„O mało nie zakochałam się we współpracowniku, ale on wylał mi wiadro zimnej wody na głowę. Inaczej spojrzałam na życie”

prawdziwe historie: pokazał mi, co jest ważne fot. Adobe Stock, pressmaster
„Gdy przyszedł do pracy, bałam się, że szybko odbierze mi pozycję, bo był znacznie lepszy ode mnie. Ale on zachowywał się w porządku, w dodatku był w moim typie i jego dotyk sprawiał, że miałam ciarki. Gdy zapytałam go, jak do nas trafił, zmieniło się dosłownie wszystko”.
/ 13.07.2023 20:45
prawdziwe historie: pokazał mi, co jest ważne fot. Adobe Stock, pressmaster

Stresowałam się tym, że będę miała w restauracji nową współpracowniczkę. Pani Bożenka, która przepracowała w kuchni wiele lat, przeszła na emeryturę. Miała dość konserwatywne podejście do gotowania i niełatwo było ją przekonać do nowości, ale przynajmniej była miła i pracowita. Obawiałam się, że szef na jej miejsce sprowadzi jakąś pannicę, która ma dwie lewe ręce i muchy w nosie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy weszłam do kuchni i zastałam w niej nieco starszego ode mnie mężczyznę.

Wróciłam do domu skołowana

– Jeremi – przedstawił się. – Będę miał przyjemność z panią współpracować. Szefa dziś nie ma, ale wypowiadał się o pani pracy w samych superlatywach, więc postaram się pomóc najlepiej, jak potrafię.

– Karolina – przedstawiłam się.

Było mi miło, że potraktował mnie z takim szacunkiem. Mężczyźni pracujący w kuchni często mają większe ego niż umiejętności, więc była to miła niespodzianka.

Jeremi nie był oszałamiająco przystojny, ale na pewno interesujący: miał piękny uśmiech i duże ciemne oczy, co dodawało mu tajemniczości. Nie chciałam kłopotów, ale on był niezaprzeczalnie w moim typie. Uznałam jednak, że jestem dorosłą i zrównoważoną kobietą, więc nie dam się ponieść emocjom. Miałam męża od dziesięciu lat i choć nie doczekaliśmy się jeszcze dzieci, byliśmy udanym małżeństwem. Janek był przy mnie w gorszych i lepszych chwilach i nigdy mnie nie zawiódł. Ja także nie miałam zamiaru tego zrobić.

Wyjaśniłam Jeremiemu, co gdzie jest, opowiedziałam o menu i przepisach, które stosuję, oraz o moim sposobie pracy.

– Zawsze rano będziesz chodził na targ po świeże mięso i warzywa. Do tej pory robiłam to ja, bo Bożenka była starszą panią, ale myślę, że teraz się zmienimy.

– Jasne, nie ma sprawy – odpowiedział.

Poprosiłam, żeby pokroił warzywa. Kiedy zobaczyłam jego technikę, nie miałam wątpliwości. Był prawdziwym profesjonalistą! Ja nigdy nie nauczyłam się siekać cebuli czy marchewki z taką prędkością i precyzją. Był niesamowity!

– Gdzie wcześniej pracowałeś?

– W restauracji pięciogwiazdkowego hotelu w Warszawie – odpowiedział skromnie, jakby była to budka z kebabami na dworcu.

Przełknęłam ślinę przerażona. Zaczęłam czuć, że moja pozycja szefowej kuchni jest zagrożona. Próbowałam się dowiedzieć, z jakiego powodu postanowił przenieść się do zwykłej knajpy, ale ewidentnie unikał odpowiedzi. Domyśliłam się, że musiał zostać zwolniony, i to z hukiem, skoro nie szukał pracy na swoim poziomie.

Przez cały dzień Jeremi pomagał mi we wszystkim i nie wtrącał się do moich technik. Podobało mi się to. Nieco mniej natomiast fakt, że wszystko, o co go poprosiłam, robił lepiej, niż zrobiłabym to ja. Wróciłam do domu nieco skołowana. Nie wiedziałam, czy naprawdę chce być tylko podkuchennym, czy tylko czeka na moje potknięcie, żeby wbić mi nóż w plecy. Janek zrobił mi herbaty i podgrzał sobie obiad, który mu przyniosłam.

– Moja nowa pomoc kuchenna to facet, nie kobieta. W dodatku gotuje jak mistrz. Trochę mnie to niepokoi.

– Niepotrzebnie. To ty jesteś szefem. Nie martw się o nic.

Janek jak zawsze trzymał moją stronę. To był jeden z powodów, dla których tak bardzo go kochałam.

Poczułam, jak ciarki przechodzą mi po plecach

Następnego dnia z samego rana szef zawołał mnie do siebie.

– Przepraszam, że mnie wczoraj nie było. To ja powinienem was przedstawić. Powiedz mi – jakie są twoje pierwsze wrażenia? – zapytał zaciekawiony.

– Jeremi jest świetnym fachowcem. Myślę, że będzie nam się dobrze razem pracowało – odparłam.

Szef poklepał mnie po ramieniu i życzył powodzenia. On sam nigdy nie wtrącał się do tego, co działo się w kuchni. Ustalaliśmy z nim menu sezonowe, ale zawsze się ze wszystkim zgadzał. Restauracja całkiem nieźle prosperowała, choć były w mieście knajpy, które biły nas na głowę różnorodnością dań i popularnością.

Weszłam do kuchni i ponownie zastałam w niej Jeremiego gotowego do pracy.

– Miałeś iść na zakupy – przypomniałam, a on odpowiedział, że wszystko już kupił. Weszłam do spiżarni i mnie zamurowało. Były tam nie tylko nasze standardowe składniki, ale także mnóstwo ziół, przypraw i warzyw, jakich zwykle nie kupowałam – karczochy, cukinia czy jarmuż.

– Jarmuż? – zaśmiałam się. – A to niby do czego?

– Pomyślałem, że możemy dziś zrobić zielony koktajl jako czekadełko. To zdrowsze niż chleb ze smalcem i może trochę ciekawsze.

Nie byłam pewna, czy moda z wielkiego miasta sprawdzi się u nas, ale uznałam, że nie będę go krytykować za inwencję twórczą. Niech próbuje! Zaczęłam kroić warzywa do surówek, choć czułam jego wzrok na moich rękach i wiedziałam, że nie mam tak sprawnych ruchów jak on.

– Możesz mnie tak nie obserwować? – zapytałam poirytowana, a on zaproponował, że jeśli chcę trochę poprawić technikę, może mi pomóc.

Westchnęłam ciężko. Uznałam, że nie zaszkodzi spróbować. Jeremi podszedł bliżej i chwycił moje nadgarstki, żeby je usztywnić, a ja poczułam, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Nie mogłam uwierzyć w to, jak ten facet na mnie działa. Poruszał moją dłonią i tłumaczył, co wystarczy zmienić, żeby tworzyła jedną linię z nożem. To było proste i szybko załapałam, o co chodzi. Aż trudno mi było uwierzyć, że tak bezproblemowo nauczyłam się techniki, która zawsze wydawała mi się nieosiągalna.

Jeremi pomagał mi przez cały dzień, co jakiś czas dyskretnie podrzucając pomysły lub sugerując niewielkie zmiany, które naprawdę robiły kolosalną różnicę. Z każdym dniem uczył mnie czegoś nowego, a ja nabierałam do niego zaufania.

Takie rzeczy tylko w Ameryce

Kiedy zbliżały się święta Bożego Narodzenia, pozwoliłam mu przedstawić własne menu. Wymyślił sos piernikowy do pieczeni, kaczkę z żurawiną i karpia w pomarańczach. Te wszystkie dania były tak dobre, że ludzie robili zamówienia na święta.

Dwa dni przed Wigilią szef wpadł do kuchni i powiedział, że przyjechała do nas dziennikarka z lokalnej gazety, żeby napisać o naszej restauracji artykuł.

– Co takiego? – parsknęłam rozbawiona.

Takie rzeczy mogły dziać się w Ameryce, ale u nas? Ciężko mi było uwierzyć. Wiedziałam jednak, że musimy się postarać. Byłam szczęśliwa, że mam w kuchni kogoś, na kogo mogę liczyć. Dania wydaliśmy bez opóźnienia, a szef wrócił do kuchni po chwili i pokazał nam kciuki w górę. Po kilku dniach w prasie ukazał się bardzo pochlebny artykuł o naszej restauracji. Nie miałam pojęcia, że tak to wpłynie na zainteresowanie klientów. Doszło do tego, że ludzie dzwonili, żeby zarezerwować stoliki. Mieliśmy też umówioną imprezę sylwestrową.

– Nie będzie cię na sylwestra?! – Janek był oburzony. Planowaliśmy jak co roku zrobić w domu małe przyjęcie dla najbliższych. – Odkąd ten cały Jeremi z tobą pracuje, ledwie się widujemy.

– Restauracja odnosi sukcesy. Widziałeś, ile zarabiam? To chyba dobrze, że się nam poprawiło.

Janek nie uważał tego za poprawę. Wolał spędzać ze mną czas. Marzył o tym, byśmy w końcu postarali się o dziecko, tymczasem nasze życie intymne ostatnimi czasy pozostawiało wiele do życzenia. Nie miałam wątpliwości, że wynikało to z tego, że ja coraz bardziej lubiłam spędzać czas w pracy, i nie była to tylko kwestia gotowania, ale też towarzystwa.

Zauważyłam, kim jest naprawdę

W sylwestra ja i Jeremi spędziliśmy razem niemal dwanaście godzin. Ani razu się nie pokłóciliśmy. Przeciwnie – to był przemiły dzień i wieczór. O północy wyciągnął z lodówki szampana i rozlał nam po kieliszku.

– Oby kolejny rok był równie dobry – szepnął, uniósł kieliszek i pocałował mnie w policzek. Poczułam, jak robi mi się gorąco. Zaczęliśmy rozmawiać o ubiegłym roku i tym, ile się zmieniło. W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost, co właściwie robi na takiej prowincji.

– Moja była żona przeniosła się z tu z naszym synem – westchnął ciężko. – Nie mogę bez niego żyć, więc rzuciłem pracę i wynająłem tu mieszkanie.

Po chwili wyjaśnił, że rozwiedli się, bo pracował w Warszawie od rana do nocy i nie miał czasu dla rodziny. Kariera była dla niego na pierwszym miejscu. Dopiero gdy stracił tych, których kochał, zrozumiał, co tak naprawdę jest najważniejsze. Słuchałam go i miałam wrażenie, że to, co mówi, jest dokładnym odzwierciedleniem mojej sytuacji. Nagle przestałam widzieć w nim atrakcyjnego mężczyznę, który dotąd tak mi imponował. Zauważyłam nieszczęśliwego ojca i wciąż zakochanego w byłej żonie faceta, który starał się naprawić popełnione błędy. Nie chciałam powielać tego schematu, a zdałam sobie sprawę, że sama byłam od tego o krok.

Wyciągnęłam wnioski z tej lekcji

Gdy wróciłam do domu o trzeciej nad ranem, popatrzyłam na Janka śpiącego w naszej sypialni. W salonie stała nienapoczęta butelka szampana i dwa czyste kieliszki. Wślizgnęłam się do łóżka i pocałowałam męża, a on zaspany otworzył oczy i się uśmiechnął.

– Przepraszam, że nie spędziłam z tobą sylwestra. Nowy rok będzie inny, obiecuję. Jestem już gotowa.

– Na co? – zapytał zaskoczony.

Na ustawienie priorytetów na właściwych miejscach. A może nawet na dziecko… – dodałam.

Janek przytulił mnie i pocałował, a ja w jego objęciach poczułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nie zamierzałam porzucać pracy, ale uznałam, że nie będzie dziury w niebie, jeśli mnie tam przez chwilę zabraknie. A najważniejszą lekcją, jaką otrzymałam od Jeremiego, była ta, że miłość i rodzina muszą być na pierwszym miejscu.


Czytaj także:
„Dałam się oszukać na kilka tysięcy złotych. Byłam naiwniaczką, a teraz czeka mnie sprawa w sądzie”
„Synowa to cwaniara, która kocha kasę, a nie mojego syna. Już ja przypilnuję, by pozbyć się tej materialistki”
„Naoglądałam się brazylijskich telenowel i zachciało mi się płomiennego romansu. Prawie zrobiłam z siebie desperatkę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA