„Nikt nie rozumiał tego, że wiążę się z wdowcem z dzieckiem. Wszyscy myślą, że pakuję się w straszne bagno”

kobieta związana z wdowcem fot. Adobe Stock, michaeljung
Czasem coś, co źle się zacznie, może mieć szczęśliwy finał. Tak było z nami. Najpierw się pokłóciliśmy, a teraz… jesteśmy razem.
/ 08.06.2021 14:21
kobieta związana z wdowcem fot. Adobe Stock, michaeljung

Właśnie chciałam zrobić sobie przerwę na zjedzenie kanapki, kiedy stanął przede mną mężczyzna, na oko trzydziestokilkuletni, z czerwoną od gniewu twarzą.
– To zwyczajne nabijanie klientów w butelkę! – krzyczał.

Obok niego stał kilkuletni chłopiec smutno pociągający nosem i kurczowo trzymający się kolorowego samochodziku, który kwadrans temu popchnęłam w jego kierunku.
Prowadzę wypożyczalnię kolorowych pojazdów dla dzieciaków w dużym centrum handlowym. Za kilka złotych rodzice mają spokój, bo ich maluch zajęty prowadzeniem takiego samochodu, nie marudzi podczas robienia zakupów.

Ten mężczyzna jednak nie był zadowolony i zupełnie tego nie krył.
Drzwiczek nie da się zamknąć! Co pani mi dała? – nie spuszczał z tonu.
Zawsze w takich sytuacjach proponuję wymianę wózka i daję dodatkowo gratis kwadrans, ale tym razem zdecydowanym ruchem sięgnęłam do portfela i położyłam na stole pieniądze. Nie miałam siły ani ochoty na kłótnię z kimś takim, a już zupełnie nie chciało mi się do niego uśmiechać i próbować jakoś załagodzić sytuacji, chociaż z reguły miałam to w zwyczaju. W końcu od tego, ile samochodzików wypożyczę, zależy, ile zarobię. Dzisiaj jednak byłam zmęczona, a ten człowiek sprawił, że poczułam się okropnie. Krzyczał tak, że klienci centrum handlowego przechodzący obok patrzyli na mnie ze współczuciem.

Moje spokojne zachowanie podziałało na niego jak kubeł zimnej wody.
Przepraszam, niepotrzebnie tak się uniosłem – powiedział, gdy ochłonął.
Ja jednak nie dałam się wciągnąć w tę grę i nie kontynuowałam rozmowy. Odprowadziłam pojazd na bok z zamiarem zgłoszenia go do naprawy. Kątem oka widziałam tylko, jak mężczyzna odchodzi, prowadząc chłopczyka za rękę.

Czas w centrum handlowym mija szybko. Dlatego trudno mi powiedzieć, ile dni minęło od tego przykrego zdarzenia, kiedy ponownie zobaczyłam mężczyznę z małym chłopcem. Na samo wspomnienie tamtego epizodu aż oblał mnie zimny pot. Nie miałam nastroju na kolejną awanturę, a ten mężczyzna, niestety, tak źle mi się kojarzył.
– To dla pani – powiedział niespodziewanie, a chłopczyk jak na komendę podał mi pudełko czekoladek.
– Nie mogę tego przyjąć – odpowiedziałam chłodno i już chciałam zająć się swoimi sprawami, kiedy mężczyzna powiedział:
– Będę się upierał – widać było, że szybko nie da za wygraną. – Zachowałem się okropnie, sam nie wiem dlaczego, widocznie miałem jakiś fatalny dzień.
– Nic się nie stało – udawałam, że całe to przykre zdarzenie, zupełnie mnie nie obeszło.
Mam na imię Tomek, jestem wdowcem, wychowuję syna i bywa, że jestem tym wszystkim potwornie zmęczony – wyrecytował z szybkością karabinu maszynowego, patrząc smutno przed siebie.

Wyjął z kieszeni jakieś drobniaki, podał je chłopcu, a ten wesoło pobiegł do budki z lodami. Sam usiadł obok mnie. Zwykle szybko nawiązuję nowe znajomości, ale wobec tego mężczyzny wolałam trzymać dystans. Po tym, jak się zachował, byłam do niego zrażona. On jednak zupełnie nie był speszony moją małomównością, bo rozprawiał o sobie spokojnym, pozbawionym emocji głosem, jakby recytował wielokrotnie powtarzaną historię.
– Wiem, że pani to nie interesuje, ale jest mi jakoś tak lżej, jak o tym mówię. Proszę się tym nie przejmować i potraktować mnie jak współpasażera, z którym przyszło pani podróżować; proszę sobie wyobrazić, że za chwilę pociąg zatrzyma się na jakiejś stacji, ja wysiądę, zniknę na zawsze i nie będę już obarczał pani swoimi kłopotami – poprosił.

Nie wiedziałam, co mam o nim myśleć. Najpierw robi mi awanturę, a teraz zwierza się jak dobrej znajomej. Nie potrafiłam go jednak zlekceważyć. Miło mi się go słuchało, bo mówił ciekawie, w dodatku koleje jego losu przypominały mi moje własne. Oboje jesteśmy w miarę młodzi, samotni, w głębi duszy mający jeszcze nadzieję na ułożenie sobie życia. Tylko że on mówił o tym wprost, a ja ukrywałam to nawet przed najbliższymi, bojąc się, że los nie ma mi już nic do zaoferowania.
– Nie będę dłużej pani przeszkadzał, widzę, ile ma pani pracy…  – skończył swoją opowieść i na odchodnym, jakby od niechcenia, zapytał o moje imię.
– Aldona – odpowiedziałam.

Po kilku dniach przyszedł ponownie, a po paru następnych – znowu. Przyzwyczaiłam się do tych jego niespodziewanych wizyt i szczerze mówiąc, polubiłam je. Ten mężczyzna był tak inny od podrywaczy przechadzających się sklepowymi alejkami, że zaczął mnie fascynować.
– Najpierw robi awanturę na całą galerię handlową, a teraz udaje skruszonego i ty dajesz się na to nabrać? – dziwiła się moja przyjaciółka, gdy relacjonowałam jej całą sytuację. – W dodatku on ma dziecko! – kontynuowała. – Chyba kompletnie zwariowałaś! Chcesz im matkować? Chcesz wziąć sobie na głowę faceta z małym dzieckiem?! – mówiła bez ogródek.
– Może i chcę – odparłam urażona.

Patrzyłam trzeźwo na życie i miałam świadomość, że w moim wieku trudno będzie spotkać wolnego mężczyznę, w dodatku nieobciążonego żadnym bagażem przeszłości. Nie miałam złudzeń. Będąc dobrze po trzydziestce, nie spotkam na swojej drodze rycerza z bajki. To zdarza się tylko w komediach romantycznych, a nie w prawdziwym życiu i nie zwyczajnym, samotnym kobietom takim jak ja.

Dlatego postanowiłam wziąć byka za rogi. Tomek był mężczyzną w moim typie: wysoki, dobrze zbudowany, z zawadiacką grzywką, która spadała mu na czoło i jasnoniebieskimi oczami. To, że ma dziecko, nie stanowiło dla mnie problemu.
– Kończę o dwudziestej, jeżeli masz wtedy czas, możemy iść, ale nie na kawę, bo nie zasnę po niej, ale na sok – powiedziałam, kiedy Tomek znów pojawił się w wypożyczalni samochodzików i ni stąd ni zowąd zapytał, czy nie poszłabym z nim na kawę po pracy.
– Dobrze, będę punktualnie, zostawię Mateusza u swojej mamy – obiecał.

Tego wieczoru Tomek opowiedział mi o wypadku samochodowym, w którym zginęła jego żona i o tym, że bycie ojcem i matką w jednej osobie bywa bardzo trudne. Rozmawialiśmy jak dwoje dobrych znajomych.
– Nie szukam przygód, mam dziecko i ono jest dla mnie bardzo ważne – mówił.  Życie sprawiło, że szybko dorosłem, ale wierzę, że los ma dla mnie jeszcze jakąś niespodziankę. Dlatego szukam kogoś podobnego do mnie, kto tak samo patrzy na życie – powiedział bez ogródek i dodał, że spodobałam mu się, kiedy tak spokojnie zareagowałam na jego wybuch.

Uśmiechnęłam się tylko i do dziś nie przyznałam mu się, ile nerwów kosztowała mnie ta zdystansowana mina.
Zaczęliśmy się z Tomkiem spotykać i poznawałam go coraz lepiej. Bałam się, że ma choleryczny charakter, ale on okazał się dobrym i odpowiedzialnym facetem. Kiedy po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem, okazało się, że pasujemy do siebie jak dwie połówki jabłka. Pokochałam tych obu chłopaków i stworzyłam im dom, o jakim marzyli. I pomyśleć, że początek tej miłości dała karczemna awantura, która rozegrała się pewnego popołudnia w galerii handlowej.

Czytaj także:
„Żonie przeszkadza, że moja mama czuje się jak u siebie… we własnym domu. Przecież ma prawo zaglądać, gdzie chce!”
„Boję się, że mój były mąż zabije nam córkę. Jeździ jak wariat i już raz przez niego zginął na drodze człowiek…”
„Przez 4 lata dawałem byłej żonie alimenty do ręki. Teraz ona wszystkiemu zaprzecza i żąda ode mnie 40 tysięcy złotych”

Redakcja poleca

REKLAMA