczystościach. To był jednak tylko kawałek naszego życia. Gdyby znali prawdę, jaką gehennę potrafi urządzić za zamkniętymi drzwiami, być może już dawno zabraliby mnie od niego siłą. Ale ja się nie skarżyłam. Bałam się, że jeśli Rafał się dowie, skrzywdzi nie tylko mnie, ale też syna.

Przez lata żyłam jak na huśtawce. Po tych pijackich przyszły ciut lepsze, kiedy Rafał znalazł lepiej płatną pracę i odbiliśmy się finansowo. Wtedy trochę nawet wierzyłam, że coś zmieniło się na lepsze.
Były okresy, gdy nie pił. Wtedy był naprawdę dobrym mężem i ojcem. Łudziłam się, że może poszedł po rozum do głowy i wyjdziemy na prostą. Byłam skłonna mu wybaczyć, aż znowu stoczył się na dno. Ratunku dla niego i dla nas jako rodziny szukałam u Boga. Modliłam się codziennie o cud i o to, by Bóg go naprostował. Nic takiego się jednak nie działo.

Nasz syn dorósł i zaraz po maturze wyprowadził się z domu. Nie dziwię się mu, że uciekł z tego piekła. Trzymam kciuki, by miał lepsze życie i założył normalną rodzinę.

Poczułam się głupio

Jakiś czas temu spotkałam starą koleżankę. Najpierw mnie nie poznała, a gdy poszłyśmy na kawę, szczerze powiedziała mi, że wyglądam brzydko i staro. Po prostu jak wrak człowieka. Powiedziałam jej tylko, że miałam ciężkie życie, nie wdając się w szczegóły. Gdy wróciłam do domu, po raz pierwszy od dawna spojrzałam na siebie w lustrze i rozpłakałam się.

Ona miała rację. Miałam 45 lat, a wyglądałam na 15 więcej. Moją twarz pokrywała sieć zmarszczek, a ciemny ubiór tylko to wszystko podkreślał. Wyglądałam i czułam się fatalnie. Chciałam zniknąć. Żeby odgonić te myśli, zajęłam się sprzątaniem. Z zapałem szorowałam wszystko, co się dało, by Rafał był zadowolony. Czasem robił mi tzw. test białej rękawiczki, a potem karał, gdy uznał, że gdzieś jest choćby trochę brudno.

Nauczyłam się funkcjonować

Nikt nie wie, że w nocy nie zakładam piżamy, tylko śpię  w ubraniu, żeby móc w każdej chwili uciec z domu. Śpię, jak zając na miedzy. Zawsze czujnie w obawie przed zagrożeniem, które czai się za rogiem. Rygluję drzwi od sypialni, ale gdyby Rafał chciał, mógłby je sforsować w mig. Schodzę mu z drogi i zgadzam się na wszystko. Jemy tylko to, co on lubi. Oglądamy tylko jego ulubione programy i chodzimy tylko tam, gdzie on chce. Nie mam prawa głosu.

Lekarz ostatnio stwierdził u mnie ciężką nerwicę i depresję. Jakoś mnie to wcale nie zdziwiło. To cena, jaką przyszło mi zapłacić za te lata pomiatania i brutalnych ataków.

Kilka dni temu jakiś obcy facet krzyknął na mnie w tramwaju:

– Gdzie się pchasz głupia babo!

A ja zamiast mu odpyskować, skuliłam ramiona i jeszcze wymamrotałam przeprosiny. Znów chciałam zniknąć.  Taką kobietę zrobił ze mnie mój własny mąż.

Gdy wróciłam do domu, spał na fotelu, a w powietrzu było czuć alkohol. Nic nowego. Ściągnęłam płaszcz i popatrzyłam na wazon stojący na komodzie. Być może nadszedł czas, że po 20 latach w końcu zrobię z niego użytek. Muszę się tylko odważyć.

Czytaj także: „Zakochałem się w stażystce, a ona ze mnie zakpiła. Byłem dla niej trofeum, którym mogła się chwalić koleżankom”
„Koleżanki z pracy namawiały mnie, żebym zaszła w ciążę. Musiałam tylko znaleźć kandydata na tatusia”
„Mąż nalega na przeprowadzkę do teściów. Nie mam ochoty zostać ich opiekunką po tym, jak mnie potraktowali”
 

Redakcja poleca

REKLAMA