Wstydziłam się przyznać, że mamy z mężem kłopoty finansowe. Ale przed mamą nic się nie ukryje...
– W sobotę przyjedzie mama – spojrzałam na Maćka znad talerza.
– Nie będę mógł wyjechać po nią na dworzec. Wiesz, że mam dyżur – powiedział z niekłamaną troską mój mąż.
– Babcia!! Babcia!! – zgodnym chórem skandowały nasze dzieci.
– Nie zostanie u nas długo, najwyżej tydzień – dodałam tonem usprawiedliwienia, kiedy już dzieci poszły do swojego pokoju.
– Dlaczego ty się tak tłumaczysz? Twoja mama mi w niczym nie przeszkadza! Niechby tu sobie siedziała nawet do zimy.
Maciek rzeczywiście lubił moją mamę
Być może także z tego powodu, że swoją stracił wiele lat temu. Nasze dzieci wręcz za babcią Lenką przepadały, a ona odwzajemniała im te uczucia. Z przyjazdu mamy cieszyłam się tym bardziej, że mogłam liczyć na jej pomoc w pracach domowych. Poza tym, jak zawsze, miała zabrać dzieci na część wakacji do siebie.
Babcia więc była wybawieniem dla nas wszystkich. Natomiast w układzie „teściowa – zięć” nie było niczego z przysłowiowej niechęci przypisywanej tym relacjom. No, może wiele lat temu, kiedy przedstawiłam Maćka rodzicom, a wcześniej zerwałam z wieloletnim narzeczonym, mama powiedziała niby do siebie, ale tak, że wszyscy słyszeli:
– Zamienił stryjek siekierkę na kijek.
Spojrzałam wtedy na mamę wymownie, a ona trochę speszona dodała:
– No chyba mogę powiedzieć szczerze, stać cię na kogoś lepszego.
Dla mamy zawsze byłam kimś wyjątkowym, jej ukochaną jedynaczką. Przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze uważała, iż wokół mnie są nieodpowiedni ludzie – nie takie koleżanki, nie tacy sąsiedzi itp.
W sumie było to niegroźne
Bo mama w gruncie rzeczy lubiła i moje koleżanki, i moich kolegów. Maćka po kilku miesiącach naszego małżeństwa nazwała wręcz: „swoim ukochanym zięciem”. Mimo wszystko we mnie pozostała jakaś potrzeba udowadniania jej, że ludzie wokół mnie są tak samo wspaniali, zdolni i wyjątkowi jak ja. Z dumą obwieszczałam więc mamie, że moja koleżanka z podstawówki wygrała olimpiadę, a kolejna – już na studiach – dostała zagraniczne stypendium.
Może to głupie, ale potrzeba udowadniania mamie, jaki to wyjątkowy związek tworzymy z Maćkiem, jak nam się dobrze wiedzie, jaki Maciek jest zaradny, jak dużo zarabia, towarzyszyła mi od zawsze. Toteż nawet teraz, kiedy mama wyściskana przez dzieci ledwie odsapnęła po podróży, już zaciągnęłam ją do pokoju, żeby pokazać dopiero co zakupioną imponującą lampę podłogową.
– Ależ to musiało kosztować majątek! – zachwycała się.
– Tania nie jest, ale wiesz, my lubimy porządne rzeczy – chwaliłam się przed mamą.
– Bardzo dobrze, bardzo dobrze, nie ma co wydawać na jakieś buble. Czasy są ciężkie, ale wy widzę radzicie sobie świetnie!
– Maciek teraz bardzo dobrze zarabia – nie omieszkałam trochę skłamać.
– Obydwoje się staracie, moja droga, nie zapominaj o sobie. Z obydwojga was jestem dumna – mama lała miód na moje serce.
Zależało mi przecież, aby nie miała wątpliwości, że dobrze wybrałam życiowego partnera. Mama wiedziała, że wzięliśmy kredyt hipoteczny, ale nie skarżyłam się na trudności w jego spłacie. Chociaż przyznam, że już parę razy trzeba było ratować się jakąś ekwilibrystyką: debetować kartę, prosić przyjaciół o pożyczkę.
Ten ostatni zakup też był trochę ponad stan. Maciek uspokajał mnie, że w tym miesiącu dostanie premię, więc jeszcze z górką zostanie i odłożymy na wakacje. Kilka dni temu zapłaciliśmy kolejną ratę i zostało nam dosłownie parę złotych na życie, nie mówiąc o niezapłaconym telefonie. Przed przyjazdem mamy zaopatrzyłam porządnie lodówkę za pieniądze pożyczone od przyjaciółki. Dobre jedzenie, drogie pleśniowe sery, włoskie wina, wyszukane potrawy były przecież wizytówką mojego domu... Kupiłam też nowe ręczniki, najwyższej jakości.
Następnego dnia zamówiłam powitalny obiad w lokalnej restauracji. Oczywiście za kilkaset złotych.
To też zawsze zyskiwało uznanie mojej mamy
– U ciebie wszystko jest na medal: i kuchnia, i porządki, i dzieci zadbane – mówiła.
– Po kimś to odziedziczyłam – odwzajemniałam jej komplementy.
Po kilku dniach od przyjazdu mamy zrobiła się trochę nerwowa atmosfera. Pieniądze stopniały, a upragnionej premii Maćka jakoś nie było widać.
– Dostanę, na pewno dostanę, tylko chyba po niedzieli – tłumaczył mąż.
– No tak, ale dzieci miały jechać z mamą już w sobotę. Trzeba je jakoś wyszykować, kupić przynajmniej bilety. I co my teraz zrobimy? – martwiłam się.
– Do soboty jeszcze trochę czasu, coś wymyślę – uspokajał mnie Maciek.
Gryzłam się tym bardzo, bo nie chciałam, żeby mama wiedziała o naszych problemach. Zależało mi, aby wyjechała od nas przekonana, że sobie świetnie radzę. Następnego dnia, kiedy wróciliśmy z pracy, mama poprosiła nas na rozmowę.
– Moja emerytura nie jest zbyt wysoka, ale dla mnie wystarcza – zaczęła. – Nie mam dużych potrzeb, więc coś tam odłożyłam. To może niewiele, ale bardzo zależy mi, żebyście przyjęli ode mnie ten skromny prezent. Przeznaczcie to na wakacje czy załóżcie dzieciom jakieś konta. W każdym razie – to dla was, i obrażę się, jeżeli nie przyjmiecie – położyła na stole kopertę, której zawartości nie trudno było się domyślić.
– Mamo, nie trzeba... – zaczął Maciek.
– Nie ma o czym mówić – przerwała mu. – Wszyscy rodzice tak robią. Jeśli tylko mogą, starają się jakoś pomóc swoim dzieciom. A przecież ja mam tylko was...
Wieczorem, kiedy Maciek poszedł z dziećmi na basen, mama wzięła mnie na jeszcze jedną rozmowę.
– Kochanie, dlaczego ty nie traktujesz mnie jak przyjaciela? Przecież dzisiaj tak ciężko się utrzymać. Macie kredyt, tyle potrzeb, swoich i dzieci... Chyba nie myślisz, że nie wiem, ile na to wszystko trzeba pieniędzy. Moja sąsiadka przy każdej okazji pomaga dzieciom, a wy cały czas dajecie mi do zrozumienia, że niczego nie potrzebujecie. Wiesz, jest mi nawet przykro, że nie jesteś wobec mnie szczera, że nie dasz sobie pomóc.
– Ależ my nie mamy żadnych trudności! – obruszyłam się.
– Radzicie sobie świetnie, ale przecież każdemu czasem zabraknie. Dwa dni temu, gdy byliście w pracy, odebrałam telefon i dowiedziałam się, że zalegacie z rachunkiem. Nie mów Maćkowi, że się o tym dowiedziałam. Ja znam życie, nam zawsze pomagali teściowe, a ty jakbyś wstydziła się własnej matki.
Nie rozmawiałyśmy już tego dnia o tej krępującej sprawie. Byłam wdzięczna mamie za to, że jest delikatna i nie wprawiła Maćka w zakłopotanie. Na pożegnanie przytuliłam ją czule i szepnęłam:
– Dziękuję, dziękuję za wszystko.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”