„Nosiłam pod sercem jego dziecko, a on... prowadził podwójne życie. W sąsiednim mieście miał żonę i kilkuletnią córkę”

Kobieta, która oszukał narzeczony fot. Adobe Stock, Africa Studio
„– Monika… Co ty tu robisz? – wydukał zdenerwowany. Nic nie odpowiedziałam, bo w tej samej sekundzie spojrzałam na dziewczynkę… Była podobna do Olka jak dwie krople wody! Jakby tego było mało, z bramy wyłoniła się jakaś atrakcyjna kobieta, podeszła do Olka i czule go pocałowała...”.
/ 29.10.2021 11:06
Kobieta, która oszukał narzeczony fot. Adobe Stock, Africa Studio

Nie chce mi się jutro wyjeżdżać, nie lubię się z tobą rozstawać – Olek stanął za moimi plecami, wyginając usta w śmieszną podkówkę.

Siedziałam przed toaletką z lustrem w naszej sypialni i wklepywałam w buzię krem. Spojrzałam na odbicie ukochanego w lustrze.

– Cztery dni szybko zlecą, a potem znów będziemy razem.  – uśmiechnęłam się do niego.

Rozpogodził się.

– Kocham cię – powiedział i wtulił twarz w moje włosy.

Poczułam falę ciepła w okolicach serca. Olek oświadczył mi się tydzień temu. Ależ byłam szczęśliwa! Przestałam nawet przejmować się tym, że nie będę się z nim widziała przez kilka najbliższych dni. Mój narzeczony pracował bowiem w firmie w Poznaniu, gdzie mieszkaliśmy, ale cztery dni w tygodniu spędzał w Szczecinie, gdzie była filia firmy. Mieszkał tam w służbowym mieszkaniu.

Te rozłąki nie były najłatwiejsze, ale przez rok naszej znajomości zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Uważałam nawet, że w pewnym sensie dodają naszemu związkowi pikanterii – nie mieliśmy czasu na rutynę i kłótnie, bo gdy Olek wracał, byliśmy oboje stęsknieni i przez pozostałe dni tygodnia nadrabialiśmy stracony czas.

To miało swój urok i podgrzewało uczucie!

W dodatku Olek naprawdę dobrze zarabiał. Nie wypytywałam go o szczegóły, lecz stać nas było na wiele. Oboje nie byliśmy rozrzutni, żyliśmy na zwyczajnym poziomie, jednak od kiedy byłam z Olkiem, nigdy na nic nie brakowało pieniędzy.

Wyremontowaliśmy moje mieszkanko, w którym wspólnie mieszkaliśmy. Olek kupił mi auto, płacił rachunki, robił zakupy, zabierał na wakacje i ferie. Nie musiałam się martwić o pieniądze. Ale bez pieniędzy kochałabym go tak samo. Mój ukochany był bowiem pogodnym, mądrym i dobrym człowiekiem. Miałam w życiu mnóstwo szczęścia, że go spotkałam!

Poznałam go na firmowej imprezie – pracowałam jako pielęgniarka w centrum medycznym dla dzieci. Firma Olka ufundowała kiedyś dla naszych chorych maluchów specjalistyczną aparaturę do badań. Moi przełożeni zaprosili z wdzięczności sponsorską firmę na naszą doroczną imprezę. Był wśród nich Olek. To była miłość od pierwszego wejrzenia – taka, o jakiej czyta się w książkach. Po trzech miesiącach znajomości zamieszkaliśmy razem – Olek wprowadził się do mnie. Wspólne życie pod jednym dachem tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że zostaliśmy dla siebie stworzeni.
A tydzień temu Olek oficjalnie mi się oświadczył!

– Pragnę spędzić z tobą życie. Wychować nasze dzieci. Pragnę zestarzeć się u twojego boku. Bawić się z naszymi wnukami – mówił, klęcząc przede mną z wielkim bukietem róż.

Płakałam ze wzruszenia! Jedynym trudnym tematem w naszym związku byli jego rodzice. Niechętnie o nich mówił, nigdy ich nie odwiedzał ani do nich nie telefonował. Kiedyś, gdy przycisnęłam go do muru, stwierdził, że zerwał z nimi kontakty. O szczegółach nie chciał mówić.

– Boli mnie ta sytuacja, Monisiu. Powiem ci kiedyś wszystko, obiecuję, ale muszę być na to gotowy. A ciągle nie jestem – tak mi wtedy odpowiedział.

Był wyraźnie smutny, więc przytuliłam go i tematu więcej nie poruszałam. Jednak sprawa wracała do mnie jak bumerang. Od dnia zaręczyn gorączkowo myślałam, jak pogodzić mojego narzeczonego z moimi przyszłymi teściami. Przecież tak będzie lepiej dla wszystkich. Chciałam też wreszcie ich poznać!

Myślałam o tym wszystkim, zasypiając wtulona w ramiona narzeczonego. Jutro on pojedzie do Szczecina, a ja… Czeka mnie dzień, który pewnie zmieni całe nasze życie! Olkowi nic nie wspomniałam, bo chciałam mieć pewność, ale już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że jestem w ciąży! Nazajutrz wybierałam się do ginekologa. Jeżeli potwierdzi moje przypuszczenia… Poczułam radosne mrowienie w brzuchu. Olek uwielbia dzieci!

„Boże, dziękuję ci za to, że jestem taka szczęśliwa!” – pomyślałam i zasnęłam.

Następnego dnia wyszłam od ginekologa z szerokim uśmiechem. Nosiłam pod sercem dziecko! Moje i Olka! Najchętniej zadzwoniłabym do narzeczonego i wykrzyczała mu w słuchawkę tę wielką radość, lecz wolałam poczekać na niego, przywitać uroczystą kolacją i powiedzieć o tym, patrząc mu w oczy, a nie przez telefon.

Postanowiłam zrobić mu niespodziankę

Jednak musiałam się z kimś podzielić tą radosną wieścią! Zadzwoniłam więc do Gabrysi, mojej siostry.

– To cudownie! Gratuluję! Będę ciocią! Ale się cieszę! – wydzierała się Gaba do słuchawki.

A gdy się już nakrzyczała, naśmiała, wyrzuciła z siebie setki ochów i achów, coś jej przyszło do głowy i powiedziała:

– Słuchaj, Monika. Ja muszę jutro jechać służbowo do Szczecina. Weź w pracy kilka dni wolnego. Pojedziesz ze mną i zrobisz Olkowi niespodziankę!

Pomysł wydał mi się bardzo dobry. Ale Olek będzie zaskoczony! I szczęśliwy!

– Jedziemy! – krzyknęłam.

Wieczorem zasypiałam podekscytowana. Nie mogłam doczekać się miny Olka, kiedy zobaczy mnie w Szczecinie. A potem kolejnej miny, kiedy dowie się, że zostanie tatusiem! Do Szczecina dotarłyśmy całe i zdrowe. Gabka z piskiem opon zakręciła na osiedle, gdzie Bartek miał mieszkanie. Obie zobaczyłyśmy go jednocześnie. Był na placu zabaw i… huśtał na huśtawce kilkuletnią dziewczynkę… Nie widział nas, bo stał tyłem do osiedlowej drogi. Rozbudzona adrenaliną nie przejęłam się tym jednak. Zawsze lubił dzieci, pewnie huśta jakąś małą sąsiadeczkę.

– Gabuś, poczekaj chwilkę. Zaraz wrócę po rzeczy. Teraz biegnę przywitać przyszłego tatusia – powiedziałam do siostry, po czym wyskoczyłam z auta i podbiegłam do ukochanego.

– Niespodzianka! – wykrzyknęłam tuż za jego plecami.

Resztę wydarzeń pamiętam jak na zwolnionym filmie… Olek odwrócił się i zbladł jak ściana!

– Monika… Co ty tu robisz? – wydukał zdenerwowany.

Nic nie odpowiedziałam, bo w tej samej sekundzie spojrzałam na huśtaną przez niego dziewczynkę… Była podobna do Olka jak dwie krople wody! Jakby tego było mało, z pobliskiej bramy wyłoniła się jakaś atrakcyjna kobieta, podeszła do Olka i spokojnie powiedziała:

– Obiad wam przygotowałam, wystarczy odgrzać. Przyjadę po Natalię rano.

Po czym z czułością pocałowała Olka w policzek! Olek stał jak skamieniały i wpatrywał się we mnie. Kobieta w końcu mnie zauważyła i zorientowała się, że coś nie gra.

– Ooooo… Dzień dobry! – przywitała mnie ciepło. – Pani jest pewnie dziewczyną Olka? Widziałam panią na zdjęciach. Witam, miło mi poznać! Jestem Basia, żona Olka i mama Natalki – uśmiechnęła się do mnie z sympatią i wyciągnęła wypielęgnowaną dłoń. Poczułam, że świat wiruje…

Żona?! Mama?! Na zdjęciach mnie widziała?!

– Tato, huśtaj, huśtaj – usłyszałam cienki głosik dziecka.

W tej samej chwili poczułam, że ziemia usuwa mi się spod nóg. Na szczęście, upadłam wprost w ramiona przerażonej Gabrysi. Widziała z auta całą scenę i zdążyła w porę do mnie dobiec.

– Zabierz mnie stąd – wyszeptałam i to była moja ostatnia, świadoma myśl.

Obudziło mnie jakieś miarowe pikanie. Otworzyłam oczy. Biało. Spojrzałam w bok. Pikające monitory… i Gabrysia.

– Co mi jest? – spytałam.

– Monisia! Dzięki Bogu, że się ocknęłaś! – na strapionej twarzy mojej siostry pojawiła się ulga. – Wszystko jest dobrze. Z tobą i z dzieckiem. Przeżyłaś tylko bardzo silny szok. Musisz dużo odpoczywać. Spróbuj zasnąć – poradziła mi Gabka serdecznie, gładząc moją rękę.

Uspokojona tym dotykiem, zasnęłam. Ze szpitala lekarze wypisali mnie po kilku dniach. Z zaleceniem unikania stresów.

Odzyskiwałam siły pod opieką rodziców

Gabrysia zawiozła mnie ze Szczecina wprost do rodziców w Poznaniu. Zajęli się mną troskliwie. Spędziłam u nich ponad dwa miesiące. Gdy już wypłakałam wszystkie łzy i pogodziłam się z tym, co mnie spotkało, wróciłam do swojego domu.

Rodzicom obiecałam, że będę dbać o siebie i codziennie do nich wpadać; mieszkali niedaleko. I że przed rozwiązaniem znów wrócę do nich na jakiś czas. Teraz jednak potrzebowałam pobyć sama! Zastanowić się nad przyszłością. Na szczęście, w mieszkaniu nie było już żadnych rzeczy Olka. Gabrysia mu je oddała. On sam próbował na początku kontaktować się ze mną kilka razy dziennie, jednak ja nie odbierałam telefonu. Nie czytałam też mejli. Gdy przyjeżdżał, rodzice go przeganiali.
W końcu przestał mnie nękać.

Z czasem nawet zaczęłam się uśmiechać. Nie było to najłatwiejsze, ale bardzo się starałam – w końcu byłam pielęgniarką, pracowałam z chorymi dziećmi. Zdawałam sobie sprawę, ile krzywdy mogę wyrządzić mojemu maluszkowi, nakręcając się nerwami i stresem. Więc starałam się jak mogłam i tylko jemu poświęcałam swoje dobre emocje. O Olku nie myślałam. Byłam już w ósmym miesiącu ciąży, kiedy ktoś zadzwonił do moich drzwi. Otworzyłam. W progu stała starsza kobieta, miała oczy Olka.

– Jestem mamą Aleksandra. Błagam, niech mnie pani wysłucha – powiedziała.

Miałam ochotę zatrzasnąć drzwi, lecz wychowano mnie tak, że starszych ludzi trzeba traktować z szacunkiem. Wpuściłam ją. Patrzyła na mój okrągły brzuch najwyraźniej zaskoczona.

– Kawy, herbaty? – spytałam.

– Poproszę tylko o szklankę wody – wyszeptała.

A potem zaczęła mówić.

– Nie wiem, co Olek powiedział pani o nas, swoich rodzicach, ale chcę wyjaśnić, że my nigdy się go nie wyrzekliśmy. To, że do tej pory nie poznaliśmy pani, wynika tylko z tego, że… wstyd byłoby nam spojrzeć pani w oczy – powiedziała i spuściła głowę.

Przypuszczali, że tak to się skończy

Nie miałam ochoty na rozmowę, ale przecież nie mogłam tak po prostu wygonić tej kobiety…

– Powiem tak: Olek bardzo panią kocha, choć ma pani prawo w to wątpić. Myśmy z mężem przypuszczali, że to się tak skończy… Że pani pozna prawdę i będzie nieszczęście. Dlatego namawialiśmy Olka, aby sam pani powiedział o Basi i Natalii. Nie chciał, bo bał się, że go pani zostawi. Nie chciał nas słuchać, że zostawi go pani tym bardziej, jeżeli dowie się prawdy przypadkiem… Tak się zresztą stało. Olek jest od kilku miesięcy w tragicznym stanie psychicznym, stracił wiarę w cokolwiek. Jest na zwolnieniu lekarskim, całymi dniami leży w łóżku i patrzy w sufit. Nie je, nie śpi. Dlatego postanowiłam, że spotkam się z panią i wyjaśnię wszystko. Nie spodziewałam się tylko, że pani… To jest zapewne dziecko naszego syna, prawda? – spytała, wskazując na mój brzuch.

Skinęłam głową.

– Szanuję pani stan i jeśli sobie pani tego życzy, wyjdę stąd bez żadnych wyjaśnień, aby pani nie narażać na stres – powiedziała mama Aleksandra.

– Proszę mówić – uśmiechnęłam się do niej blado.

– Olek poznał Basię pod koniec studiów – zaczęła opowiadać kobieta. – Zaledwie po trzech miesiącach znajomości ona zaszła w ciążę. Mimo naszych protestów pobrali się. Olek chciał udowodnić swoją odpowiedzialność. Prawie się nie znali, więc było do przewidzenia, że ten związek nie przetrwa. Basia nie jest zła. My ją z mężem lubimy, mamy z nią dobry kontakt.

Zamilkła na chwilę.

– Jest świetną matką dla Natalki i dobrym człowiekiem. Jest jednak zupełnie inna niż Olek, ma inne oczekiwania od życia – westchnęła. – Dlatego nie mogli się porozumieć. Rozeszli się, gdy Natusia miała roczek. Jednak to nie wszystko… Bo to nie było normalne rozstanie… Pewnie nie uwierzy pani w to, co teraz powiem, ale Baśka jest wnuczką… – tu mama Olka wymieniła nazwisko jednego z najbogatszych Polaków, znanego wszystkim milionera!

Zamarłam, a ona ciągnęła:

– Jak pani wie, dziadek Basi, oprócz tego, że jest obrzydliwie bogaty, jest także mocno starszym człowiekiem. Starszy pan obiecał, a nawet zapisał to u notariusza, że przepisze wszystko na małą Natalkę. Ona jest jego oczkiem w głowie i jedyną prawnuczką. Jednak postawił warunek: rodzice Natusi, czyli Basia i Olek, nie mogą się nigdy rozwieść! Jeżeli to kiedykolwiek zrobią, nawet za 20 lat, cały majątek przepadnie! On jest starej daty, poza tym bardzo wierzący i nie toleruje rozwodów. Pewnie myśli, że Baśka i Olek się wyszaleją, ale w końcu do siebie wrócą… – zawiesiła głos. – Młodzi doszli więc do wniosku, że dla dobra Natalki i jej przyszłości nie wezmą rozwodu. Że każde ułoży sobie życie po swojemu, ale małżeństwo na papierze pozostanie. Rozeszli się zresztą w dużej przyjaźni i starają się wspólnie wychowywać Natalkę. Dlatego Olek jeździ tak często do Szczecina, z tym, że nie do pracy, tylko do córki...

Mama Aleksandra upiła łyk wody, wzięła głęboki oddech i opowiadała dalej:

– On ma pieniądze, bo dostaje je od dziadka Basi! To kolejny zapis wymyślony przez starszego pana. Pewnie chce w ten sposób całkiem uzależnić Olka. A nasz syn chyba się do tych pieniędzy przyzwyczaił. Myśmy z mężem nie mogli na to wszystko spokojnie patrzeć. Tym bardziej że widzieliśmy, jak bardzo Olek się w pani zakochał! Nie miał jednak odwagi powiedzieć pani prawdy… – kobieta ukryła twarz w dłoniach.– Że musi tkwić w pewnym układzie, bo inaczej ucierpi przez to jego dziecko. On naprawdę bardzo kocha Natalię i chyba przez to tak się jakoś w życiu pogubił, bo przecież to dobry człowiek – w oczach mamy Aleksandra pojawiły się łzy.

–  Wiemy, że nasz syn oświadczył się pani – podjęła. – Oszukał panią tym samym ogromnie, popełnił karygodny błąd. Nie będę go bronić, przeciwnie. Marzę tylko o cieniu nadziei, że może kiedyś mu pani wybaczy… Bez względu na to, jaką decyzję pani podejmie, może pani zawsze liczyć na mnie i mojego męża. Nosi pani pod sercem naszego wnuka lub wnuczkę, a dla nas to największy sens życia. Dlatego proszę nas nie odrzucać…

W głowie mam mętlik. I co teraz?

Po tych słowach kobieta rozpłakała się na dobre i wyszła. Na stole zostawiła kartkę ze swoim telefonem i adresem. Mija kolejna godzina, od kiedy poszła. Nie mam pojęcia, co zrobię. Wiem tylko, że na pewno nie odbiorę mojemu dziecku kochających dziadków – nie mam wątpliwości, że to dobrzy ludzie.

A co do samego Aleksandra… Z jednej strony, staram się go zrozumieć: jego miłość do Natalki, to błędne koło, w które wtrąciło go życie. Z drugiej strony, sam dał się w to wciągnąć, bo przecież nie musiał brać pieniędzy od starszego pana… Wiem też, że nasze dziecko powinno mieć ojca.

Ale ciągle mnie boli… Dlaczego nic mi nie powiedział? Dlaczego prowadził podwójną grę? I po co robił mi nadzieję na ślub, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to niemożliwe? Jak długo by mnie zwodził?! Przecież gdyby wyznał mi prawdę, nie odrzuciłabym go! Ze ślubem czy bez, żylibyśmy pewnie razem. Zaprzyjaźniłabym się z małą Natalką, lubię dzieci. Jakoś by się to wszystko ułożyło.
A teraz? Czuję się straszliwie oszukana i skrzywdzona. Nie sądzę, abym umiała mu kiedykolwiek wybaczyć i zaufać.

Czytaj także:
„Zamiast spadku po ojcu, dostałam w prezencie jego długi. Wszystko przez jego głupotę i nałóg”
„Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który jest teraz moim mężem. Nie potrafiła mi wybaczyć zdrady”
„Miał być ślub i piękne życie, a jest dziecko mojego narzeczonego z obcą babą. Wydało się miesiąc przed weselem”

Redakcja poleca

REKLAMA