„Nie wiedziałam, czy starszy facet będzie dobrym wyborem. Postanowiłam rzucić się w wir i płynąć z falą uniesienia”

para różnica wieku fot. Getty Images, Westend61
„Siedzieliśmy blisko siebie. Miałam wrażenie, że mimo początkowych deklaracji coś między nami iskrzy. Przestałam zwracać uwagę na to, że jest starszy. Myślałam, że może to nieśmiałość albo dbałość o nasz biznes powstrzymują go przed okazaniem mi czułości”.
/ 15.09.2023 22:00
para różnica wieku fot. Getty Images, Westend61

Co dzień dziękuję losowi za to, że mama stłukła mój ulubiony imbryk. Bo bez tego moje życie potoczyłoby się inaczej. Gorzej! Konrada poznałam przez internet. To nie był żaden portal randkowy, ale strona, na której zamieszczane są ogłoszenia o kupnie i sprzedaży różnych przedmiotów. Uwielbiam chodzić na pchle targi i wyszukiwać cudeńka do domu, a gdy nie mam takiej okazji, buszuję po sieci.

To był ważny imbryczek

Tamtego dnia wróciłam z pracy zmęczona i sfrustrowana, bo szef zrzucił na mnie na koniec miesiąca przeprowadzenie inwentaryzacji. Po pracy postanowiłam zaparzyć sobie zielonej herbaty, która działa na mnie kojąco, ale gdy przekopywałam szafkę w poszukiwaniu ulubionego imbryka, przypomniałam sobie, że mama w czasie swoich ostatnich odwiedzin strąciła go przypadkiem ze stolika i potłukła. Trudno!

Zalałam herbatę w kubku, ale od razu wpadłam na pomysł, żeby poszukać innego starego czajniczka. Wprawdzie poprzedni był wyjątkowy, biały w małe różyczki, i bardzo przyzwyczajam się do moich ukochanych bibelotów. Poza tym tamten idealnie pasował do wystroju mojego mieszkania. Usiadłam do internetu, przeglądałam stronę po stronie, gdy nagle mój wzrok padł na… identyczny imbryk! Nie mogłam w to uwierzyć. Od razu wykręciłam numer wystawiającego przedmiot. Odebrał jakiś pan Konrad i wysłuchał z rozbawieniem mojej historii o rozbitym dzbanku oraz niewiarygodnym odkryciu, że miał brata bliźniaka.

– Może rozdzielono ich w dzieciństwie, a teraz pani ich odnalazła? – odparł zaczepnie, ale bez kpiny.

– Jestem o tym przekonana. Szkoda, że po śmierci jednego z braci. Ile pan chce za swojego?

– Nie śmiałbym w takiej sytuacji… – odpowiedział i oświadczył, że weźmie tylko za koszty przesyłki.

Co za okazja! Rozmowa toczyła się dalej i ku swemu zaskoczeniu odkryłam, że właściciel imbryczka jest moim sąsiadem z osiedla. Przesyłanie go i narażanie na potłuczenie nie miało więc sensu. Pan Konrad zaprosił mnie do siebie i oczywiście oznajmił, że jeśli się skuszę, zaproponuje mi także herbatę.

Był bardzo przystojny

Kiedy odłożyłam słuchawkę, nie mogłam uwierzyć, że właśnie umówiłam się z kimś zupełnie obcym, ale ta rozmowa była tak swobodna i żartobliwa, że miałam ogromną ochotę go poznać. Przebrałam się więc i troszkę umalowałam – na wypadek, gdyby faktycznie okazał się wart zachodu. Ruszyłam podekscytowana do bloku obok. Gdy czekałam na windę, usłyszałam znajomy głos. Niech to licho, mój kolega z liceum. Akurat teraz musiałam go spotkać!

– Hej, Aneta! Dawno cię nie wiedziałem. Co słychać? Do kogo się wybierasz? – zagaił, a ja w zasadzie nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

– A… tak. Wszystko dobrze… Idę w odwiedziny… do Konrada Majewskiego – powiedziałam, zastanawiając się, czy nie powinnam dodać „pana”, skoro go nie znam.

– Ach… to mój sąsiad. Spoko gość. Nie wiedziałem, że się znacie.

Wzruszyłam ramionami. Jeszcze tylko plotek mi brakowało! Godzinę temu nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje. Kolega wysiadł na tym samym piętrze i jak na złość zaczął przeszukiwać kieszenie, bo nie mógł znaleźć klucza. Miałam wrażenie, że robi to specjalnie, bo zżera go ciekawość, co łączy mnie z jego sąsiadem. Nie miałam wyjścia. Zadzwoniłam i czekałam, aż nieznajomy otworzy mi drzwi i wyjdzie na jaw, że w ogóle się nie znamy.

Minęła dobra chwila, zanim usłyszałam kroki. Drzwi się otworzyły i zobaczyłam wysokiego, przystojnego mężczyznę o półdługich włosach, w lnianej koszuli i z rzemieniami na nadgarstku. Pewnie by mi się spodobał, gdyby nie fakt, że był ode mnie dobre piętnaście lat starszy. Niech to!

– Witam serdecznie, herbatka już czeka! – przywitał mnie miło.

– Cześć, Konrad! – krzyknął mój kumpel i nagle cudem odnalazł swój klucz. – Pa, Aneta!

– Znacie się? – zapytał, a ja wzniosłam oczy do nieba.

Weszłam do niego nieco stremowana. Może to jednak dobrze, że ktoś znajomy mieszka obok, bo jakbym musiała brać nogi za pas, będzie dokąd uciekać!

Jego mieszkanie miało klimat

Mieszkanie pana Konrada było cudowne. Czułam się jak u siebie, bo w pełni podzielałam miłość do dbałości o szczegóły w wystroju wnętrza. Wnętrze było męskie, ale ciepłe. Pachniało drzewem sandałowym. Każdy detal: od wieszaka z kutego żelaza, przez ceramiczne anioły wiszące na ścianie, po drewniane dzwonki w wejściu do salonu, był przemyślany. Miałam ochotę zwiedzać jego mieszkanie jak muzeum, zatrzymując się przy każdym drobiazgu i wysłuchując, jak pojawił się w tym domu.

– Mój Boże, jak tu pięknie! – dałam upust swym emocjom.

– Poważnie, podoba ci się?… – przymrużył podejrzliwie oczy, a ja pokiwałam z uznaniem głową. Byłam szczerze zachwycona.

– Sam urządzałeś mieszkanie?

Konrad skinął głową i poprowadził mnie w stronę salonu, a ja z każdym krokiem dostrzegałam kolejny zachwycający detal. Ściany pomalowano na kolory ziemi – brązowy, rudy i ciemnozielony, a mimo to mieszkanie nie było przytłaczające. Czuło się w nim pozytywną energię i dobrego ducha. W holu minęliśmy okrągłe lustro w złotej ramie, przy którym stała figurka Buddy i paliły się kadzidła. To one rozsiewały ten zapach. W salonie stał niski stolik, a wokół niego poduchy ozdobione frędzlami. Usiadłam na ziemi, a Konrad przyniósł małe czarki na herbatę i imbryczek, ale zupełnie inny niż ten wypatrzony przeze mnie.

– A gdzie mój? – zapytałam.

– Potłukł się – mrugnął, po czym się zaśmiał i wskazał na pięknie zapakowany w przezroczyste pudełko kwiecisty imbryczek.

Sięgnęłam po niego zachwycona i raz jeszcze upewniłam się, czy nie chce za niego pieniędzy. Rozmowa toczyła się tak swobodnie, że nie czułam upływu czasu. Konrad opowiadał o feng shui – chińskiej starożytnej praktyce planowania przestrzeni zgodnej ze środowiskiem naturalnym. Słuchałam go zafascynowana. W końcu zapytałam, czemu pozbywa się imbryka, a on odpowiedział, że był nietrafionym prezentem.

– Przecież kwiatki są zgodne ze środowiskiem naturalnym – odpowiedziałam dumna, że w skupieniu słuchałam jego wykładu, ale on zaczął się śmiać i powiedział, że to niezbyt męska strona natury.

Robiło się coraz ciekawiej

Postawił przed nami dwie małe czarki i do każdej włożył kulkę przypominającą nierozwinięty kwiat ostu. Po chwili z imbryka nalał gorącej wody, a pączki powoli zaczęły się rozwijać i na naszych oczach zmieniły w kwiaty! Nie mogłam się nadziwić temu, co się działo. To był prawdziwy spektakl. Może jednak Konrad nie był aż tak zrażony do kwiatów. Piliśmy herbatę i opowiadaliśmy sobie o swoich pasjach i fascynacjach. Od razu poczułam, że wiele nas łączy. Urządzanie wnętrz i herbata były tylko początkiem.

Oboje mieszkaliśmy sami, mieliśmy nużącą pracę, i uwielbialiśmy czytać książki o duchowości i przeznaczeniu. Mimo sporej różnicy wieku zaczynałam dostrzegać w tym mężczyźnie potencjał na coś poważniejszego. Może nie należało tak od razu go skreślać?

Kiedy zaczął wypytywać o to, jak ja urządziłam swoje mieszkanie, skorzystałam ze sposobności, żeby zaprosić go na rewizytę. Zareagował radością. Trochę się obawiałam, jak ten wielbiciel natury zareaguje na moje mieszkanko. Fakt, że zachwyciłam się imbryczkiem w kwiatki, mógł mu jednak dać przedsmak tego, co u mnie zastanie. Białe meble w staroangielskim stylu, drewniane podłogi, kwieciste zasłonki przewiązane grubymi sznurami, szafę-bieliźniarkę z haftowanymi ręcznikami i pościelą w kwiatowe wzory, kredens ze szklaną witrynką ukazującą moją kolekcję filiżanek i okrągły stolik przykryty obrusem.

– O, klękajcie narody! Czyż to nie letniskowy domek królowej Elżbiety? – Konrad zaśmiał się serdecznie.

Zaproponował mi wspólny interes

Miałam jednak wrażenie, że pod płaszczykiem kpiny krył się zachwyt nad konsekwencją i ciepłym urokiem tego wnętrza. Poza tym zapach szarlotki, którą upiekłam specjalnie na nasze spotkanie, nie pozwoliłby mu na żadne kąśliwe uwagi. Rozejrzał się po mieszkaniu z uznaniem i usiadł przy stole.

– Jeśli powtórzysz to jakiemuś mojemu kumplowi, będę musiał cię zabić, ale naprawdę mi się tu podoba. Wbrew twoim przepowiedniom, nie czuję się wcale jak u cioci na imieninach, choć jestem przekonany, że ciocia chętnie by tu zamieszkała – zaśmiał się, a ja poczułam wyraźną ulgę.

Nie wiem, dlaczego tak mi zależało, żeby spodobało mu się u mnie, żeby herbata i ciasto mu smakowały.

– Wiesz co, Anetka? Pewnie cię teraz zaszokuję moją propozycją, ale co byś powiedziała na to, żebyśmy razem założyli herbaciarnię? – zapytał, delektując się moją szarlotką, a mnie kawałek ciasta omal nie utknął w gardle, tak mnie zaskoczył.

– Słucham? – zachichotałam nerwowo, gdy już przełknęłam ten kęs.

Myśl o herbaciarni wydała się jakimś fantastycznym snem. W momencie, gdy wypowiedział głośno te słowa, zrozumiałam, że o niczym innym nie marzę, a współtworzenie jej z kimś starszym, doświadczonym i z podobnym entuzjazmem siorbiącym herbatę, to wspaniały pomysł. W ciągu kilku sekund dobrałam już w wyobraźni serwis do herbaty i ladę, na której stałyby patery na ciasta przykryte szklanymi kopułami. Uśmiechnęłam się do Konrada z nadzieją na to, że nie żartuje, ale on miał ten sam ogień w oczach. Wiedziałam, że to co zostało powiedziane głośno, stanie się faktem.

– Tylko żadnych romansów! Czysty biznes, rozumiemy się? – powiedział, wyciągając rękę po partnersku.

Oczywiście uścisnęłam mu dłoń, choć trochę zrobiło mi się żal, że z góry wykluczył romantyczne zakończenie. Ale może słusznie. Jak biznes, to biznes. Poza tym był dla mnie za stary!

Od tamtego spotkania rozmawialiśmy ze sobą każdego dnia osobiście, telefonicznie lub przez internet. Nie przestawaliśmy się przerzucać pomysłami. Konrad był niezwykle konkretny. Zrobił biznesplan, zainteresował się bezzwrotnymi pożyczkami unijnymi, wysyłał mi co chwilę oferty lokali do wynajęcia. Ja poszukiwałam dostawców herbat, handryczyłam się z wymogami sanepidu i kombinowałam, jak zwabić do nas klientów.

Udało się wszystko spiąć

– Mam dla nas lokal – zadzwonił pewnego popołudnia.

– Niemożliwe! – aż zapiszczałam.

Był to kolejny lokal, który mieliśmy oglądać, ale jeszcze nigdy nie słyszałam w głosie Konrada takiego entuzjazmu. Od razu pojechałam pod wskazany przez niego adres i poczułam się równie podekscytowana jak on. Lokal był na parterze starej, pięknej kamienicy z cudownymi schodami, wielkimi oknami i ścianą z jednej strony obrośniętą bluszczem. Wnętrze było czyste, niezagracone i przygotowane pod wynajem. Jedyny problem stanowiło to, że dzieliła je na pół ścianka, w której był wybity otwór jedynie na drzwi.

– Kosztuje fortunę? – zapytałam niepewnie, a Konrad z uśmiechem odparł, że cena jest korzystna.

Szybko podpisaliśmy umowę i podjęliśmy męską decyzję: składamy wymówienia z pracy. Bałam się strasznie i ręką mi drżała, gdy wręczałam szefowi rezygnację. Konrad jednak przekonywał mnie, że to jedyna słuszna decyzja. Nie udźwignęlibyśmy prowadzenia biznesu z doskoku. Trzeba było postawić wszystko na jedną kartę. Pozostawało urządzenie wnętrza.

Wiedziałam, że będzie to starcie charakterów, ale nie przypuszczałam, że aż takie. Ja obstawałam przy lekkości, delikatności i świeżości. Konrad walczył o swoje ziemiste barwy, ciemne drewno, skóry i szkło. Szło niemal na noże. Nikt nie zamierzał ustąpić, a kompromis w tym wypadku nie wchodził w grę. Wtedy wpadłam na genialny pomysł.

– Mamy ściankę – zrobimy oba!

– Zwariowałaś?! – spojrzał na mnie krzywo, szczerze zaskoczony.

– Lokal nazwiemy: „U niej i u niego”. Ściana będzie jak ściana sąsiadów – powiedziałam zdecydowanie.

Wiedziałam, że będzie świetnie, ale Konrad trochę panikował. W końcu przystał na mój pomysł, bo właściwie nie miał innego wyjścia. Od tej pory jeździliśmy razem na pchle targi i przeczesywaliśmy internet w poszukiwaniu odpowiednich mebli i dodatków. Nigdy dotąd z nikim nie czułam się tak dobrze jak z nim. Łączyło nas przedziwne porozumienie dusz. Rozumieliśmy się w pół słowa i kończyliśmy nawzajem swoje zdania. On znajdował rzeczy do mojej części lokalu, a ja podsyłałam mu co chwilę jakiś pomysł na rozwiązanie u niego.

Ścianka działowa została z jednej strony wytapetowana białą tapetą w białe i bladoróżowe pasy, a z drugiej obita ciemnymi deskami. U niego był ceglany kominek, u mnie sekretarzyk, na którym stały karty menu; w jego części czytelniczej (nie mogliśmy nie zrobić biblioteczki!) stał bujany fotel, a w mojej biała pikowana sofa. U niego pachniało skórą, drewnem i piżmem, u mnie unosił się delikatny zapach róż zasadzonych przy oknach. 

To było istne szaleństwo! Dwa lokale w jednym. W sierpniu byliśmy gotowi do otwarcia! Baliśmy się bardzo, że pomysł okaże się klapą, jednak ulotki i reklama w lokalnej prasie zapewniły nam zainteresowanie mieszkańców miasta. W dniu otwarcia każdemu klientowi wręczaliśmy zaproszenie na darmową herbatkę, na którą miał przyprowadzić swojego sąsiada.

Ten prosty pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Ludzie naprawdę po kilku dniach wracali z sąsiadami. Niektórzy rozmawiali z nimi po raz pierwszy w życiu. Klienci uwielbiali kąciki czytelnicze, w których mogli zaszyć się z imbryczkiem herbaty i poczytać. Ciasta i ciasteczka były wyjadane do ostatniego okruszka. Nie mieliśmy internetu, bo chcieliśmy, żeby ludzie rozmawiali ze sobą! I tak się działo.

Jednak skończyło się romantycznie

Pewnego dnia, gdy już składaliśmy krzesła i myliśmy podłogi przed zamknięciem lokalu, Konrad zaprosił mnie do swojej części na herbatę.

– Nie masz jeszcze dość? – zapytałam z uśmiechem, a on odparł, że nigdy nie będzie miał dość.

Siedzieliśmy blisko siebie. Miałam wrażenie, że mimo początkowych deklaracji coś między nami iskrzy. Przestałam zwracać uwagę na to, że jest starszy. Myślałam, że może to nieśmiałość albo dbałość o nasz biznes powstrzymują go przed okazaniem mi czułości, więc postanowiłam zaryzykować i zrobić pierwszy krok. Włączyłam muzykę i poprosiłam go do tańca. Zgodził się i poprowadził mnie doskonale w rytm leniwego swinga. W pewnym momencie zbliżyłam się, licząc, że mnie pocałuje, ale on się odsunął.

– Posłuchaj, Anetko. Nie będę ukrywał, że bardzo mi się podobasz. Ale jest coś, o czym ci wcześniej nie wspominałem. Może to powstrzymuje mnie przed tym, na co w skrytości ducha miałbym wielką ochotę.

– Co takiego? – zapytałam go trochę wystraszona.

– Mam córkę. Kiedy byłem na studiach, moja dziewczyna zaszła w ciążę. Oczywiście nie planowaliśmy tego. Byliśmy razem kilka lat, ale nie udało nam się ułożyć wspólnego życia. Asia, moja córka, jest w twoim wieku… Chyba dlatego to, co jest między nami, wydaje mi się trochę dziwne.

– Może nas poznasz? – zaproponowałam, sama nie wiedząc dlaczego.
Chyba naprawdę zaczęło mi na nim zależeć, a tę przeszkodę można było pokonać tylko poprzez konfrontację. Konrad bardzo się zdziwił, ale najwyraźniej poczuł ulgę, że nie robiłam z tego powodu żadnego problemu.

Następnego dnia zadzwonił do Joasi z pytaniem, czy chciałaby mnie poznać. Powiedział mi, że przedstawił mnie jako wspólniczkę i bliską przyjaciółkę, a ona zaśmiała się znacząco. Zaciekawiona przyszła do naszej herbaciarni i nie mogła się napatrzeć. Ja dla odmiany nie mogłam przestać przyglądać się jej. Była ładna, dość niska i bardzo podobna do Konrada. Podeszła do mnie i przedstawiła się.

– To ty jesteś tajemniczą przyjaciółką? Miło mi cię w końcu poznać. Wiesz… cieszę się, że nareszcie ktoś trochę zajmie się tatą zamiast mnie. Może dzięki temu w końcu przestanie się wtrącać w moje wybory sercowe.

– A ty… Nie masz nic przeciwko mojemu wyborowi? – zapytał Konrad, a ona uśmiechnęła się tylko serdecznie.

– Jak Aneta chce takiego starego pryka jak ty – mrugnęła do niego – i potrafi z różnic między wami stworzyć takie dzieło sztuki jak ten lokal, to macie moje błogosławieństwo.

Konrad roześmiał się i mocno ją przytulił. Joasia powiedziała, że do października, kiedy wraca na uczelnię zacząć asystenturę, chętnie popracuje u nas jako kelnerka. Kiedy wyszła, Konrad spojrzał na mnie rozczulony.

– To co? Zechciałabyś takiego starego pryka? – spytał.

– Lepiej mnie pocałuj zamiast pytać, bo lat ci przecież nie ubywa! – odparłam ze śmiechem.

Chociaż ludzie mówią, że łączenie pracy ze związkiem nie wychodzi nikomu na dobre, w naszym przypadku sytuacja okazała się zupełnie inna. Miłość dodawała nam skrzydeł, a klienci najwyraźniej to czuli, bo nasz lokal nigdy nie był pusty. Jesień i zima, która dla kawiarni jest trudnym okresem, w przypadku ogrzewanej kominkiem herbaciarni z książkami okazała się doskonałym czasem. Klienci uznali, że właśnie u nas warto się umówić na popołudniowe spotkanie z przyjaciółmi lub na randkę.

Przed nami jednak kolejne wyzwanie: postanowiliśmy razem zamieszkać. Szykuje się więc kolejna batalia o wystrój wnętrza, której oboje nie możemy się już doczekać.

Czytaj także:
„Koleżanka z pracy była moim celem, odkąd tylko ją poznałem. Musiałem ją uwieść, by spróbować dojrzałej kobiety”
„Zakochałam się w młodszym facecie. To była bariera nie do pokonania. Dopiero wypadek uświadomił mi, co jest najważniejsze”
„Zajęcia z tańca obudziły we mnie pasję, a w moim mężu zazdrość o młodszego faceta. Nasz związek nareszcie ożył”
 

Redakcja poleca

REKLAMA