„Nie znałam swojego ojca, a mama milczała na jego temat jak grób. Po latach odkryłam, kim był i postanowiłam go poznać"

kobieta, która chce poznać ojca fot. Adobe Stock, Rido
„Z okładek płyt patrzyły na mnie zakazane gęby członków rockowej kapeli. Ale, ale, a to co? Moja mama z tymi gośćmi przed Spodkiem w Katowicach?! W czułych objęciach z kudłatym flejtuchem i – tu sięgnęłam po suchy wiecheć odłożony na krzesło – z tymi kwiatami? Odwróciłam zdjęcie: była na nim data… Niemal rok przed moim urodzeniem”.
/ 24.12.2022 16:30
kobieta, która chce poznać ojca fot. Adobe Stock, Rido

Wiedziałam, że śmierć mamy wpłynie na moje życie, ale nie spodziewałam się, że w taki sposób. Do głowy by mi nie przyszło, że w mieszkaniu, które znałam jak własną kieszeń, matka miała zachomikowane jakiekolwiek sekrety. Bez przerwy przecież powtarzała, że nie można oglądać się za siebie, bo to, co naprawdę jest ważne, znajduje się w przyszłości. Był czas, że żarłyśmy się o to jak dwa wściekłe psy, przeplatając okresy awantur tygodniami ciężkiego milczenia.

A teraz stałam na drabince przy otwartym pawlaczu i trzymałam w ręku odlotową sukienkę z purpurowej koronki, a to wyglądało dopiero na początek, bo karton, w którym ją znalazłam, był całkiem spory. Znów sięgnęłam ręką do środka: szpilki?! Moja mama, która, odkąd pamiętam, chodziła w butach, które złośliwie nazywałam ortopedycznymi?

– Jeszcze komplet fikuśnej bielizny i uznam, że któraś z nas miała rozdwojenie jaźni – mruknęłam, zastanawiając się, jak zdjąć całe pudło na dół, jednocześnie nie skręcając sobie karku.

Nie było mnie na to stać – ostatnie miejsce w rodzinnym grobowcu zajęła mama, wprawiając w popłoch dziadka, któremu się zdawało, że ma je zaklepane. Taszczyłam właśnie stół z kuchni do przedpokoju, gdy zadzwonił telefon.

O wilku mowa!

Sukienka z koronki pasowała na mnie jak ulał

– Co tam u ciebie, Joanku? – zapytał. – Trzymasz się jakoś?

– Tak – odpowiedziałam krótko i treściwie, żeby nie nabrał podejrzeń i nie zaczął drążyć.

Wiedziałam, że ma dobre intencje, ale nie zniosłabym kolejnego wieczoru z nim i piłką kopaną w nieustannie włączonym telewizorze.

Wypadało jednak wykazać troskę, toteż zapytałam:

– A ty?

– Cholerny Liverpool – burknął. – Przez nich znowu nic nie wygram.

A, czyli luz. Zaczął obstawiać ligę angielską, gdy zmarła babcia i, jak widać, śmierć córki nie wpłynęła na jego szajbę. Przetrwa.

– A już myślałem, że wykupię sobie miejsce na cmentarzu – westchnął. – No nic, trzeba żyć dalej, co nie?

– Czy mama chodziła kiedykolwiek w szpilkach? – zaskoczyłam go.

– Krysia? – zdziwił się. – Jeśli już, to wieki temu. Dobra, kończę, zaczyna się druga połowa.

Udało mi się w końcu dotaszczyć stół, wleźć na niego i zdjąć pudło na blat bez większych strat niż stare lampki choinkowe, zwisające teraz z pawlacza w różnym stadium stłuczenia.

Posprzątam to jutro, postanowiłam i zeskoczyłam na podłogę. Koronkowa sukienka pasowała na mnie jak ulał, przez chwilę nawet pomyślałam, że może to jakiś skitrany na urodziny prezent. Ale nie, aż takie cuda nie istnieją – zawsze dostawałam od mamy upominki praktyczne i bezosobowe: jakiś komplet ręczników, tarkę i krem do pielęgnacji stóp, ewentualnie zestaw witamin. Trudno było sobie jednak wyobrazić, że kiecka należała do mamy, zresztą, była na nią z pięć numerów za mała. Wsunęłam szpilki – ciasnawe, ale może się rozbiją, gdybym zdecydowała się skorzystać.

Przespacerowałam się po pokoju, myśląc jednocześnie, że to wszystko okropnie dziwne. Inne matki trzymają w schowkach pamiątki po swoich dzieciach, jakieś obrazki malowane niewprawną ręką, pierwsze szkolne zeszyty, niemowlęce buciki, co bardziej ześwirowane suchą pępowinę w słoiku… Moja zawsze uważała, że to infantylne i głupie, a do tego niepraktyczne i musiałam to przełknąć.

– Tylko po jakiego diabła trzymałaś swoje ciuchy sprzed ponad dwudziestu lat? – zapytałam, wygrzebując z kartonu zdjęcie mamy w kreacji, którą miałam właśnie na sobie.

Nie odpowiedziałaby mi na to pytanie, gdyby żyła, a teraz nawet nie miał mnie kto zdzielić ścierą po głowie.

Dziewczyna na zdjęciu nie wyglądała na kobietę, którą się stała – opryskliwą, zasadniczą, z ciemnymi włosami w ciasnym koku… Miała niesforne loki wijące się na ramionach, uśmiech jak tysiąc dolarów i błyszczące oczy. I kurde, byłyśmy jednak bardzo do siebie podobne – prysła nadzieja mojej wczesnej młodości, że nie mogła mnie urodzić, tylko podprowadziła komuś wózek z niemowlęciem.

Może ojciec nawet nie wie o moim istnieniu?

Pod zasuszonym bukiecikiem miniaturowych róż były płyty. Spodziewałam się muzyki klasycznej, najpewniej Liszta, ale z okładek patrzyły na mnie zakazane gęby członków rockowej kapeli, która dla mnie była tylko mglistym wspomnieniem. Za moich czasów już się ich nie słyszało w radio, chyba że w audycjach wspominkowych. Nie wiem, czy słusznie – nie mogłam sprawdzić, bo nie miałyśmy sprzętu do odtwarzania winyli…

Ale, ale, a to co? Moja mama z tymi gośćmi przed Spodkiem w Katowicach?! W czułych objęciach z kudłatym flejtuchem i – tu sięgnęłam po suchy wiecheć odłożony na krzesło– z tymi kwiatami? Odwróciłam zdjęcie: była na nim data… Niemal rok przed moim urodzeniem.

– Czy ten pajac jest moim tatą, mamuniu? – zapytałam z niedowierzaniem. – W takim razie nie dziwię się, dlaczego nigdy nie chciałaś nawet pisnąć słówka na ten temat!

Hipoteza, chociaż obłędna, zagnieździła mi się w głowie, bo jednak, jakby nie patrzeć, sporo wyjaśniała… Szał, w który matka wpadła, gdy w gimnazjum zapisałam się na lekcje gry na gitarze. Kategoryczny zakaz chodzenia na koncerty rockowe – byłam chyba jedyną osobą w kraju, która zaliczyła pierwszy dopiero po osiągnięciu pełnoletniości, a i tak udawałam wtedy, że nocuję u koleżanki. I ten nieszczęsny Franciszek Liszt, którego matka piłowała do porzygu…

Na samym dnie kartonu znalazłam dużą brązową kopertę bez żadnych danych adresowych. Otworzyłam ją, ale na stół wypadły tylko strzępki papieru – nawet Kopciuszek by tego nie złożył. Ja próbowałam – jedyne, do czego doszłam, to, że listy były pisane przez mamę: jej okrągłe pismo fałszowałam na szkolnych usprawiedliwieniach tyle razy, że pomyłka była wykluczona.

To wszystko kompletnie nie trzymało się kupy… Nawet zakładając, że pod burą i surową maską mojej rodzicielki kryła się sentymentalna i romantyczna dzieweczka w koronkach, po jakiego grzyba trzymała latami szczątki własnego listu?! Kiecka, płyty, buty, zdjęcia – w porządku. Nawet potargany w drobny mak list od ukochanego… Ale swój?!

Potem, tuż przed zaśnięciem, naszła mnie myśl: a może mamuśka chciała poinformować ojca o moim poczęciu, ale w trakcie się rozmyśliła? Może facet do dziś nie wie o moim istnieniu, bo niby skąd? Galopada myśli niemal mnie unicestwiła, były przecież setki możliwych scenariuszy i w żadnym, (w żadnym!) nie byłam niechcianym dzieckiem. To wiele zmieniało.

– Ja tam nic nie wiem! – kategorycznie odżegnał się od współpracy dziadek, gdy kilka dni później wzięłam go w krzyżowy ogień pytań.

– Dziadziu – poprosiłam. – Już nie musisz dotrzymywać tajemnicy, pliss.

– Mam zmyślać? – oburzył się. – Jeździła ciągle z tą swoją koleżaneczką to tu, to tam. Mówiła, że na wykłady, a człowiek głupi wierzył. Jakby babcia nie znalazła u niej w szafie zarzyganego szlafroka, to byśmy się dopiero na porodówce o tobie dowiedzieli, tak się Kryśka z brzuchem kryła!

– Ale wiesz… – drążyłam. – Nie chce mi się wierzyć, żeby babcia tak łatwo odpuściła. Rekonstrukcja faktów, przesłuchania…

– Łatwo? – żachnął się. – Wtedy miała pierwszy zawał! Zostaw, Joanek, stare dzieje i zajmij się swoim życiem, co ty z niego masz? Wróciłaś z Irlandii na pogrzeb, miałaś jechać z powrotem i co? Buraki u ciotki sprzedajesz na rynku, a teraz ci się w dodatku zdaje, że odkryłaś Troję na pawlaczu.

– Przyganiał kocioł garnkowi – burknęłam. – Myślałby kto, że całymi dniami pracujesz nad lekarstwem na raka.

– Ja jestem stary, swoje przeżyłem – wzruszył ramionami. – I powiem ci tyle, Joanek: będziesz kiedyś żałować każdej chwili, którą tracisz teraz na bezsensowne pierdoły.

Stałam blisko sceny. Może mnie zauważy?

Moje pochodzenie to pierdoły? Dzięki, dziadziu. Poza tym, no cóż… Faktycznie, nie miałam ostatnio pojęcia, co ze sobą zrobić, śmierć matki zupełnie wybiła mnie z rytmu. Jakoś wszystkie plany wydały się już na cmentarzu takie niekonieczne. Ale gdybym znalazła ojca, mogłabym odbić się od dna. W końcu zaistniałby jakiś początek, a nie same końce.

Posłuchałam kapeli tatusia w necie, dupy ta muzyka nie urywała, choć miała niezłe momenty. Zdziwko wielkie, bo okazało się, że wciąż koncertują. Co prawda, nie na stadionach, tylko dość niszowych imprezach, ale jak widać, ktoś jeszcze chciał tego słuchać. Grali w lekko zmienionym składzie, ale nadal z gitarzystą, którego wytypowałam na potencjalnego tatkę, analizując mamy zdjęcie i swoją facjatę w lustrze – nosy (niestety!) mieliśmy niemal identyczne.

Chciałam się upewnić, namierzając „koleżaneczkę” mamy, ale okazało się, że baba, niejaka Gabrysia, siedzi od dwudziestu lat w Australii. No i kit jej w oko, sama to ogarnę.

Snułam fantazje, ważąc marchew i buraki, aż ciotka mnie ochrzaniła, że zaniedbuję klientów. Hej, kobieto, mówisz do córki gwiazdy rocka – odpowiedziałam jej w myślach i cała ta sytuacja wydała mi się tak absurdalna, że parsknęłam śmiechem.

– Nie wiem, co w tym zabawnego – fuknęła ciotka. – Ty wiesz, Joaśka, że żadna z ciebie podpora handlu i ja cię trzymam tylko przez pamięć o siostrze, co nie?

Jezu, jaka wredota.

Mama też miała za kołnierzem, ale ta to jednak podłe babsko. Jestem pewna, że wszystko, co we mnie dobre, musi pochodzić z ojca strony. Wrażliwość, potrzeba piękna, może nawet mam talent muzyczny, którego nigdy nie pozwolono mi rozwinąć?

Czułam, że zwrotniczy na górze w końcu przypomniał sobie o zbłąkanym pociągu i przestawia tory, którymi wjadę nareszcie w moje prawdziwe życie, zostawiając za sobą szarość i samotność. Los mi sprzyjał, wiedziałam to. I faktycznie tak było: wyczytałam w internetach, że zespół taty będzie gwiazdą zlotu motorowego, który odbywał się co roku w pobliskiej mieścinie. Włożyłam koronkową sukienkę mamy i szpilki, w ostatniej chwili wrzucając do torby parę trampek, bo jednak nie byłam pewna, czy wytrzymam na obcasach. Ostatecznie zamierzałam tylko zwrócić na siebie uwagę ojca, a nie podrywać go – w jakim więc celu miałabym się męczyć dłużej niż to konieczne?

Nigdy dotąd nie byłam na takiej imprezie, kojarzyła mi się raczej ze spoconymi brodatymi facetami w skórach, a nie wybiegiem dla modelek. Żałowałam, że nie mam z kim pojechać, chociaż, z drugiej strony, jakakolwiek koleżanka tylko by mnie krępowała…

Nie, zdecydowanie nikt nie był mi potrzebny, skonstatowałam, gdy w sobotę, po godzinie podróży, znalazłam się na pod wielką sceną, na której techniczni sprawdzali sprzęt nagłaśniający. Z pobliskiego pola namiotowego dochodził ryk silników, za moimi plecami pod zadaszeniem stały stoły zbite z dech, pachniało bigosem i piwem.

Według planu, wkrótce powinien wystąpić zespół ojca, ale nie byłam pewna, czy ktoś tutaj liczy się z czasem. Miałam taką nadzieję, bo czułam, że długo nie wystoję w szpilkach na ubitym przez ludzi wcześniej klepisku, a obawiałam się opuścić miejscówkę pod samą sceną – jeśli miałam zostać zauważona, musiałam trwać na posterunku.

Usłyszałam w końcu krzyki i gwizdy, zagrały klaksony motorów i zobaczyłam Go, jak z innymi pojawia się na scenie i pozdrawia ludzi wyciągniętą do góry ręką. Nie do wiary, wciąż wyglądał niemal tak samo, jak na mamy zdjęciu: długowłosy z kitką, szczupły, w dżinsach i lnianej koszuli, na jego przegubie pobłyskiwały srebrne łańcuszki. Przestałam się dziwić mamie – mógł robić wrażenie na kimś, kogo kręciły takie klimaty.

Też uniosłam rękę i pomachałam, nie odrywając od niego wzroku i modląc się w duchu, by mnie dostrzegł, zanim zapadnie mrok, oświetlą scenę i ludzka masa, w której stałam, stanie się dla muzyków tylko roztańczoną ciemną plamą. Przeciągnął po strunach gitary, zabrzmiały pierwsze akordy, tłum zafalował, a wtedy zwycięsko omiótł go wzrokiem… i zatrzymał go na mnie. Przez chwilę wpatrywał się intensywnie w moją twarz, a potem skinął głową, uśmiechnął się i zaczął grać.

To nie było jego pierwsze piwo...

Czy mógł pamiętać mamę, czy przez chwilę mnie z nią pomylił, czy to tylko czysty przypadek? Utwory płynęły jeden za drugim, powoli zapadała ciemność. Byłam jak we śnie, zupełnie poza czasem i kiedy koncert się skończył, poczułam się nagle opuszczona i smutna.

Oj, Joanek – powiedziałam sobie – co ty tu w ogóle robisz, dziewczyno?

Usiadłam na drewnianej ławie i sięgnęłam po butelkę wody. Uniosłam ją do ust, przechyliłam głowę i zamarłam wpatrzona w niebo usiane gwiazdami. Jedna z nich właśnie spadała, ciągnąc  za sobą złocistą smugę.

– Chciałabym… – zdążyłam powiedzieć tylko tyle, zanim zgasła.

Pewnie księcia z bajki – usłyszałam nagle tuż obok niski głos. – Mogę być namiastką, póki co?

Ze wzruszenia nie mogłam się odezwać, sięgnęłam tylko po torbę i zestawiłam ją na ziemię, robiąc mu miejsce obok siebie. Usiadł i oparł głowę na ręku, przypatrując mi się uważnie.

Kim jesteś, księżniczko? – zapytał, okręcając sobie jeden z moich loków wokół palca.

Żaden z moich scenariuszy nie zakładał tak szybkiego rozwoju wydarzeń.

– A jak uważasz? – odbiłam pytaniem. – Jakieś sugestie, hipotezy?

Przecież musiał zdawać sobie sprawę, że już mnie widział; w każdym razie kogoś uderzająco podobnego do mnie.

– Mam pewne sugestie, jasne – potwierdził moje przypuszczenia. – Na Boga, tu się nie da spokojnie porozmawiać, dziewczyno – skrzywił się, gdy tuż obok zagrał silnik motoru. – Czekaj, przyniosę coś do picia i pójdziemy w jakieś spokojne miejsce, dobrze?

Zniknął, zanim zdążyłam się odezwać, po chwili wrócił, niosąc dwa piwa. Podał mi jedno, po czym objął mnie ramieniem i pociągnął w stronę jeziora. W ostatniej chwili zgarnęłam torbę spod ławy.

– Podobał ci się koncert? – zapytał, gdy już usiedliśmy pod drzewem. – Miałem wrażenie, że przynajmniej ty słuchasz… Tak między nami – nie znoszę tego bydła na harleyach. A ty nie pasujesz tutaj.

– Mam nadzieję – roześmiałam się cicho. – Przyjechałam tylko po to, żeby cię zobaczyć.

Chyba opacznie zrozumiał, bo poczułam, że jego ręka zjeżdża z mojego ramienia niżej.

Odsunęłam się, no bez jaj!

– Księżniczka strasznie niedotykalska – zauważył i dopiero teraz zorientowałam się, że piwo, które przyniósł, nie było jego pierwszym.

Jasna cholera.

– Słuchaj uważnie – powiedziałam. – Myślałam, że się domyślasz, dlaczego chciałam się z tobą spotkać, sorry.

– O, Jezu – westchnął. – Wiem, nie dajesz byle komu i w ogóle się szanujesz… Wydaje ci się, że to coś wyjątkowego? Albo się pchacie człowiekowi do łóżka, albo każecie się zdobywać i szeptać czułe słówka, albo jedziecie specjalnie milion kilometrów, żeby powiedzieć, że wolicie bluesa… Możemy pominąć wstęp i przejść do rzeczy? – znienacka złapał mnie za pierś.

A mama mówiła: to, co ważne, jest w przyszłości

Szarpnęłam się, jednocześnie odpychając go obiema rękami, aż ciężko grzmotnął o trawę.

Jestem twoją córką, facet! – krzyknęłam. – Od razu mnie wypatrzyłeś w tłumie, bo wyglądam jak moja mama. Krystyna, pamiętasz ją? Byliście w Spodku, dałeś jej kwiaty…

– Oj, nie chrzań, mała – złapał mnie za nogę. – Nie mógłbym mieć takiego dużego bachora. Moje dzieci są małe, kapujesz? I mam je z żoną.

Dziwne, ale jeśli dotąd miałam wątpliwości, teraz się ich pozbyłam. To był mój ojciec i on też to wiedział.

Wciąż ściskał moją kostkę. Mocno.

– I majątek też jest żony – syknął, mrużąc oczy. – Więc jeśli na coś liczysz, to masz jak w banku, że nigdy nie znałem twojej mamuni.

– Puść mnie – powiedziałam zimno i, o dziwo, posłuchał.

Odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość, zasłoniłam się torbą.

– A ktoś cię będzie pytał? – mruknęłam. – Teraz się robi badania DNA, stary głupcze – to mówiąc, wstałam, odwróciłam się i ruszyłam w stronę grającej muzyki. Dogonił mnie, gdy już wychodziłam.

– Dobra, to ile chcesz? – chwiał się na nogach, trudno powiedzieć, czy od wypitego alkoholu, czy ze zmęczenia.

Chętnie bym splunęła mu na buty, ale nigdy nie byłam w tym dobra.

– Boże, jaki ty jesteś żałosny – powiedziałam tylko. – Nie dziwię się, że mama wolała o tobie zapomnieć.

– Co ona teraz robi? Co Krysia robi?

– Gówno cię to obchodzi – powiedziałam i ruszyłam w stronę miasta.

Na dworcu włożyłam trampki, a szpilki postawiłam na koszu na śmieci, może komuś przyniosą więcej szczęścia. Ja w nich chodzić nie będę, ani tu, ani w Irlandii. Mama miała rację: to, co ważne, znajduje się w przyszłości.

Czytaj także:
„Zaszłam w ciążę z facetem, który miał rodzinę. Latami ukrywałam przed córką, kim jest jej tata. Teraz chce poznać ojca”
„Przez całe życie nie poznałam ani jednego członka rodziny. Mama zbywała wszystkie moje pytania o ojca, babcie czy ciotki”
„Latami mściłem się na mamie za to, że nie znałem ojca. Nie miałem pojęcia, że mogę być synem bandyty”

Redakcja poleca

REKLAMA