„Nowy sąsiad palił w piecu plastikiem i ani myślał przestać. Wiedziałem, że jeśli czegoś nie zrobię, wytruje pół wsi”

mężczyzna podgląda sąsiada fot. Adobe Stock, stephm2506
„Oznajmił, że już zrobił zapasy opału na zimę. A potem wskazał nam drzwi. Grzecznie wyszliśmy, ale tuż za drzwiami zaczęliśmy się zastanawiać, co tu zrobić, by facet przestał smrodzić i truć. Czuliśmy, że sprawa nie będzie łatwa, bo w jego drewutni zauważyliśmy potężny zapas odpadów z fabryki i kilka worków butelek. Całe lato je chyba musiał zbierać”.
/ 24.03.2023 15:15
mężczyzna podgląda sąsiada fot. Adobe Stock, stephm2506

Mieszkam w małym domku jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Okolica jest piękna, cicha i spokojna, ale od początku sezonu grzewczego zrobiła się niestety także smrodliwa. Powód? Jeden z nowych sąsiadów zaczął palić w piecu plastikami i lakierowanymi odpadami drewnianymi z pobliskiej fabryczki mebli. I zapierał się, że nikt go przed tym nie powstrzyma. Na szczęście znalazł się niego sposób.

Do tej pory nie było u nas takich trucicieli. Ludzie nie są święci i czasem łamią prawo, ale na takie numery nikt sobie nie pozwalał. No bo który myślący rozsądnie człowiek chce wdychać, na własną prośbę, jakieś paskudne toksyczne związki? I narażać na to swoich najbliższych? Przecież prawie każdy ma dzieci…

A tu nagle trafił nam się jeden głupek. Jak po raz pierwszy rozpalił w piecu, to po całej wsi rozszedł się taki smród, że nawet przy zamkniętych oknach nie można było wytrzymać. A co wrażliwszym od gryzącego dymu aż łzy po policzkach spływały. 

Nie chciał z nami gadać

Na początku nie reagowaliśmy. Facet wprowadził się zaledwie dwa miesiące wcześniej, nie znaliśmy go, więc myśleliśmy, że się po prostu zapomniał. Ale gdzieś po tygodniu mieliśmy dość. Skrzyknęliśmy się w kilka osób, no i z sołtysem na czele poszliśmy z nim poważnie pogadać.

Przyjął nas bardzo ciepło. Nawet wódeczką chciał częstować. Tłumaczył, że nie miał jeszcze czasu pochodzić po sąsiadach, przedstawić się i teraz chce to nadrobić. Wyglądało na to, że da się z nim dojść do porozumienia. Ale jak się dowiedział, z czym przyszliśmy, to od razu zmienił ton. Zmarszczył brwi i wysyczał przez zęby, że to jego dom, jego piec i może sobie w nim palić czym chce. A nam nic do tego.

Nie chcieliśmy zatargów. W naszej wsi żyjemy wszyscy w zgodzie. Oczywiście zdarzają się spory, ale staramy się rozwiązywać je polubownie. Tak było i tym razem. Tłumaczyliśmy głupkowi, że truje siebie i nas, przypomnieliśmy, czym wolno palić w piecach. Nawet telefon do taniego dostawcy drewna chcieliśmy mu dać, żeby niepotrzebnie nie przepłacał.

Nie był zainteresowany. Stwierdził, że już zrobił zapasy opału na zimę. A potem wskazał nam drzwi. Grzecznie wyszliśmy, ale tuż za drzwiami zaczęliśmy się zastanawiać, co tu zrobić, by facet przestał smrodzić i truć. Czuliśmy, że sprawa nie będzie łatwa, bo w jego drewutni zauważyliśmy potężny zapas odpadów z fabryki i kilka worków butelek. Całe lato je chyba musiał zbierać…

Nie jesteśmy kapusiami. Jak we wsi jest z czymś problem, to nie biegniemy od razu do władz. Staramy się załatwić to sami. Ale tym razem nie mieliśmy wyjścia. Facet nie chciał współpracować. Sołtys zadzwonił więc do straży gminnej. Wiem, że ludzie w naszym kraju zazwyczaj nie mają o tej formacji zbyt dobrego zdania, ale nasze chłopaki są naprawdę w porządku. Nie ograniczają się tylko do polowania na źle zaparkowane samochody i staruszki handlujące na chodniku koperkiem, ale reagują na wszystkie sygnały mieszkańców. O trucicielach też.

Nowego sąsiada czekała kontrola

Jak usłyszeli, co wyprawia nasz nowy sąsiad, od razu pojechali do niego na kontrolę. Zaczaili się w krzakach, i jak rozpalił w piecu weszli na posesję. Mieliśmy nadzieję, że mandat przywoła nowego do porządku, ale się pomyliliśmy. Pięćset złotych kary nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, bo następnego dnia znowu palił odpadami. I jeszcze odgrażał się w naszym wiejskim sklepiku, że będzie to robił do końca sezonu. Bo tak mu się podoba i już.

Nie ukrywam, wkurzyło nas to okropnie. Nie zastanawiając się długo, pojechaliśmy do urzędu gminy pogadać z chłopakami ze straży.

– Za niskie te wasze mandaty. Nic nie dają. Facet zapłaci i dalej będzie bezkarnie nas truł – zdenerwował się sołtys.

– Nic się nie martw, Heniu, jak zapłaci drugi, trzeci raz, to bardziej go zaboli – odparł jeden ze strażników.

– Jak to? – zdziwiliśmy się.

– Pięćset złotych było za wczoraj. Następne pięćset będzie za dzisiaj, potem za następny dzień i kolejny… Co wizyta, to mandacik. Zobaczymy, kiedy pęknie – roześmiał się.

– Robimy zakłady? – zapalił się sołtys.

– Robimy – odkrzyknęliśmy.

Wygrałem zakład, bo obstawiłem w sumie sześć wizyt. I nasz nowy sąsiad tyle właśnie wytrzymał. Podobno straszył, że skargę na naszych chłopaków napisze za nękanie i nachodzenie w domu, ale wcale się tym nie przejęli. Prawo było po ich stronie. Kiedy zrozumiał, że nie odpuszczą, kupił drewno opałowe i przestał palić butelkami i odpadami z fabryki. Głupek jeden…

Dlaczego od razu tego nie zrobił? Przecież za te 3 tysiące w mandatach mógł kupić sobie całkiem sporo świetnego, suchego i pociętego drewna na opał.

Czytaj także:
„Doniosłem na sąsiada, zadzwoniłem po policję. Teraz ten drań się na nas mści”
„Pod osłoną nocy jakiś drań podpalił stodołę sąsiada wraz z całym dobytkiem. Byłem w szoku, gdy odkryłem, kto to zrobił”
„Nasza sąsiadka to wredna małpa. Nie umie zająć się psem, a potem oczekuje, że weterynarz przyjmie ją poza kolejką”

Redakcja poleca

REKLAMA