„Nowa pracownica mąci i rozsiewa plotki po firmie. Przez nią ludzie zamiast zająć się pracą, zaglądają innym do portfela”

plotki w biurze fot. Adobe Stock, .shock
„– Ty wiesz, ile zarabia Mariola? Cztery i pół tysiąca na rękę. A przecież robi tyle samo co my – powiedziała szeptem Wiktoria. – Martyna mi powiedziała. W wielkim sekrecie. Tylko nikomu o tym nie wspominaj, bo jak sprawa wyjdzie na jaw, zrobi się niezła afera… Wiesz, nie chcę narobić jej kłopotów”.
/ 25.11.2022 08:30
plotki w biurze fot. Adobe Stock, .shock

Jutro muszę pogadać na serio z szefem. Niech wreszcie zrobi coś z Wiktorią! Przez tą wredną babę atmosfera w firmie stała się nie do zniesienia. Ludzi jakby złe opętało. Zamiast współpracować ze sobą, rozmawiać – patrzą na siebie wilkiem. Jeszcze trochę i skoczą sobie do gardeł! A przecież kilka miesięcy temu wszyscy byliśmy tu jak jedna wielka rodzina...

Od ponad siedmiu lat pracuję w firmie handlującej akcesoriami i karmami dla psów i kotów. Zajmuję się finansami i płacami. Tylko ja i szef znamy zarobki wszystkich pracowników. Inni są zobowiązani do zachowania tajemnicy na temat wysokości pensji. Taki już u nas zwyczaj, że nikt nikomu do portfela nie zagląda i koniec. Bo wiadomo, nic tak nie psuje dobrej atmosfery w pracy jak zazdrość o pieniądze.

Usłyszałam, jak narzeka na swoją pensję

Jeszcze do niedawna ludzie nie robili z tego żadnego problemu. Nie obchodziło ich, ile zarabia ktoś inny, bo każdy był zadowolony z tego, co sam dostaje. Trzeba przyznać, że szef nigdy do skąpców nie należał. Wyznaje zasadę, że za dobrą pracę należy się godziwa płaca. A nawet premia ekstra. No i ma łeb do interesów. Nie siedzi za biurkiem i nie dłubie w nosie, tylko szuka atrakcyjnych ofert. Dlatego nawet w kryzysie nasza firma świetnie się rozwijała. Towar mamy zawsze wysokiej jakości, ceny przystępne, więc i w tych trudnych czasach klientów nam nie brakowało.

Wręcz przeciwnie, pojawiali się nowi. Doszło nawet do tego, że pół roku temu musieliśmy zatrudnić kilku nowych przedstawicieli handlowych, tak nam dobrze szło. Wiktoria jest jednym z nich. Wydawała się idealną kandydatką. Pewna siebie, wygadana… Na rozmowę kwalifikacyjną przyszła świetnie przygotowana. Na pierwszy rzut oka widać było, że potrafi sprzedać nawet kota w worku. Na dodatek miała spore doświadczenie. Mimo młodego wieku pracowała już w trzech firmach.

Szefa nawet to zastanowiło, bo kto tak dzisiaj skacze z miejsca na miejsce, ale Wiktoria szybko rozwiała jego wątpliwości. Stwierdziła, że chce się ciągle rozwijać, poznawać nowe branże… A poza tym zawsze marzyła, by pracować w takiej firmie jak nasza. Bo kocha zwierzęta, sama ma psa i w ogóle wydaje jej się, że dopiero u nas będzie mogła pokazać, co naprawdę potrafi. Umiała człowieka zbajerować…

Świetnie się spisywała. Miała znakomite wyniki sprzedaży. Pozyskała dla nas wielu nowych klientów. Szybko znalazła się w czołówce handlowców. Szef to docenił. Już po dwóch miesiącach pracy na początku jesieni przyznał jej wysoką premię. Inny na jej miejscy skakał by z radości. A ona? Ona była niezadowolona! A na dodatek wcale tego nie ukrywała przed innymi.

Jak już wspomniałam, na początku w naszej firmie o zarobkach głośno się nigdy nie rozmawiało. Tymczasem szybciutko okazało się, że Wiktoria bynajmniej nie zamierza trzymać się tej niepisanej zasady. Pierwszy raz przekonałam się o tym kilka dni po tej wypłacie z premią. Akurat przechodziłam koło pracowniczej kuchni, gdy usłyszałam, jak narzeka, jaka to ona jest biedna i pokrzywdzona przez los.

– Haruję jak wół od świtu do nocy, żyły sobie wypruwam, a dostałam najmniej pieniędzy. Nie ma na tym świecie sprawiedliwości... – żaliła się Baśce.

Koleżanka próbowała ją zbyć, mówiła żeby nie przesadzała, ale ta nie odpuszczała.

– A ty ile dostajesz na rękę? Jesteś pewna, że nie zasługujesz na więcej? Sama wspominałaś, że przez ostatni miesiąc wracałaś do domu dopiero późnym wieczorem. No i co, ktoś ci podziękował? – dopytywała.

Baśka mruknęła coś w stylu, że zarabia całkiem nieźle, jednak w jej głosie wyczułam wahanie. Jakby nie była pewna, czy rzeczywiście szef traktuje ją sprawiedliwie.

Mówiła o mnie, nie wiedziała, że słucham...

Mijały kolejne tygodnie, a Wiktoria coraz bardziej się rozkręcała. Gdy tylko wracała od klientów, od razu zaczynała te swoje intrygi. Biegała od jednego pracownika do drugiego i narzekała na zarobki w firmie. Mówiła, że osiąga świetne wyniki sprzedaży, a nikt tego nie docenia… I że ma już tego serdecznie dosyć. I to takim tonem, jakby faktycznie działa jej się jakaś wielka krzywda. Co gorsza, rzucała konkretnymi sumami. Mówiła na przykład, że Łukasz ma o 300 złotych więcej niż ona, a Marcin o 400 zł. A Mariola aż o 700 zł!

Zastanawiałam się, skąd w ogóle bierze tego typu informacje i dlaczego narzeka. Przecież tak naprawdę miała wśród handlowców najwyższe wynagrodzenie. Sama postawiła finansowe warunki w czasie rozmowy kwalifikacyjnej i szef je przyjął. Kilka razy wzięłam ją na stronę i powiedziałam, żeby nie opowiadała bzdur. Bo to jej gadanie tylko szkodzi firmie. I jak jest niezadowolona z zarobków, to niech idzie do szefa i zwyczajnie poprosi o podwyżkę.

Niewiele sobie z tego robiła. Coś tam mamrotała, że nie robi nic złego i ma prawo wyrażać własne zdanie, ale skoro mi to przeszkadza, to przestanie. Uspokajała się na chwilę, a potem znów zaczynała mącić…

Miesiąc temu przeszła już samą siebie. Aby uwiarygodnić swoje kłamstwa… powołała się na mnie! Wiem o tym, bo przypadkowo podsłuchałam w toalecie jej rozmowę z Anką, naszą sekretarką. Kiedy weszły do łazienki, siedziałam cichutko zamknięta w kabinie i wszystko słyszałam. Nawet się nie zorientowały, że jestem w środku.

– Ty wiesz, ile zarabia Mariola? Cztery i pół tysiąca na rękę. A przecież robi tyle samo co my – powiedziała szeptem Wiktoria.

– Naprawdę aż tyle? Jesteś tego pewna na sto procent? – dopytywała się Anka.

– Oczywiście, Martyna mi powiedziała. W wielkim sekrecie. Tylko nikomu o tym nie wspominaj, bo jak sprawa wyjdzie na jaw, zrobi się niezła afera… Wiesz, nie chcę narobić jej kłopotów – odparła.

Trzeba szybko coś z nią zrobić

Ależ się wtedy wkurzyłam! Wyskoczyłam z kabiny jak oparzona i wyciągnęłam Wiktorię na korytarz. A potem wydarłam się na całą firmę, że nigdy nie rozmawiałam z nikim o zarobkach innych, bo obowiązuje mnie tajemnica. Zwyzywałam ją od intrygantek i plotkarek. I zagroziłam, że jeśli nie przestanie jątrzyć, to namówię szefa, by wywalił ją na zbity pysk. Specjalnie krzyczałam przy wszystkich, żeby ludzie przekonali się, jak Wiktoria zmyśla. I że nie należy ufać ani jednemu jej słowu. Niestety nie udało się.

Atmosfera w firmie gęstnieje z dnia na dzień. Wiktoria trochę się opamiętała, jednak jak znam życie, za chwilę znowu zacznie gadać. Zresztą zauważyłam, że pracownicy już uwierzyli, że za tę samą pracę dostają mniej niż koledzy. No i czują się pokrzywdzeni. Patrzą na siebie podejrzliwie, nie współpracują. I robota nie idzie im już tak sprawnie jak kiedyś. Wyrabiają jakieś nędzne minimum i znikają.

 Coraz częściej dochodzi też między nimi do spięć. Ot choćby ostatnio. Mariolka miała do załatwienia jakieś ważne sprawy rodzinne. Chyba musiała iść z córeczką na badania. Chciała wziąć wolny dzień. Poprosiła Łukasza, żeby obskoczył jej klientów. Kiedyś zgodziłby się bez żadnego gadania. Zawsze chętnie sobie wszyscy pomagaliśmy. Ale teraz, po tej całej aferze, nie chciał nawet o tym słyszeć.

– Nie ma mowy! Nie zamierzam za ciebie zasuwać! Zapłać komuś za zastępstwo. Tyle zarabiasz, że cię na to stać! – burknął.

Biedna Mariolka aż się popłakała. Nie rozumiała pewnie, o co mu chodzi.

Mnie też nie jest łatwo. Do mojego gabinetu co chwila przychodzi któryś z pracowników. Niby zapytać o jakąś fakturę, dowiedzieć się, czy klienci nie zalegają z płatnościami, a tak naprawdę po to, by wyciągnąć ode mnie informacje o zarobkach innych. Nie pomaga tłumaczenie, że nie wolno mi o tym rozmawiać, że przecież kiedyś ich to nie obchodziło. Wychodzą obrażeni. Kilka dni temu usłyszałam nawet od Anki, że jestem wredna i niesprawiedliwa. Bo Wiktorii to o wszystkim mówię. A innym nie chcę…

Mam już tego serdecznie dość. Trzeba szybko coś zrobić z tą Wiktorią, bo dojdzie do katastrofy. Już chyba wiem, dlaczego tak często zmieniała pracę. Pewnie też rozsiewała plotki i szybciutko się jej pozbywali… Myślę, że my powinniśmy pójść w ich ślady. Może wtedy uda się oczyścić atmosferę w firmie i wszystko będzie jak dawniej?

Czytaj także:
„Zdradziłem żonę, bo przerosły mnie starania o dziecko. Byłem słaby i niedojrzały, ale zapłaciłem za to wysoką cenę"
„Nie cierpię organizować przyjęć. Goście przychodzą napchać sobie brzuchy, a ja muszę ich obsłużyć i zabawić rozmową”
„Bałam się przedstawić córce nowego partnera. Odkąd jej ojciec nas porzucił, na każdego mężczyznę patrzyła wilkiem”

Redakcja poleca

REKLAMA