Tym razem się nie spisałem, doskonale o tym wiedziałem. Po prostu nie dałem rady i koniec, nic nie pomogło. Pewnie dlatego, że miałem już tego wszystkiego serdecznie dość, tak, że chciało mi się wyć!
– No, nie wiem – powiedziała Renata. To znaczy dla mnie nieodmiennie „pani Renata”. Tak kazała do siebie mówić, ewidentnie kręciło ją to, że nie jesteśmy po imieniu, mimo tylu intymnych zbliżeń. – Naprawdę nie wiem, czy zasłużyłeś na swoje wynagrodzenie.
– Zdarza się tak czasem – mruknąłem nieco zawstydzony. – Widocznie mam gorszy dzień.
Coś się we mnie zmieniło
Usiadła na łóżku, spojrzała na mnie z góry. To też lubiła – górować nade mną, uświadamiać mi, że jestem tylko zabawką, narzędziem do zaspokajania jej kaprysów, a nie człowiekiem. Co gorsza, dręczyło mnie poczucie, że racja jest w tym przypadku po jej stronie. Niewiele miałem do powiedzenia w tym całym układzie.
– Gorszy dzień? – wysoko uniosła cienko wyskubane brwi. Ich widok też dzisiaj sprawiał, że odchodziła mi ochota na wszystko. Wyglądała jak wiecznie zdziwiona chińska lalka. – Ty nie masz prawa do gorszych dni, chłopcze. Nie za to płacę, żeby wysłuchiwać jęków impotenta. Gdybym chciała słuchać takich rzeczy, nie kopnęłabym w tyłek męża.
W tej chwili niezmiernie współczułem mężczyźnie, który spędził kilka długich lat z tą cholerą pod jednym dachem. Poza tym wiedziałem z innych jej opowieści, jak to było z jej małżeństwem. Facet wolał odejść z niczym, dał się oskubać do ostatniego grosza, żeby tylko rozstać się z tą zołzą.
To znaczy, żeby być uczciwym, Renata mogła się podobać. Mimo swojego wieku trzymała się nieźle. Patrząc na jej ciało, nigdy bym nie powiedział, że jest po sześćdziesiątce. Tylko wolałbym, żeby nie botoksowała sobie twarzy, lepiej by wyglądała z naturalnymi zmarszczkami. Ale nigdy bym się nie odważył czegoś tej kobiecie sugerować. Była apodyktyczna i naprawdę widziała we mnie tylko przedmiot.
– Słodziutki jesteś – mawiała podczas chyba każdego naszego spotkania. – Mój pieseczek i koteczek. Postawiłabym cię na biurku razem z innymi figurkami i codziennie pieściła.
Na ogół mi to nie przeszkadzało, jednak w ostatnim czasie zaszło w moim życiu coś, co sprawiło, że straciłem serce do tej pracy. Dzisiaj nie byłem dla niej słodziutki. Bardzo mocno rozczarowałem swoją panią.
– Dostaniesz tylko za taksówkę – powiedziała. – Następnym razem, jeśli się sprawisz, może ci coś dopłacę. Postaraj się. Twój mały przyjaciel ma wreszcie stanąć na wysokości zadania. I słowo stanąć jest tutaj kluczowe, chłopaczku! – dodała kpiąco.
Krew uderzyła mi do głowy. Nieraz czułem się upokarzany przez klientki, ale znosiłem to. W końcu miały prawo do swoich wymagań i kaprysów. Ale tym razem nie wytrzymałem.
– A ty myślisz, że kim jesteś? – wysyczałem, zrywając się na równe nogi. Pewnie powinienem czuć się zawstydzony, robiąc awanturę nago, ale byłem zbyt wściekły, żeby o tym myśleć. – Afrodytą z morskiej piany?! Starą babą jesteś! Dobrze utrzymaną, ale starą babą! Wiesz, ile tabletek muszę się nałykać, żeby cię obsłużyć?!
Poczerwieniała z wściekłości, ale opanowała się, nie zaczęła wrzeszczeć.
– Nie ciekawi mnie, co łykasz na pobudzenie i ile – powiedziała lodowatym tonem. – Ale raczej już nie będziesz musiał. Wynoś się, więcej nie chcę cię widzieć!
Zawsze lubiłem starsze kobiety
Wracając do domu, przełykałem gorzką gulę w gardle. Napłynęły wspomnienia, jak to wszystko się zaczęło. Cóż, zawsze czułem ogromny pociąg do starszych kobiet. O wiele starszych ode mnie.
W czasach, kiedy koledzy uganiali się za rówieśniczkami, ja oglądałem się za paniami po czterdziestce. Nic na to nie poradzę, że właśnie one sprawiały, iż czułem to, co się nazywa motylami w brzuchu.
Ale młodemu chłopcu wcale nie tak łatwo poderwać taką dojrzałą, atrakcyjną panią, wbrew temu, co się czasem mówi i na przekór opowieściom różnych casanovów. Nie będę ukrywać, że poszedłem po linii najmniejszego oporu, zacząłem szukać ogłoszeń prostytutek, wynajdując właśnie te starsze.
Przez jakiś czas wydawałem całkiem sporo na takie uciechy, nieraz nawet głodując, bo portfel studenta ma bardzo płytkie dno. Lecz pewnego dnia kliknąłem coś nie tak na stronie z ofertami i zobaczyłem anonse mężczyzn. I tak się zdarzyło na dodatek, że pierwszy z brzegu ogłaszał chęć spotykania się z paniami mocno dojrzałymi. Takich treści było dużo więcej.
Co tam, pomyślałem, przecież nic nie szkodzi spróbować. Zrobiłem sobie parę zdjęć podkreślających moją urodę i tak zwane wyposażenie, po czym napisałem tekst podobny do tych, które sam przeczytałem, cennik też dałem identyczny. Kusiło mnie, żeby uatrakcyjnić ofertę, obniżając ceny, przecież w końcu nie chciałem w ten sposób zarabiać na życie, tylko się zabawić. Doszedłem jednak do wniosku, że to mogłoby paradoksalnie właśnie zniechęcać, bo od razu pojawią się podejrzenia, że coś jest ze mną nie tak, skoro nisko się cenię.
Szczerze mówiąc, nie przypuszczałem, że w ogóle ktoś zadzwoni, i nawet zapomniałem o anonsie. Dlatego byłem mocno zaskoczony, kiedy któregoś popołudnia zaśpiewała komórka i odezwał się miły kobiecy głos. Najpierw coś dukałem, ale potem wziąłem się w garść i umówiłem się na spotkanie za dwie godziny.
Miałem tremę, ale opanowało mnie też radosne podniecenie. Mogę przysiąc, że nie myślałem o pieniądzach, postanowiłem nawet, że jeśli wszystko pójdzie jak trzeba, nie wezmę zapłaty. Przecież nie jestem prostytutką!
Kobieta przyjęła mnie w eleganckim kostiumie, w szpilkach… Wyglądała zabójczo. Nie wiem, ile mogła mieć lat, na pewno była po pięćdziesiątce. A to mnie nieziemsko podkręciło. W dodatku było wspaniale! Po wszystkim kobieta westchnęła głęboko i powiedziała:
– Kochasz się z takim zapałem, jakbyś się we mnie naprawdę zakochał.
– Kto wie? – roześmiałem się. Chętnie bym u niej został na noc. Zacząłem coś o tym napomykać, ale ostudziła moje zapały.
– Dobrze, dobrze. Za godzinę wychodzę na kolację biznesową, więc się zbieraj, kotku.
Poszedłem wziąć szybki prysznic, a kiedy wróciłem po ubranie, na poduszce leżały banknoty. Było ich trzy razy więcej, niż wpisałem w anonsie. W pierwszej chwili zamierzałem pogardzić honorarium, ale kiedy pomyślałem, że na taką kasę muszę się natyrać w knajpie praktycznie w każdy weekend, wziąłem pieniądze.
Prawdę mówiąc, źle się z tym czułem, obawiałem się spojrzeć w oczy kobiecie… teraz już właściwie klientce, ale ona zachowywała się jak gdyby nigdy nic. Pożegnała się ze mną długim buziakiem i zapowiedziała, że niebawem znów zadzwoni.
A potem telefon odzywał się coraz częściej, obsługiwałem kolejne mniej lub bardziej majętne starsze panie. Potem się zorientowałem, że przynajmniej niektóre z nich przekazywały sobie o mnie informacje i polecały moje usługi.
Oczywiście studia mocno zaniedbałem… Po co się męczyć, skoro w ciągu kilku wizyt mogłem zarobić średnią krajową, a w miesiąc wyciągałem naprawdę sporo.
I tak sobie żyłem jak pączek w maśle. Do czasu
Dopadli mnie Tamtego feralnego dnia wracałem właśnie od tej, która zatrudniła mnie jako pierwsza…Zajechałem pod blok, w którym wynajmowałem mieszkanie – tak, dorobiłem się całkiem przyzwoitego samochodu po ledwie pół roku pracy!
Cios w brzuch odebrał mi oddech. Nie zauważyłem zupełnie, kiedy ten goryl podszedł. Czekał pewnie w wieczornym mroku, w głębokim cieniu przy śmietniku. Zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, oberwałem drugi raz, w nerki. Wyprostowało mnie od razu, a ból odebrał możliwość mowy. Nie byłem w stanie krzyknąć, po prostu się dusiłem. A osiłek znów mnie trzepnął, tym razem w splot słoneczny, ale nie na tyle mocno, żebym się przewrócił.
Wtedy pojawił się Helek. Nie mam pojęcia, jak ma na imię, znam tylko tę głupią i śmieszną ksywę. Śmieszną zresztą tylko dla kogoś, kto się z nim nie zetknął. Mnie wtedy do śmiechu nie było na pewno.
– Będziesz pracował dla mnie – oznajmił.
– Co? – wykrztusiłem z trudem, wytrzeszczając na niego oczy. – Jak pracował?
– Tak jak teraz – wzruszył ramionami. – Będziesz się dalej puszczał za pieniądze, ale połowę oddajesz mnie. A ja w zamian załatwię ci dziane cizie i ochronę.
Wreszcie do mnie dotarło. Ten bandzior traktował mnie jak jakąś dziwkę, a ja przecież zarabiałem tylko przy okazji, spełniając swoje fantazje. Przynajmniej tak lubiłem wciąż o tym myśleć, choć fakty były inne.
– Nie ma mowy – powiedziałem i natychmiast zobaczyłem pięść przed samą twarzą.
– Nie po gębie! – upomniał goryla Helek i zwrócił się do mnie. – Czacha jest nowy, nie wie, że panienki bije się po buźce, tylko jeśli są bardzo niegrzeczne albo już niepotrzebne. A teraz posłuchaj, zdziro. Koniec chodzenia bez powrozu, koniec grymaszenia przy wyborze towaru. Od dzisiaj przejmuję wszystkie twoje kontakty, a jak się nie podoba, możesz skończyć w Wiśle. Jak Wanda, co nie chciała Niemca – dodał.
Od tamtej pory mogłem się poczuć jak prawdziwa męska prostytutka. Oczywiście próbowałem się buntować, urwać z łańcucha, ale efekt był taki, że dwa razy obudziłem się z potwornie obolałymi żebrami, a raz nawet przez parę dni plułem krwią. Mój opiekun wiedział, jak sobie radzić z krnąbrnymi podopiecznymi.
Pani Renatka się poskarżyła
Przed domem otrząsnąłem się ze wspomnień. Cóż, może dobrze się stało, jak się stało. Coraz mniej podobało mi się obsługiwanie pań, coraz częściej rzeczywiście musiałem zażyć jakiś pobudzacz, żeby wykonać pracę. Ale koniec z tym! Czeka mnie nowa droga życia, pora rzucić żałosny proceder. W zasadzie już dziś nie powinienem brać zlecenia. Muszę powiedzieć Helkowi, że się wycofuję.
Oczywiście znów mnie zaskoczyli. Kiedy tylko przekręciłem klucz w zamku i nacisnąłem klamkę, wyrósł obok mnie niski, szeroki w barach koleś. Wprawnym ruchem wepchnął mnie do środka tak mocno, że uderzyłem we framugę drzwi prowadzących do salonu i upadłem zamroczony. Po chwili poczułem, że dźwiga mnie w górę jakaś siła, po czym znów ciska moim bezwładnym ciałem. Tym razem jednak lądowanie było miękkie. Kiedy doszedłem do siebie, zobaczyłem rozwalonego na kanapie Helka. Jego pomagier stał nade mną.
– Pani Renatka skarżyła się na ciebie – powiedział spokojnie alfons. – Byłeś niegrzeczny, w dodatku niegrzeczny w sposób, którego ona nie lubi. Obiecałem, że ją przeprosisz i poprawisz się na przyszłość.
– Chcę odejść – wyrzuciłem, zbierając się na odwagę. – Nie iść na swoje. Chcę z tym skończyć! Mam dość!
Obojętną do tej pory twarz opiekuna wykrzywił grymas złości. Skinął na goryla, a ten zaczął mnie tłuc. Nie jak zwykle, ale też po głowie i twarzy. Zrzucił mnie z fotela i porządnie skopał. Czułem ból pękających żeber…
– A teraz? – spytał Helek, kiedy pozbierałem się z podłogi. Jasny dywan znaczyły bryzgi krwi. Miałem rozbity nos, porozcinane wargi.
– Chcę odejść – powtórzyłem. – Błagam cię, człowieku, potrzebuję ułożyć sobie życie.
– Aha! – alfons zaświstał przez zęby. – Nasz chłopaczek się zakochał! Tak, żuczku? Poznałeś dziewczynę i się zakochałeś?
– Żebyś wiedział! – potwierdziłem. – Dlatego…
– Słyszałeś, Krasnal? – przerwał moje tłumaczenia Helek. – Zakochana dziwka!
I zaczął rechotać, a goryl dołączył do niego. Ale ich radość trwała tylko chwilę. Na znak szefa osiłek znów wziął mnie pod buty. Przekonałem się, jak mój opiekun zwykł traktować wyjątkowo nieposłuszne „dziewczynki”. Bałem się, że nie przeżyję tej łaźni.
– Wystarczy – powstrzymał goryla po jakimś czasie, który wydawał mi się całym wiekiem. – Będziesz teraz już grzeczny, aniołku. Swoją miłą odeślesz do diabła, jeśli nie chcesz, żebyśmy się za nią wzięli. Krasnal z kolegami wolą młodsze laseczki, więc chętnie jej dogodzą. Co nie, Krasnal?
Mój oprawca tylko zarechotał w odpowiedzi.
– Nie ruszajcie jej! – przeraziłem się. – Ona nic nie wie, przecież to ja sam…
– Zrobisz, co każę – powiedział Helek, podnosząc się z kanapy. Stanął nade mną, skulonym na zupełnie już zakrwawionym dywaniku. Obok mojej głowy wylądowało jakieś pudełko. – Tu masz nowe wspomagacze. Żebyś więcej nie zawiódł. A jak się już trochę wyliżesz, zadzwonisz do pani Renatki i ładnie ją przeprosisz. Obiecała, że ci wybaczy, jeśli będziesz dość przekonujący – dodał.
Poleżałem dobrą godzinę, próbując dojść do siebie, a potem wyjąłem z kieszeni telefon. Przetrwał jakoś to bicie. Wybrałem znany na pamięć numer.
– Agnieszka? – powiedziałem. – Wybacz, Agnieszko, ale nie możemy się więcej spotykać… Nie kocham cię, kłamałem.
Przerwałem połączenie, zanim zdążyła się odezwać, i całkiem wyłączyłem telefon. W głowie tłukła mi się tylko jedna myśl – czy zdołam się kiedyś wyrwać z tego koszmaru?
Czytaj także:
„Miałam życie jak w Madrycie. Czar prysł gdy się okazało, że mój mąż to powiatowy Casanova, który brał, co chciał”
„Nowa koleżanka w pracy się panoszy i myśli, że długie nogi wystarczą zamiast kompetencji. Nawet szef ślini się na jej widok”
„Rodzina chciała mnie wykolegować z interesu, a potem błagała o wybaczenie. Teraz zamiast zięcia mają wzdęcia”