Miałem nadzieję, że bardzo droga bransoletka pomoże Grażynie szybciej pogodzić się z faktem, że Nowy Rok spędzi sama. Lena postawiła sprawę jasno:
– Święta dla rodziny, ale sylwester dla mnie. Żadnych wykrętów. Okłamywać możesz żonę. Ciekawe kiedy jej o nas wreszcie powiesz? – naburmuszyła się.
– Bądź wyrozumiała – westchnąłem. – Masz 24 lata, ona jest dwa razy starsza. Przed tobą całe życie, a jej się świat zawali, kiedy powiem, że odchodzę. Córka za granicą, zostanie sama…
– Fakt. Nie dość, że klimakterium, to jeszcze rozwód. Taki zestaw może zabić – zauważyła do bólu szczera Lenka. – Współczuję jej, nie jestem potworem, ale mnie też ta sytuacja dobija. Wykradane godziny, ukradkowe spotkania. Jakbym robiła coś złego… Zabierz mnie w swoje góry, mogę spać choćby na karimacie. Byle z tobą. Skoro się kochamy, powinniśmy być razem. Nie chcesz tego, Pyśku?
– Bardzo, skarbie, tylko że to nie takie proste… – westchnąłem.
Trudno od ręki zakończyć związek, który trwał blisko ćwierć wieku. Łączyło nas z Grażyną coś więcej niż tylko przysięga małżeńska. Wspólny dom, samochody, pokaźne konto, córka, no i… lojalność. Dobrze wywiązywała się z roli żony, matki i przyjaciela. Różnie nam się układało, ale zawsze mogłem na nią liczyć. To nie jej wina, że zakochałam się w dziewczynie w wieku naszej córki. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Dyrektor i stażystka! Śmiechu warte.
Ale gdy Lenka pojawiła się w firmie – taka przebojowa, wesoła i kokieteryjna – po prostu nie umiałem się jej oprzeć. Młodniałem i nabierałam energii na sam jej widok. Pochlebiało mi, że mając do wyboru tylu młodszych i przystojniejszych, wybrała właśnie mnie. Doceniłem szczerość, z którą wyznała, że moje życiowe sukcesy i męska dojrzałość działają na nią lepiej niż jakikolwiek afrodyzjak. Rozsądna kobieta nie wiąże się z lekkoduchem i gołodupcem, bo taki nie utrzyma rodziny, dowodziła.
A Grażyna? Inne czasy były, co innego się liczyło. Pobraliśmy się, nie mając nic. Wspólnie budowaliśmy naszą stabilizację, razem zdobyliśmy aktualną pozycję.
Ten wyjazd to była porażka
– Teraz przykra wiadomość, Grażka – powiedziałam do żony, gdy przymierzała bransoletkę. – Nie spędzimy razem sylwestra. Nasz strategiczny klient wymyślił sobie integracyjną męską imprezę, a prezes zastrzegł, że jako dyrektor działu marketingu nie mogę odmówić. Będziemy się integrować w stylu skandynawskim, przez kilka dni pijąc wódkę, siedząc w saunie i pływając w lodowatej wodzie.
Na widok jej smutnego wzroku aż mi się serce ścisnęło, ale musiałem być twardy. Dla Lenki.
– Uwierz, ani mnie, ani mojej wątrobie nie pali się do tej eskapady – przekonywałem. – Wolałbym spędzić kameralny wieczór przed telewizorem, ale siła wyższa, rozumiesz.
Trzeba oddać, że Grażyna nie należała do marudnych żon. Miała klasę. Owszem, była zawiedziona, sądząc ze smutnych zamyślonych spojrzeń, które mi rzucała, ale chyba nie nabrała żadnych podejrzeń. Ufała mi. Jako szef marketingu często wyjeżdżałem, a w akcjach promocyjnych z reguły brały udział piękne młode kobiety. Żona zazdrośnica zatrułaby mi życie. Nie mogłem narzekać.
Zamykając za sobą drzwi, czułem się jak ostatni drań, jednak szybko zapomniałem o wyrzutach sumienia na widok rozpromienionej Lenki.
– Więc jedziemy! W twoje ukochane góry. Bosko! Co mam zabrać?
– Ciepłe majtki, maleńka, w schronisku może być zimno.
– Czyli żadnych stringów? – zachichotała zalotnie.
Zdecydowaliśmy się w ostatniej chwili, więc musieliśmy się zadowolić miejscami na piętrowym łóżku w wieloosobowym pokoju. Przerabiałem gorsze warianty, a Lenki nic nie zrażało. Cieszyła się jak dziecko.
– Zazdroszczę ci tych wspomnień. Noce pod gwiazdami. Jeden namiot dzielony z szóstką przyjaciół, jedna puszka mielonki na kolację… – ekscytowała się. – Moja matka była nadopiekuńczą kwoką. W życiu by mnie nie puściła samej na wakacje, co dopiero za granicę. Twoja córka wygrała rodziców na loterii! Przedstawisz mi ją w końcu? Myślę, że się dogadamy. Może nawet zaprzyjaźnimy. Nie zamierzam być złą macochą z bajek!
Cóż, wolałbym, żeby nie wspominała o Kasi właśnie teraz, gdy chciałem zapomnieć, jak kiepskim okazałem się ostatecznie mężem i ojcem. Niewiernym i kłamliwym. Nie miałem złudzeń, po czyjej stronie stanie Kasia w razie rozwodu. Uczyliśmy ją, że zawsze trzeba mówić prawdę, nawet najgorszą. I tak postępować, by nikt przez nią nie płakał. A ja co…? Gdy wreszcie zdobędę się na odwagę, ktoś na pewno będzie płakał.
Drugiego dnia zwichnąłem nadgarstek. Lenka bardzo się przejęła.
– Jak z ręką na temblaku będziesz mnie uczył jeździć na nartach?
– Musimy to odłożyć na później.
– Na później? Wszystko odkładasz na później, głównie mnie, bo tak naprawdę w ogóle mnie nie kochasz – zrobiła smutną minkę.
– Skarbie, przecież tu jesteśmy, tak jak obiecałem – objąłem ją zdrową ręką. – Są góry, schronisko, śnieg. Pojutrze sylwester. Jeżeli tak ci zależy na tych nartach, możemy wynająć profesjonalnego instruktora…
– Jesteś cudowny! – Lenka rzuciła mi się na szyję, nie zważając na mój nadgarstek; syknąłem z bólu.
– Cudowny, ale trochę uszkodzony. Uważaj, proszę.
– Jasne, jasne… A teraz chodźmy poszukać tego instruktora.
Oczywiście facet musiał być młody i przystojny. Na widok nowej uczennicy na jego ogorzałej twarzy pojawił się typowo męski wyraz zainteresowania. Zgromiłem go wzrokiem. Momentalnie spoważniał.
– Proszę się nie martwić, zaczniemy od prostych ćwiczeń. Przy mnie nic córce nie grozi.
Lenka zachichotała, ale nie wyprowadziła go z błędu. Ja też jakoś nie miałem ochoty, by wdawać się w szczegóły. Niby po co? Dalej było coraz gorzej. Lenka przepadała na całe godziny. Zostawałem sam z bolącą ręką i niewesołymi myślami. Gdy wracała, tryskała opowieściami o fenomenalnym instruktorze. Łudziłem się, że choć wieczory poświęci wyłącznie mnie. Nic bardziej błędnego.
– Co się dziwisz, Pysiu? – wzruszyła ramionami, gdy jej to wytknąłem. – Nadrabiam wszystkie zaległości z samotnego dzieciństwa.
I dalejże bratać się z bandą obcych ludzi…
Zresztą nie tylko o to chodziło. Brak intymności i wygody – to mi przede wszystkim przeszkadzało. Jako student zasypiałem, gdzie się dało. Na podłodze, w środku imprezy, w zatłoczonym pociągu. Jako pięćdziesięciolatek potrzebowałem bardziej komfortowych warunków. Ciszy, wywietrzonego pokoju i porządnego łóżka.
Duszna sala pełna rozbawionej młodzieży, skrzypiące sprężyny i parka uprawiająca seks nad naszą głową wprawiały w zachwyt Lenkę. Mnie nie bardzo. Do tego dołożyły się zimna woda pod prysznicem i kiepskie żarcie. Wolałem nie wnikać, co zawierał bigos, którym uraczono nas w sylwestra. Chętnie oddałem Lence swoją porcję. Zjadła, zapijając brunatną breję kiepskim szampanem. W przeciwieństwie do mnie bawiła się doskonale. Na stoku. I na parkiecie.
Ja po dwóch kawałkach miałem dosyć, ale nie wróciła ze mną do stołu. Szalała dalej. Przyjechała tu na dobrą zabawę i dla nikogo nie zamierzała z niej zrezygnować. Nawet dla mnie.
Nagle przejrzałem na oczy
Możliwe, że młodość nierozłącznie związana jest z egocentryzmem, chyba że Lenka z natury była egoistką. Znałem ją ledwie pół roku. Cóż o niej wiedziałem? Na pewno jedno: gotowa była bez wahania rozbić moje małżeństwo. Z miłości? Czy dla młodzieńczego kaprysu?
Nawet nie zauważyła, gdy wymknąłem się do toalety. Skorzystałem z kabiny. I przypadkiem usłyszałem tekst, który mnie dobił.
– Niezła dupa z tej Lenki. No wiesz, tej rudej chichotki z naszego pokoju. Ma figurę i gadane. Tylko po co ciąga ze sobą tego starca? – dziwił się jakiś gość. – Po północy planuję wywabić ją w ustronny kącik, z dala od Cerbera… – zarechotał lubieżnie.
Chciałem wyjść i obić mu gębę. Ale nagle uświadomiłem sobie, że wiążąc się z dziewczyną tyle lat młodszą, będę musiał przywyknąć do podobnych komentarzy. Kiedyś sam kpiłem z podstarzałych facetów, którym smarkule zawróciły w głowie. Na co liczyli? Na co ja liczyłem? I co mnie czekało? Ciągła niepewność, kiedy mnie zdradzi, bo afrodyzjak w postaci prestiżu przestanie działać?
Następnego dnia wymknąłem się rano, poszedłem na zaśnieżoną polanę. Zadzwoniłem do domu.
– Grażka, to ja. Obiecałem, że się odezwę. Co u ciebie?
Westchnęła ciężko.
– Nielekko. Samotnie, ale radzę sobie, duża ze mnie dziewczynka. Nie pochlastam się, bo mąż mnie zostawił w sylwestra. A co u ciebie? Ile basenów zaliczyłeś?
– Jakich basenów? – nie zrozumiałem w pierwszej chwili. – Ach, no tak, więcej pijemy, niż pływamy. Poza tym nadgarstek zwichnąłem. Żałuję, że cię nie ma, wiesz.
– Nie wiem. Ale wciąż jestem. I wciąż czekam, o ile gotowy jesteś wrócić…
Zabrzmiało to bardzo poważnie.
Czyli podejrzewała więcej, niż sądziłem. I nagle przeraziłem się. Strach otworzył mi oczy. Przez własną głupotę mogłem stracić kobietę, która trwała przy mnie w zdrowiu i chorobie. Mogłem stracić jej zaufanie, lojalność. I miłość. Może już straciłem? Oby nie! Miałem nadzieję, że nie domyśliła się wszystkiego. Przysiągłem sobie, że od teraz żadnych kłamstw. Byle tylko nie wydało się, jakim wcześniej byłem idiotą.
Dużo łatwiej przyszło mi powiedzieć Lence, że z nami koniec. Przez całą drogę powrotną wściekała się, zarzucając mi, że ją wykorzystałem. Przeklinała i płakała na zmianę. Ale z każdym kilometrem robiło to na mnie mniejsze wrażenie. Zakochanie od miłości dzieli przepaść. Musiałam w nią wpaść, by zrozumieć.
Czytaj także:
„Żona w rocznicę ślubu przyznała się do zdrady. Związała się z tyranem, który ją katował. Musiałem jej pomóc”
„Nie wierzyłem sąsiadom, że żona pije, dopóki sam jej nie przyłapałem. Uciekłem, musiałem ratować córeczkę”
„Agnieszka pół związku mnie ignorowała, a gdy odszedłem, wściekła się. Robiła wszystko, by utrudnić mi kontakt z synami”