„Obiecałam umierającej mamie, że zajmę się siostrą, ale nie dotrzymałam słowa. Jak się okazało, wyszło jej to na dobre”

kłótnia dwóch sióstr fot. iStock by Getty Images, princigalli
„– Słuchaj, siostra, tak dalej być nie może – zaczęłam stanowczym tonem. – Nie będę dla ciebie kasą zapomogowo-pożyczkową. Nie będę załatwiała żadnych spraw urzędowych twoich i tego twojego Roberta. Nie będę twoją psychoterapeutką, bo słuchanie o twoich wiecznych problemach mnie po prostu dołuje. Ogarnij się w końcu, dziewczyno”.
/ 22.08.2023 19:45
kłótnia dwóch sióstr fot. iStock by Getty Images, princigalli

Teresa jest starsza ode mnie o dwa lata, była upragnionym i długo oczekiwanym dzieckiem. Może dlatego rodzice otaczali ją nadmierną troską i rozpieszczali niemiłosiernie. Była zawsze ładna, przymilna i potrafiła świetnie manipulować otoczeniem. Mama utwierdzała ją w przekonaniu, że jest wyjątkowa i że jej się od życia więcej należy.

Tereska według mamy od dziecka miała słabe zdrowie i nie mogła wykonywać żadnych prac domowych. Gdy zaczęłam chodzić do szkoły, a nawet wcześniej, pomagałam Teresce w odrabianiu lekcji. Nie dlatego, że czegoś nie umiała zrobić, a ja byłam taka genialna. Siostrze się po prostu nie chciało. Zlecała mi rysowanie szlaczków i nudne pisanie literek i cyfr w celu wprawienia ręki. Z biegiem lat nic się w tym układzie nie zmieniło, a było nawet gorzej.

Wyszła za mąż za jakiegoś nieudacznika

Nasz ojciec, o wiele starszy od mamy, zmarł na zawał serca, gdy miałam dwanaście lat. O wstrząsie, jakiego doznała Teresa przy śmierci ojca, mama wspominała latami, usprawiedliwiając jej niekontrolowane wybuchy złości i lekceważenie wszelkich obowiązków.

Powoli jednak moja siostra przekonywała się, że nie wszystkimi można tak manipulować. Nauczyciele w szkole średniej nie byli tacy pobłażliwi jak jej własna rodzina. Teresa z wielkim trudem skończyła liceum. Miała teraz dużo czasu, więc imprezowała w jakimś podejrzanym towarzystwie i często wracała do domu w nocy lub nad ranem. Wyciskała z matki ostatnie pieniądze i to ja musiałam się martwić, od kogo by można jeszcze pożyczyć do pierwszego.

– Nie oceniaj jej surowo, Kasiu – usprawiedliwiała ją. – Ona przeżywa trudny okres. Dziewczyna w tym wieku chce się zabawić, ubrać, poznać chłopca. Wszystko się niedługo ułoży.

– To niech poszuka wreszcie pracy! – na tym etapie wręcz krzyczałam na mamę, bo miałam dość tego cackania się z Teresą. – Straciła już rentę po ojcu, nie chce się uczyć ani pracować, przecież tak dalej być nie może!

– Myślisz, że łatwo teraz o pracę – wzdychała mama. – Ty to co innego… Jesteś taka zaradna, samodzielna, przebojowa, na pewno sobie w życiu poradzisz.

No i poradziłam sobie. Skończyłam studia ekonomiczne, wyszłam za mąż i wyprowadziłam się do swojego mieszkania, na które wzięliśmy z Marcinem kredyt. Teresa została z mamą, a od czasu do czasu pomieszkiwali z nimi kolejni narzeczeni mojej siostry.

Aż wreszcie wyszła za mąż, niestety za takiego samego nieudacznika życiowego jak ona sama. Nie chciał podjąć żadnej stałej pracy, tylko wiecznie rozglądał się za jakimś interesem i ciągle mu się trafiały „szalone okazje”, na których zazwyczaj tracił pieniądze. Teresa twierdziła, że ona nie ma zdrowia do pracy fizycznej, a z jej wykształceniem nie może przecież znaleźć innej. 

Najgorsze jednak miało dopiero nadejść.

Mama zachorowała i szybko, po wykonaniu wszystkich możliwych badań, okazało się, że zostało jej kilka miesięcy życia. Mama jak zwykle martwiła się o moją siostrę, a nie o siebie. Bo jak sobie „biedna Tereska” poradzi bez niej?

– Ma męża, więc niech się o nią troszczy – powiedziałam w końcu ostrym tonem, bo już miałam powyżej uszu takich rozmów o totalnej niezaradności mojej trzydziestoletniej siostry.

Mama kiwała smętnie głową i popadała w zadumę. Myślałam, że się pogodziła z myślą, że Teresa po jej śmierci musi się usamodzielnić. A miała już czteroletnią córkę, którą wychowywała w domu. Nie posyłając dziewczynki do przedszkola, miała przynajmniej pretekst, aby nie szukać pracy. 

Niestety, nie doceniałam troskliwości mojej mamy. Była wtedy już bardzo chora i lekarz powiedział, że trzeba się lada dzień spodziewać najgorszego. Pewnego popołudnia, gdy byłam u niej, poprosiła, żebyśmy z Teresą obok niej usiadły.

– To już chyba koniec… – powiedziała cichym głosem. – Chcę się z wami pożegnać.

Dosłownie postawiła mnie pod ścianą

Przytulałyśmy się i płakałyśmy. Wiedziałyśmy, że nic się nie zmieni. Trzeba było tylko załatwić sprawy ostateczne, pożegnać się. I wtedy mama ścisnęła mnie za rękę i zwróciła się do mnie:

– Kasieńko, proszę cię o jeszcze jedną przysługę. A raczej o obietnicę – wyszeptała. – Tylko pamiętaj, że umierającej matce się nie odmawia…

Patrzyłam na nią w napięciu i próbowałam zgadnąć, o co jej może w takiej chwili chodzić.

– Zostaniecie teraz same, tylko dwie, bez matki – ciągnęła przerywanym głosem.

– Mamy mężów, dzieci – wtrąciłam uspokajająco.

– Matka jest tylko jedna. A mąż to rzecz nabyta. Jest i zaraz może odejść do innej… – westchnęła cicho. – Więc posłuchaj, Kasiu. Całe życie dobrze żyłyście ze sobą. Chcę, żeby dalej tak było, żebyście pomagały sobie i wspierały się w trudnych chwilach. Ty i Tereska, dobrze?

Zaczynałam rozumieć, do czego mama zmierza, i ciarki przeszły mi po plecach.

– Zawsze tak robiłyśmy, mamo – wtrąciła obłudnie Teresa.

– Dobre z ciebie dziecko, Tereniu – wyszeptała chora. – A ty, Kasiu, pamiętaj, żebyś się opiekowała siostrą i nigdy nie odmawiała jej pomocy. Obiecaj mi to.

– Ależ, mamo! – próbowałam protestować. – Ona ma swoje życie, a ja swoje. W razie jakiegoś nadzwyczajnego zdarzenia to oczywiste, że jej pomogę.

– Życie składa się z samych zdarzeń – powiedziała mama już silniejszym głosem. – Wiesz, że Tereska jest słabego zdrowia i ma też słaby charakter. Jej potrzebny jest ktoś taki silny jak ty.

Wszystko się we mnie burzyło. Dlaczego ona mi to robi?! Stawia mnie po prostu pod ścianą!

– Obiecaj – naciskała mama.

Teresa siedziała na skraju łóżka i chlipała. Chciałam nią potrząsnąć, krzyknąć, żeby jakoś zareagowała. Powinna powiedzieć: „Mamo, dam sobie radę, nie martw się o mnie” albo coś w tym rodzaju. Ale ona milczała. Co miałam robić? Obiecałam.

Po śmierci mamy Teresa przez kilka tygodni nie poruszała tematu obietnicy mojej opieki nad nią. Aż do momentu pożyczki pieniędzy na samochód. Bo jakoby łatwiej starać się o pracę, mając samochód.

– Wiesz przecież, że ona nam nie zwróci ani złotówki – ostrzegał mnie Marcin.

Wiedziałam. Tylko czy mogłam jej odmówić? Przecież obiecałam mamie, że będę Teresie pomagać! Co mogłam zrobić? Całą noc nie spałam. Następnego dnia poszłam do Teresy, żeby się z nią stanowczo rozmówić.

– Słuchaj, siostra, tak dalej być nie może – zaczęłam stanowczym tonem. – Nie będę dla ciebie kasą zapomogowo-pożyczkową. Nie będę załatwiała żadnych spraw urzędowych twoich i tego twojego Roberta. Dacie sobie z tym doskonale radę, tylko do tej pory wam się nie chciało. Nie będę twoją psychoterapeutką, bo słuchanie o twoich wiecznych problemach mnie po prostu dołuje. Zresztą prawie nigdy nie stosujesz się do moich rad, bo tak ci wygodnie – przypomniałam jej. – Ogarnij się w końcu, dziewczyno, bo jesteś młoda i zdrowa. Zrób coś ze swoim życiem, bo inaczej to się źle skończy! Nie zapominaj, że masz córkę, zrób coś wreszcie chociażby dla niej!

– Kasiu! – jęknęła Teresa. – Jak ty możesz tak do mnie mówić?! Siostry powinny sobie pomagać!

Nie mogłam wyjść ze zdumienia...

Zaśmiałam się ironicznie. Do Teresy chyba dotarło, że długo by musiała szukać w pamięci sytuacji, kiedy to ona mnie pomogła, gdyż na chwilę umilkła. Wreszcie sięgnęła po ostatni argument, na który czekałam, wiedząc, że Teresa tak łatwo nie odpuści.

Mama prosiła cię o coś na łożu śmierci… – zaczęła pompatycznie.

– Wiem, co obiecałam – przerwałam jej. – Wezmę to na swoje sumienie. I powtarzam ci jeszcze raz: od tej chwili przestaję cię niańczyć. Nie siedź w domu, Kamę poślij do przedszkola, a Roberta też zagoń do jakiejś pracy. 

Teresa nie odzywała się przez prawie trzy miesiące. Zaczynałam się niepokoić. Obietnica dana umierającej matce nie dawała mi spokoju. W pewien sposób mnie zobowiązywała. Czy mnie kiedyś nie spotka coś złego? Podobno i dobre uczynki, i złe wracają do człowieka jak bumerang. Czy postąpiłam słusznie, rzucając siostrę na głęboką wodę? Całe życie była przyzwyczajona, że miała wsparcie, że mama albo ja w trudnej sytuacji biegłyśmy z pomocą. Co ona teraz robi, jak sobie radzi, z czego żyje?

Aż tu pewnego dnia późnym wieczorem zjawia się Teresa. Zadowolona, uśmiechnięta.

– Cześć, siostra! – powitała mnie wesoło. – Może mnie wpuścisz na salony? – zażartowała, widząc, że stoję w drzwiach z trochę niemądrą miną.

Przyszła mi do głowy okropna myśl. Puszcza się za pieniądze i ja ją w to wpędziłam! Nogi się pode mną ugięły.

– Wszystko w porządku, nie rób takiej przerażonej miny.

I rzeczywiście było! Aż nie mogłam uwierzyć w to, co mi Teresa opowiedziała.

Po rozmowie ze mną przez tydzień była strasznie wkurzona. Obrzucała mnie w myśli różnymi epitetami albo roztkliwiała się nad sobą i swoją biedną rodziną. Potem postanowiła wykonać kilka telefonów, głównie po to, żeby przekonać samą siebie, że to i tak na nic się nie zda. Zaczęła nawiązywać kontakty ze starymi znajomymi, głównie ze szkoły. I w końcu trafiła! Jej kolega z liceum otworzył właśnie gabinet rehabilitacyjny. On prowadzi rehabilitację, a jego żona korektywę dla dzieci. Początkowo myśleli, że sami dadzą radę, i nie zatrudnili recepcjonistki, ale teraz interes się rozkręcił…

– No i mnie przyjęli! – oznajmiła Teresa. – Mało tego, w wolnych chwilach studiuję ich podręczniki, żeby łyknąć trochę wiedzy. A pacjenta, jak już wejdzie, to nie wypuszczę. Wiesz, że potrafię każdego przekonać.

Oj, tak. Manipulować ludźmi, to ona potrafi! No i na coś jej się to przydało… Wręczyła mi kilka wizytówek, żebym rozdała swoim znajomym. I kto by pomyślał! Moja niezaradna siostra! Chyba jednak spełniłam obietnicę daną mojej mamie. Pomogłam Teresie, chociaż może nie w taki sposób, jak mama się spodziewała. Odmawiając pomocy i wiecznej opieki, postawiłam ją na nogi i spowodowałam, że sama znalazła sobie pracę.

Czytaj także:
„Po śmierci rodziców musiałam niańczyć o 2 lata młodszą siostrę. Zajęta jej sprawami, latami nie miałam czasu na miłość”
„Starsza siostra mnie niańczyła z przymusu, bo mamie się nie chciało. Znienawidziła mnie za to, że odebrałam jej dzieciństwo”
„Rodzice mieli w nosie mnie i moje osiągnięcia. To siostra była ich oczkiem w głowie. Do czasu, gdy wyznała im swoją tajemnicę”

Redakcja poleca

REKLAMA