W biurze marketingu wszystko mi się podobało. Ludzie wydawali się sympatyczni, praca zmuszała do myślenia i doskonalenia swoich umiejętności, a szefowa była inna niż wszystkie. Łagodna, życzliwa, w kontaktach z pracownikami emanująca kulturą i nieprzeciętną wiedzą. Moje relacje z nią od pierwszej chwili układały się dobrze. Ona doceniała moje umiejętności i zaangażowanie, ja jej przychylność.
Wielka zażyłość wytworzyła się też niemal od razu między mną a Halinką, przemiłą osobą w moim wieku, z którą dzieliłam pokój. Widziałam w niej bratnią duszę, więc szybko się zaprzyjaźniłyśmy.
Jedynym zgrzytem w nowej pracy była Lidka. Od pierwszego spotkania wiedziałam, że ona nie polubiła mnie, a ja nie polubiłam jej. Tolerowałyśmy się jedynie, to wszystko. Jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że powinnam trzymać się od niej z daleka. I tak robiłam.
Ten TIR pojawił się nie wiadomo skąd
Na początku wszystko było dobrze. Pierwsze problemy pojawiły się po pół roku. Niespodziewanie stosunek szefowej do mnie diametralnie się zmienił. Dosłownie z dnia na dzień, ta przemiła kobieta zaczęła zachowywać się tak, jakby nie mogła mnie znieść. Ledwo odpowiadała na moje „dzień dobry”.
Nic z tego nie rozumiałam. „Co ja takiego zrobiłam? – zastanawiałam się. – Skąd u niej tyle złości?”.
– O co szefowej chodzi, nie wiesz przypadkiem, Halinko? – pytałam. – Przecież nie zrobiłam nic, co mogłoby ją do mnie zrazić.
– Nie przejmuj się! – bagatelizowała sprawę Halina. – Ona tak już ma. Powścieka się, a potem jej przejdzie i czepi się kogoś innego.
Nie uspokoiłam się, takie zachowanie do szefowej nie pasowało. I martwiłam się, zwłaszcza że niedługo potem odsunęła mnie od projektu, który był dla mnie ważny, twierdząc publicznie, że sobie nie poradzę, choć to nie była prawda. Ten projekt dostała Halina.
– Dobrze chociaż, że to ty, a nie Lidka, bo byłby to boleśniejszy policzek – powiedziałam koleżance.
Czułam się zaszczuta i obawiałam się o pracę. Nawet zaczęłam podejrzewać Lidkę o knucie przeciwko mnie. Jednak niczego nie mogłam udowodnić, więc w milczeniu znosiłam niechęć szefowej, bo wciąż zależało mi na tej pracy.
Aż nadszedł ten dzień… W którąś sobotę sąsiadka zaproponowała mi wspólny wyjazd na piknik. Zgodziłam się chętnie, bo potrzebowałam relaksu i choć na krótko chciałam zapomnieć o stresie w pracy.
Wyjechałyśmy jej samochodem. Był słoneczny poranek, zapowiadał się piękny dzień, na drodze wyjazdowej z miasta panował niewielki ruch. Jechało się przyjemnie, a ja po raz pierwszy raz dawna czułam się naprawdę zrelaksowana.
I nagle zobaczyłam ogromnego TIR-a, który pojawił się nie wiadomo skąd, a zaraz potem zapadła ciemność. Nie pamiętałam, co się stało, gdy odzyskałam przytomność w szpitalu. Ze złamanymi nogami leżałam unieruchomiona, zagipsowana po czubki palców. Połamane żebra bolały przy każdym oddechu. Niepokój lekarzy budziło też stłuczenie serca spowodowane przez pas, który jednocześnie (jak twierdził lekarz) uratował mi życie. Moja sąsiadka zginęła na miejscu.
Nawet nie miałam siły rozpaczać. Na nic nie miałam siły. Leżałam, cierpiąc i gapiąc się w okno.
– Jak ja sobie poradzę sama w domu, jak już stąd wyjdę? – martwiłam się na zapas i dopiero to wprowadziło mnie w stan prawdziwej rozpaczy.
– Jeśli nie ma się panią kto zaopiekować, pielęgniarka środowiskowa codziennie panią odwiedzi – próbował uspokoić mnie ordynator. – Po zdjęciu gipsu czeka panią intensywna rehabilitacja. I długa – podkreślił. – Ale dzięki niej ma pani szanse wrócić do pełnej sprawności. Jest pani młoda, kości udało się poskładać, szczęśliwie nie było żadnych przemieszczeń. Będzie dobrze…
A ja i tak byłam załamana. Wprawdzie moja siostra może mi trochę pomóc, lecz w niewielkim zakresie, przecież też pracuje, ma małe dzieci i obowiązki domowe.
Jej propozycja bardzo mnie zaskoczyła
W dniu wypisu zadzwoniła moja komórka. Usłyszałam głos Lidki i z wrażenia o mało nie spadłam z łóżka razem ze swoim gipsem.
– Dowiedziałam się, że dziś wychodzisz, może potrzebujesz pomocy? Wpadnę, jeśli chcesz.
– Siostra mnie odbiera, wzięła trzy dni urlopu i na razie się mną zajmie, ale dziękuję ci za telefon i troskę. To miło z twojej strony.
– Dobra. Będę z tobą w kontakcie. W razie czego, pamiętaj, jestem do twojej dyspozycji.
Gdybym nie była tak bardzo cierpiąca i przerażona, jak byłam, to ten telefon wywarłby na mnie ogromne wrażenie. Wszak moje kontakty z Lidką były do tej pory zerowe, bo w pracy nawet ze sobą nie rozmawiałyśmy. W mojej godnej pożałowania sytuacji, jej ludzki odruch przyjścia mi z pomocą wydał mi się jedynie dziwny i szybko został zignorowany, bo zajmowały mnie ważniejsze sprawy.
Dwa dni później zadzwoniła.
– Może cię odwiedzę. Nie masz nic przeciwko temu?
– Nie gniewaj się, nie jestem teraz w najlepszej formie, żeby przyjmować gości, sama rozumiesz, może gdy się lepiej poczuję…
– Wiem, wiem i rozumiem. Nie chcę ci sprawiać kłopotu. Chciałam ci tylko coś zaproponować i skorzystać z okazji, że jest u ciebie siostra, która otworzy mi drzwi.
– No, dobrze… – zgodziłam się.
Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiałam, dlaczego Lidka tak się mną interesuje. Nie wierzyłam w jej dobre intencje, przeczuwałam jakieś draństwo. Poza tym w moim stanie wolałam nie przyjmować gości. Chyba że byłaby to Halinka. Ale Halinka się nie odzywała.
– O, kurczę! Z tobą jest gorzej niż sądziłam – zawołała Lidka.
Dobiła mnie swoją uwagą. Czyli wyglądam tak samo, jak się czuję…Najwyraźniej nie spodziewała się zastać mnie w tak opłakanym stanie. Po chwili jednak trochę ochłonęła i przeszła do rzeczy.
– Jesteś sama, nie poradzisz sobie, to pewne, a ja chcę ci zaproponować pomoc. Moja sąsiadka, starsza pani na emeryturze, bardzo miła, nawiasem mówiąc, zgodziła się, za niewielką opłatą, przychodzić do ciebie codziennie i zajmować się tobą, dopóki nie staniesz na nogi. Co ty na to?
Lidka totalnie mnie zaskoczyła. Pomyślała o mnie? Załatwiła mi pomoc? To miło z jej strony…
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie
Owa starsza pani okazała się naprawdę uroczą, sympatyczną kobietą i wspaniale się mną opiekowała. Przyznała, że prosiła ją o to Lidka, a ponieważ bardzo Lidkę lubi, nie mogła odmówić. Lidka zaś odwiedzała mnie dwa razy w tygodniu, opowiadając plotki biurowe. Ale nigdy o nikim nie mówiła źle i to mi się u niej podobało.
– Co słychać u Halinki? – spytałam ją pewnego razu. – Chyba bardzo jest zapracowana, bo nawet do mnie nie zadzwoniła…
– Halinka, jak zwykle, świetnie sobie radzi – odpowiedziała. – Przejęła wszystkie twoje obowiązki i nareszcie jest usatysfakcjonowana. Już jej nie zagrażasz.
Spojrzałam na nią zdumiona.
– Dlaczego tak mówisz? – dopytywałam. – Jak to „nie zagrażam”?
– Mówię, co wiem i widzę. Ty też kiedyś to dostrzeżesz. Jak myślisz, dlaczego szefowa tak się do ciebie uprzedziła? Zwolniłaby cię, to pewne, to była tylko kwestia czasu, gdybyś nie miała tego wypadku i nie poszła na zwolnienie lekarskie. Na razie nie może cię ruszyć.
– Wciąż nic z tego nie rozumiem – powiedziałam ostrożnie.
– Oj, dziewczyno! Wszyscy w firmie wiedzą, że Halina „ryła” pod tobą, bo byłaś dla niej zagrożeniem. Gniew szefowej to jej robota. Tylko ty byłaś ślepa i wciąż jej ufałaś.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Przecież Halina to moja najlepsza przyjaciółka! Nie byłaby zdolna do takiego świństwa!
Długo o tym myślałam. Czy jestem aż tak naiwna, czy kompletnie nie znam się na ludziach? Halinę uważałam za przyjaciółkę, a Lidkę za wroga, gdy tymczasem wygląda na to, że jest dokładnie odwrotnie. Gdyby nie wypadek, gdyby nie szlachetny gest Lidki, nadal tkwiłabym w swym błędnym przekonaniu.
Trzy miesiące zwolnienia lekarskiego to sporo czasu na myślenie. Nie zmarnowałam go, przygotowałam się na szczerą rozmowę z szefową, na wyjaśnienie wszystkich podłych uczynków Haliny, i to bez względu na wynik. Trudno, będzie co ma być, przecież nie mogę zignorować tego, co się stało. A jeśli przyjaciół poznaje się w biedzie, to przyjaciółką okazała się właśnie Lidka. I jestem pewna, że będzie to przyjaźń na całe życie.
Czytaj także:
„Koleżanka z pracy perfidnie mnie okradła i okłamywała. Udawała wielką przyjaciółkę, a siedzimy biurko w biurko”
„Koleżanka z pracy wcisnęła mi bajkę o umierającej matce, bo chciała grzać tyłek na wczasach. Żmija jeszcze nie wie, z kim zadarła”
„Koleżanka z pracy dostała awans, bo podlizywała się szefowi. Teraz żmija nie radzi sobie z obowiązkami, a winę zrzuca na nas”