„Nigdy w życiu nie widziałam takiej miłości. Teść nie umiał żyć bez swojej żony. Gdy jej zabrakło, gasł z dnia na dzień”

Całe życie mieszkałem w partyjnej kamienicy fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„– Państwa ojciec jest w fatalnym stanie – powiedział. – Ma wycieńczony organizm. Radziłbym go zawieść do szpitala, na obserwację. Wypiszę skierowanie. Nie mogliśmy go zmusić. A sam nie chciał nigdzie jechać. Twierdził, że nic mu nie jest. – Tęsknię, to wszystko – mówił smutno. Teść zgasł zaledwie trzy miesiące po śmierci teściowej”.
/ 29.11.2022 18:30
Całe życie mieszkałem w partyjnej kamienicy fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Rodzice Waldka tworzyli małżeństwo idealne. Nie przepadałam za nimi za bardzo, jak to za teściami, ale dało się z nimi wytrzymać. Nasze relacje polegały na grzecznościowym omijaniu drażliwych tematów, a rozmowy ograniczały do zdawkowych komplementów na temat wyglądu czy ugotowanych potraw oraz wymianie informacji typu „Co słychać?”. Na szczęście nie wtrącali się w nasze życie i za to byłam im wdzięczna. Mój mąż bardzo chciał, żebyśmy się zaprzyjaźnili, jednak chyba sam wiedział, że to niemożliwe.

Teść był małomówny i nietowarzyski

Na co dzień chował się za gazetą albo siedział przed telewizorem, a podczas spotkań rodzinnych praktycznie się nie odzywał. Natomiast teściowa zawsze zachowywała dystans, i to chyba nie tylko w stosunku do mnie. Nie miała przyjaciółek ani żadnych bliższych koleżanek. Myślę, że to głównie wynikało z jej braku zaufania do ludzi, chociaż to tylko moje przypuszczenia – nigdy nie miałyśmy okazji tak naprawdę pogadać. Za to oni jakoś się razem trzymali i rozumieli. Teściowa zajmowała się domem, teść nie potrafił nawet ziemniaków ugotować. Kompletnie bezradny w sferze codziennego życia, za to znakomity fachowiec w dziedzinie informatyki. Jako jeden z pierwszych w naszym kraju znał się na komputerach i nieźle zarabiał. Żyli więc sobie szczęśliwie, aż kiedyś ta ich sielanka została przerwana przez brutalną diagnozę. Teściową dopadł rak. Nie spodziewała się tego zupełnie, bo zawsze dbała o siebie, prowadziła zdrowy tryb życia i co roku robiła badania z prześwietleniem płuc włącznie. Wiem, że dla każdego taka diagnoza to szok, jednak ona na coś takiego kompletnie nie była przygotowana.

Szybko okazało się, że jest jeszcze gorzej, niż z początku wszyscy sądziliśmy. Wstępne badania pokazały, że pojawiły się przerzuty. Mój mąż był bardzo przybity.

– Jak to możliwe? – pytał bezradnie sam siebie i wszystkich dookoła. – Przecież mama chodziła na wszystkie kontrole! Co roku! Kiedy to się stało, jakim cudem?

Lekarz, z którym umówiliśmy się na rozmowę, by wszystko wyjaśnić, nie ukrywał, że stan teściowej jest bardzo poważny.

– Rozumiem, że dla państwa to szok, bo rozwinęła się w bardzo szybkim tempie. Ale czasem tak bywa. Teraz najważniejsze to skupić się nie na szukaniu przyczyny, tylko na leczeniu. Nie ukrywam, że czas działa na naszą niekorzyść. Im szybciej podejmiemy decyzję, co i jak robić, tym większe są szanse na wyleczenie. Proszę zatem o współpracę z lekarzami, wypełnianie ich poleceń. No i o wsparcie dla mamy. Wiem, że jest państwu trudno, ale ona teraz nie potrzebuje współczucia i lamentowania, tylko pomocy i motywacji. Dobrze by było, gdybyście przy niej zachowali optymizm.

Podziwiam Waldka, że potrafił otrząsnąć się z rozpaczy – szybko stanął na nogi i zaczął działać. Mnie było łatwiej podejść do tego wszystkiego z dystansem – choć nawet lubiłam teściową, mimo wszystko nie potrafiłam jej pokochać. A Waldek musiał zacisnąć zęby i ukryć swoje cierpienie. Niestety, to na nim spoczął cały obowiązek opieki nad mamą. Bo mój teść kompletnie nie mógł się pozbierać.

Pierwszy raz widziałam, jak płakał

Ten człowiek, który zawsze miał racjonalne podejście do życia, i którego zawsze uważałam za mruka, niezdolnego do okazywania uczuć – teraz w ciągu kilku dni dosłownie się rozsypał. Nie mogliśmy do niego dotrzeć. Zamiast wziąć się w garść, on narzekał i rozpaczał. Zamiast wspierać żonę, trzymał ją za rękę i patrzył na nią z bólem w oczach albo uciekał do kuchni, gdzie trzymał się za głowę i zapadał w odrętwienie. Potrafił też godzinami gapić się w okno. Mąż martwił się o niego, ale przecież nie mógł teraz zajmować się ojcem – matka była ważniejsza. Na szczęście udało się nam umieścić ją w klinice, w której przechodziła badania. Męczyło ją to, a że pobyt w szpitalach źle znosiła, jej stan był coraz gorszy. W dodatku okazało się, że nie może być operowana.

– To dobra i zła wiadomość – lekarz był z nami szczery, o to go poprosiliśmy. – Wszystko zależy od tego, jak mama zniesie leczenie. Jeżeli ma silny organizm i wolę walki – powinna z tego wyjść.

Organizm miała silny, gorzej było z tą wolą walki. Wszystko ją bolało, miała mdłości i nie chciała stosować się do zaleceń lekarza. Miała dużo pić, a ona, ponieważ było jej niedobrze, nie piła wcale. Lekarz bezradnie rozkładał ręce.

– W tej sytuacji nie można podawać leków – tłumaczył. – A to jedyny ratunek.

Niestety, w żaden sposób nie mogliśmy jej do tego skłonić. Ani ja, ani Waldek. Na teścia nie było co liczyć – on szalał z rozpaczy i tak naprawdę martwiliśmy się, że zaraz i nim trzeba się będzie zajmować.

Teściową wypisali do domu

Nie było sensu, żeby leżała w szpitalu, skoro i tak nie mogli jej pomóc. Załatwiliśmy pielęgniarkę domową i próbowaliśmy zmotywować mojego teścia, żeby zachęcał mamę do chodzenia na spacery, do prowadzenia normalnego życia. Tak sugerowali nam lekarze. Ona jednak była zbyt przybita, żeby funkcjonować jak kiedyś. A on tylko sekundował jej w rozpaczy i bólu. Nastały bardzo ciężkie miesiące. Ja gotowałam obiady dla dwóch domów – bo teść nie umiał, a teściowej nic już nie interesowało. Waldek załatwiał wszystkie sprawunki i latał po lekarzach. Ci sugerowali, żeby jednak zmusić rodziców do działania.

– Mama powinna wychodzić na spacery – mówili. – A tata nie powinien zamykać się w sobie. Proszę próbować na niego wpłynąć.

Łatwo powiedzieć, ale jak mieliśmy to zrobić? Im gorzej czuła się teściowa, tym bardziej teść pogrążał się w cierpieniu. Nie mogliśmy go namówić nawet na to, żeby poszedł do sklepu czy do apteki.

„Nie zostawię Marylki samej” – powtarzał.

Nie docierało do niego, że ona potrzebuje go uśmiechniętego, silnego, pełnego nadziei. Że to ona ma teraz prawo do słabości, a on musi się spiąć w sobie. Gdy Waldek mu to tłumaczył, on tylko patrzył na niego i mówił:

– Ależ, synku, jak mam się uśmiechać, kiedy Marylka tak cierpi? Za dużo ode mnie wymagasz!

Myśleliśmy o jakimś psychologu dla niego, rozmawialiśmy już nawet z kilkoma, oczywiście wstępnie i bez udziału teścia. Ale każdy z nich zastrzegł, że terapia ma sens tylko, gdy wtedy pacjent chce się jej poddać. A tata nawet nie chciał porozmawiać, a co dopiero mówić o leczeniu! Może gdybyśmy się uparli, postawili na swoim, zmusili go do leczenia, byłoby inaczej? Tymczasem my zajmowaliśmy się głównie teściową.

Wymagała coraz troskliwszej opieki

Z czasem przestała chodzić, potem w ogóle nie wstawała z łóżka. Wszystkie obowiązki spoczęły na naszych barkach. A przecież mieliśmy też swoje życie – dzieci, pracę. Zmęczona i zła na teścia, nie przejmowałam się jego cierpieniem. Nie dostrzegłam, jak z nim źle. Teściowa zmarła kilka miesięcy później. Teść nie chciał pogodzić się z jej odejściem. Gdy lekarz stwierdził zgon, wył i szalał. Karetka, którą wezwaliśmy, zabrała go na oddział. Podczas pogrzebu był odrętwiały, nieobecny duchem. Planowaliśmy zabrać tatę na kilka dni do nas, jednak on nie chciał.

Tu jest wszystko po Marylce, zostanę – upierał się. – Tyle wspomnień, jej rzeczy. Niektóre jeszcze nią pachną!

Nie pozwolił nawet posprzątać czy zrobić prania, chociaż szczerze mówiąc, cały dom śmierdział chorobą. Nadal nic nie robił, więc musieliśmy przynosić mu obiady i zakupy. Ja gotowałam, nosił je Waldek. Po każdej wizycie u ojca wracał przygnębiony.

On marnieje w oczach – mówił. – Kazałem mu zjeść przy mnie, to tylko podziabał na talerzu, przełknął zaledwie kilka łyżek. Chciałem mu pomóc się umyć, zabrać rzeczy do prania – nie zgodził się. Mam wrażenie, że on wariuje.

– A bierze te leki? – zapytałam.

– Mówi, że tak – Waldek wzruszył ramionami. – Pokazał mi prawie puste opakowania. Ale ja wiem, może je wyrzuca?

Umówiliśmy psychologa do niego do domu. Nie chciał z nim rozmawiać. Lekarz, którego po kilku tygodniach wezwaliśmy, nie miał dobrych wieści.

– Państwa ojciec jest w fatalnym stanie – powiedział. – Ma wycieńczony organizm. Radziłbym go zawieźć do szpitala, na obserwację. Wypiszę skierowanie.

Tata nie był ubezwłasnowolniony, nie mogliśmy go zmusić. A sam nie chciał nigdzie jechać. Twierdził, że nic mu nie jest.

– Tęsknię, to wszystko – mówił smutno.

Teść zgasł zaledwie trzy miesiące po śmierci teściowej. Nie chciał bez niej żyć i zrobił wszystko, by się z nią znów połączyć. Waldek jest przybity. Obwinia się, że wcześniej nie zareagował, że nie był bardziej stanowczy. Może ma rację, ale ja myślę, że tata chciał być ze swoją Marylką. Bez niej nie miał już po co żyć. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA