„Obcy facet wychowuje moje dziecko i płaci za błędy mojej młodości. Zawsze wiedziałam jak się ustawić”

Kobieta z dzieckiem fot. iStock by GettyImages, Wavebreakmedia
„Niedawno moja mała dziewczynka obchodziła swoje pierwsze urodziny. Marek bez reszty stracił dla niej głowę. Tata mojego dziecka odwiedził nas tylko raz, poza alimentami nie łączy nas nic więcej. Zupełnie nie zależy mu kontaktach z nami”.
/ 08.01.2024 21:15
Kobieta z dzieckiem fot. iStock by GettyImages, Wavebreakmedia

Mówi się, że rodziny się nie wybiera... Wydaje mi się, że nie jest to do końca prawda. I że nawet ktoś tak samotny, jak ja może znaleźć szczęście. Dorastałam w domu dziecka. I pewnie dlatego tak bardzo tęskniłam za miłością.

Prawdopodobnie też dlatego, kiedy tylko wystawiono mnie za próg i powiedziano: "Jesteś teraz dorosła, musisz sobie radzić", dałam się uwieść pierwszemu napotkanemu mężczyźnie. Wystarczyło, że był uprzejmy, zaprosił mnie na spacer i oznajmił: "Myślę, że się w tobie zakochałem".

Zostałam sama z nowym wyzwaniem

Podobnie jak ja, Adrian był zatrudniony przy zbieraniu owoców. Pierwsze były truskawki, a kończyliśmy jabłkami w październiku. Różnica polegała na tym, że on przez letni okres zarobił na czesne, podczas gdy ja starałam się zaoszczędzić jak najwięcej, aby przetrwać zimę. O tym, że jestem w ciąży, dowiedziałam się, kiedy już nasza praca zbliżała się ku końcowi. Adriana już wtedy z nami nie było. Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbierał i nie oddzwaniał. Zniknął.

Moja szefowa bardzo szybko zorientowała się w sytuacji. To był energetyczna kobieta w sile wieku. Pani Grażynka zarządzała pracami na farmie. Mąż wykonywał jej polecenia, o ile właśnie nie zaglądał do butelki, co niestety zdarzało się dość często.

— Czy zamierzasz wychować to dziecko? — zapytała, kiedy przyznałam się, że jestem w ciąży.

Wtedy przez głowę przeszła mi myśl, by donosić ciążę i oddać dziecko do adopcji, jednak niespodziewanie dla samej siebie, poczułam, że nie dam rady tego zrobić.

— Zamierzam — odpowiedziałam — chociaż nie bardzo wiem, jak to zrobić. Nie mam mieszkania, pracy. Nie mam też pieniędzy – westchnęłam.

— Przez kolejne dwa tygodnie możesz mieszkać u nas — powiedziała — Poszukam jakiegoś rozwiązania. Powinnam też znaleźć adres Adriana.

— Nie chcę go znać — odpowiedziałam podniesionym głosem.

— Może ty nie, ale twoje dziecko będzie go potrzebować. Przede wszystkim alimentów. Te mu się należą i koniec. Musisz zachować zdrowy rozsądek. Honorem się nie najesz.

Okazało się, że miała racje

Zdecydowałam, że odnajdę Adriana, przecież to również jest jego dziecko! Następny miesiąc spędziłam u pani Grażyny. Zbiór owoców już się skończył, ale moja gospodyni angażowała mnie do rozmaitych zadań domowych. Odpowiadałam za utrzymanie porządku, pranie, prasowanie, a nade wszystko gotowanie. Choć, szczerze mówiąc, to pani Grażyna wszystkiego mnie nauczyła. Szczególnie gotowania.

Kończył się właśnie listopad, kiedy przyjechał do nas kuzyn gospodyni, Marek. Mężczyzna spokojny, opanowany, mający około pięćdziesięciu lat. Zjadł z nami obiad, który przygotowałam i chwalił moją kuchnię. Dopiero przy deserze, wyjawił prawdziwy powód swojego przyjazdu.

— Słuchaj, Justyna, Marek mieszka sam — oznajmiła pani Grażyna, wskazując na swojego kuzyna. — Potrzebuje osoby, która ugotuje, posprząta, będzie karmić kury, psa i koty, a wiosną zajmie się ogrodem. Miałabyś gdzie mieszkać i jeszcze dostałabyś niewielką pensję. Marek nie ma nic przeciwko obecności dziecka. Co ty na to?

Nie wiedziałam, jak zareagować na tę propozycję. Zapytałam, czy mogę to przemyśleć.

— Zdecydowanie powinnaś tak zrobić — odezwał się po raz pierwszy Marek. — Czy możesz mi dać odpowiedź do środy?

Skinęłam głową i uciekałam do swojego domku. Późnym popołudniem, do drzwi letniego domku, w którym mieszkałam, zapukała Grażyna.

— Musisz się zgodzić. W tym domku zamarzniesz zimą, a mój mąż nie zgodzi się, żebyś mieszkała w naszym domu. Możesz przystać na propozycję Marka albo wybrać dom dla samotnych matek. Mój kuzyn to solidny facet, nie założył rodziny, bo dawno temu zostawiła go dziewczyna i chyba wciąż coś do niej czuje. Jeszcze do maja mieszkał ze swoją matką, ale ta niestety nagle zmarła. Nie radzi sobie sam. Pracuje jako elektryk i czasem przez cały dzień nie ma go w domu. Trzeba karmić zwierzęta, a także coś ugotować. Dom jest duży, więc na pewno nie miałabyś u niego źle.

Kiedy zauważyła, że się waham, dodała:

— Mógłby być twoim ojcem i na pewno nie będzie cię podrywał. Mieszka tu niedaleko. Dwadzieścia kilometrów od nas.

I tak rozmawialiśmy o Marku i moim życiu do późnych godzin wieczornych.

W nocy zdecydowałam co robić

Początki okazały się trudne. Umiałam przyrządzić zaledwie kilka potraw. Tymczasem Marek odmówił jedzenia spaghetti i ryżu. Zdecydowanie woli pełnowartościowe, pożywne posiłki. I na obiad musi być mięso bądź ryba.

Także zwierzęta przysparzały mi kłopotów. Psa się na początku zwyczajnie obawiałam. Nie potrafiłam zapędzić kur do kurnika. Jednak stopniowo wszystko zaczęło się układać. Ja się starałam, a ostatecznie Marek docenił moją kuchnię i stwierdził, że jeszcze nigdy w domu nie było tak czysto i schludnie.

Niedawno moja mała dziewczynka obchodziła swoje pierwsze urodziny. Marek bez reszty stracił dla niej głowę. Kiedy zaczyna płakać, tuli i bawi się z nią przez wiele godzin, nawet w środku nocy. I to mimo tego, że rano musi zerwać się do pracy. Zabiera małą Agę na długie spacery i opowiada jej o lesie, mimo że ona jeszcze nie bardzo go rozumie.

Często spotykamy się z Grażynką, która obok Marka jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Tata mojego dziecka odwiedził nas tylko raz, poza alimentami nie łączy nas nic więcej. Zupełnie nie zależy mu kontaktach z dzieckiem. Mimo wszystko czuję się szczęśliwa. Nie wierzyłam, że to możliwe.

Czytaj także:
„Kasia traktuje mnie jak księcia, pierze mi gacie i obcina paznokcie. Gdy poznałem jej matkę, zrozumiałem, dlaczego”
„Jadłam i płakałam. Myślałam, że moim problemem są kompleksy. Tak naprawdę walczyłam ze swoimi emocjami”
„Z brewiarzem w ręku czekałam, aż syn da mi wnuki. Tymczasem bezbożnik żyje ze swoją konkubiną na kocią łapę”
 

Redakcja poleca

REKLAMA