Nigdy w życiu jakoś nie było mi po drodze z facetami. Owszem, z kilkoma z nich dogadywałam się całkiem nieźle i nie zdarzały mi się żadne problemy natury towarzyskiej, ale jakoś nie miałam dłuższego związku. Było tam coś przelotnego, coś, co nie miało żadnego znaczenia ani dla mnie, ani dla tych moich niby partnerów. Koledzy zresztą zwykle mnie cenili, ale raczej nie patrzyli na mnie jak na materiał na fajną dziewczynę czy żonę.
Nie przeszkadzało mi to. Uważałam, że będzie jak będzie i nie mam się co spieszyć. Zresztą, takie życie w pojedynkę mi pasowało. Bo to nie tak, że będąc singielką, czułam się samotna. Miałam sporo znajomych, kilka bliższych przyjaciółek, no i całkiem nieźle dogadywałam się z koleżankami z pracy. Często wychodziłam na jakieś spotkania, kolacje czy przyjęcia w większym gronie. Nie widziałam też niczego złego w siedzeniu w domu, czytaniu książek i przeglądaniu Internetu. Lubiłam ciszę i spokój. I przez większą część czasu nie miałam ochoty niczego zmieniać.
Czasem myślałam o dziecku
Niekiedy jednak nawiedzały mnie dziwne myśli. Kiedy na ulicy widziałam matki z dziećmi, gdzieś tam w środku odczuwałam lekkie ukłucie żalu. Uważałam, że maluchy słodko gaworzące w wózkach czy te trochę starsze, korzystające z uroku placów zabaw, to prawdziwy skarb. Jednocześnie trochę żałowałam, że raczej nie zanosi się na to, bym miała kiedykolwiek doświadczyć takiej niesamowitej bliskości, jakiej doświadczają matki ze swoimi dziećmi.
Nie byłam pewna, czy nadawałabym się na matkę. Lubiłam dzieci, parę razy opiekowałam się synkiem siostry, ale… nie miałam pojęcia, czy bym sobie poradziła. Czy znalazłabym w sobie tyle cierpliwości i czy umiałabym wychować takiego małego człowieka, a potem odpowiednio wprowadzić w dorosłe życie.
– Bycie mamą to harówka – stwierdziła moja siostra, gdy przyznałam jej się do tych chwilowych przebłysków potrzeby spełniania się w roli matki. – I to na pełen etat. Zdecydowanie nie polecam się w to pakować.
Wiedziałam, że tylko tak mówi. Za swojego Miłoszka byłaby w stanie oddać wszystko. A wychowywała go sama, bo mąż ją zostawił, kiedy nagle uznał, że nie chce mieć dzieci. Tym bardziej nie rozumiałam, czemu mnie zniechęca. Czy jej zdaniem aż tak bardzo nie potrafiłam się odnaleźć we współczesnej rzeczywistości?
Koleżanki mnie zmotywowały
O swoim wewnętrznym pragnieniu postanowiłam kiedyś przy okazji wygadać się koleżankom z pracy.
– Wiecie, czasem myślę, że chciałabym mieć dziecko – przyznałam się.
– No, to co stoi na przeszkodzie? – spytała Kinga, ta z nas, która zawsze była najbardziej wygadana i stanowcza. – Dawaj, Beata!
Popatrzyłam na nią w zdumieniu.
– No przecież wiesz, że nie mam faceta – stwierdziłam trochę oburzona. – Samej to tak dość trudno…
– Nie musisz się przecież od razu hajtać, żeby mieć dziecko – przerwała mi zniecierpliwiona. – Wyrwiesz jakiegoś na chwilę i załatwione. Nawet nie musisz mu się tym chwalić.
– No pewnie – poparła ją Anka. – Faceci to i tak zwykle uciekają na samą wieść.
– Nie masz nawet, co się zastanawiać – zawtórowała im Ulka. – Będziesz świetną matką!
– A zresztą wiesz... – Kinga puściła mi oko. – My, kobiety, jeśli czegoś chcemy, musimy same o to zadbać. Tak to już jest w tym naszym ponurym świecie. Więc do dzieła! Realizuj to swoje marzenie.
Coś w tym było. Skoro chciałam dziecka, dlaczego miałabym z niego rezygnować tylko dlatego, że byłam singielką? Koleżanki miały rację. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i znaleźć mężczyznę, który trochę by mi w tym pomógł. Oczywiście, nieświadomie. Zresztą, który przygodny facet chciałby zostawać tatusiem?
Szybko poszło
Z początku trochę się wahałam. Nigdy dotąd nie wybierałam się wieczorem do baru bez towarzystwa. Zawsze były obok mnie koleżanki, ewentualnie szłam z kolegami, ale z żadnym z nich nie mogłabym przecież próbować szczęścia, bo chyba spaliłabym się ze wstydu. Zresztą, jak niby potem utrzymałabym ciążę w tajemnicy? Kiedy jednak znalazłam się już na miejscu, wróciła moja wrodzona pewność siebie. W końcu zawsze dobrze się czułam wśród ludzi – wtedy musiałam to tylko właściwie wykorzystać.
I udało się. Już po 15 minutach przysiadł się do mnie nieznajomy facet. Wysoki szatyn o burzy kręconych włosów, które sterczały we wszystkie strony, był na swój sposób nawet uroczy. I atrakcyjny, choć zdecydowanie dzięki chłopięcemu urokowi. Przedstawił się jako Kacper. Zdziwiłam się, gdy wyszło, że jest moim rówieśnikiem – obstawiałam, że ma co najmniej ze dwa, trzy lata mniej. Tak młodo wyglądał.
Zaczęło się od rozmowy. Miłej, przyjemnej, bez żadnej spiny, której tak się bałam, gdy wychodziłam z domu. Gadaliśmy jak starzy dobrzy przyjaciele i świetnie się rozumieliśmy. On nawet zdawał się czasem czytać mi w myślach. Oboje trochę przesadziliśmy z alkoholem i już tej nocy wylądowaliśmy w hotelu, ale o to mi przecież chodziło.
Dziwnie się czułam
Rano obudziłam się z bólem głowy, totalnie oszołomiona zdarzeniami z nocy. Kiedy zorientowałam się, że Kacpra już nie ma, niespodziewanie poczułam lekki zawód. A przecież mieliśmy się już więcej nie spotkać – na co ja w ogóle liczyłam? Po takiej znajomości? Na stoliku znalazłam karteczkę.
„Przepraszam, musiałem lecieć do pracy. W razie czego, zostawiam Ci swój numer”.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale przepisałam numer na swój telefon, a potem wysłałam SMS-a:
„Nic się nie stało. Dzięki za miły wieczór”.
„Głupia” – wyzywałam się w myślach, zbierając się do opuszczenia pokoju. – „Po co do niego napisałaś? Miałaś go zostawić w spokoju”.
Na szczęście, tego dnia nie pracowałam, więc mogłam się spokojnie zaszyć w domu i odreagować. Zrobiłam sobie mocną herbatę, nakryłam się kocem i próbowałam czytać, co nie bardzo mi wychodziło. Spędziłam tak kilka godzin, trochę drzemiąc, a trochę zerkając do książki, nim zadzwonił mój telefon.
Kacper zaskoczył mnie dojrzałością
Na ekranie wyświetlał się nieznany numer, ale jednak odebrałam. Okazało się, że to Kacper, który upierał się, że musi ze mną jak najszybciej porozmawiać. Ale chciał się spotkać. Najlepiej już, natychmiast, jeśli mam możliwość. A ja, zamiast mu odmówić, jak napalona nastolatka zaprosiłam go do siebie do domu. Podałam mu adres!
Nim się zjawił, zdążyłam się chociaż przebrać i doprowadzić do porządku. Cały czas natomiast zachodziłam w głowę, czego ten Kacper może chcieć…
– Beata, ja przepraszam, że tak nagle, bez zapowiedzi… – mamrotał, gdy w końcu stanął na moim progu.
– No dobrze, dobrze. Wejdź.
– Bo widzisz, ja… to nie tak, że idę do łóżka na pierwszej randce. – Ze zdumieniem odkryłam, że trochę się zarumienił. – Ale z tobą to samo tak jakoś wyszło…
– Ok, nie musisz się przecież tłumaczyć. – Też pierwszy raz w życiu czułam się jakaś skrępowana. – Jesteśmy dorośli...
– No tak, ale pewnie masz mnie za jakiegoś niedojrzałego facecika. – Skrzywił się ze złością. – A ja… ja chciałem się dowiedzieć, czy moglibyśmy spróbować jeszcze raz?
Zamrugałam.
– Jeszcze raz?
Popatrzył mi w oczy.
– Podobasz mi się, Beata – powiedział poważnie. – I bardzo, bardzo bym chciał, żeby coś z tego było. A jeśli się okaże, że to radośnie zepsułem tym swoim falstartem, to nigdy sobie tego nie wybaczę.
Będę miała rodzinę
Właśnie minęło pół roku, odkąd jesteśmy razem. No, nie tak to miało do końca wyglądać. To znaczy tak – udało się: jestem w ciąży. To będzie chłopiec. Urodzi się za 4 miesiące. Można powiedzieć, że dopięłam swego, ale nie czekam sama na synka . Bo Kacper też nie może się doczekać. Swoją drogą, strasznie jest uparty. I nie rezygnuje tak łatwo.
Nie spodziewałam się zupełnie, że zwiążę się z przypadkowym facetem. Że los pchnie mnie akurat w ramiona, a może raczej do łóżka kogoś tak fajnego. Bo jestem pewna, że Kacper będzie dobrym ojcem. Zwłaszcza że cieszy się wszystkim jak dziecko i wspiera mnie na każdym kroku.
Czytaj także: „Do sanatorium wysłałam mamę, a wróciła obca kobieta. W głowie ma teraz potańcówki i flirty”
„Sąsiadce słoma wystawała z butów, a chciała być damą jak ja. Oprócz stylu chciała mi ukraść też męża i córkę” „Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”