Z łóżka poderwał mnie dzwonek u drzwi i nim się obejrzałem, byłem już w połowie korytarza. Po chwili przyszło opamiętanie. Przeczesałem palcami włosy, które po spaniu sterczały każdy w inną stronę, i otworzyłem.
– Dzień dobry, liściki mam – listonosz mówił do moich stóp, grzebiąc w torbie. W końcu podniósł wzrok.
Zawodowy uśmiech poszerzył się, gdy zlustrował mnie od stóp do głów. Stał przed nim facet w mocno średnim wieku, z siwą bródką i takimiż włosami, z brzuszkiem, no i goły, jeśli nie liczyć luźnych bokserek robiących za mój strój nocny.
– Dobry – burknąłem, wyciągając rękę po plik listów.
Jak zdążyłem zauważyć, było tam kilka rachunków i ulotek reklamowych.
– Do widzenia – usłyszałem już zza zamkniętych drzwi.
Cholera, to był drugi dzień urlopu i miałem prawo się wyspać, tak czy nie?
Listy rzuciłem na stojący w przedpokoju stolik i poszedłem do kuchni. Bez kawy rano jestem do niczego…Czułem się jak student po tygodniowym oblewaniu zdanej sesji, łeb mi pękał. Powoli docierały do mnie wspomnienia wczorajszego wieczora, przynajmniej do momentu, gdy urwał mi się film. Delikatne skrzypienie dębowych stopni przypomniało mi, że nie jestem sam… To znaczy normalnie mieszkam sam, ale po nocnym rajdzie między barami i restauracjami chyba kogoś ze sobą przyprowadziłem.
– Dzień dobry, panie profesorze – dziewczęcy głos brzmiał nawet interesująco.
Odwróciłem głowę, by sprawdzić, z kim spędziłem noc. Do kuchni wchodziła właśnie długonoga, jasnowłosa dziewczyna, naga jak ją Pan Bóg stworzył, i musiałem przyznać, że udała mu się jak rzadko która. Poznałem ją od razu – Agnieszka, koleżanka mojej córki, Ewy.
– Dzień dobry, skąd… – umilkłem, jednak młoda okazała się bystra.
Zaśmiała się, zatrzymując wzrok na moich założonych na lewą stronę majtkach.
– Był pan nieźle wstawiony, gdy się wczoraj spotkaliśmy, ale chyba nie aż tak, żeby nic nie pamiętać.
Jakoś tak wyszło
Ekspres zasygnalizował gotowość do pracy, więc ustawiłem cappuccino.
– Pani też sobie życzy? – zapytałem skonfundowany i zły na siebie.
Nigdy nie sypiałem ze studentkami, nie mówiąc już o koleżankach córki. Było mi cholernie głupio. Co ja powiem Ewie?
– Jeśli mogę, to espresso – zaćwierkało dziewczę i usiadło na taborecie, nic sobie nie robiąc z faktu, że jest naga.
– Proszę się ubrać, młoda damo, a ja zrobię tosty. Zjemy i porozmawiamy.
„Niech to szlag! Jak głupiec, jak niewyżyty młody głupiec!” – łajałem się w myślach.
Na fotelu leżał mój stary wysłużony szlafrok, więc po chwili byłem bezpiecznie ukryty przed światem.
Dziewczę zeszło, tym razem kompletnie ubrane, i usiedliśmy przy stole, na którym ustawiłem już filiżanki z parującą kawą, stosik grzanek i dżem.
– No więc? Bo przyznaję, że niewiele pamiętam z wczorajszego wieczoru.
Gdy tym razem poczęstowała mnie swobodnym uśmiechem, odpowiedziałem tym samym. Nie była pięknością, choć regularne rysy i bystre spojrzenie na pewno niejednemu chłopakowi zawróciły w głowie. No i była piekielnie zgrabna, co miałem okazję podziwiać wcześniej.
– O czym tu mówić, spotkaliśmy się w barze, a gdy zamykali lokal, zorientowałam się, że uciekł mi ostatni tramwaj, i zabrał mnie pan do siebie. Miałam spać w gościnnym… – założyła nogę na nogę, a ja dziękowałem Bogu, że wcześniej włożyłem szlafrok. – Potem jakoś tak samo wyszło, ale było miło.
Zmysłowym ruchem oblizała wargi, na których pozostał ślad po malinowej konfiturze. Delikatnie starłem kroplę dżemu z kącika jej ust. Były miękkie i ciepłe.
Jaka znowu zemsta? O czym ty mówisz, mała?
„Niech to, kryzys wieku średniego w rozkwicie!” – pomyślałem i szybko cofnąłem dłoń, co ona znowu skwitowała tym razem lekko kpiarskim uśmieszkiem.
– Od jakiegoś czasu nie widuję ciebie i Ewy razem – zagaiłem, bo sam nie wiedziałem, o czym tu mówić. – Ale chyba mignęła mi niedawno twoja twarz na uczelni.
– Byłam słuchaczką na pana wykładach o fenomenie emiratu Kordoby i wpływie Al-Andalus na kulturę i naukę średniowiecznej Europy – oznajmiła.
– No tak… Ale co cię skłoniło, Agnieszko, do szukania towarzystwa nauczyciela akademickiego w średnim wieku, bo przecież nie mój wyjątkowy urok osobisty. I nie myślę też, byś chciała ze mną przedyskutować dzieje dynastii Umayyad…
Odwróciła wzrok i patrząc na swoje długie wypielęgnowane palce, rzuciła:
– Nic osobistego, to tylko biznes.
– Biznes? – mróz przebiegł mi po krzyżu.
Wstała od stołu i ruszyła do wyjścia.
– Dziękuję za śniadanie, profesorku, w sumie nie było tak źle i… proszę nie mieć do mnie żalu. Ewka odbiła mi Pawła, mojego narzeczonego. Obiecałam jej wtedy, że pożałuje – ostatnie słowa wypowiedziała, będąc już na zewnątrz, po chwili drzwi trzasnęły i zapadła cisza.
Siedziałem ogłupiały jeszcze kilka minut, trzymając w dłoni pustą filiżankę. O co, do cholery, chodziło tej smarkuli? Jaka zemsta? Raczej całkiem miły prezent dla podtatusiałego wykładowcy…
Jak automat spłukałem naczynia pod bieżącą wodą i włożyłem do zmywarki.
Całe przedpołudnie kręciłem się po domu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Wziąłem kąpiel i próbowałem oglądać telewizję, ale moje myśli ciągle krążyły wokół Agnieszki. Przypominałem sobie coraz więcej i poza niektórymi faktami, które były chyba urojeniami – bo zwyczajnie nie mogły być prawdą – reszta wyglądała naprawdę zachęcająco.
„Może uda mi się ją jeszcze kiedyś namówić na kolację ze śniadaniem?” – pomyślałem nawet w przypływie optymizmu.
Po obiedzie zadzwonił dziekan i pękła bomba. Zaraz po powrocie z urlopu, w ramach unijnego grantu, miałem jechać do Barcelony. Odnaleziono tam w trakcie prac archeologicznych część zbiorów z mitycznej biblioteki Al-Hakama liczącej w okresie świetności czterysta tysięcy woluminów! Spełniało się marzenie mojego życia, za które oddałbym dosłownie wszystko. Przeklinałem te kilka dni wolnego, które miałem jeszcze przed sobą. Ukojenie znalazłem dopiero przy książce.
Było już szaro na dworze, gdy głód oderwał mnie od lektury; niestety, lodówka była niemal pusta. Chcąc nie chcąc, ubrałem się i skoczyłem do najbliższego osiedlowego sklepiku. Myśli cały czas miałem zaprzątnięte wyjazdem. Do tego stopnia, że omal nie wpadłem w drodze powrotnej pod koła białego citroena.
Teraz wszystko jasne. Jestem skończony
W skrzynce na listy czekała pękata koperta formatu A4. Wszedłem do mieszkania, odstawiłem zakupy i wtedy odezwała się we mnie żyłka detektywa.
Czemu listonosz nie dostarczył jej rano? Ano dlatego, że przesyłka nie miała ani znaczka, ani adresata. Brakowało też danych nadawcy czy choćby informacji, w ramach jakiej akcji promocyjnej rozesłano te ulotki wśród mieszkańców stolicy.
„Sherlock Holmes na tropie!” – pomyślałem z uśmiechem, siadając przy stole i rozdzierając niecierpliwymi palcami papier.
Po chwili nie było mi do śmiechu.
Ze zmartwiałych rąk wypadł mi plik zdjęć wydrukowanych na zwykłej kolorowej drukarce. Na jednym, bardzo grzecznie, masuję swoją blondwłosą przyjaciółkę. Na kolejnym, już nagi niczym Adam w raju, trzymam głowę między jej udami. Na innej fotografii wciągam biały proszek wprost z pępka Agnieszki, na innym ujęciu ona robi to samo z mojej otwartej dłoni; dalej ja przebrany w niewieście ciuszki…
Wśród barwnych wydruków wyróżniała się biała kartka. List. Trzęsącymi się rękami podniosłem go i zacząłem czytać:
„To jedynie mała próbka. Myślę, że dziekana zainteresuje fakt, iż jeden z jego profesorów nie tylko sypia ze studentkami, ale na dodatek zażywa narkotyki i do tego samego nakłania niewinne dziewczęta. Nie mówiąc już o tym, że fotki te znajdą się w sieci. Cóż, jestem kobietą mściwą, ale też praktyczną – potrzebuję środków na leczenie chorego brata… Jacku, bo tak kazałeś mi się do siebie zwracać, bez obaw, jestem gotowa zapomnieć o wszystkim. Jako zadośćuczynieniem zadowolę się kwotą stu tysięcy złotych, na której zebranie daję ci trzy dni. Po tym czasie staniesz się sławny, profesorku, niezwykle sławny. Zadzwonię, pa!”.
Stałem, łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody, a przez głowę przelatywały mi setki koszmarnych myśli… Jeśli smarkula rozdmucha sprawę, będę skończony. Senat uczelni bez cienia wątpliwości wykluczy mnie ze swojego grona, obdarzając na do widzenia wilczym biletem, a już na pewno wstrzymają mój wyjazd do Hiszpanii. Zatrzasną się przede mną drzwi wszystkich porządnych uczelni!
Na szczęście nie groziła mi sprawa karna, bo panna była pełnoletnia, ale wiedziałem, że moja kariera zostanie pogrzebana równie skutecznie jak Pompeje pod tonami popiołu. Od wielu lat praca na wydziale historii była dla mnie wszystkim. To jej poświęcałem siedem dni w tygodniu, to przez nią rozstałem się z żoną…
– Ożeż kurwa mać! – krzyknąłem, z całej siły kopiąc bok fotela.
Trochę pomogło.
Zwykle nie klnę, ale w takiej sytuacji…
Boże, co się z tą młodzieżą porobiło? Jaka dziewczyna jest zdolna do takich rzeczy? Koleżanka odbiła jej chłopaka, więc ta mści się na ojcu tejże koleżanki, idąc z nim do łóżka i robiąc mu kompromitujące fotki? Kto tak postępuje? Córka mafii?! A może to ja jestem starym idiotą?
Zrobiłem sobie podwójne espresso i usiadłem, szukając rozwiązania.
„Jeśli jej zapłacę, nie mam gwarancji, że odda mi wszystkie zdjęcia i wykasuje je z pamięci telefonu – kombinowałem. – Jeśli zgłoszę sprawę na policję i ją przymkną, zdjęcia i tak wypłyną, bo panna Agnieszka na bank się zabezpieczyła… No a poza tym nie działa sama, ktoś przecież musiał robić te pieprzone fotki!”.
Co mi strzeliło do łba, żeby wyrywać studentkę? Jestem od pięciu lat po rozwodzie i spotykam się z różnymi kobietami, ale z taką smarkulą, koleżanką córki?!
Pomysł przyszedł nagle i wydawał się jedynym rozwiązaniem. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie! Jeszcze tego samego dnia zrobiłem zakupy…
Cała nadzieja w mojej mądrej, kochanej córce
– Ostrożnie, dziecko, zmocz jeszcze raz te kompresy.
– Okej, tato, połóż się wygodnie, zaraz wracam.
Usłyszałem szum wody nad umywalką w łazience, a po chwili Ewa położyła mi na powiekach ciepłe płachty wilgotnej gazy.
Piekący ból nieco zelżał.
– Co było dalej? – w głosie córki zabrzmiały stalowe nuty jak u jej matki, gdy przekraczałem kolejną nieprzekraczalną granicę. – I pomiń, tato, pikantniejsze szczegóły, bo jest mi głupio słuchać erotycznych zwierzeń własnego ojca.
– Masz rację, zagalopowałem się, córuś… No więc nie miałem takich pieniędzy, jakich zażądała Agnieszka. Wszystko, co zarabiam, wydaję na bieżąco, na wyjazdy, badania, sympozja, to kosztuje, a pensja wykładowcy nie jest imponująca – tłumaczyłem. – Przyszła sama. Dosypałem jej do drinka coś na sen, chciałem ją nim uśpić, a potem zrobić jej takie same fotki, jakie ona zrobiła mnie, tym razem z erotycznymi gadżetami, które wcześniej kupiłem w sex-shopie. Należało jej się.
Wymowne prychnięcie mojej córki świadczyło o tym, co sądzi o moim genialnym koncepcie na zemstę.
– Wiem, wiem, to był idiotyczny pomysł, ale wtedy wydawał się sensowny. Niestety, a raczej na szczęście, wyrwała mi się i uciekła, po drodze częstując jeszcze gazem łzawiącym. Potem zjawiłaś się ty, no i znalazłaś staruszka zapłakanego na podłodze w przedpokoju. To wszystko, córuś, przykro mi i… przepraszam.
Przepraszałem też za potencjalny szok, jaki przeżyłaby Ewa, gdyby przyszła z wizytą do ojca i przyłapała go na robieniu pornograficznych fotek swojej uśpionej koleżance. Ależ to był durny pomysł!
Nie mogłem widzieć twarzy córki, ale nawet byłem z tego zadowolony. Czułem się jak kretyn i miałem tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś dam radę spojrzeć jej w oczy bez tego potwornego zażenowania.
– I co zamierzasz? – głos Ewy wydawał się spokojny, ale ja czułem w nim mróz.
– Chyba pójdę na policję i wszystko opowiem. Sprawa i tak wypłynie, ale może zatoczy mniejsze kręgi, co? – łudziłem się.
Ewa przez chwilę milczała i nawet myślałem, że urażona i pełna pogardy dla tego, co zrobiłem, wyjdzie z domu, trzaskając drzwiami, ale w końcu się odezwała:
– Jest inne wyjście.
– Nie ma, Ewuś. Ja już wszystko przemyślałem i gdybym nie był takim durniem, gdyby nie strach, że stracę etat na uczelni, dobrą opinię, na którą pracowałem całe lata, zrobiłbym to od razu, zamiast bawić się w jakąś chorą zemstę i…
– Jest wyjście – przerwała mi. – Paweł, ten, który kręcił z nią kilka miesięcy, opowiedział mi kiedyś, dlaczego zerwał z Agnieszką. Wcale nie z mojego powodu, choć ona woli widzieć to po swojemu. Dowiedział się, a właściwie sama mu się przyznała, że ma wyrok w zawieszeniu za posiadanie marichuany. Była młoda i to były jakieś drobne ilości na własny użytek, ale wiesz, w papierach zostaje.
– Co? Jak? – gwałtownie usiadłem, zdjąłem mokre gazy z czoła i spojrzałem załzawionymi oczami na córkę.
– Tak zwyczajnie. Jeśli zgłosimy na policji próbę szantażu, a sprawa trafi do sądu, odwieszą jej wyrok i pójdzie siedzieć. Zostaw to mnie, wszystko załatwię – córka wstała, a ja opadłem na kanapę, jakby uszło ze mnie powietrze.
Czułem się jak skazaniec, któremu w ostatniej chwili wręczono ułaskawienie.
– Teraz poleż sobie, tato, niedługo wrócę – powiedziała Ewa, więc zamknąłem oczy.
Poczułem delikatny pocałunek na czole, potem zmierzwiła mi włosy niby małemu chłopcu i wyszła z pokoju. Na odchodnym usłyszałem jej śmiech w korytarzu, gdy mówiła coś do siebie pod nosem.
Odetchnąłem z ulgą, moje życie odzyskało kolory. Rozstaliśmy się z Marzeną, ale dobrze wychowaliśmy córkę. Nie po raz pierwszy udowadniała, że z całej naszej trójki ona jest najlepsza. Zasnąłem. Wreszcie spokojnie, bo wierzyłem, że moja mądra córka wyciągnie z opresji swego durnego ojca.
Czytaj także:
„Miały być figle w leśniczówce i grzybobranie. Zamiast prawdziwków, dostałam prawdziwą szkołę wiejskiego życia”
„Teść traktuje żonę jak popychadło, a jego syn zaczyna robić to samo ze mną. Już ja mężusia nauczę składać slipy w kosteczkę”
„Jeździłam po bogatych dzielnicach i chadzałam do drogich sklepów, żeby upolować nadzianego męża. Trud się opłacił”