Po raz kolejny zamieszałam bulgoczący w rondlu sos spaghetti. Byłam zdenerwowana jak podczas ostatniej rozmowy o pracę. Wtedy bardzo słabo mi poszło; obym dzisiaj odniosła sukces. Rzuciłam okiem na stół. Z bezowym tortem pośrodku prezentował się doskonale. Wybór dzisiejszego menu nie był przypadkowy. Spaghetti i beza na deser to ulubiona obiadowa kombinacja mojej córki Jagody. Miałam nadzieję, że to kaloryczne szaleństwo pozytywnie wpłynie na jej humor.
Wyjrzałam przez okno. Jagoda wysiadła z samochodu sąsiadki, która dzisiaj pełniła „dyżur kierowcy”. Moja córka ruszyła do domu, rozchlapując po drodze każdą kałużę. Stawiała kroki jak mały łobuz. Niczego się nie bała i zawsze walczyła o swoje. Kochałam w niej tę cechę, choć lekko z taką wojowniczką nie miałam.
Liczyłam, że córka będzie miała dobry humor
Na dźwięk otwieranych drzwi wzięłam głęboki oddech. Jagoda wpadła do domu i rzuciła plecak na podłogę. Nie zwróciłam jej uwagi. Szczerząc zęby w uśmiechu, wyjrzałam z kuchni.
– Cześć, kochanie! Jak minął dzionek?
– Cześć. Minął źle, bo Kamila powiedziała, że jak pojedziemy autobusem na wycieczkę, to ona będzie siedzieć z Agatą, a nie ze mną – odarła ze smutną miną.
– Przecież możesz usiąść z kimś innym.
– Niby z kim? – zapytała buńczucznie.
– No… – gorączkowo przeglądałam w myślach zaktualizowaną listę najlepszych psiapsiółek. – A Paulina?
Jagoda zadumała się nad moją propozycją.
– O! Z Pauliną może być fajnie. Zawsze zabiera dużo słodyczy, jak gdzieś jedzie.
Wzmianka o słodyczach trochę mnie zaniepokoiła, ale uznałam, że nie będę zaczynała wykładu o zdrowych zębach. Nie w obecnej sytuacji.
– Umyj ręce. Dziś na obiad twoje ulubione spaghetti.
– Fuj!
– Czemu fuj?! – wpadłam w panikę.
– Bo ja od dzisiaj jestem wegetarianinką! Pani od plastyki jest wegetarianinką. Wegetarianinka to taka pani, co…
– Nie je mięsa, wiem. A mówi się wegetarianka – spojrzałam na rondel wypełniony po brzegi aromatycznym sosem. – Słuchaj, może niejedzenie mięsa zaczniemy od jutra, a dzisiaj do spaghetti dodam ci ekstra dużo sera, co?
– Nie, mamo, proszę… Nie rób mi tego! – krzyknęła dramatycznie. – Nie każ mi jeść mięsa!
Westchnęłam i zajrzałam do lodówki.
– W takim razie mogę ci ugotować brokuły.
Oczy Jagody zrobiły się duże jak spodki.
– No coś ty, mamo. Brokuły są obrzydliwe. A ten tort cały dla mnie? – wskazała palcem deser.
„Okej, pora zaczynać” – pomyślałam.
– Tort jest dla ciebie, dla mnie i… dla Pawła. Pamiętasz? Opowiadałam ci o nim, pracujemy razem. Chciałabym ci go przedstawić.
Jej ojciec zniknął i nie dawał znaku życia
Miałam małą, ale własną agencję reklamową i zatrudniłam Pawła do pewnego projektu graficznego. Zaiskrzyło między nami. A gdy na dokładkę nie wystraszył się, gdy wyznałam, że jestem samotną matką i córka zawsze będzie dla mnie najważniejsza, postanowiłam dać nam szansę. Oczywiście o ile Jagoda zaakceptuje obcego mężczyznę u mego boku.
– Mówiłam, że nas odwiedzi. Pamiętasz?
Jagoda od razu się nastroszyła.
– A po co nas odwiedza? Nie każdego pana ze swojej pracy do nas zapraszasz. Czemu on ma przyjść?
– Bo bardzo go lubię. Naprawdę jest fajny, mogłabyś się z nim zaprzyjaźnić.
– Nie chcę – burknęła.
Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Od kiedy dwa lata temu ojciec Jagody nas zostawił, mała nie ufała mężczyznom. Kochała ojca, a on ją porzucił. Wyjechał do Danii i nie dawał znaku życia. Nawet na urodziny małej nie dzwonił. Jakby córka przestała dla niego istnieć. Podobno założył nową rodzinę. Nie bronię mu, ale czemu budował swoje nowe szczęście kosztem naszego dziecka? Tego nigdy nie zrozumiem i nie wybaczę.
Jagoda też nie rozumiała; czuła się zdradzona, Stąd krok do podejrzliwości i darzenia każdego mężczyzny zapobiegawczą niechęcią – skoro tata zachował się jak drań, to czemu inni faceci mieliby być lepsi? Nie mogłam jej za to winić. Sama przez długi czas zachowywałam daleko posuniętą ostrożność. Dopóki nie spotkałam Pawła.
Jagoda zdecydowała, że zje tylko tort bezowy, który jest w stu procentach wegetariański. Pozwoliłam jej na to, spychając w kąt świadomości myśl, że postępuję niepedagogicznie. Kiedy rozległ się dzwonek u drzwi, Jagoda z miejsca przybrała wojowniczą pozę.
– I jak nastroje? – zapytał mnie szeptem Paweł, gdy staliśmy w przedpokoju.
Na co dzień mój ukochany nie miał styczności z ośmiolatkami, więc byłam pod wrażeniem jego odwagi.
– Średnio – odparłam. – Ale razem damy sobie radę, mam nadzieję.
Weszliśmy do salonu, mierząc się z niechętnym spojrzeniem dużych oczu małej dziewczynki.
– Cześć, Jagoda. Jestem Paweł – przywitał się kandydat na mojego oficjalnego faceta.
Zachęciłam go, by usiadł przy stole i nałożyłam mu na talerz duży kawałek tortu. Takie kaloryczne, słodkie wsparcie na pewno mu się przyda. Jagoda popatrzyła na charakterystyczne włosy Pawła.
– To są dready? – zapytała.
– Tak – kiwnął głową. – Podobają ci się?
– Nie.
– Przecież ten piosenkarz, którego tak lubisz, też nosi dready – zauważyłam. – Mówiłaś, że są super.
– Dużo artystów nosi podobną fryzurę – dodał Paweł.
– Właśnie! Opowiadałam ci, że Paweł jest artystą.
– To znaczy, że dużo psocisz? – zapytała z niewinną minką Jagoda.
– Jak to? – zdziwił się.
– Kiedy ja zaczynam psocić, mama mówi, że niezła ze mnie artystka.
Jeśli teraz nie dotrzyma słowa... to koniec
Paweł się roześmiał. Był naprawdę świetnym facetem. Zabawnym, zdolnym, z dystansem do siebie i cierpliwym wobec nadąsanych, nieufnych ośmiolatek.
– Jestem malarzem. Maluję wieeelkie obrazy – rozłożył szeroko ręce. – Nazywamy je muralami. Za dwa dni wyjeżdżam do Łodzi, żeby namalować taki mural, ale kompletnie nie mam na niego pomysłu. Może mi coś podpowiesz? Umówmy się, że namaluję, co zechcesz, jeśli tylko wymyślisz coś fajnego – zaproponował Paweł i spojrzał wyczekująco na moją córkę.
Jagoda się zamyśliła. Zaniepokoiłam się, bo wiedziałam, jak dziwaczne pomysły potrafi mieć moje dziecko, ale Paweł dyskretnie dał mi znak, że wszystko jest pod kontrolą.
– No to ja bym chciała…, żebyś namalował różowego jednorożca.
Paweł przymknął oczy, milczał dłuższą chwilę, jakby malował obraz w myślach, po czym oświadczył pogodnym tonem:
– W porządku, namaluję różowego jednorożca. Świetny pomysł, sam bym na taki nie wpadł.
Klamka zapadła.
Wielokrotnie pytałam Pawła, czy na pewno wie, co robi. Martwiłam się, że jeśli zmieni zdanie, to Jagoda nigdy mu tego nie wybaczy. Uzna, że kolejny mężczyzną ją oszukał. Coś obiecał i nie dotrzymał słowa. Tata też jej obiecywał, wyjeżdżając, że zawsze będzie jego gwiazdeczką.
Dwa tygodnie później wybrałyśmy się do Łodzi i zaparkowałyśmy pod szarym budynkiem. Od frontu nie było widać, co kryje się na bocznej ścianie, ale kiedy stanęłyśmy pod muralem, odebrało mi mowę z wrażenia. Bajkowy malunek był niesamowity. Jednorożec w kolorze gumy do żucia wyglądał… jak dzieło sztuki.
– Podoba ci się? – zapytał Paweł, patrząc na moją córkę.
– Jest najlepszy, najfajniejszy na świecie – szepnęła.
– Super – wskazał dedykację na dole.
– To twój jednorożec. Ode mnie dla ciebie.
Napis brzmiał: „Dla księżniczki Jagody od jej nadwornego malarza Pawła”.
Tego dnia moje dziecko dostało wymarzonego jednorożca od mężczyzny moich marzeń. Czego chcieć więcej…
Czytaj także:
„Chciałam zrobić mężowi niespodziankę na urodziny. Tak dobrze ją ukrywałam, że Jacek uznał, że... mam na boku kochanka”
„Ukochana wyrwała się z toksycznego związku, bo chciała stworzyć ze mną rodzinę. Jednak okrutny los miał na nas inny plan”
„Pazerność nie popłaca. Siostra próbowała nas perfidnie okraść i karma szybko ją dorwała. Zbłaźniła się przed całą rodziną"