Kiedy trzy lata temu mąż zakładał mi na palec obrączkę z białego złota, czułam się jak prawdziwa królewna z bajki. Patrzyłam na mojego księcia – sporo wyższego ode mnie, szczupłego szatyna o zawadiackim uśmiechu.
Drżącym głosem powtarzał słowa małżeńskiej przysięgi:
– I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę...
Potem było rustykalne wesele w stodole i podróż poślubna do Wenecji, bo mąż miał gest. Jest analitykiem biznesowym w korpo, niedawno awansował na szefa działu i... kupił trochę udziałów w korporacji. Niewielkie udziały, ale dają sporą władzę, z czego byłam niesamowicie dumna. Z Pawła, bo ja, skupiona na życiu rodzinnym, utkwiłam na mało znaczącym stanowisko biurowym w tej samej firmie. Zresztą, nie w głowie mi były awanse – z pracy biegłam do domu, smażyć mężowi jego ulubiony befsztyk, a wieczorem zaserwować mu puszysty, czekoladowy suflet.
Żyliśmy jak w bajce
Paweł także mi dogadzał – zabierał do restauracji na kolacje przy świecach, kupował kwiaty, prawił komplementy.
– Olcia, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką miałem. Inne nie dorastają ci do pięt.
– Te niebieskie oczy, nie mogę się napatrzeć.
– Łał, ale ty masz ten tyłek.
– Mądra z ciebie kobietka, gdzie ja miałem wcześniej oczy, kiedy cię nie znałem, kochanie.
Albo:
– Pychotka, moja zdolna kuchareczko.
Przed dwa lata było niemal idealnie. Niemal, bo łączenie pracy z obowiązkami domowymi zaczęło mnie stopniowo męczyć.
Obrączka miała znaczenie
– Ściągnęłaś? – pytał, kiedy z trudem zdejmowałam ją ze spuchniętego z palca na noc. – Kiedy masz ją na palcu to wiem, że jesteś moja.
– Wiem, kochanie – odpowiadałam.
– Podnieca mnie, kiedy ją nosisz... – dodawał.
– Łał, to... takie słodkie, kochanie.
Nie wiedziałam, że przedmiot może być aż takim fetyszem. I nawet nie przypuszczałam, że obrączka odegra w naszym życiu jeszcze jedną rolę.
Mąż także zawsze nosił ją na palcu. Przez całe dwa lata, by pewnego piątku wrócić z pracy tak bardzo bez niej, że aż zaświeciło mi po oczach tym jego gołym, serdecznym palcem.
– Nie masz? – wskazałam okiem na palec.
– Aaaa, musiała spaść mi w aucie, zaraz pójdę. – Zmieszał się i wyszedł do garażu.
– W aucie? Dziwne.
– Nie ma, kochanie, pewnie zgubiłem ją w pracy, albo w łazience pewnie, kiedy myłem dłonie – powiedział, wracając do domu.
Wydało mi się to logicznym wytłumaczeniem. Mnie też tak się zdarzyło kilka razy.
Zobaczyłam podejrzane SMS-y
Nie wracaliśmy już do tego tematu przez cały weekend. Paweł wydawał się jednak czymś dziwnie zaaferowany, często znikał na długie minuty w łazience. Cały weekend było jednak względnie spokojnie, o ile spokojna może być atmosfera ciszy przed burzą. W niedzielę wieczorem wydarzyło się bowiem coś dziwnego. Właśnie sprzątałam w salonie, kiedy zadźwięczał ten dzwonek.
Leżący na naszej czerwonej sofie telefon zajaśniał tekstem:
– Kochanie, powtórzymy to w poniedziałek?
Schyliłam się, by zobaczyć, kto wysłał tę bezczelną wiadomość i... O, kurczę, jak to możliwe? Kliknęłam w powiadomienia i wyświetliła mi się cała wcześniejsza konwersacja. Co za flądra.
– Niunia, nie mogę dzisiaj, ale prześlę ci coś pikantnego, musi ci wystarczyć do poniedziałku, moje piękności.
Zobaczyłam jakieś dwa filmiki, po czym usłyszałam na górze kroki mojego męża, schodzącego ze schodów. Szybko przesłałam sobie filmy i odłożyłam telefon.
Drań mnie zdradzał
Paweł wszedł do salonu. W panice rozglądał się po meblach, po czym utkwił wzrok na sofie.
– O, jest! – Podbiegł, by podnieść telefon.
– Jakieś powiadomienie przyszło – powiedziałam z udawanym spokojem.
– To z biura, czekałem na tę wiadomość.
Drań, nawet się nie zająknął, kłamiąc.
Tymczasem poszłam na górę i napuściłam wodę do wanny, usiadłam na sedesie i włączyłam filmiki. Pierwszy filmik przedstawiał mojego męża rozbierającego się do rosołu. Drugi pokazywał naszą dobrą znajomą, Elizę, a przy tym koleżankę z pracy mojego męża, a wręcz... jego asystentkę. Owa niunia leżała na łóżku w koronkowej, czarnej bieliźnie i... wymachiwała obrączką mojego męża.
– Znalazłam! Była pod łóżkiem. Oj, ty mój niegrzeczny tygrysie. Ładnie to tak zdradzać... żonę? – roześmiała się stękając na zmianę, po czym... rozebrała się do rosołu.
Wpadłam na pewien pomysł
Przyjrzałam się tej sytuacji dokładniej. Przede wszystkim, zdrada męża nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jak powinna. Ostatecznie to mój mąż, więc powinnam zalewać się łzami... Zdałam sobie jednak sprawę z tego, że to płomienne uczucie, które zapaliło się na początku pomiędzy mną a moim ukochanym, gdzieś się po drodze wypaliło.
Tak naprawdę już od jakiegoś czasu myślałam, że dobrze byłoby zacząć nowe życie. Miałam 35 lat i wciąż czułam, że jeszcze mogę wszystko i to bez męża.
Kiedy tak leżałam w wannie, przyszedł mi do głowy pomysł. Nie było rady, pozostało mi tylko to. Pomyślałam, że poczekam do poniedziałku, aż mój pomysł do końca ułoży się w mojej głowie.
Chciałam ugrać coś dla siebie
Kiedy mój mąż następnego dnia wrócił z pracy, przeszłam do ofensywy.
– Kochanie, chciałabym awansować.
– Ty?
– No.
– No to... idź z tym do Tomka. To zdaje się szef twojego działu.
– Ale... ja go tak dobrze nie znam...
– Jak to? Nie znasz swojego szefa? Moim zdaniem, już dawno powinnaś to zrobić, jesteś zdolna.
– Jestem – powiedziałam dobitnie – ale... Tomka nie znam tak dobrze jak ciebie, tygrysku – powiedziałam to lekko odwrócona do okna i kątem oka zauważyłam, że mój mąż zadrżał. Nigdy nie nazywałam go w ten sposób.
– Co masz na myśli? – powiedział powoli.
– Mógłbyś zadbać o mój awans, masz przecież udziały – równie powoli odpowiedziałam, dając do zrozumienia, że jak Kuba Bogu, tak Bóg... temu mojemu durniowi.
– Wykluczone, Ola. Żeby mnie posądzili o nepotyzm?
– Aaaj, taki jesteś pryncypialny, tygrysie? – podniosłam leżący na ławie pilot.
– Nigdy mnie tak nie nazywałaś – wyszeptał, coraz bardziej tracąc ten swój wyświechtany rezon karierowicza w korpo.
– Wystarczy, że Eliza cię tak nazywa, tygrysku, dla mnie jesteś mendą, pasuje?
Mąż był w szoku
– Skąd... – otworzył szeroko oczy.
– Z twojego telefonu, durniu, zostawiłeś go w salonie – powiedziałam, bawiąc się pilotem, szukając odpowiedniego przycisku. – Co z moim awansem?
– To się nazywa... nepotyzm. Zjedzą mnie. – Paweł usiadł na fotelu.
– A jak się nazywa... to? – powiedziałam, włączając film.
Zamilkł. Warunki tego, abym tych nagrań nie wysłałam komu trzeba, znał. A cena była bardzo wysoka, bo mogłam wszystko wysłać nie tylko jego szefom. Mogłam skompromitować go przed kolegami, przed całą korporacją.
– Ola, dogadajmy się – zaskomlał.
– Wykluczone.
– Proszę!
– Poza tym... – wyrwałam go z zamyślenia.
– Tak? – siedział
– Chcę mieszkanie.
– O nie! Przesadzasz – wstał gwałtownie
– W sądzie też mogę to wszystko pokazać. Twoją obrączkę... w łóżku Elizy. Czarno na białym. I na wyobraźnię wysokiego sądu, myślę, że bardzo podziała... – wypaliłam bydlakowi.
– Połowę – odpowiedział sucho.
– Nie. Albo będziesz skompromitowany na maksa wszędzie.
Czułam, że wygrałam
Wyszedł bez słowa, zostawiając mnie samą w salonie. Rozsiadłam się na sofie, wyciągając nogi. Już wiedziałam, że jest tylko moja. Już kolejnego dnia wiedziałam, że mój plan zaczął się rozkręcać. Mój małżonek już z korytarza krzyknął:
– Wchodzisz na miejsce Martyny.
– Dobry misio – powiedziałam i rzuciłam okiem na stojące w holu walizki. – W nagrodę spakowałam ci rzeczy.
– Ty... żmijo! – powiedział mi na pożegnanie.
Nie zrobiły na mnie wrażenia jego słowa, wiedziałam, że już jutro zmieni się zupełnie moje życie. Napuściłam sobie wody do wanny, Kiedy do niej wchodziłam, piana przyjemnie otulała moje ciało. Kieliszek... tym razem szampana wzniosłam do góry, gratulując sobie. Singielka. Kierownicze stanowisko. Apartament w stolicy.
Tylko jeden szczegół nie pasował do mojej nowej układanki – tylko ta jedna, błyszcząca rzecz przypominała mi o o starym życiu. Zanurzyłam prawą dłoń w pianie, łatwo zeszła. Położyłam ją na pralce. Bez tej obrączki z białego złota na palcu mogłam już spokojnie złapać oddech i zaplanować, co dalej.
Aleksandra, 35 lat
Czytaj także: „Dziadek całe życie się o mnie troszczył, a ja wyszedłem na łajdaka. Nie było mnie przy nim, gdy tego potrzebował”
„Tożsamość mojego ojca to wielka tajemnica. Gdy sama odkryłam prawdę, postanowiłam zażądać okrągłej sumki za milczenie”
„Już zakładałam buty do trumny, ale wnuczka mną wstrząsnęła. Zamiast zamykać oczy na wieczność, wreszcie je otworzyłam”