Wspólne zamieszkanie z teściami to nie był najlepszy pomysł. Dopiero, kiedy się z mężem wyprowadziliśmy, wszystko się zmieniło. Ale też nie od razu.
- Czy naprawdę trzeba wydawać tyle pieniędzy na wakacje? Przecież można spędzić urlop w Polsce, ale wy musieliście koniecznie pojechać aż do Hiszpanii. My jeździmy zawsze nad polskie morze i jesteśmy zadowoleni – teściowa, zamiast zapytać, jak było na urlopie, udzieliła mi kolejnej życiowej porady.
Tego już było za wiele. Dłużej tu nie wytrzymam. Poszłam do naszego pokoju i z hukiem zamknęłam drzwi.
– Zrób z tym coś. Dlaczego siedzisz tu i udajesz, że nic nie słyszysz – potok żalu i złości wylałam na męża, który siedział przed telewizorem.
– Daj spokój, jeszcze rok musimy się przemęczyć, a potem kupimy mieszkanie – mąż kompletnie nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć mojego problemu. Nie przeszkadzało mu, że teściowa wtrąca się w nasze życie i uważa, że ma prawo decydować, na co wydamy nasze własne pieniądze. Ale teraz naprawdę przesadziła – pomyślałam ze złością.
– Jak chcesz, ja od poniedziałku szukam mieszkania do wynajęcia. Jeśli tobie tu dobrze, wyprowadzę się sama – powiedziałam wściekła. – Słyszysz w ogóle, co do ciebie mówię? – krzyknęłam. – Wyprowadzam się.
Myśleliśmy, że to rozsądne, ale cena za darmowe mieszkanie była wysoka
– Oszalałaś? Rodzice tacy już są. Lubią wtrącić swoje trzy grosze, ale wiesz przecież, że źle nam nie życzą – Tomek próbował łagodzić sytuację. – Oni są tak wychowani. Dla nich wyjazd za granicę to coś, na co mogą pozwolić sobie wyłącznie bogaci. Nie rozumieją, że czasy się zmieniły i wczasy w Grecji można kupić taniej niż wczasy w Polsce.
No proszę, mój mąż po raz kolejny tłumaczył przede mną swoją matkę. Czyli znów stanął w jej obronie. Zacisnęłam zęby i przysięgłam sobie w duchu, że tym razem nie ustąpię.
Już wiele razy żałowałam, że po ślubie zgodziłam się na mieszkanie u teściów. Doszliśmy do wniosku, że pomieszkamy z rodzicami Tomka przez dwa lata, uzbieramy na pierwszą wpłatę, na resztę weźmiemy kredyt i kupimy własne M. Tylko, że już po paru miesiącach okazało się, że ten pomysł, skądinąd dobry z ekonomicznego punktu widzenia, okazał się chybiony, jeśli chodzi o wytrzymanie z teściami pod jednym dachem.
Na początku nawet mi się podobało, że są tacy „przyjacielscy” – chcą jakoś zagadać i sprawić, żebym poczuła się w obcym mieszkaniu jak u siebie. Ale potem zaczęło mnie irytować, że musimy meldować się, o której wychodzimy, o której wrócimy i spowiadać z tego, dlaczego nie zjemy z nimi obiadu lub dlaczego zrobiliśmy sami zakupy – przecież oni jutro się wybierają do sklepu...
Potem doszło jeszcze komentowanie zachowania naszych znajomych i dzielenie ich na tych, których teściowie lubią (znajomi mojego męża) i tych, których wizyty w ich domu nie są mile widziane (moje przyjaciółki). Próbowałam z tym walczyć, ale to nie był mój dom i niezręcznie było mi mówić, co myślę, kiedy słyszałam kolejną kąśliwą uwagę teściowej, że moja przyjaciółka ubiera się zbyt krzykliwie albo że powinniśmy wcześniej wrócić od znajomych, bo rano wstajemy do pracy.
Ale teraz, słysząc komentarz i „dobrą radę” na co mam wydawać własne pieniądze, miałam dość. Te wakacje były najpiękniejszymi dwoma tygodniami od czasu naszego ślubu. Teściowe od początku byli niezadowoleni, że nie jedziemy z nimi nad morze, ale nie sądziłam, że posuną się do czegoś takiego. Tak naprawdę było nam wszystko jedno, gdzie jedziemy, byle nie musieć spędzać z nimi wakacji.
Postanowiłam, że nie odpuszczę
No i właśnie, kiedy wróciliśmy, teściowa postanowiła zapoznać nas ze swoim zdaniem na ten temat. To przeważyło. Postanowiłam, że nie odpuszczę i zaczęłam poważnie zastanawiać się nad wyprowadzką. Mieszkanie u moich rodziców nie wchodziło w grę. Mieszkali na tyle daleko, że codzienny dojazd do pracy zająłby nam dwie godziny w jedną stronę.
Dlatego policzyłam, ile możemy miesięcznie przeznaczyć na wynajęcie kawalerki i nawet kosztem tego, że wymarzone mieszkanie kupimy rok później niż planowaliśmy, postanowiłam przedstawić mężowi mój pomysł.
– Chyba nie mówisz poważnie? No, coś ty? Porozmawiam z mamą. Daj spokój – uniósł się. – Wiesz, jaka ona jest. Czasem coś jej się wyrwie, a potem tego żałuje – Tomek przekonywał mnie, żebym jeszcze ten jeden raz dała spokój.
– Obiecuję ci, że jeśli jeszcze raz tak się zachowa, to wtedy pomyślimy – próbował mnie udobruchać.
Ale ja czułam, że już najwyższy czas, żeby coś z tym zrobić. Jeśli tak dalej będzie, to nie tylko teściowej będę miała dość, ale także własnego męża. Już teraz miałam żal, że nie stawał w mojej, a właściwie w naszej obronie. Coraz częściej nasze rozmowy na temat zachowania jego rodziców prowadziły do kłótni. Nie chciałam tak żyć. Kiedyś obiecywaliśmy sobie, że zawsze będzie ze sobą rozmawiać i słuchać argumentów drugiej strony. Tymczasem jesteśmy zaledwie rok po ślubie, a już nawet nie próbujemy słuchać się nawzajem.
Mam tego dość. Wyprowadzam się z tobą albo bez ciebie...
– Im szybciej się stąd wyprowadzimy, tym lepiej – byłam zdecydowana postawić na swoim. – Od jutra szukam kawalerki do wynajęcia, a ty zrobisz, jak zechcesz – zakończyłam tę rozmowę.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy, żeby wyżalić się i usłyszałam, że jej znajomi mają małe mieszkanko do wynajęcia, bo poprzedni lokatorzy zrezygnowali. Niemal skakałam do góry z radości. Byłam gotowa przeprowadzić się, nawet bez oglądania mieszkania. Nazajutrz, przekonałam Tomka, żeby, chociaż poszedł ze mną je obejrzeć. Przecież nie musimy podejmować od razu decyzji – prosiłam. Zgodził się.
Tydzień później już pakowaliśmy swoje rzeczy. Teściowa urządziła niezłe przedstawienie. Nie pierwszy raz odgrywała biedną kobietę, która chce tylko dobrze a spotyka ją z naszej strony niewdzięczność. Ale to, co zrobiła przeszło moje oczekiwania.
Cały dzień chodziła zapłakana i powtarzała, że ona wszystko by nam oddała i że tak się nami opiekuje, a my jesteśmy bez serca. Widziałam, że Tomkowi jest naprawdę ciężko. Ale postanowiłam się nie poddawać. Dobrze, że chociaż teść stanął na wysokości zadania i pomógł nam w przeprowadzce.
Pierwsza noc w wynajętym mieszkaniu była dziwna. Tomek czuł się nieswojo i ciągle wspominał o zapłakanej matce w domu. Następnego dnia wstaliśmy wcześniej, żeby rozpakować wszystko. Nie zdążyłam jeszcze się ubrać, kiedy zabrzęczał dzwonek u drzwi. Tomek otworzył.
W drzwiach stała teściowa
– Cześć, wpadłam was odwiedzić. Właśnie wracam z zakupów – usłyszałam jej radosny szczebiot. Nie wierzyłam własnym uszom. Jak ona tak może? To jest bezczelność – pomyślałam i nawet nie zaproponowałam jej herbaty, czym naraziłam się, co prawda u męża, ale za to wizyta, a raczej wizytacja trwała zaledwie pół godziny.
Oczywiście po wyjściu teściowej, pokłóciliśmy się od razu. Tomek miał żal, że źle potraktowałam jego matkę, jakby nie rozumiał, że to ona zachowała się niepoprawnie, przychodząc bez zaproszenia i w dodatku z samego rana. Ale muszę przyznać, że moja metoda zadziałała. Teściowa więcej do nas nie przyszła. Teść też nie. Nie obchodziło mnie czy byli obrażeni, czy po prostu zajęci. Ważne, że miałam spokój.
Kilka miesięcy później, podczas spotkania z siostrą Tomka, dowiedziałam się, że tydzień temu teściowa wyprawiała imieniny, na które nas nie zaprosiła.
Fakt – zapomnieliśmy, każdemu może się zdarzyć – usprawiedliwiałam nas w duchu. Ale żeby tak nas zlekceważyć? Ja w sumie jestem dla niej obcą osobą, ale Tomek... Jak ona mogła? – myślałam. Tomkowi też było przykro. Postanowił wieczorem zadzwonić do rodziców i wyjaśnić sytuację.
Telefon odebrał teść. Tomek nie bawił się w owijanie w bawełnę i zapytał, wprost, dlaczego nas nie zaprosili.
– Bo widzisz synku, mama pomyślała, że wy nie chcecie spędzać z nami czasu. Wiesz bardzo jej było przykro, wtedy kiedy wtedy od was wróciła. No i potem, wcale się nie odzywaliście i nawet z życzeniami nie zadzwoniliście... Bardzo ją to dotknęło – powiedział ojciec.
No tak, znów to nasza wina – pomyślałam ze złością. Ale Tomek powiedział, że chyba jednak tym razem to mama miała rację.
– W końcu nawet nie pamiętaliśmy o jej imieninach – przypomniał mi.
Zrobiło mi się głupio. Następnego dnia kupiliśmy więc wielki bukiet kwiatów i pojechaliśmy odwiedzić teściów. Było bardzo miło. Do tego stopnia, że...
Zaprosiłam ich na niedzielny obiad
A kiedy przyszli teściowa zachowywała się fantastycznie. Widać było, że moje potrawy naprawdę jej smakują. Od tej pory wszystko układa się znakomicie, choć nasz wymarzone M kupiliśmy dopiero po trzech latach, bo w międzyczasie w tej wynajmowanej kawalerce zamieszkał jeszcze nasz synek. Teściowa okazała się najlepszą babcią na świecie, ale to już zupełnie inna historia.
Więcej prawdziwych historii:
„Mój mąż zdradził mnie i zostawił biedną kobietę z brzuchem. 20 lat później zaproponowałam jej, by zamieszkała z nami”
„Córki traktowały mnie jak służącą i opiekunkę. Po latach zorientowałam się, jak bardzo przez to zaniedbałam męża”
„Po śmierci ojca musiałem go zastąpić matce i siostrom. Były tak zazdrosne, że nie pozwalały mi na szczęśliwy związek”
„Pogodziłam się z tym, że mogę nie dożyć 30. Bolało mnie tylko to, że nie dam mężowi upragnionego dziecka”