„Narzeczona pojechała na emigracje, by zarobić na wesele. Zamiast kasy, przywiozła nową rodzinę”

zdradzony mąż fot. iStock, Prostock-Studio
„Oczywiście zapewniała, że za rok wróci z pieniędzmi, za które kupimy sobie mieszkanie i zaczniemy wspólne życie. Kiwałem głową na znak, że jej wierzę. Choć dobrze wiedziałem, że to nierealne”.
/ 05.08.2024 10:22
zdradzony mąż fot. iStock, Prostock-Studio

Moja dziewczyna kazała mi wybierać: albo wyjeżdżam z nią, albo zostaję sam w rodzinnych stronach. I zdecydowałem, choć nie przyszło mi to łatwo.

Dzwoniła do mnie ostatnio Karolina… Z Cardiff. Świetnie się tam z Bartkiem urządzili – stwierdziła smętnie Adrianna.

– To chyba dobrze? – spojrzałem niepewnie na swoją dziewczynę.

– A może my też powinniśmy pomyśleć o wyjeździe stąd?

– Lubię to miejsce…

– A co tu jest do lubienia? Kuba! – Ada wyraźnie się wkurzyła. – W tej dziurze nie ma perspektyw dla takich jak my! Jak się chce do czegoś dojść, to trzeba być spokrewnionym albo z tym, albo z tamtym…

– Nieprawda. Jeśli chce się coś naprawdę zrobić, to można. Mówiłem ci, że zdobyłem dotacje na ten konkurs fotograficzny w moim domu kultury?

– A ile ty będziesz miał z tej dotacji? Nic. Twój nieudolny szef zapisze sobie na koncie następny sukces. A ty będziesz tyrał za tę swoją instruktorską pensję. A ja nigdzie nie znajdę pracy!

Nie zgadzałem się z Adą, ale nie chciałem się sprzeczać

Rozumiałem doskonale, jak bardzo jest sfrustrowana. Od czterech lat była bezrobotna. Miała przerwę tylko na dwa półroczne staże, który były bezsensowną próbą walki z bezrobociem. Polegały na tym, że płacił jej Urząd Pracy, a ona wykonywała pracę na rzecz prywatnego przedsiębiorcy.

Gdyby nie to, ten przedsiębiorca musiałby kogoś zatrudnić naprawdę. Ale po co miał to robić, kiedy dzięki takiej głupocie państwa miał darmową siłę roboczą? Zmieniał tylko pracowników, którzy tracili na stażu czas, zamiast go spożytkować na szukanie jakiegoś sensowniejszego zajęcia.

Dlatego też wciąż byliśmy z Adą tylko parą. Nie stać nas było na samodzielne życie. Mieszkania naszych rodziców były niezbyt duże, a w dodatku żyło w nich jeszcze nasze młodsze rodzeństwo. Gdyby którekolwiek z nas sprowadziło tam swoją drugą połówkę, nie byłoby czym oddychać.

Dlatego nawet nie myśleliśmy o małżeństwie, choć mieliśmy już po dwadzieścia sześć lat. Niby niedużo, ale w naszej okolicy dawniej taki wiek uchodził za staropanieński czy starokawalerski. Teraz co prawda sporo się zmieniło, bo coraz więcej naszych rówieśników, nawet jeśli mieszkają razem, to bez ślubu. Ale to marne pocieszenie…

To wszystko powodowało, że Ada chciała wyjechać

Początkowo myślała o jakimś większym mieście, w odległości góra trzystu kilometrów od rodzinnych stron. Ale wielu naszych znajomych, którzy tak właśnie zrobili, w nowym miejscu zamieszkania ledwo wiązali koniec z końcem i nawet ich nie było stać na odwiedzanie rodziny.

Co innego ci, którzy wyjechali za granicę. Tym powodziło się zwykle dobrze i, paradoksalnie, mimo większej odległości, częściej ich mogliśmy spotykać, gdy wpadali „na stare śmieci”.

Ja jednak nie chciałem wyjechać. Wprawdzie Ada mówiła, że tylko zarobimy na mieszkanie i wrócimy. Ale tak myślało większość naszych znajomych. I nikt, komu udało się tam na chwilę zaczepić, już tutaj nie wrócił... Poza tym czułem, jak bardzo jestem potrzebny tu.

Gdybym ja wyjechał, nie byłoby chyba nikogo, komu by się chciało za te marne grosze prowadzić zajęcia z dziećmi. A ktoś przecież powinien uczyć je wrażliwości na sztukę... Nie mogłem jednak ignorować tego, co mówi Adrianna.

Wiedziałem, jak bardzo jest sfrustrowana

Dlatego porozmawiałem z rodzicami i wspólnie ustaliliśmy, że w przyszłym roku dobudują dla nas mały pokoik, w którym zamieszkamy. A na razie pożyczyli mi pieniądze na pierścionek.

Postarałem się, żeby oświadczyny wypadły romantycznie. Dzieci z kółka muzycznego w domu kultury nauczyły się grać marsz weselny. Dzieci z kółka plastycznego zrobiły wielkie serduszko. A ci z kółka fotograficznego przygotowali się, żeby uwiecznić ten moment…

Kiedy jednak zapytałem „Czy wyjdziesz za mnie?”, zamiast „tak” usłyszałem:

– Musimy porozmawiać… Wyjdźmy.

Zostawiliśmy osłupiałe dzieci i wyszliśmy na zewnątrz.

– Nie chcesz za mnie wyjść? – spytałem.

– Chcę... Przecież cię kocham.

– To o co chodzi?

– Kuba, nie mamy perspektyw… Gdzie będziemy mieszkać?

– Rodzice nam dobudują pokoik.

– Przepraszam. Ale ja tak nie chcę. Zdecydowałam się wyjechać. Karolina obiecała, że mi załatwi pracę w Cardiff.

– A co ze mną?

– Możemy jechać razem. Karolina powiedziała, że i dla ciebie coś znajdzie.

Ada wyjechała dwa tygodnie później

Oczywiście zapewniała, że za rok wróci z pieniędzmi, za które kupimy sobie mieszkanie i zaczniemy wspólne życie. Kiwałem głową na znak, że jej wierzę. Choć dobrze wiedziałem, że to nierealne.

Od tamtej chwili minęło sześć lat. Adrianna ma już męża i dziecko. Ja jestem trzydziestokilkuletnim kawalerem, który za grosze dba o artystyczną edukację dzieci. Wciąż mieszkam z rodzicami. Ale nie żałuję swojej decyzji. Przecież nie wszyscy mogą stąd wyjechać. Ktoś tu musi zostać. 

Jakub, lat 34

Czytaj także:
„Myślałem, że poznałem dziewczynę anioła. Kiedy zamieszkała ze mną, zobaczyłem, że niewinna buźka to tylko maska”
„Chciałam zrobić mężowi oryginalny prezent urodzinowy. Zamiast okrzyków radości była dzika awantura i wstyd na pół wsi”
„Córka zwaliła mi się z dzieckiem na głowę licząc, że będę jej sponsorem. Urabiałam się po łokcie, a i tak byłam najgorsza”

Redakcja poleca

REKLAMA