„Nienawidziłam mojej teściowej. Stale mnie obrażała, oceniała i pouczała, ale dla swoich synowych byłam taka sama"

Miałam teściową z koszmaru fot. Adobe Stock, JackF
– Troszczę się o nich, doradzam im, martwię się ich problemami - wyliczyłam. – Innymi słowy: wtykasz nos w ich intymne sprawy, krytykujesz to, jak żyją, chcesz decydować, co mają robić. Zachowujesz się jak własna teściowa – cedziła moja siostra.
/ 26.07.2021 11:06
Miałam teściową z koszmaru fot. Adobe Stock, JackF

Starszy, Piotr, wiecznie zabiegany i w ciągłych rozjazdach, mieszka z żoną Magdą i trójką dzieci w niezbyt dużym M-4 na obrzeżach miasta. Mam do nich kawał drogi autobusem.

Myślę, że synowa wynalazła celowo mieszkanie niemal na końcu świata po to tylko, by być z mężem jak najdalej ode mnie.

Ale i tak do nich wpadam, żeby sprawdzić, co słychać

Magda często zostaje sama z dziećmi podczas delegacji Piotra. Niestety często daje mi do zrozumienia, że nie jestem mile widzianym gościem i raczej we wszystkim jej przeszkadzam.

– To mama? – dukała zdziwiona moim widokiem. – Nie spodziewałam się mamy tak wcześnie rano…

– Wpadłam zobaczyć, jak sobie radzisz. Może coś pomogę – zaoferowałam, zaglądając do lodówki. – Nie zrobiłaś jeszcze zakupów? – stwierdziłam zaskoczona prawie pustymi półkami.

Co ona wyprawia, zastanawiałam się, troje dzieci, obiadu nie ma, do pracy nie chodzi. Kompletna nieodpowiedzialność! I te porozrzucane zabawki, powinna chociaż to posprzątać.

– Dzieciaki się pochorowały, w nocy zbijałam im gorączkę, dopiero teraz trochę przysnęły – tłumaczyła, widząc moje niezadowolenie.

To trzeba było wezwać lekarza, a nie bawić się w pediatrę – strofowałam ją – to nieodpowiedzialne.

– Trochę już mam doświadczenia – próbowała się stawiać synowa, ale jej nie słuchałam.

Poszłam do pokoju dzieci sprawdzić, co się dzieje.

– Niech ich mama teraz nie budzi, muszą wypocząć.

– Już ja wiem lepiej, co robić – uświadomiłam Magdę – w końcu wychowałam dwóch synów.

Weszłam do pokoju dziecięcego, sama musiałam ocenić sytuację. Maluchy spały, oddychały ciężko, buzie rozpalone. Potrzebny był lekarz.

– Powinnaś dawno wezwać pomoc, a nie czekać na zmiłowanie pańskie! Przez ciebie wylądują w szpitalu – byłam szczerze oburzona, że też ja muszę uświadamiać jej takie podstawowe zasady, huczało mi w głowie.

– Niech sobie mama wyobrazi, że już na to wpadłam – odparła arogancko piorunując mnie wzrokiem – właśnie czekam na wizytę.

Poczułam się urażona, ale cierpliwie poczekałam z synową na lekarza

Tak jak przypuszczałam – grypa.

– Dawaj im dużo cytryny z miodem i sok malinowy przed snem. Niech jedzą czosnek. I muszą się dobrze wypocić – doradziłam, bo te współczesne matki o niczym nie mają pojęcia.

– A recepty mam wywalić do śmieci? – zjadliwie skomentowała synowa. – Niepotrzebnie wzywałam lekarza, skoro mama wie lepiej!

Z kim ożenił się mój biedny syn, pomyślałam. Wyszłam z ich domu jak najprędzej, nie miałam zamiaru narażać się na dalsze impertynencje. W końcu należy mi się jakiś szacunek, choćby ze względu na wiek.

Jeszcze zanim dojechałam do domu, odebrałam telefon od Piotra

– Dlaczego nie pomogłaś Magdzie? Ona ledwo stoi na nogach, dwie noce nie spała, bo dzieciaki chore – wyrzucał mi przez telefon.

– Wcale nie byłam jej potrzebna, dała mi to jasno do zrozumienia – odparowałam.

– Byłaś i to bardzo! – złościł się syn. – Ale zamiast coś zrobić, zaczęłaś się wymądrzać i jeszcze się obraziłaś.

No, to już przesadził. Pewnie, że się obraziłam, zasłużyła sobie na to! Przyjechałam z dobrego serca, a moja synowa była wobec mnie złośliwa, opryskliwa i nawet nie zaproponowała herbaty. Choroba chorobą, ale jakaś kultura powinna być.

Moją drugą synową też nie bardzo mogę się pochwalić

Sama nie wiem, która z nich utrudnia wszystkim życie bardziej. Młodszy syn, Paweł, ożenił się zaraz po studiach z absolwentką farmacji, Grażyną. Niby świetna partia: dobry zawód z przyszłością, stateczna rodzina na poziomie, solidne wykształcenie.

Syn zakochany po uszy, poza Grażyną świata nie widzi i nie dostrzega oczywistych wad: oschła, oziębła, wyniosła, sztywna jak jej wykrochmalony fartuch. Zachowuje dystans w rozmowie i zawsze odnosi się do mnie z góry, z oficjalną miną i chłodnym tonem głosu.

Nie mówiłam Pawłowi o tym, jak mnie potraktowała, kiedy z czystej życzliwości poszłam do jej apteki porozmawiać jak matka z córką.

– Paweł wspominał, że masz problemy trawienne… Chyba w końcu doczekam się wnuka!

– To zwykłe zatrucie – odparła szorstko i cichszym głosem dodała – mamo, ja jestem w pracy.

– Oj tam, nic wielkiego! Prawie nikogo teraz tu nie ma.

Ale to nie miejsce na prywatne rozmowy, zwłaszcza na takie tematy – zaczerwieniła się, a w jej głosie dosłyszałam gniewną nutę.

– Mam chyba prawo spytać, jak wam się układa – stwierdziłam urażona.

Ale to nie jest mamy sprawa – oświadczyła bezczelnym tonem – a ja jestem zajęta – dodała, wzrokiem wypraszając mnie z apteki.

Wyszłam bez pożegnania. Bezczelna, za grosz szacunku dla moich siwych włosów. A co potem naopowiadała Pawłowi! Że ją nachodzę w pracy, że nie szanuję ich prywatności i wtrącam się w nie swoje sprawy, że narażam ją na kpiny pacjentów. Przecież nie wypytywałam jej o kalendarzyk małżeński przy wszystkich.

– Nawet nie wiesz, co narobiłaś – miał do mnie pretensje syn – nie masz pojęcia, co Grażyna przeżywa. Nie może mieć dzieci i to ją dobija.

– A ja skąd miałam to wiedzieć, skoro mi wmawia, że wciąż się staracie?

– Wystarczy trochę taktu – odparował mi Paweł i wyszedł urażony.

No ładnie, nastawia syna przeciwko mnie, pomyślałam, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi.

Świat stanął na głowie

Kiedyś doceniano troskę i dobre rady ludzi doświadczonych, teraz młodym przewróciło się w głowach. Zamiast podziękować za dobre chęci, wskazują ci palcem drzwi.

– Niedługo będę im dziękowała, że mnie do domu wpuszczą i pozwolą porozmawiać z synami – skarżyłam się Zosi, mojej siostrze. – Ty masz dobrze, udały ci się synowe – dodałam spokojniejszym głosem pełnym zazdrości. – Gdyby moje były choć trochę takie jak Ania albo Basia.

Ania i Basia mają inną teściową – odparła bez pośpiechu siostra.

Zajęło mi chwilę, by zrozumieć, o czym ona mówi.

– Chcesz powiedzieć, że to niby moja wina? – zaatakowałam ją. – O, przepraszam bardzo, nie możesz mi nic zarzucić: troszczę się o nich, doradzam im, martwię się ich problemami.

– Innymi słowy: wtykasz nos w ich intymne sprawy, krytykujesz to, jak żyją, chcesz decydować, co mają robić – cedziła, mieszając powolutku łyżeczką swoją kawę Zosia.

– Nie rozumiem, co masz na myśli – udawałam – przecież ty też dobrze życzysz swoim dzieciom. Nie jest ci wszystko jedno, co u nich słychać.

– Owszem, tylko ja czekam, aż sami mi wszystko opowiedzą – oznajmiła bezlitosnym tonem – a ty zachowujesz się jak twoja własna teściowa.

Na samo wspomnienie ciarki przeszły mi po plecach

Moja teściowa, której nic się nie podobało, wszystko krytykowała: moją figurę, kuchnię, zainteresowania, koleżanki, garderobę, wychowanie synów. Zawsze mnie ganiła. Ile ja przez nią łez wylałam. Nie cierpiałam jej.

– Naprawdę taka sama ze mnie jędza? – spytałam cicho siostry w nadziei, że tylko przesadziła.

– Dokładna kopia. Jeszcze trochę i twoje dzieci cię znienawidzą – ostrzegła.

Rozmowa z siostrą głęboko mnie zraniła, zawsze uważałam się za osobę życzliwą, nie za zołzę. Kubeł zimnej wody był mi potrzebny i okazał się zbawienny. Ceniłam rozsądek Zosi i wiedziałam, że dobrze mi życzy.

Postanowiłam patrzeć na moje synowe przychylniejszym okiem

Nie wiedziałam, że to takie trudne. Ciągle mnie korciło, żeby powiedzieć im swoje zdanie, poprawić to, co robią. Wkładałam wiele wysiłku, by powstrzymywać się od komentarzy, kontrolnych telefonów, niezapowiedzianych wizyt. Najgorzej było z zaspokojeniem ciekawości, czułam się niedoinformowana.

Udało mi się jednak wytrwać w postanowieniu i bardzo się z tego cieszę. Odkąd przestałam reformować życie małżeńskie swoich dzieci, więcej zajmuję się sobą i mam o wiele mniej problemów. Pozwalając im żyć po swojemu, znalazłam więcej czasu dla siebie.

Zaczęłam wierzyć, że obie moje synowe starają się robić wszystko, jak najlepiej potrafią. Moim synom jest dobrze u boku swych żon, a to przecież najważniejsze. Nasze relacje uspokoiły się, rozmowom towarzyszy więcej uśmiechów, komplementów, życzliwych słów. Magda i Grażyna dzwonią częściej do mnie niż ja do nich, co mnie cieszy najbardziej, ponieważ okazało się, że teściową można lubić. Dobrze, że przekonałam się o tym, zanim było za późno.

Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA