Co tu dużo mówić, miałam życie jak w bajce. Zagraniczne podróże, wielki dom, częste wyjścia do restauracji, kina czy teatru. Zapomniałam jednak, że tak naprawdę nic nie było moje…
Tadeusza poznałam, kiedy już od kilku lat nie mieszkał ze swoją żoną. Nie mieli rozwodu, ale, jak tłumaczył, ona ułożyła sobie życie z innym mężczyzną i poza papierkiem nic jej z Tadeuszem nie łączyło. Zaakceptowałam ten jeden mankament i nauczyłam się żyć ze świadomością, że gdzieś tam jest jeszcze żona. Czasem w kłótniach wypomniałam mu, że nadal się nie rozwiódł, ale szybko dawałam się udobruchać.
– Zajmę się tym niedługo – obiecywał. – Teraz w firmie jestem mocno zajęty, nie mam do tego głowy.
Przewidywał, że z rozwodem nie powinno być problemów – odchodząc, zostawił żonie dom, w którym mieszkali, samochód i sporą część oszczędności. Właściwie tego nie odczuł, a jej to podobno w zupełności wystarczyło.
Pieniądze zawsze trzymały się Tadeusza
Nigdy nie zapytałam wprost, ile zarabia, ale myślę, że kwota przerosłaby moje wyobrażenia. Ja weszłam w ten związek z jedną walizką. Byłam jedną z tych kobiet, które nie pracują, bo ich partnerzy zapewniają im wszystko. Czasem, kiedy spotykałam się z koleżankami, patrzyły na mnie z lekkim zniesmaczeniem i pytały:
– No, ale nie nudzi ci się? Co robisz, kiedy on wychodzi rano do pracy?
– Zajmuję się domem, idę na zakupy, do fryzjera…
Zajęcie zawsze się znalazło. Było mi dobrze. Wiele osób wygłaszało krzywdzące opinie, że jestem ze starszym o kilkanaście lat Tadeuszem dla pieniędzy, ale to bzdura. Ja go naprawdę kochałam. Był całym moim światem. Zrezygnowałam z dotychczasowego życia, pracy, mieszkania.
Dzisiaj zastanawiam się, jak mogłam być taka naiwna. Dlaczego nie zażądałam uregulowania naszej sytuacji, nie zmusiłam go do rozwodu? Dlaczego rzuciłam pracę? Czy naprawdę aż tak dobrze było mi na utrzymaniu Tadeusza? I wstyd mi za samą siebie. Bo byłam młoda, głupia, próżna i niedoświadczona. I los dał mi bolesną lekcję pokory.
Mieliśmy tyle planów na przyszłość…
Bajka skończyła się brutalnie. Nie sprawdziły się przewidywania moich koleżanek. Tadeusz nie odszedł do innej. Nie znalazł sobie kolejnej utrzymanki. Nie on. On naprawdę był wspaniałym człowiekiem.
Gdyby nie zadzwonił do mnie wspólnik Tadeusza, nawet nie wiedziałabym, co się stało. W świetle prawa byłam dla mojego partnera nikim. Żoną była przecież inna kobieta… Przedwczesna śmierć ukochanego zburzyła cały mój świat.
Jego wspólnik musiał cztery razy powtarzać mi, co się stało. Nie docierały do mnie jego słowa. To niemożliwe, aby Tadeusz po prostu dostał zawału i… odszedł. Nie on! Był okazem zdrowia! Kiedy żegnaliśmy się rano, nie narzekał na kiepskie samopoczucie. Nie mieściło mi się w głowie, że w pracy źle się poczuł i zmarł kwadrans po tym, jak karetka przywiozła go do szpitala!
Płakałam dniami i nocami, pogrzeb pamiętam jak przez mgłę. Czułam, jakby wraz z Tadeuszem odeszła cząstka mnie. Budziłam się codziennie rano i przez kilka sekund, zanim docierała do mnie brutalna prawda, byłam spokojna i odprężona. Nasłuchiwałam odgłosów z wnętrza domu, zastanawiając się, czy Tadeusz już wyszedł, a potem…
Potem przypominałam sobie, że jego już nie ma. Całymi dniami leżałam w łóżku, nie miałam sił, aby się podnieść. W końcu jednak musiałam zmierzyć się z życiem. A było to w dniu, w którym do drzwi zapukała jego żona.
– Wiem, że to dla pani trudny czas – spojrzała na mnie jakby współczująco – ale chciałam zapytać, kiedy pani opuści dom. Chyba wystawię go na sprzedaż i…
Zamarłam.
– Ale ja tu mieszkam – odpowiedziałam żałośnie, nie nadążając za jej tokiem rozumowania.
– Zgadza się, ale nieruchomość nie należy do pani. Z tego co mi wiadomo, Tadeusz nie zostawił testamentu, a że nigdy nie wzięliśmy rozwodu... Wychodzi na to, że jako jego żona dziedziczę wszystko.
Uderzyłaby mnie w twarz, a poczułabym się mniej upokorzona, niż w tamtej chwili. Testament! Jak Tadeusz mógł zapomnieć o tak ważnej sprawie? Żadne z nas nie pomyślało o przyszłości. Niestety. W chwili śmierci Tadeusz miał tylko czterdzieści pięć lat. Myśleliśmy, że mamy jeszcze mnóstwo czasu. Tyle spraw odkładaliśmy na później!
Jeszcze tego samego dnia skonsultowałam się z prawnikiem – kolegą Tadeusza. Potwierdził tylko to, co mówiła żona mojego ukochanego.
– Niestety, z prawnego punktu widzenia, wszystko należy do Joanny.
– Nic mi się nie należy?
– Przykro mi, ale wygląda na to, że Tadeusz nie pomyślał o tym, aby zabezpieczyć cię na przyszłość…
Świat zawalił mi się po raz drugi
Nie miałam grosza przy duszy i nagle straciłam dach nad głową. Chwilowo zatrzymałam się u koleżanki, która, dzięki Bogu, powstrzymała się od komentarzy w stylu: „a nie mówiłam?”. Nie potrafiłam rozeznać się w regułach panujących na rynku pracy!
W wieku trzydziestu kilku lat, z marnym doświadczeniem i z dyplomem ukończenia prywatnej uczelni ciężko jest znaleźć pracę. Z gorszego na lepsze łatwo się przestawić, ale odwrotnie… Musiałam nauczyć się żyć na nowo.
Wcześniej pieniądze nie miały dla mnie żadnej wartości. Nie zastanawiałam się, czy mogę sobie na coś pozwolić, po prostu to kupowałam. Bo na to zarabiał Tadeusz, oczywiście. Czasem myślę, że to kara za tamto próżne życie. Już wiem, że powinno się liczyć przede wszystkim na siebie. Powoli staję na nogi, ale zderzenie z rzeczywistością było bolesne.
Czytaj także:
„W internecie Iza była ognistą tygrysicą, w prawdziwym życiu - zimną kłodą. A ja chciałem stworzyć z nią rodzinę”
„Sprzedali nam mieszkanie, po czym przestali się odzywać. Zataili przed nami, że dom był świadkiem strasznych zdarzeń”
„Kiedyś zmieniałem jej pieluchy, a dziś jest obiektem mego pożądania. Pokochałem o 20 lat młodszą córkę kumpla”