„Nieznany sprawca w klubie skrzywdził moją żonę. Policja działała opieszale, więc wziąłem sprawy w swoje ręce”

mąż pocieszający żonę fot. Adobe Stock, motortion
„Obserwowałem uważnie bawiących się ludzi. Każdy był podejrzany. Po kwadransie ze zdziwieniem zauważyłem, jak ochroniarz odprowadza do wyjścia chwiejącą się na nogach blondynkę z końca sali. Za dużo wypiła? Przecież przed chwilą była trzeźwa!”.
/ 10.04.2022 07:23
mąż pocieszający żonę fot. Adobe Stock, motortion

– Pięknie wyglądasz! – szepnąłem do żony, a ona odpowiedziała mi uśmiechem.

Wybierała się z przyjaciółką do klubu. Pierwszy raz od ponad dwóch lat, czyli odkąd byliśmy małżeństwem. Wcześniej lubiliśmy wspólnie gdzieś wyjść, żeby potańczyć, pobawić się. Potem nastała proza życia. No i mój uraz, którego nabawiłem się w górach. Tak niefortunnie zjechałem na nartach, że w kilku miejscach złamałem nogę. O powrocie do całkowitej sprawności nie było mowy. W wieku 30 lat zostałem inwalidą.

Normalna praca także nie wchodziła w grę. Zewsząd odsyłano mnie z kwitkiem. Aż zlitowała się nade mną firma ochroniarska i przyjęła w swoje szeregi. Pracowałem tam prawie od roku. Chwaliłem sobie i szefa, i współpracowników. Każdy miał jakąś niepełnosprawność.

Młoda żona zobowiązuje, a ja nie umiałem wielu rzeczom sprostać. Nie mam na myśli seksu, bo akurat to nigdy nie było problemem. Ale nie mogłem na przykład wybrać się z nią na rower, bo po przejechaniu kilometra zaczynała dokuczać mi noga. Na dłuższy spacer też nie. Lecz najgorsze było to, że nie nadawałem się do tańczenia. A Jagoda tak to uwielbiała! Jako narzeczeni praktycznie co tydzień chodziliśmy na jakąś dyskotekę.

Wyrzucałem sobie, że to przeze mnie

Dlatego kiedy przyjaciółka zaproponowała jej wypad do klubu, sam ją namawiałem, żeby poszła.

– Wyjdziesz, rozerwiesz się – tłumaczyłem. – Ja nie mogę, ale ty się baw!

Oczywiście, przystała na to ochoczo i z utęsknieniem czekała na sobotę. Z dumą patrzyłem, jak się przygotowuje, robi makijaż, układa włosy i wkłada śliczną sukienkę, odsłaniającą jej zgrabne nogi. Krótko przed dwudziestą zjawiła się Agata i dziewczyny wyszły z domu. Ja zrobiłem to samo jakieś pół godziny później – czekała mnie nocna zmiana.

Moja służba zazwyczaj przebiegała spokojnie. Nic się nie działo, nikt nie zakłócał spokoju. Najczęściej siedziałem w dyżurce i czytałem, od czasu do czasu zerkając na monitory. Dlatego niespodziewany telefon o trzeciej nad ranem postawił mnie na nogi. Moja komórka! Zerknąłem na wyświetlacz. Agata.

– Słucham, panie imprezowiczki – powiedziałem wesołym tonem.

Głos Agaty był jednak poważny.

– Jeżeli możesz, przyjedź szybko do szpitala na Narutowicza – powiedziała.

– Co się stało? – zaniepokoiłem się.

– Jagoda została zgwałcona.

Poczułem się, jakbym dostał czymś w głowę. Zrobiło mi się niedobrze… Zebrałem się w ciągu pół godziny. Najpierw musiałem znaleźć zmiennika, żeby posiedział za mnie w recepcji. Potem ze zdenerwowania nie dałem rady odpalić samochodu. Udało się dopiero za którymś razem. Dzięki Bogu, ulice były puste, więc szybko dotarłem do szpitala. Agata czekała na mnie przed wejściem.

– Jest w gabinecie. Akurat ją badają.

– Jak to się stało? – spytałem.

Agata zaczęła opowiadać.

Dotarły do baru, znalazły dwuosobowy stolik, zamówiły drinki. Gdy odpowiadała im muzyka, szły tańczyć. Jeśli nie – siedziały i sączyły alkohol. Przez cały wieczór zamówiły tylko po dwa napoje, więc nie były wstawione. W pewnej chwili ktoś poprosił Agatę do tańca, więc poszła z nim na parkiet. Stamtąd zauważyła, że do Jagody dosiadł się jakiś facet, ale po chwili, odgoniony przez nią, odszedł. Parę minut później moja żona wyszła do toalety. Kiedy po kilku piosenkach Agata wróciła do stolika, a Jagoda wciąż nie wracała – ta zaczęła się denerwować.

Przeszukała damską toaletę, potem męską. Nic, ani śladu. Wypytała ludzi, którzy siedzieli obok ich stolika – widzieli tylko przez chwilę jakiegoś mężczyznę, ale zaraz sobie poszedł. Jagoda wyszła chwilkę po nim. Dokąd – nie wiedzieli. To samo powiedział krążący po sali ochroniarz. Jakby zapadła się pod ziemię! Agata dzwoniła na jej komórkę, ale nikt nie odbierał. Zajrzała dosłownie w każdy kąt. Minęła prawie godzina od zniknięcia Jagody… I nagle ją dostrzegła!

Moja żona siedziała otępiała na ławce niedaleko baru. Sukienkę miała przybrudzoną i rozdartą, na materiale ślady krwi. Niczego nie pamiętała, patrzyła bezmyślnym wzrokiem przed siebie. Gdy Agata próbowała ją podnieść, moja żona syknęła z bólu i zaczęła płakać. Agata natychmiast zadzwoniła po karetkę.

– Lekarz stwierdził gwałt – powiedziała. – Przyjechaliśmy tutaj, a pielęgniarka, co tu jest na dyżurze, stwierdziła, że nic dziwnego, skoro paradowała w takim stroju!

Aż mną zatrzęsło. Jagoda była ubrana normalnie, jak na imprezę! Nie prowokowała ani strojem, ani zachowaniem!

– Zrobiliśmy jej test na obecność toksyn – poinformował mnie lekarz. – Prawdopodobnie ktoś jej wrzucił do napoju tak zwaną pigułkę gwałtu. To narkotyk, po którym człowiek staje się całkowicie bezwolny, a potem nic nie pamięta.

Poczułem straszny żal i gniew. Ręce same zacisnęły mi się w pięści. No tak, słyszałem o tej pigułce! Jednak w najczarniejszych snach mi się nie przyśniło, że moja kobieta może paść ofiarą zwyrodnialca, który się czymś takim posłużył…

Zaprowadzili mnie do żony. Była w fatalnym stanie. Wziąłem ją w ramiona jak najdroższy skarb. Tuliła się do mnie, drżała jak ptaszyna. Ukradkiem ocierałem łzy. A przy tym rozsadzała mnie nienawiść do bydlaka, który ją skrzywdził. Gdybym go dorwał, rozerwałbym na strzępy!

Wiedziałem, że wciąż gdzieś tam grasuje

Wkrótce w szpitalu zjawili się funkcjonariusze, w tym policjantka. To ona na osobności wypytywała Jagodę o wszystko. Wyszła po kwadransie z niewesołą miną.

– Niewiele się dowiedziałam – powiedziała. – Tabletka powoduje całkowitą amnezję... To już trzeci przypadek w tym barze w ciągu ostatniego miesiąca.

– I nic z tym nie robicie?! – krzyknąłem. – Nie macie tam jakiegoś tajniaka?!

– Mamy – westchnęła. – Ale gwałciciel jest bystry. Pilnuje się…

Zabrałem Jagodę do domu. Dostała tabletki nasenne i przespała cały dzień. Gdy się zbudziła, jej rozpacz nie miała końca. Weszła pod prysznic i siedziała tam godzinę. Potem położyła się na kanapie w salonie, nie pozwalając mi zbliżyć się do siebie. Chciałem ją przytulić, ale nie miałem odwagi. Przecież to moja wina… Sam ją wysłałem do tego baru!

Taki stan trwał kilka tygodni. Najszybciej jak się tylko dało, zapisałem Jagodę na psychoterapię. Z takich stanów wychodzi się bardzo długo, lecz to jedyna droga.

Tymczasem ja spać nie mogłem, mając świadomość, że gdzieś tam nadal grasuje ten gwałciciel. Byłem gotów go zabić. Gdy w lokalnej gazecie przeczytałem, że w tym samym barze zdarzył się kolejny gwałt, nie wytrzymałem. Skoro policja nie może znaleźć sprawcy, zrobię to sam. 

Którejś soboty, gdy żona myślała, że idę na nocną zmianę, poszedłem do tamtego klubu. Usiadłem przy stoliku, przy którym wtedy siedziała Jagoda. Dobre miejsce. Miałem stamtąd oko na całą salę i bar. Było jeszcze wcześnie, niewielu gości. Ludzie głównie siedzieli przy stolikach, pili coś i rozmawiali. Barman nie miał dużo pracy, ochroniarz też. Obserwowałem klub i myślałem. Jeżeli jest tu jakiś policjant, to powinien bez trudu wyłowić gwałciciela – tłoku nie ma. Wystarczy śledzić zachowanie mężczyzn. Da się zauważyć, jeśli któryś wrzuci coś do szklanki z drinkiem. Chyba że…

Na drugim końcu sali przysiadła młoda blondynka z dopiero co kupionym napojem. Zatrzymał się obok niej jakiś mężczyzna. Po minie kobiety poznałem, że nie był mile widziany. Widocznie go spławiła, bo po chwili odszedł i zaczął podrywać inne laski. Śledziłem dalej jego zachowanie. W kontekście tego, co się tutaj działo, było dosyć podejrzane. W końcu facet dosiadł się do jakiejś brunetki... Zaraz, zaraz – to ta policjantka, która przesłuchiwała Jagodę! Poznała mnie, bo rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie. Pewnie nie chciała, żebym ją zdradził.

Po kwadransie ze zdziwieniem zauważyłem, jak ochroniarz odprowadza do wyjścia chwiejącą się na nogach blondynkę z końca sali. Za dużo wypiła? Przecież przed chwilą była trzeźwa! Wyszedłem przed klub i okrążyłem go, kuśtykając – nie natknąłem się na nikogo. Dokąd mogli pójść?! Upływały cenne minuty… Powiększyłem pole poszukiwań.

Nagle usłyszałem jęk. W bramie sąsiedniego budynku leżała tamta kobieta! Jeden rzut oka wystarczył, aby stwierdzić, że padła ofiarą zboczeńca. Telefon na pogotowie. Drugi do policjantki.

– Znowu to zrobił! – wysapałem.

– Niech to szlag! – zaklęła. – Nie upilnowałam go!

– A ja tak – odparłem. – To ochroniarz. A tabletki wrzucał do drinków barman.

Miałem rację – byli wspólnikami! Gdy zostali zatrzymani, nie stawiali oporu. Badania DNA potwierdziły, że ochroniarz gwałcił te kobiety, a przy barmanie znaleziono kilka sztuk pigułek. Po wszystkim okrzyknięto mnie bohaterem. Kiedyś pewnie bym się cieszył. Ale teraz… Co mi z tego bohaterstwa, skoro nie zdołałem ochronić swojej kobiety?

Czytaj także:
„Zmieniałem kobiety jak rękawiczki, bo za bardzo się angażowały. Chciały bym je kochał, choć wiedziały, po co przyszedłem”
„Mąż po rozwodzie odżył i zmienił się w elegancika z werwą. To romans z małolatą stał za tą metamorfozą”
„Matka uważała mnie za świętoszkę, ale wyprowadziłam ją z błędu. Nie miała dla mnie czasu, to teraz niech się martwi”

Redakcja poleca

REKLAMA