Waldek, mój starszy syn, długo nie mógł sobie znaleźć drugiej połówki. Dwa lata młodsza Ania i cztery lata młodszy Marek już dawno mieli swoje rodziny, a on dobijał trzydziestki i w ogóle go do tego nie ciągnęło.
Choć bardzo starał się to przede mną ukrywać, wiedziałam doskonale, że zamiast myśleć o poważnych związkach, on łaził po jakichś klubach i barach, żeby wyrywać sobie panny na jedną noc.
Chciałam, by syn zmądrzał
Nie byłam tym zachwycona i nieustannie męczyłam go, że powinien trochę spoważnieć. Nie mógł przecież bawić się całe życie! No dobrze, miał tę swoją stresującą pracę w banku, ale dlaczego nie mógł sobie tego wszystkiego jakoś poukładać? Przecież kobieta wprowadziłaby w to wszystko odrobię porządku, a także stałaby się dla niego świetnym wsparciem.
I stało się! Wreszcie sobie kogoś znalazł. Czułam, że to na poważnie, bo zaczął przebąkiwać coś o oświadczynach. Julię poznałam tydzień później, kiedy dosłownie zmusiłam syna, żeby przyprowadził ją na obiad. Przyznam, że wtedy nie robiła złego wrażenia. Uśmiechała się, dużo mówiła o sobie, wydawała się serdeczna. Tyle tylko, że wydawała się strasznie zasadnicza, a mój wiecznie niezorganizowany syn powinien działać jej mocno na nerwy. Nie wiedziałam, jakim cudem się dogadywali, ale mimo wszystko, mocno trzymałam za nich kciuki.
Wnuki pojawiły się szybko
Kiedy młodzi powiedzieli już sobie „tak” przed ołtarzem, myślałam, że będę musiała znów interweniować, żeby zadbać o wnuki. Ania miała śliczną córeczkę, a Markowi dopiero co urodził się synek, ale nie traciłam nadziei, że i mój Waldek zostanie ojcem. Jakież było moje zdziwienie, gdy już po jakimś miesiącu Julia pochwaliła się, że jest w ciąży.
Omal nie skakałam wtedy z radości. Rozpływałam się w zachwytach nad ich odpowiedzialnością i zaradnością życiową. Bo tak ładnie dbali o swoją rodzinę, a przy tym podjęli dojrzałą decyzję o byciu rodzicami. No po prostu nie mogłam się ich obojga nachwalić.
No i, co najważniejsze, na jednym dziecku się nie skończyło. Dwa lata po Justynce przyszedł na świat Kacperek. Oczywiście, pomagałam przy maluchach jak mogłam, bo wiadomo, młodzi mieli dużo zajęć. Później jednak doszłam do wniosku, że dzieciaki (wówczas już pięcio- i trzyletnie) powinny zacząć więcej czasu spędzać z rodzicami. A w szczególności z matką. Więź z nią przecież była taka ważna… No i właśnie wtedy się zaczęło.
Julia doprowadzała mnie do szału
Szybko zorientowałam się, że choć synowa rzeczywiście poświęca swoim dzieciom sporo uwagi, to jednocześnie stale je tresuje. Jak małe pieski! Ciągle czegoś im zabraniała, ustalała wszelkie zajęcia, jakie miały wykonać w ciągu dnia, a na dodatek przygotowywała im specjalne posiłki.
– Dzieci muszą jeść zdrowo już od najmłodszych lat – poinstruowała mnie kiedyś, gdy zostawiła u mnie wnuki na popołudnie. – Byłam specjalnie na wizycie u dietetyka i ustaliliśmy im wspólnie odpowiedni jadłospis. Proszę, mamo, nie dawaj im niczego innego.
– Julia, kochanie, a nie przesadzasz trochę? – usiłowałam przemówić jej do rozsądku. – W diecie ważna jest różnorodność. No, co się stanie, jak od czasu do czasu zjedzą coś innego?
– Bez urazy, mamo, ale rozmawiałam ze specjalistą. – Ostatnie słowo podkreśliła, unosząc wymownie brew. – Także trzymaj się ich jadłospisu. Wszystko ci wypisałam. Przede wszystkim, żadnych słodyczy i fastfoodów. To śmieci, które tylko je zapchają.
– Julia…
– Nie włączaj im telewizora, bo się do niego przykleją i nie będą robić nic innego – kontynuowała jak gdyby nigdy nic. – Przyniosłam różne gry, pobawisz się z nimi. One to lubią. A, i pamiętaj o poobiedniej drzemce. Przed koniecznie przeczytaj im po jednym opowiadaniu z książeczki. Ja muszę już lecieć. Bawcie się dobrze!
Chciałam dobrze dla dzieci
„Bawcie się dobrze” – no, niezły dowcip, naprawdę. Po pierwsze, uważałam, że autentycznie przesadza. No bo przecież to były dzieci. Kiedy miały robić te naprawdę fajne rzeczy, jeśli nie w najmłodszych latach? Po pierwsze, było mi ich żal. Po drugie, ostatnio kiepsko się czułam, dopiero co zwalczyłam wyjątkowo parszywe przeziębienie. Nie miałam siły się w to wszystko bawić, poza tym… widziałam, z jaką niechęcią dzieciaki spoglądały na te świetne gry, zostawione im przez matkę. No i nie lubię, jak wciska mi się dzieci na siłę i jeszcze dyktuje, co mam z nimi robić.
Uznałam, że usmażę im frytki, poleję sporą ilością keczupu, a one zaczekają w salonie i pooglądają bajki. Na pewno któryś z programów miał jakieś ciekawe propozycje dla kilkulatków.
– Naprawdę możemy pooglądać telewizję? – zapytała z niedowierzaniem Justynka. No tak, przecież moja synowa nie pozwalała się dzieciom nawet rozerwać. Musiały grać w jakieś gry, słuchać bajek książeczek, które powybierała i spać o wyznaczonej porze. No jakiś chory reżim po prostu! Musiałam porozmawiać z synem, bo przecież ta jego żonka wykończy biedne dzieciaki. I mnie przy okazji.
Tym sposobem wszyscy świetnie się bawiliśmy, a kiedy żegnaliśmy się wieczorem, Kacperek przywarł do moich nóg i obwołał mnie najlepszą babcią na świecie.
Doniosła na mnie synowi
Szybko zapomniałam o wizycie wnuków i zajęłam się swoimi sprawami. Kilka dni później do mojego domu przyszedł Waldek. Najpierw się ucieszyłam, ale kiedy zobaczyłam jego poważną minę, trochę się zaniepokoiłam.
– Coś się stało, synku? – zapytałam z troską.
– Dobrze wiesz, co się stało, mamo – stwierdził z wyrzutem. – Ostatnio były u ciebie dzieci i… źle się nimi zajęłaś.
Zamrugałam.
– Źle się zajęłam? – wykrztusiłam.
– Justynka pochwaliła się w domu – mruknął. – W złości powiedziała Julce, że jej nie lubi, bo nie pozwala jej oglądać tych fajnych bajek, które widziała u ciebie i nie może jeść takich pysznych frytek. – Pokręcił głową. – Frytki? Mamo, naprawdę?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem, o co ci chodzi – burknęłam. – To raczej Julia jest jakaś nie tego. Wy nie macie w domu małpek, tylko dzieci, więc ich nie tresujcie!
Wyraźnie się oburzył.
– O nie, mamo! – rzucił twardo. – Nie będziesz nam mówić, jak mamy wychowywać dzieci! Julia wspominała, że za bardzo się wtrącasz, ale myślałem, że przesadza. A ty jesteś po prostu okropna! Nie wiem, naprawdę, jak tak możesz! Swoje dzieci już wychowałaś, pamiętaj o tym!
Nie będę się narzucać
Nie rozmawiam z Waldkiem i jego cudowną żoną od przeszło dwóch miesięcy. Ona jeszcze próbowała robić mi jakąś śmieszną awanturę, ale zupełnie ją zignorowałam. No, może właściwie, to wyprosiłam ją z domu. Wtedy mój syn śmiertelnie się obraził i stwierdził, że nie będzie się do mnie odzywał, dopóki nie przeproszę Julii.
Oczywiście, że jej nie przeproszę. Nadal uważam, że jest wariatką, która musztruje swoje dzieci. Skoro tak ma to wyglądać, to proszę bardzo – nie moje małpy, nie mój cyrk. Więcej mieszać się nie będę. Ciekawi mnie tylko, kiedy Waldek przejrzy na oczy, bo jestem przekonana, że wkrótce za mną zatęskni.
Czytaj także: „Przyjaciele wpadli w kłopoty finansowe, więc odkupiłam ich dom za grosze. Oskarżają mnie, że żeruję na ich nieszczęściu”
„Gdy teściowa trafiła do szpitala, teść był zrozpaczony. Bardzo chciałam go pocieszyć, więc wylądowałam z nim w łóżku” „Syn nazwał mnie dewotką, bo chciałam, by zawiózł mnie do Częstochowy. Utrę mu nosa przy spisywaniu testamentu”