Żaden rozwód nie jest przyjemny, ale mój był chyba najpaskudniejszym w historii sądu, który orzekał w naszej sprawie. Nawet na twarzy sędziego widziałam niesmak, kiedy demonstrowałam dowody na to, że mój mąż mnie zdradzał, wydawał nasze wspólne – a nawet bardziej moje – pieniądze na prostytutki, a do tego za pomocą oszustwa i manipulacji usiłował skłonić naszą córkę, by mnie znienawidziła.
W końcu jednak udało mi się zamknąć ten rozdział mojego życia i poczułam się, jakbym po bardzo długim wstrzymywaniu oddechu wynurzyła się na powierzchnię bagna. Potem zajęłam się otrzepywaniem z jego resztek, w czym pomagały mi przyjaciółki.
– Musisz odreagować! – mówiła Marzena, a Krysia wtórowała jej entuzjastycznie.
– Powinnaś iść się zabawić, zbajerować jakiegoś faceta, najlepiej młodszego i przystojnego. Zobaczysz, taki romans cię odmłodzi i zapomnisz o tym…
Tu padło kilka niecenzuralnych słów, bo dziewczyny dobrze wiedziały, co robił mi mój były mąż
Zaczęłam więc z nimi wychodzić. Marzena była rozwódką, Krysia niby miała faceta, ale w Australii, więc właściwie nie czuła się niczyją kobietą. Uznałyśmy więc, że będziemy chodziły do modnych lokali, żeby „polować”.
– Jesteśmy po czterdziestce, dobrze sytuowane, wyglądamy jak milion dolarów – mówiły jedna przez drugą, żeby mnie zachęcić do tych łowów. – Będziemy „pumami”. No wiesz, dojrzałymi kobietami, które uwodzą młodszych mężczyzn. Zobaczysz, że będzie do nas kolejka!
I miały rację. Kiedy siedziałyśmy przy barze, zamawiając kolejne drogie drinki, bawiąc się od niechcenia drogimi naszyjnikami czy tańcząc w markowych szpilkach, wielu mężczyzn się nam przyglądało. Co jakiś czas któryś podchodził i zagadywał do nas w imieniu kolegów.
– Och, to bardzo miłe, ale mamy dzisiaj babskie spotkanie po latach i nie szukamy towarzystwa – mówiła któraś z nas, kiedy adoratorzy byli za starzy albo nieciekawi. Ale czasem nasza odpowiedź była zupełnie inna.
– Jestem Marzena, to jest Krysia, a to Paulina – padło któregoś wieczoru, kiedy przy barze zaczepił nas wysoki brunet w garniturze i z poluzowanym jedwabnym krawatem. – To są twoi koledzy? Nie mamy stolika, dopiero przyszłyśmy… Jasne, chętnie się przysiądziemy.
I tak poznałam Jacka. Był najbardziej nieśmiały z grupy młodych pracowników korporacji, którzy tamtego wieczoru świętowali zawarcie korzystnej umowy. Przez pierwszą godzinę nawet nie usłyszałam jego głosu. Mówili jego koledzy, jeden z nich coraz nachalniej podrywający Marzenę, a drugi mnie. W końcu to ja odezwałam się do Jacka. Zainteresowało mnie, że wystukiwał rytm piosenek granych w lokalu na blacie stołu.
– Jestem muzykiem – wyjaśnił nieco skrępowany tym, że to zauważyłam. – To znaczy z wykształcenia, bo pracuję jako menedżer. Ale gram na saksofonie.
„Jak moja córka!” – omal mi się nie wyrwało, ale ugryzłam się w język. Udawałam, że mam trzydzieści parę lat, nie mogłam się przyznać do posiadania dwudziestojednoletniej córki! Zaintrygował mnie jednak. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce, kompozytorach, koncertach. Nie umknęło to moim przyjaciółkom. Kiedy wychodziłyśmy z klubu, Marzena ścisnęła moje ramię.
– Wzięłaś do niego kontakt? Spotkacie się jeszcze? Oni jutro wracają do siebie.
– Dałam mu swojego maila – odpowiedziałam. – Wiem, że wyjeżdżają, ale za dwa tygodnie on znowu tu będzie. Jak napisze, to może się spotkamy.
Marzena kiwnęła z aprobatą głową, po czym szepnęła, że nie wraca z nami taksówką
Jej adorator czekał na nią przy wyjściu. Przystojniaczek, bez dwóch zdań, może z dwadzieścia pięć, góra dwadzieścia osiem lat. I najwyraźniej niezwykle cieszyła go perspektywa spędzenia dalszej części wieczoru z atrakcyjną czterdziestolatką. Obrzuciłam ich przelotnym spojrzeniem, kiedy oddalali się ulicą, i pomyślałam, że faktycznie pasuje do niej określenie „puma”. Upolowała naprawdę piękną sztukę!
Jacek napisał w poniedziałek. Wysłał mi swoją ulubioną piosenkę jazzową. Odesłałam mu listę tych, których ja słuchałam. Zaczęliśmy do siebie pisać codziennie, potem co kilka godzin. Rozmawialiśmy o wszystkim. Powiedziałam mu, ile naprawdę mam lat i że jestem matką dorosłej córki. Odpisał, że wiek to tylko liczba i nic dla niego nie znaczy. Nie obchodziło go, że był szesnaście lat młodszy. Mnie zresztą też nie. Kiedy przyjechał kolejny raz do naszego miasta, spotkaliśmy się, ledwie zdążył zameldować się w hotelu.
Poszliśmy na kolację i czułam się, jakbym naprawdę odmłodniała
Z Jackiem wszystko było takie świeże, czyste, pełne życia. Pozwoliłam sobie na patrzenie mu w oczy przez długie minuty, na trzymanie się z nim za ręce i słodki pocałunek, kiedy się żegnaliśmy pod moim blokiem.
– Jesteś dla mnie wyjątkowa – szepnął i zobaczyłam w jego oczach mieszaninę podniecenia, czułości i smutku. – Ale ja dla ciebie nie jestem, prawda? Taka kobieta jak ty może mieć każdego…
To był najbardziej spontaniczny moment w moim życiu. Wsiadłam z powrotem do tej taksówki i kazałam kierowcy jechać do hotelu Jacka. Kochaliśmy się w jego pokoju, chociaż nie umiałabym powiedzieć, jak ten pokój wyglądał. Zapamiętałam tylko zapach Jacka, jego ręce na moim ciele, usta na mojej skórze… Bardzo chciał, żebym została do rana.
– Zjemy razem śniadanie, potem cię odwiozę do domu – zaproponował.
Ale ja nie chciałam. Tak, było mi z nim wspaniale, ale ostatnia rzecz, jakiej mi było trzeba, to to, żeby ktoś widział mnie, jak schodzę do holu z młodym chłopakiem. W tym hotelu odbywały się różne konferencje, nie mogłam ryzykować, że ktoś znajomy nas razem zobaczy. On patrzył na to inaczej. Najwyraźniej chciał wszystkim się mną pochwalić. Kiedy wychodziłam z jego pokoju i nie chciałam, żeby odprowadził mnie do windy, wyglądał na zranionego.
– To młody chłopak – oceniły dziewczyny. – Co on wie o romansach i emocjach? Wygląda na to, że się zakochał…
– Niemożliwe – zaprzeczyłam, bo nie chciałam, żeby to była prawda.
– Sama mówiłaś, że on jest taki nieśmiały, wrażliwy – przypomniała mi Marzena. – Powiem ci coś. Mój koleś nie patrzy na mnie ze smutkiem, nie mówi, że jestem wyjątkowa, ani nie opowiada mi historii swojego życia. Łączy nas tylko seks. A ten twój się zakochał, mówię ci!
Okazało się, że to była prawda.
Jacek wyznał mi to w mailu. Nie mógł przestać o mnie myśleć, chciał przyjechać, żeby mnie zobaczyć
Wiedziałam, że to droga donikąd. Oczywiście, podobał mi się, ale nie chciałam mieć poważnej relacji z dwudziestosześciolatkiem! Przecież on był zaledwie pięć lat starszy od Małgosi! To nie miało sensu. Mimo to zgodziłam się na spotkanie, kiedy przyjechał po raz kolejny. Obiecałam sobie, że tym razem nie będzie żadnego seksu, i od razu to zapowiedziałam Jackowi. Najpierw powiedział, że dobrze, ale potem usiłował wpłynąć na mnie, bym zmieniła zdanie.
– Nie, nie zmienię zdania! – oznajmiłam w końcu, gdy znowu próbował mnie pocałować. – Zrozum, Jacek, ja nie chcę się z tobą wiązać. Potrzebowałam przygody, przelotnego romansu. Nie brałam pod uwagę, że się w to zaangażujesz… Musimy przestać do siebie pisać. Mówię poważnie.
Jacek wyglądał, jakby dostał w twarz. Nie mogłam jednak zmienić zdania. Jasne, seks z nim był wspaniały, ale wiedziałam, że to tylko jednorazowa przygoda. Nie chciałam na razie wiązać się z żadnym mężczyzną, a już na pewno nie z kimś, z kim dzieliło mnie całe pokolenie. A poza tym w moim życiu niedawno pojawił się ktoś inny…
– Ten Bartek? – zapytały przyjaciółki, kiedy wspomniałam im, że odnowiłam znajomość ze swoim pierwszym chłopakiem. – Naprawdę się z nim spotykasz?
Tak, naprawdę spotykałam się z facetem, z którym byłam w związku jeszcze przed narodzinami Małgosi
Był w moim wieku, mieliśmy masę wspólnych wspomnień, tych samych znajomych, podobne zainteresowania. Kiedy spędzałam z nim czas, czułam się tak, jakby od naszego rozstania minęły dwie godziny, a nie ponad dwie dekady. Jacek napisał do mnie jeszcze kilka razy, ale nie odpisałam. Zajęta Bartkiem, nie myślałam o tym chłopaku. Byłam przekonana, że uczucie do mnie szybko mu przejdzie. Nie spodziewałam się jednak, że Jacek do mnie przyjedzie… Zobaczyłam go, jak stoi pod klatką, kiedy wracałyśmy z Małgosią z zakupów. No tak, przecież wiedział, gdzie mieszkam, nie znał tylko numeru mojego mieszkania.
– Wow, ale facet! – szepnęła moja córka na jego widok, a pode mną w jednej chwili ugięły się nogi.
Chciałam dać mu wzrokiem do zrozumienia, że to absolutnie nie jest moment na rozmowę, ale to zignorował.
– Cześć, Paulina – rzucił, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi. – Chciałem… yyy… – obecność mojej córki najwyraźniej zbiła go z tropu – podrzucić ci tę teczkę od księgowości… – wybrnął, widząc moje rozpaczliwe znaki za plecami Małgosi.
Nie mam pojęcia, skąd wyczarował teczkę, ale wzięłam ją z poważną miną i podziękowałam z zawodową uprzejmością. Małgosia nie mogła się domyślić, co nas łączy! No i najwyraźniej się nie domyśliła.
– Zaczyna padać – zauważyła Małgosia. – Może pan wejdzie na herbatę i przeczeka u nas deszcz? – zaproponowała, a ja gwałtownie pokręciłam głową za jej plecami, patrząc wymownie na Jacka.
– Bardzo chętnie – powiedział, a ja poczułam, że sytuacja zaczyna mi się wymykać spod kontroli.
Na górze zobaczyłam nową twarz mojej córki. Była ożywiona i rozszczebiotana
Ślepy by zauważył, że Jacek bardzo jej się spodobał.
– Pan pracuje z mamą? – chciała wiedzieć, więc błyskawicznie odpowiedziałam, że owszem, ale tylko przy jednym projekcie.
Chyba nawet rozwód nie kosztował mnie tyle stresu co ta herbatka z córką i byłym kochankiem. W końcu rozbolał mnie brzuch, więc rzuciłam temat o jazzie, a potem oznajmiłam, że mam wizytę u lekarza, i wyszłam z domu. Kiedy wróciłam, Małgosia była sama.
– Rany, mamo, ty mi może mów, że masz takich fajnych współpracowników! – rzuciła, kiedy weszłam. – Jacek jest świetny! Zaprosiłam go na jutro do klubu jazzowego.
W sumie było mi wszystko jedno. Przecież Jacek mieszka w innym mieście, więc w poniedziałek wyjedzie. Niech sobie idzie z Małgosią na koncert, przynajmniej odczepi się ode mnie. Zresztą, co ja mogłam zrobić? Zabronić jej iść? Niby pod jakim pozorem? Tylko że nie skończyło się tylko na jednym koncercie. Tydzień później Małgosia pojechała na zaproszenie Jacka do jego miasta, bo gościł tam jakiś słynny jazzman. Nie wytrzymałam i napisałam do niego.
„Co ty wyprawiasz?! Po co mieszasz mojej córce w głowie?! Co chcesz tym ode mnie uzyskać?”. Odpisał mi w dość nieprzyjemnym tonie, żebym sobie nie wyobrażała, że wszystko kręci się wokół mnie. Twierdził, że on i Małgosia bardzo dobrze się rozumieją i on na pewno nie zrezygnuje ze znajomości z nią tylko ze względu na mnie.
Zapewnił mnie, że nic do mnie nie czuje. Miałam nadzieję, zwłaszcza że Małgosia częściej o nim mówiła
W końcu stało się jasne, że ich relacja nie jest czysto koleżeńska. Kiedy pomyślałam, że Małgosia i Jacek mogą ze sobą sypiać, zrobiło mi słabo i wręcz niedobrze… Ale musiałam stawić czoła faktom.
– No tak, jestem z Jackiem! – powiedziała moja dwudziestojednoletnia córka. – Mam wrażenie, że to jest właśnie to, mamo. I wiesz co? Załatwiłam już formalności na studiach, od nowego roku akademickiego przenoszę się do Poznania. Chyba dobrze, nie? Ty i Bartek pewnie chcecie zamieszkać razem. W końcu macie już swoje lata, nie ma na co czekać.
Byłam zbyt zszokowana, żeby odpowiedzieć na tę ostatnią uwagę. Moja córka chciała się wprowadzić do Jacka?! Nie mogłam nic zrobić. Teraz to Jacek nie odpisywał na moje maile. Nie miałam pojęcia, czy jego uczucie do Małgosi jest szczere, ale chciałam wierzyć, że tak. Byli prawie rówieśnikami, ona była podobna do mnie; dlaczego miałby się w niej nie zakochać?
Wymusiłam na nim tylko jedno przyrzeczenie: że Małgosia nigdy nie dowie się o nas
Zgodził się ze mną, że to by ją zniszczyło. Zawarliśmy pakt, że to będzie nasza wspólna tajemnica. Nasza i moich przyjaciółek, które obiecały milczeć aż po grób. Niedługo moje imieniny. Małgosia zapowiedziała, że Jacek wpadnie do nas na obiad. Moja córka już szuka przepisów na kaczkę z jabłkami, chce wypaść idealnie w roli gospodyni. Wiem, że jej na nim zależy.
Dla mnie ten obiad będzie koszmarem. Będę siedziała obok Bartka, z którym rzeczywiście niedługo zamieszkam, naprzeciwko swojej córki i jej chłopaka, z którym miałam płomienny romans. Nie wiem, czy zdołam przełknąć chociaż kęs tej kaczki. Taka tajemnica potrafi skutecznie odebrać apetyt… Ale co innego mogę zrobić? Przecież to się nie może wydać. Nigdy. To tajemnica na całe życie, nie tylko przy imieninowym stole…
Czytaj także:
Musiałem sprzedać ojcowiznę. Dzieci wolą być dziadami w Holandii, niż panami w Polsce
Moi rodzice mieli troje dzieci. Ja byłem czwarty, adoptowany. Całe życie gorszy
Opiekuję się wnusią, bo córka woli się szlajać i pić. Wyrzekła się jej, ale chce kasy