– To koniec, Malwino – to właśnie usłyszałam pewnego pięknego dnia, kiedy przygotowywałam obiad dla mojego męża. Byliśmy tylko we dwoje, ponieważ Adaś, nasz czterolatek, spędzał noc u dziadków, a ja cieszyłam się na chwilę tylko dla nas. Wspólny obiad, oglądanie filmu na kanapie i przytulania.
– Co ty mówisz? – zamarłam w bezruchu, a spadająca łyżka uderzyła z hukiem o kafelki.
– Po prostu koniec – powiedział ponownie mój mąż Darek.
– Czy ty oszalałeś? Co to ma znaczyć? Dlaczego tak niespodziewanie? Czego ty chcesz? Co się takiego nagle stało? – pytałam, kompletnie zdezorientowana.
– Chodzi o to, iż spotkałem kogoś innego – odpowiedział mi. – Nie zamierzam cię oszukiwać.
– Ale my jesteśmy przecież szczęśliwi…
– Być może ty jesteś, ja już niekoniecznie. Twoje życie od lat koncentruje się na dziecku, zaniedbujesz siebie, nie zwracasz na mnie uwagi. Czego się spodziewałaś? – podniósł ton.
– Ja… – nadal usiłowałam coś powiedzieć, choć głos mi się łamał, a łzy kapały na te nieszczęsne ziemniaki.
– Niestety, mleko się już wylało – powiedział i wstał. – Zabieram swoje osobiste rzeczy, potem zjawie się po resztę. Moja prawniczka skontaktuje się z tobą, aby omówić szczegóły. Mam nadzieję, że poradzimy sobie z tym, jak dorośli, bez niepotrzebnego zamieszania i kłótni.
Chwile potem, nadal sparaliżowana i w szoku, zobaczyłam, jak zamykają się drzwi od naszego mieszkania. Zostałam sama. To chyba był najgorszy wieczór w moim życiu. Położyłam się na sofie i zostałam tak do wieczora. Najpierw płakałam, następnie chciałam zadzwonić do mojej mamy, potem szalałam z wściekłości, a potem znowu płakałam. Ten cykl powtarzał się bez końca. Ostatecznie, zmęczenie zmusiło mnie do zapadnięcia w sen.
Czy dam sobie radę bez niego?
Poranny dzwonek do drzwi wyrwał mnie z drzemki. Przybyli moi rodzice wraz z Adasiem.
– Cześć, skarbie – z trudem wydobyłam z siebie wesołe słowa, obejmując syna. – Jak dobrze, że jesteś!
– Brakowało mi ciebie – wtulił się we mnie. – I taty. Gdzie on jest?
– Musiał pójść do pracy – odpowiedziałam cicho. – Czy chciałbyś coś przekąsić?
– Wolę obejrzeć kreskówkę. Z dziadkiem, zgoda? – podjął decyzję.
– Dobrze, idźcie – pocałowałam go, po czym spojrzałam na moją matkę, oczy miałam zaczerwienione od łez.
– Co się stało? – zapytała, kiedy mężczyźni zniknęli w pokoju.
– Odszedł – wydusiłam z siebie, ledwie podnosząc się z łóżka.
– Chodź, zrobimy sobie kawę – pomogła mi wstać i poprowadziła do kuchni. – Opowiesz coś więcej? – zapytała spokojnie, kiedy już trzymałyśmy filiżanki w rękach.
Opowiedziałam jej wszystko o naszej wczorajszej rozmowie.
– Jak teraz sobie poradzę, mamo? Co ja mam zrobić? – zapytałam w końcu.
– Pamiętaj przede wszystkim, że nie jesteś sama – odpowiedziała stanowczym tonem. – Jesteśmy z tobą i pomożemy ci, jak tylko zdołamy. A przede wszystkim, masz Adasia. Warto dla niego, zrobić wszystko. Rozumiesz?
– Nie jestem pewna. Zawsze był Darek...
– Ale teraz go już nie ma! To był jego wybór, więc musisz to zaakceptować. W ogóle, skoro już o tym mówimy, powiem ci, że nigdy go nie lubiliśmy. Był po prostu zarozumiały.
– A co powie tata?
– Co powie? Raczej się ucieszy i będzie chciał go ukarać za to, że zranił jego ulubioną córkę. Jestem o tym przekonany!
Na samą myśl się uśmiechnęłam. Mój ojciec rzeczywiście nie robił tajemnicy z tego, że nie darzył mojego męża sympatią i unikał z nim kontaktu, kiedy tylko mógł. Ale dla mnie i Adasia zrobiłby wszystko.
Musisz wziąć się w garść
Następne dni, a raczej tygodnie, były trudne. Z jednej strony, wciąż analizowałam nasz – już były – związek. Z drugiej strony, miałam pracę – na szczęście mogłam ją wykonywać, nie ruszając się z domu. I oczywiście był Adaś, który stale pytał, gdzie jest ojciec.
Zostawiałam go pod opieką rodziców albo oni przyjeżdżali do mnie, ale ciągle nie mogłam uporządkować swojego życia. Pewnego razu, po pół roku od czasu kiedy mąż mnie zostawił dla innej, odwiedziła mnie moja przyjaciółka.
– O rety! Malwino! – wykrzyknęła, gdy ujrzała mnie w drzwiach. – Wyglądasz... Jakbyś była nieszczęśliwa – przytuliła mnie.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam siły, żeby o siebie zadbać – westchnęłam, ledwo powstrzymując łzy.
– Chodźmy, zrobię nam kawę i porozmawiamy – Aga poprowadziła mnie do kuchni. – Czy to nie jest już najwyższy czas, abyś zaczęła się ogarniać, co? – zapytała po kilku minutach. – On odszedł, jesteście tylko wy dwoje, są dziadkowie...
– To prawda, ale co z tego? Jestem sama...
– Znajdź sobie mężczyznę! Im szybciej, tym lepiej. Jutro zabiorę cię do fryzjera, do kosmetyczki i na zakupy! Zrobisz sobie atrakcyjne zdjęcia, wrzucisz je na te wszystkie strony randkowe i gotowe!
– Tak, oczywiście... Już widzę te tłumy! – zaśmiałam się z goryczą.
– Moja droga, co ci szkodzi spróbować? – odpowiedziała Aga, mocno mnie przytulając.
Wieczorem długo o tym myślałam
Nie tylko Aga namawiała mnie na randkowanie. Podobną sugestię wysunęli też moi rodzice. Ale czy ja, kobieta po rozwodzie z dzieckiem, mam czas na takie rzeczy? Po zastanowieniu stwierdziłam, że może to nie jest takie złe rozwiązanie. Cóż złego się może stać? Przecież nie muszę od razu wiązać się z kimś na całe życie! Wzięłam kąpiel i po raz pierwszy od dawna zasypiałam z uśmiechem na twarzy. Cóż, raz się żyje!
Odstawiona, z elegancką fryzurą i nowo zrobionymi paznokciami, zrobiłam sobie kilka zdjęć, które następnie, dzięki pomocy Agnieszki, umieściłam w różnych miejscach w Internecie. Ku mojemu zdziwieniu, nie musiałam długo czekać na reakcję.
Już po upływie godziny na mailu pojawiła się wiadomość od niejakiego Patryka. Był to przystojny, dobrze zbudowany mężczyzna, który kiedyś służył w wojsku. Po tygodniu spotkaliśmy się na randkę. Jedno spotkanie, drugie. To były naprawdę mile spędzone wieczory. Nie zaprzeczam, stanowiły miłą odmianę od codziennych obowiązków. Ale...
Patryk, jako były wojskowy, miał pewną irytującą cechę. Wszystko musiało być u niego idealnie uporządkowane. Kiedy odwiedzał mnie, dokładnie sprawdzał całe mieszkanie.
– Znów kolejki na podłodze? – mówił z niezadowoleniem, po potknięciu się o zabawki małego Adasia. – Pluszaki mogłabyś posprzątać. A ten blat jest tak brudny...
– Przy małym dziecku nie zawsze jest możliwość utrzymania porządku – na początku śmiałam się z tego, ale tylko do pewnego momentu.
Kiedy po raz kolejny potknął się o stertę klocków rozrzuconych na dywanie, eksplodował.
– Naucz swojego małego, że powinien utrzymywać porządek! Nie da się przejść, żeby na coś nie wpaść!
– Może sam powinieneś się przekonać, jak to jest być rodzicem! – tym razem nie mogłam się powstrzymać.
Więcej się do mnie nie odezwał, a ja również nie miałam ochoty na kolejne spotkania. Przykro mi, ale moje dziecko było ważniejsze niż jego perfekcjonizm.
Odkryłam siebie na nowo
Kolejny na liście był Artur. Na pierwszy rzut oka wydawał się zadbany, sympatyczny i opiekuńczy. Był rozwiedziony, miał dwoje dzieci i pracował jako prawnik. Wydawało się, że to idealny kandydat. Jednak w praktyce Artur nie okazał się już takim cudem. Po około trzech miesiącach znajomości zaczął pytać o Adasia, a po ich spotkaniu rozpoczął serie porad.
– Nie powinnaś go tak rozpieszczać – powiedział pewnego dnia. – Ciągle na tobie coś wymusza, hałasuje. Dziecko powinno być na krótkiej smyczy, to ty tu rządzisz!
– Jasne, jasne, ale wiesz, on ma niespełna pięć lat, nie rozumie jeszcze wiele rzeczy i...
– Daj spokój! Moje dzieci w wieku czterech lat chodziły jak na sznurku!
– Ciekawe, czy nadal tak się zachowują – odparłam. – Chyba nie masz o tym pojęcia, skoro większość czasu spędzają z twoją byłą żoną, a ty jesteś ojcem tylko od święta, czyż nie?
Jak pewnie się domyślacie, więcej się nie spotkaliśmy. Zdecydowałam się za to spotykać z Norbertem. Był lekarzem, a konkretnie pediatrą. Przez pół roku, nasza relacja układała się bardzo dobrze. Ale pan lekarz zaczął być nadzwyczaj męczący. Za każdym razem, kiedy mnie odwiedzał, zanim mnie pocałował, sprawdzał mi – uważajcie – temperaturę.
Skrupulatnie obserwował Adasia, a potem zasypywał mnie górą medycznych porad. Mówił, że może powinnam zrobić dziecku badania, że to oko wygląda na zapuchnięte, że ortopeda powinien obejrzeć jego nogi, że na pewno ma niedobór żelaza, bo jest tak blady. Boże, nawet próbował osłuchać mojego ojca podczas jednej z wizyt!
– Agnieszka, czy wszyscy mężczyźni są tak stuknięci? – zwróciłam się do mojej przyjaciółki pewnego dnia.
– Na pewno nie wszyscy – odpowiedziała ze śmiechem. – Mój jest całkiem niezły, choć czasami mam ochotę go udusić. Wydaje mi się, że trafiają ci się wyjątkowo skomplikowane osobniki.
– Już mi wystarczy – westchnęłam. – Dzięki twojej pomocy udało mi się opanować sytuację, zatroszczyć o siebie, przestałam być zazdrosna o Darka i jego nową partnerkę. Rozwód jest już faktem. Mam środki do życia, mieszkanie, ale przede wszystkim mam cudownego syna.
Czy tęsknię za tym jedynym?
Na obecną chwilę, postanowiłam pożegnać się z mężczyznami. Dokładnie tak zdecydowałam. Adaś uczęszcza do przedszkola, a ja realizuję się zawodowo. Okazjonalnie, mały nocuje u dziadków, co daje mi szansę na chwilę relaksu w wannie, posłuchanie ulubionej muzyki czy obejrzenie filmu.
Czy tęsknię za tym jedynym? Czasem tak. Ale zaczynam odnajdywać radość w drobnych szczegółach i czerpać przyjemność z życia. Wieczorami wtulam się w szyję mojego synka i cieszę się jego zapachem.
To najwspanialszy mężczyzna, z którym byłam – myślę sobie. Możliwe, że kiedyś pojawi się ktoś dojrzały, kto pokocha mnie taką, jaka jestem, nie wprowadzając chaosu do mojego życia. Na tę chwilę, czuję się lepiej, będąc singielką.
Czytaj także:
„Rodzina męża zaprosiła nas na ferie. Zamiast relaksu gospodarze zafundowali nam obóz pracy”
„Dla moich dzieci święta to tylko prezenty. Mąż ma mi za złe, że wychowuję materialistów bez szacunku do tradycji”
„Siostra oznajmiła, że nie spędzi świąt z zakłamaną rodziną. Wrzuciła mnie do jednego wora z toksyczną matką”