„Nigdy nie powiem mężowi, że syn nie jest jego. Kłamię każdego dnia, bo prawda nas zniszczy. Wystarczy, że ja wiem”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Bałam się, że nie będę umiała zaakceptować Dominika. Nie lubię mu się zbyt uważnie przyglądać, bo wtedy widzę, do kogo jest podobny”.
/ 27.10.2023 18:30
smutna kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Kocham syna, mojego męża też. On zaś o niczym nie wie, kocha Dominika i uważa go za własne dziecko, ale… Co będzie, gdy się dowie, że nie łączą ich więzy krwi? 

Czasem widzę, jak przygląda się Dominikowi. Bacznie, lekko marszcząc brwi. Kiedy mały bawi się klockami, gdy je, gdy się uśmiecha. Czy w jego głowie już zrodziły się pytania? Nasz synek ma jasne włosy i szare oczy. Jarek to zdecydowany brunet o ciemnoczekoladowych tęczówkach. Dominik jest radosny, ale wybuchowy. Jarek spokojny, choć poważny. Są jak ogień i woda. Nie wiem, czy tylko ja to dostrzegam, czy inni po prostu milczą.

Nie zdradziłam męża

Wolałabym, żeby Dominik był efektem płomiennego romansu albo „zapomnienia się” po pijaku na imprezie. Miałabym wtedy wyrzuty sumienia, ale też parę miłych wspomnień. Może byłabym samotną matką, ale nie obwiniałabym siebie o okłamywanie ukochanego mężczyzny. Każdego dnia. Od pięciu lat. Mam dość tych kłamstw, a jednocześnie nie wiem, jak to wyprostować, jak po takim czasie powiedzieć, co się stało.

Pamiętam każdy szczegół tamtego wieczoru. Poszłam do Anki, by świętować jej awans. Trzymałyśmy się razem od podstawówki i choć nasza więź nie była już taka jak dawniej, to nadal lubiłyśmy się spotkać od czasu do czasu, wypić kawę, poświętować, poplotkować. Nie było późno, gdy wracałam, najwyżej jedenasta, i nie byłam pijana, w ciągu czterech godzin wypiłam raptem dwie lampki wina. Wieczór był ciepły, więc postanowiłam się przejść na postój taksówek. Nie zdążyłam.

Najpierw zapytał o godzinę. Drgnęłam, bo pojawił się znikąd, jakby po prostu wyszedł z ciemności. Nieoświetlone osiedle w budowie i obcy facet. Jasne, że ogarnął mnie lęk. Uczone jesteśmy tego strachu od małego. Pstryk i myślisz: dobrze, że mam płaskie buty, mogę uciekać.

– Dzięki – mruknął, gdy podałam mu godzinę. – A masz może papierosa?

– Nie palę.

– Słusznie – rzucił.

Wyminęłam go i poszłam dalej. Nieco spokojniejsza, choć nadal czujna. Nie dość. Nie przewidziałam, że zawróci, podbiegnie i złapie mnie brutalnie za włosy. Moje płaskie obcasy zdały się na nic, kiedy uderzył mnie w brzuch, tak mocno, że wypchnął mi z płuc powietrze. Nie mogłam odetchnąć, a co dopiero krzyknąć. Potem były już tylko ból, strach i próba obrony. Próbowałam się wyrwać, ale był o wiele większy, cięższy i silniejszy. Nie dałam rady…

Wstydziłam się, więc milczałam

Kiedy mnie zostawił na ziemi, obolałą i niezdolną do zrobienia kroku, brudną, posiniaczoną, chciałam tam zostać już na zawsze. Umrzeć. Zniknąć. Nie patrzeć nikomu w oczy, nigdy nie mierzyć się z tym wspomnieniem.

Wiedziałam, że w końcu będę musiała coś zrobić. Zadzwonić po karetkę albo na policję. Ale przypomniały mi się te opowieści, jak traktowane są kobiety, gdy zgłaszają gwałt. Może przesadzone, lecz byłam niczym napięta struna i ledwie trącenie wprawiłoby mnie w rozedrganie.

Bałam się upokarzających pytań, oceniających spojrzeń, podejrzliwych komentarzy, co robiłam w nocy na odludziu. Bałam się przedmiotowego traktowania i obdukcji. Bałam się powtarzania wciąż i wciąż, co, gdzie, jak, kiedy, policjantom, prokuratorowi, sędziemu…

Kręciło mi się w głowie. Bolało mnie całe ciało, gdy siedziałam pod ciemnym niebem i płakałam. Wreszcie otarłam łzy, wstałam i poszłam do domu. Weszłam pod prysznic i siedziałam długo pod gorącą, niemal wrzącą wodą, próbując zmyć z siebie dotyk tego bydlaka, jego zapach i moje poczucie wstydu.

Bałam się powiedzieć mężowi

Nie powiedziałam mężowi. Nie umiałam. Kiedy wrócił z pracy i położył się spać, próbowałam się przełamać. Szukałam odpowiednich słów, szukałam odwagi, by mu powiedzieć, co mnie spotkało, i nie znalazłam. Jutro mu powiem, obiecywałam sobie co wieczór, starając się na razie jakoś sama to sobie poukładać, przetrawić, pogodzić się z tym, co się stało. Uczyłam się z tym żyć, ale jemu nie potrafiłam wyznać prawdy.

Patrzyłam w twarz tego dobrego człowieka, który mnie kochał, i nie umiałam powiedzieć mu o najgorszej rzeczy, jaka mnie spotkała.
A potem odkryłam, że jestem w ciąży. Wtedy nie miałam pewności, czy z mężem, bo kochałam się z nim normalnie, by wymazać z pamięci tamto obrzydlistwo. Z tyły głowy miałam ziarenko niepokoju.

Miesiące ciąży to była ekstremalna huśtawka nastrojów – z jednej strony radość, że będziemy rodzicami, z drugiej bolesna świadomość, że to może być dziecko poczęte w najokrutniejszy możliwy sposób i że nie Jarek jest ojcem. Powinnam mu wtedy powiedzieć, wtedy był ostatni dzwonek. Wtedy moglibyśmy coś wspólnie zdecydować, ale dalej nie umiałam się na to zdobyć. Nadal coś mnie blokowało, sprawiało, że wyznanie więzło mi w gardle i nie mogłam go z siebie wypluć.

Nie powiedziałam nikomu. Ance i rodzicom też nie. Starałam się uśmiechać, zachowywać normalnie i nie pokazywać bólu, który czułam głęboko w sobie.

Syn nie jest w ogóle podobny 

Kiedy urodził się Dominik, od razu wiedziałam, że to nie jest syn Jarka. Miał jasne włoski. Mogły ściemnieć, ale nie ściemniały. Za to jego granatowe oczka z każdym dniem jaśniały, stając się coraz bardziej szare. Nie wiem, czemu Jarek sam się nie domyślił, skoro ja miałam piwne oczy i brązowe włosy. Bo czemu ja milczałam – wiem. Tak się cieszył z narodzin dziecka, tak bardzo był szczęśliwy…

Oboje zgodnie zbywaliśmy pytania, do kogo Dominiś jest bardziej podobny, do mamy czy do taty, a po kim ma taki nosek, a po kim te jasne włosy.

– Do siebie jest podobny – żartował Jarek.

Fakt, czteroletni Dominik w niczym nie przypomina ani mnie, ani ojca, który go wychowuje. Bo tak myślę o Jarku, jak o jego tacie. Choć boli mnie, że okłamuję go każdego dnia, nie potrafię przestać. Zresztą czy po pięciu latach da się wytłumaczyć, co się zdarzyło i czemu wcześniej nic nie powiedziałam? Nikomu. Nawet lekarzowi.

Męczę się z tym sama

Trauma wraca w snach, a czasem też na jawie, gdy coś mi przypomni tamto. Pojawia się panika, wszystko mnie boli, nie umiem przestać płakać, a mój mąż jest bezradny, bo nie wie, co się dzieje i jak mi pomóc. Ja też nie wiem, jak sobie pomóc.

Anki już nie odwiedzam. Nie mogę się zmusić. Widujemy się na mieście, ale coraz rzadziej, bo przyjaciółka wyczuwa, że coś jest nie tak, że mam do niej jakiś żal.

– Co jest? Co się męczy? – pytała.

Zbywałam ją, więc się wycofała. Nie nalegała. Może powinna?

Bałam, że nie będę umiała zaakceptować Dominika. Kocham go, ale to miłość podszyta cierpieniem. Lubię go przytulać, całować, opiekować się nim, lubię jego dziecięcy śmiech. Nie lubię mu się zbyt uważnie przyglądać, bo wtedy widzę, do kogo jest podobny.

Nie wiem, czy zdołam kiedyś opowiedzieć prawdę Jarkowi. I Dominikowi. Bo jego też ta prawda dotyczy, chyba najbardziej. Na razie kłamię. To niewygodne, ale tak jest bezpieczniej. Dla nas wszystkich.

Czytaj także: „Byłam tak zaślepiona miłością do kochanka, że nie zauważyłam, jak krzywdzi moją córkę. Zawiodłam jako matka”
„Podobno w sanatorium można przeżyć ognisty romans. Żaden książę z bajki nie stanął na mej drodze”
„Zlitowałam się nad pobitym mężczyzną. Było mi go żal, dopóki nie odkryłam, że on wcale nie chciał ratunku”

 

Redakcja poleca

REKLAMA