„Nigdy nie miałem dobrego kontaktu z synem. Tylko matka z nim rozmawiała, faceci nie umieją się zajmować takimi rzeczami”

Nigdy nie miałem kontaktu z synem fot. Adobe Stock, fizkes
„– Że niby co, za darmo nie można ode mnie pomocy się spodziewać? Przecież motor dostałem, i starczy, skończmy temat, dobrze? Resztę sobie zarobię, nie jestem kaleką – zapytał złym głosem. Przecież to jakby powiedział: >>Nie jesteś mi potrzebny, co ty mi możesz dać? Kup sobie aparat słuchowy, sztuczne zęby, czy co ci tam ostatnio odpadło<<”.
/ 08.07.2022 11:15
Nigdy nie miałem kontaktu z synem fot. Adobe Stock, fizkes

Rano zadzwonili z banku, że ubezpieczenie wpłynęło na konto. Nareszcie! Gdyby nie pomoc syna, pewnie już dawno bym zwątpił i położył krzyżyk na tych pieniądzach – ileż razy można wysyłać papiery i udowadniać, że nie jest się wielbłądem? To Konrad porobił wreszcie kopie wszystkiego, co się dało, i wpadł na pomysł, żeby komplet pism wysłać za potwierdzeniem odbioru.

Co za czasy, każdy patrzy tylko na siebie

I jeszcze wymiguje się od wszelkiej odpowiedzialności! No nic, ważne, że sobie odbiję te 2 miesiące, które przesiedziałem w domu z nogą w gipsie… Plan miałem już od dawna opracowany – całą kwotę z ubezpieczenia podaruję synowi. Niech nareszcie dokończy tego swojego Sokoła. Już nie mogłem się doczekać, kiedy Konrad przyjedzie. Sto razy wyobrażałem sobie jego zaskoczoną minę, gdy wręczę mu pieniądze…

I pomyśleć, że jeszcze niecały rok temu tak kiepsko się dogadywaliśmy, aż wstyd wspominać. Ale coś mi się wydaje, że głównie z mojej winy, bo jakoś zawsze byłem bliżej z córką. Z Gosi przylepka była, zawsze zagadała, na kolanach usiadła, a przy tym taka mądra dziewczyna! Wszyscy sąsiedzi nam zazdrościli, gdy się dostała na studia do Poznania, a potem bez problemu znalazła pracę aż w Norwegii. A Konrad jak ten jeżozwierz, póki żona żyła, jakoś się toczyło, a potem już nam nie miał kto przetłumaczyć, co ten drugi miał na myśli… Widywaliśmy się coraz rzadziej, tak było wygodniej i spokojniej. Gdyby huragan nie rozwalił stodoły i nie musiałbym schować honoru do kieszeni i poprosić Konrada o pomoc w rozbiórce, pewnie do dziś nie wiedziałbym, jakiego mam dobrego syna. Wciąż bym narzekał i miał żal, że nie chciał się kształcić – nie wystarczy, że ja tyrałem całe życie jako fizol?

Świątek, piątek na budowach, żeby dzieciom było lepiej, a taki smarkacz się wypnie, bo woli usmarowany jak świnia leżeć pod samochodem. Myślałem, że to lenistwo, wstręt do nauki, ale potem znaleźliśmy w stodole skrytkę, i zmieniłem zdanie o moim synu.

– Tato, coś tu nie gra – tamtego dnia Konrad przybiegł do mnie podniecony. – Tam jest dodatkowe pomieszczenie!

Myślałem, że bajdurzy, bo gdzie?

Dopiero co odsunęliśmy słomę, stare klatki i wiekowe kufry, które rodzice przywieźli chyba jeszcze z Lwowa, poszedłem się napić, a on już coś odkrył?! Ale miał rację, odsłonięta ściana była zdecydowanie za blisko, o dobre 1,5 metra od szczytowej!

„Szlag by to trafił! – pomyślałem ponuro. – W takiej poniemieckiej ruderze może być wszystko, mało to się nasłuchałem w dzieciństwie? Porcelana, kosztowności, jakaś broń? Nawet kościotrupy!”.

– Tylko ostrożnie – poleciłem Konradowi. – Z wyczuciem.

Łupnęło raz i drugi, posypał się gruz i chmura kurzu zasłoniła widok. A kiedy opadła, oczom naszym ukazał się… motor. Wielkie, chromowane bydlę przysypane pyłem, lecz chyba w dobrym stanie.

– Nie miała baba kłopotu – mruknąłem. – Wolałbym skrzynkę z biżuterią, przynajmniej byłoby na aparat słuchowy.

Konrad nie słuchał, tylko już otrzepywał gruz i oglądał pojazd, podekscytowany jak dziecko.

– Uważaj, bo może być zaminowany – poinformowałem dla formalności, choć sam w to nie wierzyłem.

– Polski motor?! – spojrzał na mnie zdziwiony. – Niby przez kogo?

Polski?! Aż poleciałem po szmaty, żeby wytrzeć maszynę, i faktycznie – to był przedwojenny Sokół! Konrad zupełnie zwariował, jakby mu podsunąć miss świata, nie byłby bardziej zachwycony. Cały czas gadał, głaskał i zachwycał się, w końcu mu kazałem zabrać grata do garażu, bo w tym tempie nie rozebralibyśmy szopy do zimy!

– Tata – zapytał jeszcze. – A może by pasowało ten motor oddać?

– Komu niby? – wzruszyłem ramionami. – Leży tu pewnie od wojny! Bierz go, chłopie, należy ci się za rozbiórkę.

Nie mam pojęcia, kiedy ten chłopak sypiał, bo od tej pory albo pracował ze mną, albo zajmował się maszyną. Tylko czekałem, aż wparuje jego narzeczona i wyrzuci walizy z rzeczami Konrada na podwórko. Tym bardziej że postanowił cały urlop wybrać, żeby czasu nie tracić! Rozebraliśmy w końcu stodołę, syn wrócił do siebie, ale co rusz wpadał kilka razy w tygodniu, żeby dłubać przy motorze. Dobrze mu szło, nie mogłem się nadziwić, jaki ma spryt do tej roboty. I dopiero wtedy zrozumiałem, że to prawdziwa PASJA.

Po co ja go chciałem na siłę na studia wysyłać?

A w październiku złamałem nogę i mogłem tylko Bogu dziękować, że mam chłopaka blisko… Wyłbym bez niego jak wilk w ciemnej głuszy! I wreszcie teraz przyszło ubezpieczenie. Za ten huragan, co stodołę zniszczył. Wypłaciłem pieniądze z banku i czekałem na przyjazd Konrada. Nareszcie i ja mogłem mu coś podarować! Przybył dopiero następnego dnia, przywitał się i od razu poleciał do garażu. Poszedłem za nim i wyjąłem pieniądze.

– Dostałem wczoraj ubezpieczenie, synu – zagaiłem. – To dla ciebie, weź. Będziesz miał akurat na tę lampę Marcinkiewicza.

– Marciniaka – poprawił mnie machinalnie, a potem odwrócił się nagle i wybuchł: – Co ojciec, zwariował?! Nie ma na co tata kasy wydawać? Jak raz na ten aparat słuchowy jest!

– Tobie się należy – przerwałem mu. – Co bym sam poradził? Weź, Konrad.

Odwrócił się, wytarł ręce o roboczą kurtkę i popatrzył na mnie jakoś dziwnie.

Że niby co, za darmo nie można ode mnie pomocy się spodziewać? – zapytał złym głosem. – Przecież motor dostałem, i starczy, skończmy temat, dobrze? Resztę sobie zarobię, nie jestem kaleką.

Czułem, że znów wyrasta między nami mur jak kiedyś

Nie rozumieliśmy się, i nic się już nie dało poradzić. Och, żona by mu przetłumaczyła, ona by umiała powiedzieć, co trzeba… Było mi tak przykro. Przecież to jakby powiedział: „Idź, dziadu, nie jesteś mi już do niczego potrzebny, co ty mi możesz dać? Kup sobie aparat słuchowy, sztuczne zęby, czy co ci tam ostatnio odpadło”.

Nie wiem, może to kwestia tego, że faceci nie umieją ze sobą rozmawiać... Żona potrafiła nawiązać z synem kontakt, a ja? Może za bardzo wstydzę się swoich uczuć? A może i on ma to po mnie, że nie potrafi otwarcie rozmawiać o tym, co mu gra w środku? Ech... Czy nasze relacje jeszcze się ułożą?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA