– Ty się nie urodziłaś do bycia biedną – powtarzała mi zawsze mama.
Nie przelewało nam się. Mama musiała wychowywać mnie samotnie i pracować na pełen etat jednocześnie. Mój ojciec zmył się, jak tylko obowiązki rodzicielskie go przerosły, czyli dość szybko.
Byłam szczęśliwym dzieckiem
Mama starała się, żeby niczego mi nigdy nie zabrakło i żebym nigdy nie odczuła, że pochodzę z rozbitej rodziny. To oczywiście niemożliwe, żeby zupełnie nie odczuć przez całe życie bólu, złości czy frustracji spowodowanej opuszczeniem przez jednego z rodziców, ale mama wychodziła ze skóry, żeby tylko wynagrodzić mi brak taty.
Udawało jej się to. Byłam naprawdę szczęśliwym dzieckiem. Nie miałyśmy może milionów na koncie i nie chodziłyśmy co dwa miesiące na wielkie zakupy do modnych sieciówek, po których szlajały się moje koleżanki z klasy. Mama czasem sama szyła mi ubrania, czasem dostawałam coś po starszych kuzynkach. Nie odczuwałam jednak z tego powodu żadnego żalu. W przeciwieństwie do mamy.
– Ech, Jagódka, tak bym cię zabrała do sklepu, taką widziałam różową kurteczkę… Ale niestety, przyszedł wielki rachunek za prąd. Może w następnym sezonie? – mówiła z lekkim smutkiem, uśmiechając się na siłę.
– Mamo, nie trzeba, przecież mam tę fioletową cały czas! Ona jest zupełnie dobra, nawet się nie rozdarła, jak się poślizgnęłam i zjechałam na tyłku z górki w ferie! – paplałam radośnie.
Mama tylko się zaśmiała.
– Żeby wszystkie dziewczynki w twoim wieku były takie mądre… Ale kiedyś bozia ci wynagrodzi ten niedostatek, nie martw się.
Wtedy to ona bardziej czuła ten niedostatek.
Chciałam szybko dorobić się pieniędzy
Gdy dorosłam, piętno wiecznego niezadowolenia i poczucia niedostatku u mojej mamy, zaczęło się we mnie odzywać. Z opóźnieniem nadeszło poczucie życiowej niesprawiedliwości, a przede wszystkim głęboka wiara w to, że wszyscy mężczyźni są niegodziwi i nie należy im ufać. Może zbyt wiele razy słyszałam takie słowa od mamy i po prostu wryły mi się gdzieś w podświadomości? Wystarczyła mi historia z ojcem i kilka szczenięcych, nastoletnich sercowych rozczarowań, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że nigdy nie zakocham się w mężczyźnie.
Tuż po zakończeniu studiów, na które (na szczęście) mamę było jeszcze stać, rzuciłam się w wir kariery. Bardzo chciałam szybko dorobić się pieniędzy i nie musieć słyszeć już tego głosu matki z tyłu głowy, który szeptał mi stale, że „nie zostałam stworzona do biedy” i że „bozia powinna wynagrodzić mi niedostatek”.
Byłam gotowa prawie na wszystko, żeby tylko udowodnić sobie, że nie będę do końca życia chodzić w używanych ciuchach, jeździć na wakacje nad polskie morze i odkładać na konto oszczędnościowe marne sto złotych co miesiąc. Rozpoczęłam pracę jako asystentka marketingu w dużej firmie farmaceutycznej.
Moim szefem był 35-letni Damian. Przystojny, postawny i oczywiście już znajdujący się na pewnym poziomie finansowym. Wieloletnia kariera i duże ambicje szybko zapełniły mu konto bankowe. Nie zdążył jednak dorobić się żony czy rodziny. Był więc wolny…
Zaczęłam się kręcić wokół szefa
Zupełnie nie wiem kiedy wpadł mi do głowy pomysł, że romans z szefem może być moją przepustką do szybszych awansów i lepszych znajomości. Z początku bałam się, że Damian uzna moje zaloty za nieprofesjonalne i wystawi mi wilczy bilet. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Rozpoczęłam od bardziej subtelnych sugestii, na które szef reagował zawsze szerokim uśmiechem. Po jakimś czasie mogłam już bezpiecznie przejść do bardziej odważnych flirtów. One również odbierane były pozytywnie, aż w końcu...
– Jagoda, muszę ci to powiedzieć wprost: podobasz mi się. W naszej firmie nie ścigają za związki współpracowników, więc mogę ci to zaproponować otwarcie… Czy chciałabyś się ze mną umówić? – zapytał mnie któregoś dnia.
Poczułam motyle w brzuchu. Nie na myśl o gorącym romansie z Damianem, bynajmniej. Bardziej podekscytowała mnie perspektywa bycia partnerką majętnego i dobrze postawionego w branży faceta.
Nasza randka udała się fantastycznie. Byliśmy w luksusowej restauracji, gdzie po raz pierwszy jadłam homara. Później udaliśmy się na drinki do baru w drogim, kultowym warszawskim hotelu. Miałam poczucie, że złapałam samego Pana Boga za nogi. „Co za luksus! Samej w życiu nie byłoby mnie na to stać”, myślałam zachwycona, gdy przemierzaliśmy miasto w kosztownym Audi mojego szefa.
– Jagoda, jesteś pewna? Nie nabruździ ci to w „aktach”? – zapytała mnie z niepokojem przyjaciółka kilka dni później.
– Sprawdziłam, u nas nie ma nigdzie zakazu nawiązywania tego typu relacji ze współpracownikami. Owszem, jestem bezpośrednią podwładną Damiana, ale złożyłam już wypowiedzenie. Rozmawialiśmy o tym na randce i uznaliśmy, że tak będzie lepiej – odpowiedziałam.
– Zwariowałaś? I co, będziesz jego utrzymanką? – Aśka była wyraźnie wzburzona.
– A skąd! Już zapowiedział, że załatwi mi rozmowę na wyższe, lepiej płatne stanowisko w firmie swojego znajomego.
– Okej, ale… nie poczuje się wykorzystany? Nie przyjdzie mu do głowy, że jesteś z nim tylko dla jego koneksji?
– Byłby głupkiem, gdyby myślał inaczej – wzruszyłam ramionami. – Jest ode mnie przecież ponad dwanaście lat starszy.
Korzystałam z przywilejów dziewczyny milionera
Związek z Damianem spełniał wszystkie moje oczekiwania. Regularnie byłam zabierana na wytworne randki, o których zawsze marzyłam. Partner lubił też mnie zadowalać prezentami w postaci biżuterii czy kosztownych perfum, do których miałam wielką słabość. Czasem dostawałam też jedwabne apaszki czy inne akcesoria znanych marek z butików, w których ubierały się gwiazdy z pierwszych stron gazet.
– Ale pięknie wyglądasz, Jagódka. Tak światowo, bogato… Cudownie, że ci się powodzi w mieście! – mama aż klasnęła w ręce, gdy zobaczyła mnie po kilku miesiącach związku z Damianem.
Sama też czułam się światowa i bogata. Choć za dzieciaka niby niczego mi nie brakowało, dopiero perspektywy, które otworzył przede mną Damian, uświadomiły mi, jak ograniczonym życiem żyłam wcześniej. Pracę, którą zaproponował mi Damian, również udało mi się zdobyć. Nie wiem, czy pociągnął za jakieś sznurki, czy jedynie podsunął moją kandydaturę wraz z dobrymi referencjami, ale z podrzędnej asystentki szybko awansowałam na młodszego managera.
To był handel wymienny
Oczywiście nie żywiłam do Damiana wielkich uczuć. Właściwie to nawet nie byłam pewna, czy jest w moim typie. Może nie był mi obojętny, ale na pewno nie mdlałam na jego widok i nie czułam ucisku w żołądku na widok jego wiadomości.
W łóżku było nieźle, ale też bez fajerwerków. Właściwie z nikim ich nie doświadczałam. Może to kwestia tego, że z żadnym mężczyzną w dorosłym życiu nie chciałam nawiązywać głębszej relacji?
Widać było, że Damiana niesamowicie kręci to, że może sypiać z młodą, zgrabną dziewczyną w moim wieku. Nie czułam się więc szczególnie winna, że traktuję go jako środek do osiągnięcia pewnych celów.
A osiągałam je, zdecydowanie! Żyłam na poziomie, o którym mogłabym przez wiele lat jeszcze tylko marzyć. Z czasem Damian zaczął mi nawet udostępniać swoje karty kredytowe.
– Ufam ci, kochanie, kup sobie coś ładnego – mawiał.
Korzystałam z jego hojności, choć nie przesadnie, moim zdaniem. Wynagradzałam sobie po prostu lata, podczas których nie mogłam mieć zagranicznych wycieczek, markowych ubrań i kolczyków z prawdziwego złota. A to wszystko przez mężczyznę. Mojego ojca, który zostawił nas na pastwę losu i nigdy nawet nie zadzwonił, nie napisał i nie przelał mamie złamanego grosza alimentów.
To nie Damian mnie zranił, ale on będzie płacił
Czy miałam wyrzuty sumienia? Nieszczególnie. Miałam wrażenie, że dla Damiana ten związek też nie jest spełnieniem romantycznych fantazji. Może to kwestia ego? A może potrzeby zdobywania? A może pokazywania się z młodszą laską w biznesowych kręgach, żeby wzbudzać zazdrość kontrahentów? A może zwyczajnie spełnienie jakiejś erotycznej fantazji?
Nie wiedziałam, ale wolałam o tym myśleć w ten sposób. A jeśli faktycznie któregoś dnia okaże się, że złamałam Damianowi serce? No cóż… Będziemy mogli uznać, że w meczu „Jagoda kontra mężczyźni” w końcu udało mi się zdobyć punkt.
Czytaj także:
„Moje synowe zrobiły sobie z mojego domu przedszkole. Mam dość traktowania mnie jak niańkę i kucharkę, niech mi płacą”
„Wredne sąsiadki plotkowały o moim synu. Zamknęły paszcze, dopiero gdy uratował przed pożarem grupę przedszkolaków”
„Dla swoich dzieci byłabym w stanie zrobić wszystko. Nawet posunąć się do kradzieży”