„Obrączka mnie parzyła, a żona przyprawiała o mdłości. Chcę szaleć i wyrywać panienki, a nie tkwić u boku nudziary”

zamyślony mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„– Ale ja tak nie chcę, rozumiesz? Nie pisałem się na życie emerytów w wieku niecałych trzydziestu lat. Chcę jeszcze coś przeżyć, nieco zaszaleć. Chcę czuć się wolny, a Patrycja cały czas mnie ogranicza – wreszcie na głos powiedziałem to, co od dawna leżało mi na sercu”.
/ 22.05.2024 20:00
zamyślony mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Ślub  z Patrycją wziąłem, gdy miałem dwadzieścia dwa lata. Oboje byliśmy jeszcze na studiach i niewiele wiedzieliśmy o zakładaniu rodziny. Życie zadecydowało jednak za nas. Spotykaliśmy się zaledwie kilka miesięcy, gdy Pati zaszła w ciążę.

Byliśmy młodzi, zakochani i szaleni

To nie była jakaś wielka miłość. Owszem, z Patrycją świetnie się bawiliśmy. Oboje kochaliśmy sport i wędrówki po górach. Byliśmy w stanie spontanicznie zdecydować, że opuszczamy piątkowe zajęcia i wyjeżdżamy w Bieszczady. Wolne chwile spędzaliśmy na ściance wspinaczkowej, basenie, rowerze.

Moją największą pasją były motocykle. Mogłem wydać wszystkie oszczędności na nową część czy designerski gadżet. Patrycja czasami towarzyszyła mi na zlotach, ale chyba głównie, dlatego że podobała się jej ta atmosfera. Sama na dwóch kółkach nie jeździła.

–  Nie wyobrażam sobie utrzymania tej chyboczącej się maszyny. Gdy z piskiem opon mijasz kolejne samochody, mam wrażenie, że zaraz zmiażdży nas jakiś tir albo wylądujemy w rowie odrzuceni przez pęd powietrza – powtarzała, ale ja tylko śmiałem się z jej obaw.

–  Spokojnie mała, ze mną jesteś bezpieczna – posyłałem jej swój najpiękniejszy uśmiech, który ponoć topił serca wszystkich dziewczyn z naszego roku.

Rodzice nalegali na ślub

–  Może to dobrze, że los za was zadecydował. Patrycja to porządna dziewczyna i utemperuje to twoje szaleństwo. Tak to najpewniej do czterdziestki szalałbyś na tym motorze, a ja nigdy nie doczekałabym wnuków. Teraz musisz wziąć odpowiedzialność za swoją rodzinę – powtarzała matka.

W efekcie to rodzice i teściowie wzięli sprawy w swoje ręce. Zorganizowali nam uroczysty ślub z tradycyjnym weselem, na które zaprosili bliższą i dalszą rodzinę.

Po ślubie zamieszkaliśmy w niewielkiej kawalerce, którą Patrycja odziedziczyła po babci. Niecałe trzydzieści metrów kwadratowych. Maciupeńka kuchenka, mini łazienka, gdzie nie było jak się obrócić i pokój dzienny z wnęką, która teraz miała stać się kącikiem dla naszego dziecka.

Przeniosłem się ze studiów dziennych na zaoczne i zacząłem pracę w markecie budowlanym. Musiałem zarobić na swoją rodzinę, a tam proponowali umowę o pracę i całkiem dobrą pensję z prywatnym ubezpieczeniem medycznym, które w naszej sytuacji mogło okazać się naprawdę przydatne.

Patrycja została na studiach dziennych, bo jej mama obiecała, że na czas obowiązkowych ćwiczeń pomoże przy wnuku.

Było nam ciężko

I tak zaczęła się nasza proza życia. A raczej ciągły wyścig z czasem. Tomuś okazał się wymagającym dzieckiem. Wciąż płakał, dużo chorował i nie chciał spokojnie leżeć w łóżeczku. Patrycja starała się być dobrą matką, ale nie miała doświadczenia z dziećmi i czasami już nie wyrabiała.

– Mamo, dlaczego on wciąż płacze? Pojutrze mam ważne kolokwium. Trzeba wkuć materiał z całego semestru, a ja jeszcze nie zajrzałam do notatek – żaliła się teściowej.

Ta starała się tłumaczyć córce, że tak właśnie wygląda opieka nad niemowlęciem. My jednak chyba nie dorośliśmy do założenia rodziny. Zupełnie nie potrafiliśmy odnaleźć się w tej naszej nowej rzeczywistości.

Byłem zmęczony

– Całe dnie użeram się z klientami w sklepie, wysłuchuję pytań na temat wyższości gresu nad ceramiką albo odwrotnie. Później pędzę do domu, gdzie mam kolejny sajgon. Mały wciąż płacze, Patka chodzi zła niczym chmura gradowa, wszędzie wala się niedosuszone pranie i zabawki. Do tego jeszcze teściowa szarogęsi się w mieszkaniu do późnego wieczora i nawet nie mam, jak obejrzeć meczu. Nie mówiąc już o otworzeniu puszki piwa – żaliłem się starszemu bratu w nadziei, że on, jako przykładny ojciec dwójki dzieci, coś mi doradzi.

Srogo się jednak myliłem, bo Hubert wcale nie miał magicznego przepisu na ogarnięcie mojego życia.

– Zbyszek, to trzeba po prostu przeczekać. Przy niemowlakach tak wygląda życie. Z czasem jest nieco lepiej. Ja z moimi chłopakami już spoko się dogaduję, nawet możemy razem pokopać piłkę – mówił, a ja robiłem wielkie oczy.

Potrzebowaliśmy więcej kasy

Wytrzymałem tak przez trzy lata. W tym czasie cudem udało mi się skończyć to moją zaoczną mechatronikę i budowę maszyn. Patrycja, o dziwo, dużo lepiej odnalazła się w roli matki. Obroniła dyplom i postanowiła, że na razie zostanie w domu. Musiałem migiem szukać lepiej płatnej pracy, bo utrzymanie naszej trójki z pensji doradcy klienta w markecie budowlanym robiło się coraz trudniejsze.

– A może tak oddasz małego do przedszkola i zaczniesz szukać pracy? Chociaż na pół etatu. Twoja mama obiecała, że może pomóc przy wnuku – próbowałem ją przekonać, ale Patka wpadła w szał i zaczęła wrzeszczeć, że nie pozwalam jej nacieszyć się pierwszymi latami z życia dziecka, które są najważniejsze.

Musiałem więc wziąć sprawy w swoje ręce. Kumpel polecił mnie do firmy zajmującej się projektowaniem i automatyzacją linii produkcyjnych. Pensja była całkiem przyzwoita, a po okresie próbnym miałem szansę na podwyżkę.

Miałem dość marudzącej żony 

Złożyłem wypowiedzenie w markecie i skupiłem się na udowodnieniu szefowi, że nadaję się do tej pracy. W nowym zespole odnalazłem się świetnie. Gorzej było z moim małżeństwem. Żona coraz bardziej działała mi na nerwy. Przychodziłem wieczorem, a ona już od drzwi zaczynała pretensje, że całymi dniami nie ma mnie w domu.

– Wracasz coraz później. W zeszłą sobotę mieliśmy jechać do mojej mamy na grilla, ale ty na złość wziąłeś te nadgodziny – gderała. – Cały czas siedzę sama z małym, nie mam od ciebie żadnego wsparcia.

– Przecież sama tego chciałaś. Mówiłem, że lepiej będzie, gdy też wrócisz do pracy, ale wolałaś zostać w domu – powiedziałem ze złością i poszedłem do komputera.

W podobny sposób zaczęły wyglądać niemal wszystkie nasze rozmowy. Mnie marzyło się nieco odpoczynku i rozrywki, Patrycja chciała, żebyśmy chodzili na spacerki do parku, jeździli na wycieczki do zoo i odwiedzali w niedzielę jej matkę, która również coraz bardziej działała mi na nerwy.

Czułem, że się duszę

W pewnym momencie poczułem się jak w klatce. Kumple z pracy byli starsi ode mnie, ale większość z nich była jeszcze singlami. Po godzinach spotykali się w pubie, chodzili na piwo, do kręgielni czy umawiali na piłkę. W weekendy imprezowali w klubach, podrywali dziewczyny, zajmowali się swoim hobby. Ja wciąż wysłuchiwałem marudzenia Patrycji. O każde wyjście robiła awanturę. Ledwie udało mi się wynegocjować piątkowe wypady na siatkówkę z kolegami.

– Już mam dość takiego życia – żaliłem się bratu. – Gdzie podziała się ta uśmiechnięta Patka, która razem ze mną wspinała się na ściance, kochała wypady na miejski stadion i zakładała skórzaną kurtkę przed kolejnym motocyklowym zlotem?

– Teraz jesteście w innym momencie życia – Hubert dużo bardziej pragmatycznie podchodził do tego wszystkiego, co dodatkowo mnie wnerwiło.

– Ale ja tak nie chcę, rozumiesz? Nie pisałem się na życie emerytów w wieku niecałych trzydziestu lat. Chcę jeszcze coś przeżyć, nieco zaszaleć. Chcę czuć się wolny, a Patrycja cały czas mnie ogranicza – wreszcie na głos powiedziałem to, co od dawna leżało mi na sercu.

Chciałem rozwodu

Brat pokiwał głową i powiedział, że to moje życie i moje decyzje.

– Ja nie będę się wtrącał i nic ci doradzę. Pamiętaj jednak, że później możesz żałować – dodał złowieszczo, jakby przewidywał, że rozważam złożenie pozwu o rozwód.

Złożyłem pozew o rozwód i zacząłem spotykać się z koleżanką z pracy
Ostateczną decyzję pomogła podjąć mi Kaśka – nowa sekretarka szefa z naszej firmy. Szalona blondynka tuż po studiach, która była dokładnie taka jak Patrycja. Tyle, że przed ślubem, urodzeniem dziecka i zamianą w matkę-kwokę marzącą jedynie o rodzinnych obiadkach i spacerkach.

Kasia była zawsze dobrze ubrana, umalowana, a przede wszystkim wesoła. Tego samego nie dało się ostatnio powiedzieć o mojej marudnej żonie, która najchętniej zakładała szare dresy powypychane na kolanach.

Nie, nie zdradziłem Patrycji. Po prostu złożyłem pozew o rozwód i dopiero wtedy zacząłem spotykać się z koleżanką z pracy. Podczas rozprawy widziałem smutne oczy Patki i złość na twarzy teściowej.

Wolność szybko mi się znudziła

A później… Później znowu przyszła proza życia, tyle, że samotnego. Teraz miałem czas na wszystko, czego mi brakowało. Wróciłem do jazdy na motorze, wspinaczki i spotkań z kumplami. Mój związek z Kaśką szybko się rozpadł. Okazało się, że wcale nie jest tak zwariowana i beztroska, jak mi się wydawało.

– Ja marzę o bezpieczeństwie, domu i rodzinie. Z tobą to na pewno nie wyjdzie – powiedziała po prostu i wróciła do swojego dawnego chłopaka, który wrócił z zagranicznego stażu.

Koledzy powoli się wykruszali, zakładali rodziny, planowali wesela, rodziły się im dzieci. A ja wracałem z pracy do pustego mieszkania i przypominałem sobie zapach pomidorowej czy gołąbków, które często czekały na mnie w domu. Marzy mi się spokojny  seans filmowy, wspólne obejrzenie filmu, napicie się lampki wina na kanapie. Tylko czekałem na sobotnie przedpołudnie, gdy zabierałem na kilka godzin Tomka.

Tęsknię za żoną

Ostatnio zauważyłem, że była żona jakoś promienieje. Schudła, ufarbowała włosy, zamieniła dresy na modne ciuchy podobne do tych, które pamiętam jeszcze z naszych studenckich czasów.

Łapię się na tym, że coraz bardziej tęsknie za obecnością Patrycji. Myślałem, że nie nadaję się na męża, a teraz marzą mi się nasze wspólne wieczory jak kiedyś.

Tylko czy Patrycja w ogóle chciałaby jeszcze spróbować po tym, jak tak bardzo ją zraniłem?

Zbyszek, 31 lat

Czytaj także: „Kolega z pracy mnie szantażuje. Albo sypnę mu kasą, albo mąż dostanie gorący film ze mną w roli głównej”
„Mąż zgubił obrączkę. Szybko odkryłam, w czyim łóżku ją zostawił i się zemściłam. Zapamięta mnie na zawsze” „Gdy mąż zaczął dawać mi kwiaty, wiedziałam, że ma coś na sumieniu. Byłam pewna, że mnie zdradza”

Redakcja poleca

REKLAMA