„Niewychowany kundel sąsiadki terroryzuje cały blok. Wredna baba myśli, że jest bezkarna, ale pokażę jej, że się myli”

kłótnia sąsiadek fot. iStock by Getty Images, JackF
„Tamtego dnia wróciłam z pracy wykończona. Weszłam na korytarz prowadzący do drzwi mojego mieszkania i… stanęłam jak wryta. Cały pokryty był porozrzucanymi śmieciami! Wyglądało to okropnie, a śmierdziało jeszcze gorzej. Na początku nie rozumiałam, co się stało, ale potem…”.
/ 05.04.2023 22:00
kłótnia sąsiadek fot. iStock by Getty Images, JackF

Na korytarzu tuż pod moimi drzwiami rozległ się taki jazgot, że aż podskoczyłam na kanapie. To pies sąsiadki znowu wyskoczył z jej mieszkania jak oparzony, a potem zleciał schodami na parter, szczekając wniebogłosy. Mam nadzieję, że ktoś mu otworzy drzwi, zanim znowu narobi na podłogę” – pomyślałam z niesmakiem. Niestety, zdarzało się, że Nero zostawiał po sobie mniej lub bardziej śmierdzącą pamiątkę, a jego pani niechętnie po nim sprzątała.

Odkąd wprowadziła się do naszego bloku dwa lata temu, skończył się spokój mieszkańców. Pani Julia pozwalała bowiem swojemu pupilowi na zbyt wiele. Czasami szczekał przez cały ranek, albo co gorsza wył, jak by go ktoś obdzierał ze skóry. Nie pomagały ani prośby, ani groźby. Właścicielka Nero uważała, że taka jest psia natura, i już. Oczywiście prawo do hałasowania dotyczyło tylko jej psa, bo już mieszkających w bloku dzieci – nie. Ileż razy mój syn został zbesztany za to, że głośno się śmieje lub puszcza muzykę!

Nienawidzę tego psa! I jego właścicielki też! – wyznał kiedyś Paweł.

– Zwierzę nie jest winne – próbowałam łagodzić emocje syna.

Niestety, kilka dni później znalazłam „prezent” od Nero pod własnymi drzwiami, miarka się przebrała.

Podeszłam pod drzwi pani Julii i zamieniłam wycieraczki. Z okrzyku, który usłyszałam kwadrans później wywnioskowałam, że musiała wejść prosto w pamiątkę po swoim pupilu. Nie było mi jej żal. Na szczęście miała tyle przyzwoitości, że brudną wycieraczkę wyrzuciła i kupiła sobie nową, swoją zostawiając pod moimi drzwiami.

Przybiegła do mnie z pretensjami

Jazgot na korytarzu ponownie postawił mnie na nogi. To Nero wracał ze spaceru do domu. Nie mogliśmy z sąsiadami nauczyć pani Julii, że musi wyprowadzać swojego psa na smyczy, zamiast puszczać go wolno.

– Nie mam czasu, a Nero zna drogę na podwórko i z powrotem – mawiała.

Straż miejska, która powinna interweniować, kiedy psy zanieczyszczają trawnik, co Nero robił nieustannie, nie reagowała. Wydawało się więc, że pani Julia jest bezkarna, a jej pupil będzie dalej terroryzował blok.

Tamtego dnia wróciłam z pracy wykończona. Weszłam na korytarz prowadzący do drzwi mojego mieszkania i… stanęłam jak wryta. Cały pokryty był porozrzucanymi śmieciami! Wyglądało to okropnie, a śmierdziało jeszcze gorzej. Na początku nie rozumiałam, co się stało, ale potem…

– Paweł, ty łobuzie! – jęknęłam.

Przypomniałam sobie bowiem, że dzisiaj rano poprosiłam syna, aby wychodząc do szkoły, wyrzucił śmieci. A ten, swoim zwyczajem, wystawił worek za drzwi, i tyle! Pewnie był już spóźniony na lekcję i pomyślał, że jak wróci, to wyrzuci śmieci. Ale nie zdążył, bo zajął się nimi Nero. „Nie będę tego zbierała!” – powiedziałam sobie, i kiedy syn wrócił ze szkoły, musiał się sam tym zająć. Był zły, ale nawet nie pisnął. Doskonale wiedział, że nie jest to w jego interesie. Miałam bowiem wielką ochotę ukarać go choćby tym, że nie pójdzie z kolegami na sobotni mecz.

Sobota była moim ulubionym dniem, na który czekałam przez cały tydzień. Miałam więc zamiar trochę sobie pospać. Niestety, nie było mi to dane, bo około ósmej rozległ się natarczywy dzwonek do drzwi. Otworzyłam nieprzytomna. Na progu stała wściekła pani Julia.

Chyba się przestraszyła tego mandatu

– Otruła mi pani psa! – wrzasnęła.

– Ja? – zdziwiłam się.

– Tak! Pani! Nero miał przez panią w nocy płukanie żołądka! – usłyszałam. – Ja panią do sądu podam!

– Zaraz, zaraz… Po co te nerwy? – włączył się do dyskusji mąż, wychodząc z sypialni nieco przytomniejszy niż ja. – Niby skąd takie oskarżenia? Pani wie, że to jest karalne?

– Pan mnie sądem nie straszy! – darła się sąsiadka. – Ja mam dowody! Nero został otruty tabletkami!

Spojrzałam na męża zdumiona, a on tylko wzruszył ramionami.

– A niby jak mu je podałam? – spytałam ostrożnie…

– To oczywiste! Były w tym worku na śmieci! – wykrzyknęła pani Julia.

No i wszystko jasne…

– Wiesz coś o tym? – spytałam męża.

– Wyrzuciłem przeterminowaną aspirynę – przyznał Kamil.

– Wiesz przecież, że takie rzeczy wynosi się do apteki, a nie wrzuca do śmieci – powiedziałam z wyrzutem.

– Właśnie! – zawtórowała mi sąsiadka, pewna swojego zwycięstwa.

– A pani wie, że psa się nie puszcza samego na klatkę, żeby rozrzucał śmieci sąsiadów? A jak już nawet porozrzuca, to się po nim sprząta? – zapytałam panią Julię z kamienną twarzą. – Jeśli chce pani wezwać policję, to radzę powiedzieć im prawdę.

– I zapłacić mandat?! – prychnęła.

– Właśnie! – podsumowałam, zamykając jej drzwi przed nosem.

Nie pochwalam tego, co zrobił mój maż, ale… od tamtej pory Nero stroni od naszej wycieraczki i naszych śmieci, jeśli Paweł je czasem zostawi.

Czytaj także:
„Postawiłem sprawę jasno. Albo yorki, albo ja. Wybrała psy i rozwiedliśmy się. Teraz mieszka w kawalerce z 10 psami”
„Miałam dość dokarmiania wygłodniałego sierściucha sąsiadki. Jednak gdy nie przylazł, czułam, że wydarzyło się nieszczęście”
„Nie sądziłam, że pies przyniesie mi w zębach... męża. Wziął go za złodzieja i słusznie, bo tajemniczy kochanek skradł moje serce”

Redakcja poleca

REKLAMA