„Utrata pamięci pozbawiła mnie dawnego życia. Nie miałem pojęcia, kim jestem, ale wiedziałem jedno: nikt mnie nie szukał”

zaubiony mężczyzna problem fot. marjan4782
„Byłem dla siebie obcym człowiekiem. Nie wiedziałem o sobie nic. Jak się nazywam? Skąd jestem? Czym się zajmuję? W jednej chwili z mojego mózgu wymazały się wszystkie informacje. Pozostała pustka, a nie miałem nikogo, kto mógłby pomóc mi wypełnić ją jakąkolwiek wskazówką”.
/ 08.07.2023 11:15
zaubiony mężczyzna problem fot. marjan4782

Ocknąłem się jadąc autobusem. Otworzyłem oczy i zacząłem się rozglądać, zastanawiając się, co się dzieje. Nie wyspałem się w nocy? Kawy nie piłem? Dokąd jechałem? Skąd w ogóle się tu wziąłem? Boże, kim ja jestem? Jak ja się nazywam?! Pytania mnożyły się w mojej głowie. Serce waliło jak młotem, żołądek podszedł do gardła… Potrząsnąłem głową, mając nadzieję, że to dziwne wrażenie niewiedzy i zagubienia zaraz minie. Nie minęło.

Ludzie wsiadali i wysiadali, autobus zatrzymywał się na kolejnych przystankach, a ja jechałem dalej, bo nie wiedziałem, gdzie jestem, co mam ze sobą zrobić. Nie rozpoznawałem miasta za oknem, nie znałem tych budynków. Nie byłem jak dzikie dziecko znalezione w dżungli. Wiedziałem, jak działa komunikacja miejska, że na przystankach są mapy. Tak, przystanek, mapa!

Kim jestem? Co ja tu robię?

Wybiegłem z autobusu na najbliższym przystanku, by sprawdzić rozkład jazdy. Lublin –  przeczytałem. Przystanek: Osiedle Górki 01. Po drugiej stronie był przystanek 02. Nic mi to nie mówiło. Kompletnie. Po jednej stronie osiedle, po drugiej osiedle, pomiędzy nimi ulica, przystanki. Ani jeden szczegół otoczenia nie skojarzył mi się z czymś, co rozbłysłoby jak fajerwerk w moim mózgu, rozświetlając mrok, który się w nim zagnieździł.

Czułem się coraz bardziej zagubiony i niepewny siebie, coraz bardziej spanikowany. W obcym mieście, choć pewnie je znałem, skoro jechałem autobusem. W ciele, które wydawało mi się cudze. W umyśle człowieka, o którym nie wiedziałem nic. Chciało mi się płakać.

– Przepraszam, która godzina? – zagadnął mnie jakiś facet.

Popatrzyłem na niego nieprzytomnie.

– Nie wiem… –  odpowiedziałem całkowicie zagubiony

– Panie, telefon mi się rozładował. Nie ma pan komórki, żeby sprawdzić godzinę? – mężczyzna nie dawał za wygraną.

Telefon! Tak! Zacząłem szukać po kieszeniach, ale nic nie znalazłem. Dosłownie. Nie miałem portfela, dokumentów, telefonu… Potrafiłem wyobrazić sobie czarny ekran w dłoni, jego ciężar, ale jakiej marki miałem komórkę? Czy była w etui? Jakie zdjęcie widniało na wyświetlaczu? Pustka.

– Nie mam… Nie mam telefonu… –  poczułem się całkiem bezsilny.

Rozpłakałem się. Nie wytrzymałem, emocje sięgnęły zenitu. Wyżej były już tylko łzy bezradności i strachu. Co takiego mi się stało, że zniknęły moje wspomnienia?

– Jezu, zapytałem tylko o godzinę… – obcy facet przestraszył się. 

– Przepraszam, źle się pan czuje? Potrzebuje pan pomocy? – po chwili na miejscu faceta znalazła się jakaś kobieta.

– Nie wiem… Nie wiem… Ja nie wiem, co tu robię! – jęknąłem.

Trzęsły mi się ręce, a serce chciało rozwalić pierś. Musiałem wyglądać jak szaleniec. I czułem się niespełna rozumu. Normalni ludzie mają tożsamość, a moja gdzieś przepadła.

– Nie jestem wariatem, ale… chyba straciłem pamięć. Nie wiem, jak się nazywam. Nie mam przy sobie dokumentów, komórki, pieniędzy. Nie wiem, czy mam rodzinę, gdzie mieszkam. Nic nie wiem!

– Spokojnie. Zadzwonię po karetkę. Zabiorą pana do szpitala, zrobią badania, może rodzina już pana szuka. – spokojnym tonem mówiła do mnie nieznajoma.

Kobieta przytomnie zareagowała na moje rewelacje, co jednak wcale nie zmniejszyło mojego strachu. Szpital? Karetka? Czułem się dobrze, tylko ten brak świadomości… Jakbym urodził się dorosły parę minut temu, w autobusie. Z podstawową wiedzą o świecie, z zasobem słów, ale z czarną dziurą w kwestii własnej przeszłości. Żadnej informacji, żadnych przebłysków. Człowiek znikąd, człowiek nikt. To okropne nie wiedzieć, kim się jest. To po prostu przerażające! Panika odbiera dech, paraliżuje, a zarazem zmusza serce do dzikiego cwału.

Lekarze w szpitalu nie wiedzieli jak mi pomóc

Karetka przyjechała dość szybko. Ratownicy zmierzyli mi ciśnienie, zaczęli wypytywać o różne rzeczy, ale ja mogłem powtarzać tylko dwa słowa: nie wiem. Dali mi coś na uspokojenie coś mocnego, bo po chwili lęk zelżał, choć kołowrotek w głowie pozostał. Słyszałem, że dzwonią na policję. Przejęty sobą nawet nie podziękowałem kobiecie, która się mną zajęła. Wsiadła do autobusu, nim się zorientowałem, a mnie zabrano do szpitala. Poinformowano też policję.

Nie wiedziałem, co mnie tam czeka. A jeśli jestem chory? Okaże się, że mam raka? Alzheimera? Guza mózgu, który spowodował ten potworny zanik pamięci? A może jestem poszukiwany, bo popełniłem jakieś przestępstwo? Skąd mam wiedzieć, czy jestem dobrym, czy złym człowiekiem, skoro nawet nie wiem, jak się nazywam? Może mam paskudne rzeczy na sumieniu i dlatego umysł to wymazał? Może miałem długi i zwyczajnie od nich uciekłem? Albo cierpiałem na depresję i chciałem się zabić, tylko o tym zapomniałem? Albo postanowiłem odmienić swoje życie, rzucić wszystko w diabły, zaszyć się gdzieś i właśnie byłem w drodze dokądś?

Niekończący się natłok myśli i pytań. Każda opcja wydawała się prawdopodobna. Mogłem mieć wyższe wykształcenie, mogłem być nieukiem. Mogłem pracować w banku, na poczcie, w sklepie, być kierowcą albo kucharzem. Mogłem być miłym facetem albo damskim bokserem. Może przenosiłem ślimaki z chodnika na trawnik, a może utopiłem kiedyś małe kotki. Musiałem dopiero odkryć, kim jestem, co lubię, czego się boję, w czym jestem dobry.

– Niech się pan nie martwi, zajmiemy się panem. Postaramy się dowiedzieć, kim pan jest i popracujemy nad pana pamięcią – starsza lekarka pogłaskała mnie po ramieniu.

Przyjęto mnie na oddział i skierowano na różne badania. EEG, tomografia, badania krwi. Umówiono spotkania z psychologiem i psychiatrą.

– Policja twierdzi, że nie ma w bazie pana fotografii. Być może jeszcze nie zgłoszono zaginięcia. Skoro „ocknął” się pan dziś rano w autobusie, to może jechał pan do pracy i rodzina zaniepokoi się dopiero wieczorem. Zwykle najpierw dzwonią do szpitali i na policję, więc będziemy pana informować. Proszę odpoczywać. Czekamy na wyniki, a pan musi się trochę uspokoić.

Dobre sobie. Bardzo bym chciał się uspokoić, ale trudno o spokój, gdy nie masz pojęcia, kim jesteś, skąd pochodzisz, co robisz w życiu. Raczej nie byłem żonaty, bo nie nosiłem obrączki – chyba że nie lubiłem jej nosić. Boże, nawet tego nie wiedziałem! Telepałem się z nerwów, bo tego już nie dało się nazwać drżeniem. Starałem się nie płakać. Wystarczająco żałośnie musiałem wyglądać nawet wtedy, gdy nie szlochałem.

Nikt mnie nie szukał

Na mój pytający wzrok lekarka prowadząca kręciła smutno głową. Za każdym razem, gdy wychodziła z sali, zaczynałem bać się bardziej. Nadzieja, że ktoś będzie mnie szukał, malała. Czyli nikt za mną nie tęsknił? Nikt mnie nie kochał? Czy miałem rodziców? Rodzeństwo? Kogoś bliskiego? Narzeczoną? Może chłopaka? A dzieci? Mam jakieś? Powinienem płacić alimenty, odebrać je ze szkoły? Musiałem też gdzieś mieszkać. Był czynsz do opłacenia, może kredyt hipoteczny. A praca?
Nie wyglądałem na bezrobotnego ani bezdomnego. Jak sobie nie przypomnę, z czego opłacę szpital, terapię?!

Nie mogli trzymać mnie w nieskończoność, a fizycznie nic mi nie było. Żadnych oznak napaści, wypadku, wylewu, guza. Psychiatra uznał wstępnie, że moje zaburzenie to fuga dysocjacyjna. Z powodu przewlekłego stresu albo wyjątkowo traumatycznego zdarzenia zareagowałem ucieczką z opresyjnej sytuacji i amnezją wsteczną, stając się człowiekiem zagadką, nieświadomym własnej przeszłości, korzeni, niczego, w tym problemów. Wspomnienia, w całości lub szczątkowe, mogą wrócić jutro, za miesiąc, za kilka lat, wcale.

Minął ponad tydzień, a ja wciąż nie wiedziałem, jak się nazywam. Psychiatra z psychologiem próbowali dociec, czy cokolwiek rozbłysło mi w głowie, czy nie udaję. Nie udawałem, ale może nie chciałem sobie przypomnieć? Jeśli amnezja to rodzaj mechanizmu obronnego, może nie powinienem sobie przypominać? Moimi wrogami mogą być najbliżsi. Sam mogę być swoim katem. Mogłem być świadkiem jakiegoś przestępstwa albo ktoś zrobił mi coś tak potwornego, że wyparłem ten fakt z pamięci, razem z całym moim poprzednim życiem, by nic mnie nie naprowadziło na trop. Czy chcę odkryć taką prawdę?

Ale co będzie ze mną dalej? Trafię w tryby opieki społecznej, a moje zdjęcie do ITAKI? Sąd będzie mi musiał nadać nową tożsamość? A może nikt nie przejmuje się takimi jak ja i wyląduję poza systemem, stając się bezimiennym obywatelem szarej strefy?

Życie w nowej rzeczywistości

Tak czy siak, potrzebowałem bodźców, by dowiedzieć się czegoś o sobie – nie tego, kim jestem, ale tego, jaki jestem, co umiem, co lubię, czego nie znoszę. Czułem, że w szpitalu odpowiedzi nie znajdę. Pewnego dnia, gdy pojawiła się nagląca chęć ucieczki z tego niby bezpiecznego miejsca, po prostu się jej poddałem i wyszedłem. Nikt mnie nie zatrzymywał, tak jak wcześniej nikt mnie nie szukał. Chyba byłem dla wszystkich kłopotem.

Na policję czy do szpitala zawsze mogę się zgłosić ponownie. Na razie buduję swoje życie od nowa. Z dnia na dzień. Krok po kroku. Nie wybiegam myślą daleko. Łapię się różnych dorywczych zajęć, gdzie nikt nie wymaga dokumentów. Sypiam w noclegowniach albo kątem u nowych znajomych, którzy nie zadają pytań. Powoli odkrywam kolejne puzzle i staram się z nich ułożyć nowy obrazek siebie. Do starego mogę już nigdy nie wrócić. Może i lepiej. 

Czytaj także:
„Przeżyłam koszmar jako matka zaginionego dziecka. Mąż go nie dopilnował. Świat mi się walił”
„Strach sparaliżował mi nogi, a łzy zalały oczy. Czułam się jak matka, która straci dziecko. Tyle że ja zgubiłam... ojca”
„Wezwałem karetkę do nieprzytomnego człowieka. Po wszystkim jestem uboższy o kilka stówek i grozi mi sprawa w sądzie”

Redakcja poleca

REKLAMA