„Niewierna świnia prędzej pójdzie do paki niż się przyzna, że ma kochankę. Mąż kłamał w żywe oczy nawet na przesłuchaniu!”

Mężczyzna nie chciał się przyznać, że ma kochankę fot. Adobe Stock, baranq
„– Gdzie pan był w tym czasie? Żonie powiedział pan, że czegoś zapomniał w biurze. Czegoś ważnego i przy niej dzwonił pan nawet po taksówkę. Widziała przez okno, jak pan wsiada. Ale ochrona tego nie potwierdza. Od taksówkarza wiemy, że nie kazał się pan wysadzić pod firmą, tylko dwie przecznice dalej… A pan nadal uparcie robi ze mnie głupka!”
/ 16.11.2022 09:15
Mężczyzna nie chciał się przyznać, że ma kochankę fot. Adobe Stock, baranq

– Nigdzie nie jeździłem tamtego dnia! Ani po południu, ani wieczorem! Byłem z żoną na przyjęciu, a samochód został pod domem! – darł się przesłuchiwany.

– A jednak to pański wóz uciekł przed patrolem policji – zauważyłem. – I to właśnie w tym porzuconym pojeździe ujawniono fałszywe banknoty oraz pendrive z oprogramowaniem do ich drukowania!

Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach

Byłoby mi go nawet żal, gdybym nie miał już doświadczenia z innymi doskonałymi aktorami z branży przestępczej. Zresztą zapewne naprawdę przestraszyła go ta wpadka. Czego się jednak spodziewał? Gdyby nie uciekał przed policją, pewnie funkcjonariuszom do głowy by nie przyszło przeszukiwać auto. Najwyżej zapłaciłby mandat za zawracanie w niedozwolonym miejscu i tyle. Ale spanikował. W starym powiedzeniu „na złodzieju czapka gore” jest wiele prawdy.

– Oczywiście żona potwierdza, że był pan z nią na przyjęciu, podobnie zresztą jak inni goście. Jednak wszyscy też zgodnie utrzymują, że zniknął pan w pewnym momencie i pojawił się dopiero po godzinie. Jak powiedział gospodarz domu, wrócił pan jakby rozkojarzony i mocno spięty. Nie uważa pan, że to pasuje jak ulał do wersji, w której wrócił pan do domu, odebrał banknoty i oprogramowanie i pojechał gdzieś to przekazać, lecz natknął się na patrol?

Milczał. Nie dziwiłem się. Niewiele mógł powiedzieć na swoją obronę. Samochód porzucił i na przyjęcie pewnie wrócił taksówką. A potem udawał wielce zdziwionego, kiedy policjanci zabrali go do aresztu, ledwie zawitał do domu. A jak pięknie udawał zaniepokojenie brakiem samochodu!

– Nie było pana ponad godzinę – powtórzyłem. – Co pan w tym czasie robił i dokąd się wybrał? Gdzie miał pan dostarczyć towar? Kto był odbiorcą?

– Nigdzie nie byłem! – zawołał z rozpaczą. – Tak, wyszedłem z przyjęcia, ale nie wróciłem do domu, nie jeździłem wozem!

– W takim razie proszę odpowiedzieć, gdzie pan był w tym czasie. Żonie powiedział pan, że czegoś zapomniał w biurze. Czegoś ważnego i przy niej dzwonił pan nawet po taksówkę. Widziała przez okno, jak pan do niej wsiada. Ale ochrona tego nie potwierdza. Od taksówkarza z kolei wiemy, że nie kazał się pan wysadzić pod firmą, tylko dwie przecznice dalej. Co pan na to?

Nie odpowiedział

Coś mi w tym wszystkim jednak nie pasowało. Facet miał do tej pory czyste konto – niekarany, drobny wprawdzie, ale całkiem zamożny przedsiębiorca, przykładny ojciec rodziny. Nawet mandatów nie zbierał, miał dwa, oba za niewłaściwie parkowanie. A tutaj taki numer… Nie wyglądał na przestępcę i nie zachowywał się jak on. Może po prostu dał się wciągnąć w proceder fałszerstw całkiem niedawno i nie zdążył jeszcze oswoić się z faktem, że łamie prawo, stępić sobie sumienia? Ale świeżakowi nikt nie powierzyłby partii towaru i kompletnego oprogramowania. Wszelkie dowody świadczyły przeciwko niemu. Samochód nie został skradziony, a ten, kto nim jechał, miał kluczyki. Żona podejrzanego nie prowadziła. Okazało się, że zapasowy komplet zawsze wisiał w przedpokoju na haczyku w szafce z bezpiecznikami. Tylko że ten komplet tam był, kiedy przeprowadziliśmy rewizję!

– Kto oprócz pana i żony ma jeszcze klucze do państwa domu? – spytałem.

– Mój brat – odparła kobieta. – Ale on wyjechał do Niemiec na dwa tygodnie. Czasem u nas pomieszkuje. Wie pan, nie ma w życiu szczęścia, nie układa mu się, nieraz potrzebuje chociaż takiego wsparcia, jak własny pokój. Dzieci go uwielbiają.

– Czyli wychodzi na to, że to jednak pani mąż popełnił przestępstwo – westchnąłem.

Kobieta zaczęła płakać. Wcale się nie dziwiłem. Dowiedzieć się po kilkunastu latach małżeństwa, że dzieliło się życie z kimś takim… Właściwie sprawa była jasna. A jednak coś nie dawało mi spokoju. Mój instynkt policjanta podpowiadał, że podejrzany nie mówi mi wszystkiego. To znaczy nie chodzi o przyznanie się do winy, tylko okoliczności popełnienia tego czynu.

Postanowiłem go dobrze przycisnąć

– Zagrajmy w otwarte karty – powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy. – Za posiadanie i wprowadzanie w obieg fałszywych pieniędzy groziłoby panu pięć lat.

Ja nie wprowadzałem w obieg żadnych… – zaczął, ale przerwałem mu.

– W samochodzie ujawniono paczkę z podrabianymi banknotami. Sąd nie będzie się zastanawiał, czy zamierzał je pan wprowadzić na rynek, czy nie. Takich rzeczy nie wozi się w celach hobbystycznych. Lecz ten pendrive z oprogramowaniem sprawia, że kwalifikacja czynu może zostać podniesiona do produkcji fałszywek. A za to już grozi nawet dwadzieścia pięć lat! – straszyłem.

Przełknął głośno ślinę. Wprawdzie pouczyłem go o konsekwencjach tego, co zrobił już na początku, ale wówczas był oszołomiony i dopiero teraz w pełni do niego dotarło, co to wszystko oznacza.

– Zatem, jeśli ma pan coś na swoją obronę, proszę to ujawnić! – wycedziłem. Patrzył na mnie z miną zbitego psa. – A jeśli nie, lepiej niech pan zacznie wymieniać nazwiska współpracowników – dodałem. – Bo takiego procederu nie uprawia się samemu! Wtedy być może sąd złagodzi panu karę, być może otrzyma pan nawet status świadka koronnego…

Milczał, a potem wymamrotał coś, czego zupełnie nie zrozumiałem.

– Słucham? – pochyliłem się nad nim.

– Byłem u kochanki! – powtórzył głośniej.

Zmarszczyłem brwi.

Dlaczego nie powiedział pan od razu? – spytałem, choć znałem odpowiedź.

– Jestem żonaty – odparł. – Myślałem, że skoro nic nie zrobiłem, to się jakoś ułoży. W dodatku Beata jest przyjaciółką mojej żony… Nie chciałem, żeby to się wydało.

Oczywiście sprawdziłem to

Początkowo kobieta wypierała się związku z podejrzanym, ale gdy jej uświadomiłem, na co skazuje aresztowanego, zmiękła i potwierdziła jego alibi. Zresztą blok, w którym mieszkała, a który znajdował się dwie przecznice od firmy pana Janusza, miał monitoring, więc sam mogłem sprawdzić, o której tam dotarł, i o której wyszedł. Pozostawało tylko ustalić, kto właściwie używał samochodu. Było już wtedy ciemno, policjanci nie widzieli kierowcy, zdjęcia z fotoradarów, które mijał podczas ucieczki, też nie były specjalnie pomocne. Pojechałem do domu aresztowanego, wziąłem zapasowe kluczyki, po czym przekazałem je do laboratorium. No i sprawdziłem jeszcze kilka interesujących mnie faktów.

Dwa dni później w pokoju przesłuchań czekał szwagier pana Janusza. Policjanci, którzy go zatrzymali, mieli z nim sporo kłopotów. Oczywiście nie był w żadnych Niemczech. Mieszkał kątem u kolegi. Obok mnie, przy lustrze weneckim, stał pan Janusz i z niedowierzaniem kręcił głową.

– Dlaczego nie powiedział pan, że brat żony ma przeszłość kryminalną? – spytałem.

– Nie wiedziałem – odparł niedawny podejrzany. – Oboje nic o tym nie mówili. Tyle tylko, że jest pechowy i nie idzie mu w życiu. Kiedy go dłużej nie było, żona twierdziła, że wyjechał na zarobek za granicę, a gdy wrócił bez pieniędzy, słyszałem, że został oszukany. A on siedział w więzieniu, tak?

Pokiwałem głową. Ciekawe, co wiedziała żona klienta na temat działalności braciszka… Ale to wyjdzie już w toku śledztwa. Na pilocie zapasowych kluczyków ujawniono wyraźny odcisk palca typa za szybą. Prawdopodobnie niejednokrotnie używał samochodu szwagra do swoich ciemnych interesów, korzystając z jego nieobecności. Podejrzewałem, że siostra użyczała mu pojazdu bez wiedzy męża o wiele częściej. Tak czy inaczej, miałem przestępcę na widelcu i teraz potrzebowałem tylko informacji o całej szajce. Przypuszczałem, że facet nie będzie miał problemu, żeby za obietnicę niższego wyroku sypnąć kumpli.

Mogę tam wejść? – spytał pan Janusz.

– Do pokoju przesłuchań? – zdziwiłem się.

– Chciałbym mu nawsadzać – warknął przedsiębiorca. – Zabrał wóz, narobił bałaganu, a potem odwiesił kluczyki na miejsce, że niby to ja siedziałem za kółkiem! Co za świnia!

Nie wolno mi tam pana wpuścić – roześmiałem się. – Ale mogę panu obiecać, że najbliższe dni, tygodnie, a nawet lata nie będą pana szwagrowi przypominały pobytu w ekskluzywnym sanatorium.

Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Wreszcie pan Janusz odezwał się:

– Pójdę już. Muszę porozmawiać z żoną, ale chyba jest już po małżeństwie.

Poszedł, a ja otworzyłem drzwi do pokoju przesłuchań. Dla mnie ta sprawa tak naprawdę dopiero się zaczynała. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA