„Nie zauważyłam, gdy wnuczka z małej księżniczki, zamieniła się w zbuntowaną nastolatkę. Smarkula rozstawia mnie po kątach”

Zasmucona babcia fot. Adobe Stock, fizkes
„Jak mogłam tego wszystkiego nie zauważyć? Co jeszcze ukrywała? Kiedy z małej dziewczynki przeistoczyła się w nastolatkę, przestała mnie bezkrytycznie słuchać i wierzyć we wszystko, co mówię? I jak ja mam sobie teraz z tym poradzić?”.
/ 18.02.2023 20:30
Zasmucona babcia fot. Adobe Stock, fizkes

Wnuczkę kocham najbardziej na świecie, nawet bardziej niż męża, a potem córkę. Tłumaczę to sobie w ten sposób, że co do niej nie zdążyłam się jeszcze rozczarować, od niej nie usłyszałam złych słów, nie poczułam się przez nią wykorzystana. Tylko ona dała mi samą radość i szczęście… Przynajmniej tak było do tej pory.

Moja córka jest jedynaczką. Nie dlatego, że nie chciałam mieć więcej dzieci; bardzo chciałam! Jestem wierząca, wychodząc za mąż, wiedziałam, że małżeństwo wiąże się z posiadaniem potomstwa, i byłam gotowa przyjąć każdą ciążę, potem urodzić i wychować wszystkie maluchy, które Bóg powierzy mi w opiekę.

Niestety, mój mąż był innego zdania. Przed ślubem nigdy z nim o tym nie rozmawiałam, wydawało mi się, że myślimy tak samo, więc kiedy powiedział, że jedno dziecko wystarczy i że on nie jest dzieciorobem, przeżyłam prawdziwy szok. Odtąd wszystkim radzę, aby najważniejsze sprawy małżeńskie omawiali przed ślubem: oczywiście, każdy może potem zmienić zdanie, ale przynajmniej nie ma się do siebie pretensji, że coś zostało pominięte.

Rzecz jasna zapowiedziałam mojemu mężowi, że nie będę stosowała żadnej antykoncepcji, ale on sam o to zadbał. Oczywiście w tajemnicy przede mną. Ja się o tym dowiedziałam dopiero po wielu latach przy okazji jego kolejnej zdrady. Wtedy mnie uświadomił, że mógł bezkarnie skakać z kwiatka na kwiatek bez obawy, że któryś zapyli. To były jego słowa. Słyszę je do dzisiaj i do dzisiaj sprawiają mi taki sam ból.

Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie, nawet kościelnym, bo mój spowiednik mi uświadomił, że takie oszustwo i zdrada współmałżonka mogą być przyczyną unieważnienia sakramentu. Byłam prawie gotowa, ale po setnym rozważeniu wszystkich za i przeciw doszłam do wniosku, że ten rozwód nie jest mi do niczego potrzebny.

Byłam już po pięćdziesiątce, nie miałam zamiaru na nowo układać sobie życia, ale co najważniejsze – nasza jedynaczka spodziewała się dziecka i na gwałt szykowała ślub i wesele. Jak mogłabym jej wszystko popsuć i przysłonić jej wesele naszym rozwodem? Postanowiłam poświęcić własne uczucia, przebaczyć mężowi i jakoś żyć dalej.

Ludzie mówili, że to cała babcia

To się udało, bo moja córka urodziła śliczną dziewczynkę i ja natychmiast pokochałam tę malutką tak mocno, że wszystko inne przestało się liczyć. Priorytetem stało się dobro i bezpieczeństwo tej kruszyny. Zaczęło mi się wydawać, że Bóg mnie jakoś nagrodził za cierpienie z mężem i w miejsce dzieci, których nie miałam, dał naszej rodzinie to cudo, które przecież jest także z mojej krwi.

To przekonanie utwierdzało się w mnie, ilekroć słyszałam, że Justynka jest kropka w kropkę podobna do mnie. Istotnie, podobieństwo między nami było uderzające. Wszyscy, którzy widzieli Justynkę po raz pierwszy, wołali: ależ to cała babcia! Serce mi wtedy topniało i czułam, że odnalazłam sens życia. To były piękne i radosne lata!

Moja córka jest bardzo dobrą mamą, ale ponieważ odziedziczyła chłodny charakter swojego ojca, nigdy Justynki nie rozpieszczała. Oczywiście kochała ją i kocha, ale to jest taka miłość, gdzie rozum bierze górę nad uczuciami. Generalnie to jest świetna postawa, bo moja córka jest matką konsekwentną, rozważną, ostrożną i przewidującą, jednak Justysi często brakowało zwyczajnych figli i wygłupów, które są równie potrzebne jak zasady i dobre wychowanie. Na szczęście miała mnie.

Chciała ze mną gotować? Bardzo proszę. Potem w kuchni zostawało pobojowisko, ale to nie miało żadnego znaczenia. Chciała chodzić w moich butach i sukienkach? A czemu nie? Chciała mieć kotka? Miała, bo w moim domu pojawił się Pan Bazyli, który przez kilkanaście lat był najwierniejszym przyjacielem Justysi i dopiero niedawno odszedł w jej ramionach.
Miała u mnie swój pokój, zabawki, książki, ubrania…

Mogła przyjść, kiedy chciała, i zostać tak długo, jak chciała. Ja ją uczyłam pierwszego pacierza, tabliczki mnożenia, wierszyków, ja śpiewałam z nią piosenki, oglądałam bajki w telewizji, ode mnie dostała sukienkę na pierwszą komunię i to była taka sukienka, jaką chciała: wyglądała w niej jak mała księżniczka.

Ja z nią chodziłam na niedzielne msze, na majowe nabożeństwa i procesje w Boże Ciało. Potem szłyśmy na lody i wracałyśmy zmęczone, ale szczęśliwe. Po śmierci mojego męża zabierałam ją także na cmentarz, ale to się szybko skończyło, bo uznałam, że ma jeszcze czas, aby się smucić. O dziwo, dziadek był także nią urzeczony i poświęcał jej dużo czasu. Niekiedy widziałam w jego spojrzeniu żal. Myślałam wtedy, że być może chciałby zmazać to wszystko, co było, i zacząć od nowa, ale nigdy z nim o tym nie rozmawiałam.

Do głowy mi nie przyszło, że w naszych wzajemnych relacjach coś się może zmienić. Córka i zięć robili kariery zawodowe, wybudowali dom, jeździli po świecie, więc Justynka większość czasu spędzała u mnie. Wydawało mi się, że wiem o niej wszystko i że świetnie ją rozumiem. Dopiero w pierwszej klasie liceum nagle się zorientowałam, że coś między nami pęka, a przynajmniej trzeszczy. Że na monolicie pojawiła się głęboka rysa.

Zauważyłam, że jest jakaś inna

Justynka wróciła ze szkoły i oznajmiła, ze wypisuje się z lekcji religii.

– Prawie wszyscy tak robią – powiedziała. – To nie ma sensu. Nie chcę, żeby na mnie patrzyli jak na idiotkę.

– Ale dlaczego mają tak na ciebie patrzeć? – zdziwiłam się.

– Bo ten ksiądz, co ma z nami katechezę, opowiada takie bzdury, że trudno słuchać. Ma poglądy jak ze średniowiecza. Wszyscy się z niego śmieją!

– Na przykład? Jakie to poglądy?

– No, chodzi o wartości, sposób życia i oczywiście seks.

– Seks? A co ty masz do tego?

– Mam do tego tyle, co wszyscy. Jestem prawie dorosła.

– Dziecko, ty masz dopiero piętnaście lat! – aż krzyknęłam.

– Dawno skończone.

– Ale nadal jesteś dzieckiem.

– Nie jestem. To ty widzisz we mnie dziecko. Ja się tak nie czuję.

– A jak ty się czujesz?

– Inaczej. Na przykład teraz chcę sama zdecydować o tej katechezie. Nie będę na nią chodziła. Nie widzę w tym sensu.

– W religii nie widzisz sensu? Justysiu, co ty opowiadasz?

– Nie w religii, tylko w lekcjach katechezy w szkole. I nie mów do mnie Justysiu, bo to mnie strasznie wkurza.

– A jak mam mówić?

– Normalnie. Tak, jak mam na imię – Justyna.

– Dziecko, ja cię nie poznaję

– Powtarzam, nie jestem dzieckiem – wnuczka aż tupnęła. – A religie to w sumie ciekawy temat, tylko nasz katecheta nic o nich nie wie albo nie chce mówić. W kółko tylko katolicyzm i katolicyzm… Ja bym chciała wiedzieć więcej o wszystkich. Może kiedyś sobie jakąś wybiorę? A może nie wybiorę żadnej? Mam prawo wybierać. Czyż nie?

– Urodziłaś się w rodzinie katolickiej, więc… – zaczęłam tłumaczyć.

– A gdybym się urodziła w rodzinie alkoholicznej, to co, powinnam pić wódkę? Co ty, babciu, opowiadasz?

– Justysiu, co ty mówisz? Jakby cię ktoś podmienił!

– Nikt mnie nie podmienił, tylko zaczynam samodzielnie myśleć i to ci się, babciu, nie podoba. Zawsze uważałaś mnie za przedłużenie siebie. Z mamą ci nie bardzo wyszło, bo ona raczej poszła w dziadka, więc ja ci spadłam z nieba, ale ja nie jestem tobą. W naszym rodzinnym łańcuchu ja jestem słabszym ogniwem. Właśnie to zauważyłaś i jesteś przerażona, że łańcuch pęknie i że ja pójdę swoją drogą.

Co jeszcze ukrywała?

Nagle dostrzegłam, że była inaczej uczesana, chyba schudła, na pewno miała podmalowane oczy i inne spojrzenie: ostrzejsze, badawcze, uważniejsze. Jak mogłam tego wszystkiego nie zauważyć? Co jeszcze ukrywała? Kiedy z małej dziewczynki przeistoczyła się w nastolatkę, przestała mnie bezkrytycznie słuchać i wierzyć we wszystko, co mówię? I jak ja mam sobie teraz z tym poradzić? Co zrobić, żeby jej nie spłoszyć i nie zrazić? Duchu Święty, pomóż…

– Poczekaj, nie wszystko od razu. Nie chcę się pogubić, więc zacznijmy po kolei. Nie chcesz chodzić na katechezę, bo uważasz, że to strata czasu, tak?

– Tak.

– Zgoda. Ale idź do tego księdza i szczerze mu powiedz, czemu to robisz. Nie wypisuj się z automatu.

– On ma swój program i jest nudny.

– To też mu powiedz. Może i jemu należy się zimny prysznic.

– Ty byś tak zrobiła?

– Ja bym tak zrobiła.

– A jak mnie wyrzuci?

– To pójdziesz. W końcu i tak masz zamiar to zrobić, więc co za różnica? Nawet słabe ogniwo nie pęka od razu. Justyna, spróbuj.

Czytaj także:
„Wnuczka okłamuje mnie i wyciąga ode mnie pieniądze. Udaję, że we wszystko wierzę, bo tylko dzięki temu mam z nią kontakt”
„6-letnia wnuczka przypadkiem podsłuchała rozmowę sąsiadów. Całe szczęście, bo dzięki temu udało się uniknąć nieszczęścia”
„Dzieci bogatych rodziców to pijawki, żerujące na moim wnuczku. Kpią, że zamiast drogim BMW do szkoły jeździ tramwajem”

Redakcja poleca

REKLAMA