Kiedy odkładałam komórkę, drżały mi ręce. Ten niespodziewany telefon od brata sprawił, że musiałam pozbierać myśli. Już samo to, że usłyszałam jego głos po kilku latach, było dla mnie sporym przeżyciem. I ta wiadomość o mamie, że jest poważnie chora…
Marcin mówił, że powinnam się pośpieszyć, bo każdy dzień jest ważny. I wtedy napadłam na niego, że nie powiadomił mnie wcześniej, jak bardzo źle jest z mamą.
– Nie odbierałaś telefonów, a zresztą mama mówiła, że nie trzeba cię bez potrzeby niepokoić – odparł.
– Ona wciąż wierzyła, że wyzdrowieje, ale to wyjątkowo złośliwy nowotwór, więc jeżeli możesz, przyleć.
Patrzyła na sztalugi i uśmiechała się drwiąco
No pewnie, że mogłam – musiałam polecieć do kraju, musiałam spotkać się z mamą. Teraz, gdy dotarło do mnie, że może w każdej chwili odejść, wszystkie moje żale i pretensje, tak pieczołowicie pielęgnowane przez wszystkie lata, gdzieś zniknęły.
Pozostał tylko smutek, że nic się już nie da nadrobić, że nic nie wróci…
Natychmiast zadzwoniłam do biura rezerwacji lotów. Miałam szczęście, bo następnego dnia leciałam już do domu. Tak, wciąż w ten sposób myślałam. Chociaż od pięciu lat mój dom był tutaj, na przedmieściu Paryża, gdzie mieszkałam z Paulem, moim mężem. O swojej rodzinie w kraju starałam się jak najmniej myśleć, w ogóle nie pamiętać.
Po tym, co mi zrobili kiedyś, po tamtym wieczorze, kiedy to z sercem przepełnionym żalem i bólem po prostu uciekłam. Żeby zrealizować swoje marzenia i wreszcie móc robić to, co kochałam, co było sensem mojego życia. Żeby malować.
Moja mama, kobieta twardo stąpająca po ziemi, zwłaszcza po tym, jak nasz ojciec zmarł nagle na zawał, nie mogła znieść tych, jak to określała, moich dziwactw i fanaberii.
– Czy ty sobie wyobrażasz, że wyżyjesz z tego? – krzyczała, gdy całymi godzinami siedziałam przy sztalugach, przygotowując się do egzaminów na akademię. – Z takimi ocenami mogłabyś zdawać na prawo albo na medycynę, a ty chcesz zmarnować sobie życie! – śmiała się ironicznie, patrząc na moje prace. – Co to w ogóle jest, czy ty myślisz, że to ktoś w ogóle kiedyś kupi?
– Profesor od rysunku mnie chwali, mówi, że jestem najlepsza w grupie – starałam się bronić.
– W naszej rodzinie nigdy nie było żadnego pacykarza – wciąż mnie atakowała. – Wstyd nam tylko przyniesiesz, popatrz na brata, chce iść na politechnikę, inżynierem będzie – pokręciła głową. – No, jeszcze rozumiem, gdybyś na architekturę zdawała, to szanowany zawód.
W głowie mi się nie mieściło, że mama jest tak bardzo zaślepiona. Widziała tylko Marcina!
To był jej ukochany synek, od zawsze. Mój brat chorował w dzieciństwie i wtedy stał się oczkiem w głowie mamy. Ja zawsze dobrze się uczyłam, nie sprawiałam żadnych kłopotów, więc zeszłam na dalszy plan.
Mama nie wierzyła w mój talent, mimo że nauczyciele mnie wyróżniali, a moje prace już w gimnazjum wygrywały w wielu konkursach. Dla niej liczył się tylko Marcin, to jemu załatwiała drogie korepetycje, żeby przechodził z klasy do klasy, zanim wreszcie dobrnął do matury.
Jednak kiedy ja rok po swojej maturze (który przepracowałam, by mieć kasę na własne potrzeby) chciałam wyjechać do Paryża, żeby tam studiować malarstwo, mama sprzeciwiła się stanowczo.
Poprosiłam ją na początek o trochę pieniędzy na urządzenie się we Francji, ale odmówiła. A przecież tata, który zmarł dwa lata wcześniej, zostawił jej sporą sumę w banku, właśnie na naszą naukę, więc te pieniądze należały mi się, a ja chciałam się kształcić.
No ale nie na prawnika czy lekarza, jak to sobie mama wymarzyła, tylko na pacykarza, jej zdaniem.
Nie dała mi ani grosza
Wciąż jednak miałam nadzieję, że jakoś zdołam przekonać ją do tych moich studiów w Paryżu, jednak wtedy stało się coś, co na zawsze przekreśliło moje nadzieje…
Któregoś wieczoru w domu wybuchła straszliwa awantura, bo mamie zginęły pieniądze z biurka. Natychmiast oskarżyła mnie, nie miała cienia wątpliwości, że to ja je wzięłam. Stała tak wtedy przede mną i krzyczała, pobladła z wściekłości.
– To nie ja, mamo – potrząsałam głową, mając łzy w oczach. – Przecież sama cię o nie prosiłam…
– Właśnie, były ci potrzebne na ten wyjazd! – było w niej tak dużo gniewu. – Nie dałam ci, więc sama sobie wzięłaś. Jak mogłaś, to kradzież!
– Nieprawda, nie ja je wzięłam – odparłam hardo, było mi już wszystko jedno. – Przecież nie tylko ja mieszkam z tobą w tym domu.
– Śmiesz oskarżać Marcina? – jednym krokiem przypadła do mnie, uniosła rękę i z całych sił uderzyła mnie w twarz.
Nie czekałam na jej dalsze słowa. Piekł mnie policzek, leciały łzy, nie widziałam schodów, którymi zbiegałam na oślep. Chciałam uciec, byle jak najdalej od oskarżeń mamy, które bolały dużo mocniej niż jej palce na mojej twarzy.
Ja nie zabrałam wtedy tych pieniędzy. Wiedziałam, że sporą sumę schowała w biurku, zamierzała w coś zainwestować, słyszałam, jak mówiła o jakiejś okazji do kogoś przez telefon. Ale Marcin też to słyszał, mama mówiła tak głośno… Wiedziałam, że brat ma długi, bo grał na maszynach.
Nie wróciłam do domu po tej awanturze. Przenocowałam u koleżanki, a potem, mimo braku wystarczającej gotówki, zdecydowałam się na wyjazd. Tutaj nie miałam na co czekać.
Przyjaciele mi pomogli, pożyczyli trochę kasy, dali namiary na tanie mieszkanie w Paryżu, polecili znajomym, żebym mogła znaleźć pracę. Gdy powiedziałam o tym mamie, ona kazała mi wybierać. I wybrałam. Krzyknęła wtedy, że nie chce mnie więcej widzieć na oczy.
Najpierw musieliśmy sobie z bratem coś wyjaśnić
Kilka lat minęło od tamtych zdarzeń. Powoli, z wielkim trudem, dopięłam swojego, skończyłam akademię, robiłam w życiu to, co kochałam i jeszcze zarabiałam na tym pieniądze… Ułożyłam sobie życie, miałam ukochanego człowieka przy boku, Paula, który nie tylko mnie zawsze wspierał, ale zachwycał się moją twórczością.
Paul nie leciał ze mną teraz do kraju, nie mógł tak z dnia na dzień zostawić swoich obowiązków.
– Dasz sobie radę – gorącymi uściskami dodawał mi otuchy, gdy odprowadzał mnie na samolot. – Jesteś dzielna dziewczyna!
Musiałam dać sobie radę. Ale gdy samolot zniżył lot nad Warszawą, mój niepokój przed spotkaniem z rodziną rósł coraz bardziej…
Marcina spostrzegłam od razu za barierkami na lotnisku. Serce mi się na moment zatrzymało, gdy szedł w moją stronę, wyciągnęłam do niego rękę na powitanie, ale on jakby jej nie widział. Wziął mnie w ramiona i mocno uściskał.
– Dobrze, że przyleciałaś, Basiu – szepnął mi do ucha.
– A jak mama? – spytałam, wycierając wierzchem dłoni łzy.
– Jest bardzo słaba, wciąż na morfinie – odparł. – Ale wie, że przyjedziesz, i cieszy się bardzo… – jakby się zawahał. – Jednak najpierw my musimy ze sobą porozmawiać.
Serce biło mi mocno, gdy zobaczyłam znajomy czerwony dach, te same zielone żaluzje w oknach, usłyszałam jak furtka wciąż skrzypi, zupełnie tak samo, jak przed pięcioma laty, gdy zamykałam ją po raz ostatni.
– Basiu, strasznie trudno powiedzieć ci teraz to wszystko – westchnął brat, gdy siedliśmy do kolacji. – Ale wiedz, że ja nie chciałem, żeby tak się stało, żebyś wtedy uciekła…
– Mama mnie oskarżyła o kradzież, a potem kazała mi wybierać – odparłam twardo. – A to ty, braciszku, zrobiłeś ze mnie złodziejkę, prawda?
Przez chwilę panowało milczenie, powrócił mój dawny żal i złość na niego. Popijałam wolno herbatę.
– Zawsze ci zazdrościłem – nieoczekiwanie powiedział Marcin. – Miałaś same piątki, wszyscy cię wychwalali, że taka zdolna, taka wspaniała…
– Wszyscy oprócz mamy – przerwałam mu z goryczą.
– A mnie nic się nie udawało – mówił dalej, jakby mnie zupełnie nie słyszał. – W liceum zakuwałem całymi dniami, żeby dostać się na politechnikę, bo tak chciała tego mama… Próbowałem tobie dorównać, nawet coś tam rysowałem, ale ty znalazłaś te moje rysunki i mnie wyśmiałaś.
No cóż, może nie byłam dla niego wymarzoną siostrą
Pamiętałam tamto – Marcin skopiował wtedy rysunki z albumu. A ja go strasznie upokorzyłam swoimi kpinami, o mało się nie rozpłakał. Miałam zamiar go przeprosić, ale wtedy do pokoju weszła mama.
– Wszystko słyszałam, jak możesz być taka okropna! – rzuciła ostro w moją stronę i podeszła do Marcina. – Ty się, synku, nie przejmuj jej gadaniem, tylko się ucz, zrób dyplom. Trzeba myśleć poważnie o życiu, a nie zajmować głupotami…
Tak, Marcin był dla niej ważniejszy ode mnie i teraz, po latach mu to wygarnęłam. A on nie zaprzeczył, siedział przez chwilę w milczeniu, a potem zaczął mówić. O tym, że wtedy zabrakło mu punktów, żeby dostać się na uczelnię, a jego kumpel miał szwagra na polibudzie, który mógł pomóc, tylko na to trzeba było kasy. Wiedział, że mama ma w biurku sporą kwotę, nie zastanawiał się długo, wystarczyła chwila. A potem ogłosił, że dostał się na studia…
– Ale to już było po tej strasznej awanturze – popatrzył na mnie zdruzgotany. – Nie wiedziałem, że wyjedziesz, i już nie wrócisz do domu.
– Nie przyznałeś mamie nigdy, nie powiedziałeś prawdy? – spytałam.
– Nie miałem odwagi, a potem mama już się rozchorowała – odparł. – Ale zrobię teraz wszystko, żebyś mi wybaczyła, wiem, jak musiałaś się czuć z tym piętnem złodziejki!
– Wiesz co, nie wysilaj się, nic nie zmieni faktu, że przez ciebie straciłam dom i mamę – przerwałam mu. – Postąpiłeś tak niegodziwie…
– Czekaj, Basia – Marcin chwycił mnie za nadgarstki. – To nie tak. Ja chciałem zawsze tylko ci dorównać.
– I dlatego ukradłeś wtedy te pieniądze mamy? – spytałam z gniewem.
– Tak – odparł. – Bo musiałem się dostać na studia, żeby mnie też zaczęto chwalić jak ciebie, żeby mama była ze mnie dumna.
– Ze mnie nigdy nie była – pokręciłam głową, a serce ściskał mi żal.
– Była! – podniósł się szybko i podszedł do biurka mamy.
Otworzył szufladę, tę samą, w której kiedyś leżały te pieniądze. Wyciągnął spory album do zdjęć, podał go mi. – Zobacz, ona to zbierała przez te wszystkie lata… Wycinała z gazet wszystkie wzmianki o wystawach twoich prac, cokolwiek tylko napisali o tobie, mama pokazywała rodzinie i znajomym – uśmiechnął się.
– A twoją stronę w internecie codziennie oglądała, taka była z ciebie dumna, wszyscy to wiedzieli.
Dlaczego nigdy nie usłyszałam tego od niej?
Powoli przerzucałam kartkę za kartką, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Wycinki prasowe, zdjęcia moich obrazów, foldery z wystaw. Nagłym ruchem zatrzasnęłam album, spojrzałam na brata z rozpaczą.
– Wszyscy wiedzieli?! – krzyknęłam. – To dlaczego nie ja, dlaczego mnie nigdy tego nie powiedziała?
– Mama myślała, że jej nienawidzisz, bo nie dała ci wtedy tych pieniędzy. Uważała, że sama cię zmusiła, żebyś je ukradła. Tak myślała i czuła się winna – odparł cicho Marcin. – Tak naprawdę to ja byłem wszystkiemu winien, tylko ja… I wybacz mi, proszę, jeżeli potrafisz.
W końcu zdobył się na te słowa, po tylu latach. Trzeba było choroby mamy, żeby zdobył się na odwagę.
Ale to już nie było w tej chwili ważne. Czekało mnie spotkanie z mamą, i tylko to się teraz liczyło.
Wiedziałam, że nie nadrobię tych wszystkich lat, które straciłyśmy, tylko dlatego, że mój brat zachował się wtedy tak niegodziwie. Ale i mojej winy też było trochę w tym wszystkim. Gdybym nie była zarozumiała, nie udawała lepszej od niego, to może on też nie posunąłby się do tak drastycznego kroku, żeby ukraść mamie te pieniądze.
I nie powinnam była unosić się dumą, uciekać bez słowa, odtrącać swoich bliskich, swoją rodzinę. Musiałam więc wykorzystać teraz ten czas jak najlepiej, czas, który pozostał mamie. Bo przecież wciąż ją kochałam, tak, jak ona mnie.
Wyszeptała mi to teraz w pierwszych słowach, kiedy tylko mnie zobaczyła przy swoim łóżku.
Czytaj także:
„Rodzice byli alkoholikami i nie okazywali mi miłości. Przez traumę z dzieciństwa, nie potrafię pokochać mojego dziecka"
„Odbierałam sobie od ust, żeby tylko mój syn był szczęśliwy, a on mnie tak podle wykorzystał. Zostałam bez dachu nad głową"
„Matka mnie terroryzuje. Miała pomóc przy dzieciach, a ona organizuje mi życie bo uważa, że do niczego się nie nadaję"