„Nie ufaliśmy naszemu dozorcy, bo wyglądał jak zwykły menel. Pan Józef uratował nasz dobytek, narażając własne życie”

mężczyzna który pomylił się co do człowieka fot. Adobe Stock, Space_Cat
Wstyd mi za moje zachowanie. Oceniłem Józefa zbyt pochopnie, tak naprawdę wcale go nie znając. I... bardzo się co do niego pomyliłem!
/ 15.06.2021 14:03
mężczyzna który pomylił się co do człowieka fot. Adobe Stock, Space_Cat

Patrzyłem z niepokojem na Józefa, śpiącego na szpitalnym łóżku.
– Wyjdzie z tego? – spytałem lekarza.
– Tak, oparzenia nie są rozległe, ale pacjent jutro chce wypisać się na własne życzenie, bo nie ma ubezpieczenia zdrowotnego – oznajmił.
– W żadnym wypadku, ja pokryję wszystkie koszty leczenia – zapewniłem.

W uszach ciągle brzmiały mi słowa jednego ze strażaków, którzy gasili pożar w moim zakładzie stolarskim:
Ma pan dobrego stróża, naraził swoje zdrowie, aby ratować pana dobytek – powiedział, kręcąc głową z uznaniem. – Do czasu przyjazdu wozu strażackiego gasił pożar gaśnicą, gdyby nie on, to płomień dotarłby do sąsiedniego magazynu, gdzie składuje pan butle z gazem – tłumaczył.

Józek był moim dozorcą tylko przez kilka dni, zastępował pracownika, który się rozchorował. Nie chciałem zatrudnić go w mojej firmie, bo mieszkał na ulicy i miał kryminalną przeszłość. Nie ufałem mu. Zwłaszcza moja żona Magda uważała go za pospolitego menela i przekonywała, że powinienem trzymać się od niego z daleka.
Tacy ludzie nie potrafią uczciwe pracować, zaraz będzie kradł, co się da i sprzedawał na wódkę – twierdziła.
Ze wstydem musieliśmy przyznać, że dopiero pożar i poświęcenie Józefa przekonały nas, że to dobry człowiek i warto pomóc mu wrócić do normalnego życia.

Po raz pierwszy zobaczyłem Józefa, jak żebrał przed wejściem do supermarketu. Był brudny, nieogolony i czuć było, że od dawna się nie mył.
– Brakuje ci na wino? – spytałem, gdy chciał naciągnąć mnie na złotówkę.
Nie, głodny jestem – zapewniał.
Po kilku minutach przyniosłem mu torbę z pieczywem i wędliną oraz kubek gorącej herbaty z automatu.
– Dziękuję bardzo, od dawna nie jadłem takiej dobrej kiełbasy – cieszył się.

Chciałem odjechać, miałem mnóstwo spraw do załatwienia, ale coś mnie zaintrygowało w tym człowieku. Widząc, jak zajada ze smakiem zwykłą kanapkę, uświadomiłem sobie, że jestem szczęściarzem, bo problem biedy mnie nigdy nie dotyczył.
Co się pan gapi? Nie widział pan głodnego, bezdomnego człowieka? – spytał.
– Od dawna pan tak… żyje? – odważyłem się go spytać.
– Kiedyś miałem pracę, samochód, rodzinę i mieszkanie w bloku – mruknął. – Wystarczyło kilka awantur w domu, trochę grzeszków w pracy i straciłem wszystko, żona się ze mną rozwiodła, szef oskarżył o kradzież i zamknęli mnie w pierdlu na półtora roku – opowiadał wzdychając. – Jak mnie wypuścili, to nie miałem gdzie mieszkać, żona mnie wymeldowała, a siostra sprzedała domek odziedziczony po rodzicach, ot i tyle.

W domu opowiedziałem żonie historię tego człowieka.
– Ma to, na co zasłużył – stwierdziła.
Kilka dni później spotkałem Józefa niedaleko naszego domu. Był mroźny, zimowy wieczór, a on siedział na przystanku.
– Powinien pan pójść do noclegowni – powiedziałem.
– Byłem – wyjaśnił. – Pełno tam chuliganów i złodziei, ukradli mi zegarek i stary portfel, pieniędzy nie miałem, ale trzymałem w nim kilka zdjęć z dawnych czasów – opowiadał rozgoryczony.
– Niech pan tu zaczeka, przyniosę panu moje rękawice – powiedziałem.

W drodze do domu wpadłem na pewien pomysł

– Madziu, daj jakąś starą kołdrę i moje stare ubrania – powiedziałem do żony.
– A po co? – spytała zdziwiona. – Tylko mi nie mów, że ten menel znów się do ciebie przyczepił!
– Oddam mu swoje stare ubrania zimowe i odwiozę go do naszej altanki na działce, niech sobie pomieszka do wiosny – tłumaczyłem.
– Zwariowałeś?! Tyle serca włożyliśmy w urządzanie altanki, a ty teraz oddasz ją bezdomnemu! – krzyczała zdenerwowana. – On tam zaraz sprowadzi swoich kumpli i wszystko zdewastują!
– Jak mu nie pomogę, to on zamarznie, a ja będę miał wyrzuty sumienia.
– To niech idzie do jakiejś noclegowni – złościła się. – Jest tyle różnych instytucji, utrzymywanych z naszych podatków, dlaczego akurat ty masz mu pomagać?!

Rozumiałem obawy Magdy, ale nie potrafiłem inaczej postąpić.
– Bardzo panu dziękuję – powiedział speszony, gdy dałem mu klucze do altanki i torbę z ciepłą odzieżą. – Obiecuję, że wyprowadzę się, jak tylko minie zima.
Tydzień później pojechaliśmy z żoną na działkę. Józef przywitał nas ubrany w mój sweter. Był trzeźwy, umyty i ogolony. 
Zauważyłem, że dach jest nieszczelny, mógłbym to naprawić – powiedział. – Chociaż w ten sposób mógłbym się odwdzięczyć za gościnę.

Przed nastaniem wiosny pan Józef naprawił też ogrodzenie.
– Może zatrudnilibyśmy go w tartaku jako dozorcę? – przekonywałem Magdę.
Tacy jak on nie umieją uczciwie pracować – twierdziła. – A jeśli nas okradnie?
– Może masz rację – przyznałem.
– Już raz siedział w więzieniu za kradzież w miejscu pracy...
Kilka dni później nasz dozorca zachorował i potrzebne było zastępstwo. Postanowiłem, mimo obaw, dać szansę Józefowi. Mojej żonie to się nie podobało.
– To menel i złodziej! – krzyczała.

Pech chciał, że naszą sprzeczkę usłyszał Józef. Widziałem, że było mu przykro.
Nie chcę, aby pan się kłócił z żoną z mojego powodu – westchnął ciężko.
Dwa dni później zdarzył się ten pożar i gdyby nie Józef...
– Nie wstyd ci, że tak niesprawiedliwie go oceniałaś? – zapytałem żonę, gdy jechaliśmy do szpitala odwiedzić Józka.
– Skąd mogłam wiedzieć, że to taki bohater, mam nadzieję, że przyjmie przeprosiny – odparła.

Ale Józka nie było już w szpitalu. Szukaliśmy go wszędzie.
Biedny też ma swój honor – powiedział jeden z wypytywanych bezdomnych.
Józek przepadł jak kamień w wodę. Nie zdążyliśmy mu nawet podziękować ani przeprosić za nasze zachowanie.

Czytaj także:
„40 lat życia przeciekło mi przez palce. Nie mam dzieci, męża… Nikt by po mnie nawet nie zapłakał”
„Przyjaźnię się z byłym mężem przyjaciółki. To, że ona wykreśliła go ze swojego życia, nie znaczy, że ja też muszę”
„Była żona porwała naszą 7-letnią córkę za granicę. Znalazła nowego gacha i postanowiła wykreślić mnie z jej życia”

Redakcja poleca

REKLAMA