Od pierwszego dnia mi się nie spodobała. Gdy tylko przekroczyła próg naszego biura, przyjrzałam się jej przez chwilę i już wiedziałam, że raczej się nie zaprzyjaźnimy. Niby się uśmiechała, starała się być miła, ale czułam, że gdyby tylko któraś z nas stanęła jej na drodze, to wbiłaby jej nóż w plecy bez wahania.
– Uważajcie, to fałszywa żmija – ostrzegłam koleżanki z działu, gdy poszłyśmy w czasie przerwy na kawę.
– E tam, przesadzasz, wygląda na sympatyczną – nie dowierzały.
– Mówcie, co chcecie, ale ja wiem swoje – odparłam.
Zwykle nie nastawiam się negatywnie do ludzi, zwłaszcza gdy widzę ich po raz pierwszy w życiu, ale tamtego dnia naprawdę wiedziałam, że mam rację.
Było tak, jak przypuszczałam
Nie minęły dwa tygodnie a Monisia pokazała swoją prawdziwą twarz. Choć niewiele umiała i robiła, kreowała się na gwiazdę, wychodziła przed szereg. Robiła wokół siebie tyle szumu, że ktoś z zewnątrz naprawdę mógł pomyśleć, że jest głównym filarem firmy. Na dodatek bezczelnie podlizywała się szefowi. Uśmiechała się, prawiła komplementy, biegała do niego z kawką, ciasteczkami. I ćwierkała, jak to się jej dobrze pracuje w naszej firmie, jak może rozwinąć skrzydła.
– Gdy widzę, co ona wyprawia, to mi się na wymioty zbiera – powiedziałam do dziewczyn po tym, jak Monisia po raz kolejny pobiegła płaszczyć się przed szefem.
– Nie martw się, nam też! – zakrzyknęły zgodnym chórkiem i się roześmiały.
Tylko pani Hania, nasza kierowniczka, nagle posmutniała.
– Śmiejcie się, śmiejcie, póki jeszcze możecie. Potem będziecie tylko płakać – stwierdziła.
– A dlaczego miałybyśmy płakać? – byłam ciekawa.
– Wiecie, że niedługo przechodzę na emeryturę. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Monika zajęła moje miejsce – odparła.
– Nie, to niemożliwe. Najkrócej pracuje, a poza tym wszyscy wiedzą, że to idiotka – odparłam.
– Nie byłabym taka pewna, czy wszyscy… – westchnęła.
– Pani Haniu, ludzie bywają ślepi, ale nie aż tak – roześmiałam się.
W głowie mi się nie mieściło, że ktoś mógłby zrobić z Moniki kierowniczkę. Pół roku później pani Hania przeszła na emeryturę. Ostatniego dnia zorganizowała w dziale małe spotkanie pożegnalne. Było miło, dopóki nie zjawił się szef. Zjadł kawałek tortu, a potem ni z tego ni z owego oświadczył, że od jutra mamy nową kierowniczkę. Monikę!
Jak to usłyszałyśmy z dziewczynami, omal z krzeseł nie pospadałyśmy.
Do końca imprezy siedziałyśmy jak strute
Aż biednej pani Hani zrobiło się przykro. Monika ostro zabrała się do rządzenia. Kręciła się po dziale, wydawała polecenia, sprawdzała nas, popędzała…
Myślałam, że mnie szlag trafi. Nie chodziło mi o to, że goni nas do pracy. Po prostu powstał przez to kompletny chaos. Najpierw dawała jakieś zlecenie mnie, potem nagle kazała się zająć sprawą komuś innemu, chwilę później znowu zmieniała zdanie. Doszło do tego, że nikt nie wiedział, co ma robić.
– Monika, tak dalej nie da się pracować. Musisz się lepiej zorganizować! – zwróciłam jej uwagę któregoś dnia, gdy wyszło na jaw, że to samo polecenie wydała trzem dziewczynom.
– Nie pouczaj mnie. To ja tu jestem od rządzenia, a nie ty! – spiorunowała mnie wzrokiem.
Więcej się nie odezwałam. Pomyślałam, że jak chce sobie kopać zawodowy grób, to niech kopie. Na efekty głupich rządów Moniki nie trzeba było długo czekać. Za czasów pani Hani byliśmy jednym z najlepszych zespołów. Chwalono nas, dostawałyśmy premie. A teraz? Spadłyśmy na szary koniec. Szef oczywiście to zauważył. Wezwał Monikę na rozmowę. Spodziewałyśmy się, że będzie przerażona. Ale nie…
Poszła z podniesioną głową, uśmiechem. Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, ale wtedy nie miałam wyjścia. Czułam, że Monika coś kombinuje. Była zbyt pewna siebie. Poczekałam więc, aż zniknie w gabinecie szefa, policzyłam do stu na wypadek, gdyby po coś chciała wrócić, i podkradłam się pod drzwi. Nie mogłam wybrać lepszego momentu. Monisia właśnie tłumaczyła szefowi, dlaczego nasz dział ma takie słabe wyniki.
– To przez te kobiety. Fatalnie pracują, nie przykładają się. Wcześniej to wszystko robiła za nie pani Hania, dlatego tak dobrze wypadały. Ja jednak nie będę taka dobra. Albo zabiorą się ostro do roboty, albo wszystkie je pozwalniam! – grzmiała.
Intrygantka! Nie mogłam uwierzyć, że można tak bezczelnie kłamać. Po powrocie do działu opowiedziałam o wszystkim dziewczynom.
Wściekły się nie na żarty
Zaraz chciały ją ze schodów zrzucać. Koniec końców ustaliłyśmy, że po pracy usiądziemy w jakiś spokojnym miejscu i zastanowimy się, jak sobie poradzić z oszczerstwami szefowej. Siedziałyśmy w kawiarni ze trzy godziny. Miałyśmy chyba ze sto pomysłów, ale żaden nie nadawał się do realizacji. Wszystkie rozwiązania były bowiem, delikatnie mówiąc, siłowe. W końcu jednak wymyśliłyśmy!
Umówiłyśmy się, że od następnego dnia będziemy nagrywać na dyktafony wszystko, co Monika do nas mówi. I w razie kłopotów ujawnimy nagrania.
– Szef przekona się wreszcie, kto tu nie nadaje się do pracy i powinien zostać wywalony na zbity pysk – cieszyłyśmy się.
Dawno nie miałyśmy tak znakomitych humorów. Od tamtego dnia minął miesiąc. Trzymamy się konsekwentnie swojego planu. Mamy już całkiem pokaźne archiwum nagrań. Na wszelki wypadek każda z nas trzyma kopie w domu, jakby, nie daj Boże, oryginały zaginęły albo wpadły w niepowołane ręce. Monika niczego nie podejrzewa. Nadal miota się bezradnie, wrzeszczy, wydaje idiotyczne polecenia.
Wykonujemy je sumiennie. Praca idzie oczywiście coraz gorzej, mamy wielkie opóźnienia. Nad naszym działem czarne chmury gęstnieją. Jak znam życie, to za kilka dni szef wezwie ją na rozmowę. Niech tylko spróbuje znowu zrzucić winę na nas, wspomni, że jesteśmy złym zespołem… To wybuchnie w firmie taka afera taśmowa, że przez rok będą o niej na korytarzach gadać.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”