„W internecie Iza była ognistą tygrysicą, w prawdziwym życiu - zimną kłodą. A ja chciałem stworzyć z nią rodzinę”

chłopak, który przed laty poznał dziewczynę przez internet fot. Adobe Stock, nuttapon
„Jako gospodyni dawała sobie radę, jako partnerka sprawdzała się dużo gorzej. W łóżku było tak sobie, ale nawet zwykła rozmowa stanowiła problem, bo każdą wolną chwilę Iza spędzała w sieci. Skoro mieszkaliśmy razem, nie gadaliśmy już przez komputer, to chyba zrozumiałe”.
/ 11.04.2022 07:34
chłopak, który przed laty poznał dziewczynę przez internet fot. Adobe Stock, nuttapon

Zafascynowała mnie. Tak bezpruderyjnie rozmawiała o seksie... Musiałem się z nią spotkać, by sprawdzić, czy w realu jest tak samo odważna jak w świecie wirtualnym.

Internet jest dla mnie wszystkim. Czasami mam wrażenie, że urodziłem się i czekałem, aż powstaną pierwsze powiązania sieciowe, przez które ludzie będą mogli swobodnie rozmawiać, wymieniać uwagi i spostrzeżenia, flirtować, a nawet się kochać. Dwadzieścia lat temu pojawiły się określenia: internetowy seks, internetowa miłość, internetowa fascynacja...

Byłem jednym z pierwszych zapaleńców, którzy zaczęli surfować po bezkresnym oceanie informacji. Z zadowoleniem patrzyłem, jak i na polskim brzegu oceanu pojawiają się kolejne porty. Jak tworzą się archipelagi użytkowników, pragnących rozmawiać ze sobą, przyjaźnić się za pośrednictwem internetu. Gdy nie pisałem programów, włączałem się do rozmów w przeróżnych grupach dyskusyjnych, wchodziłem na czat, myszkowałem po pokojach, szukając w sieci swojego miejsca. I pewnego dnia znalazłem. Pokój, w którym spotykali się ludzie i rozmawiali bez skrępowania o seksie. Nosił nazwę: „Tylko seks”.

Otworzyłem się jak nigdy dotąd

Początkowo głównie przyglądałem się zażartym dyskusjom, czasami wtrącając do nich trzy grosze. Przeważnie jednak czytałem cudze teksty, chichocząc przy co smakowitszych kawałkach. Pewnego dnia ktoś ukrywający się pod pseudonimem „Młot” zaczął opisywać jakiś swój erotyczny sen czy fantazję, a potem poprosił innych o to samo. To był dla mnie bodziec do otworzenia się.

Dotąd nieśmiały, przyglądający się wszystkiemu z boku, nagle zacząłem mówić o sobie. „Napiszcie o swoich fantazjach” było kluczem, który otworzył zamknięte drzwi, i wszystko się ze mnie wylało. Myślę tu nieskrępowanym opisywaniu swoich przeżyć, mówieniu, co lubię, co mnie podkręca i jak chciałbym się kochać. Słowa Młota wyłamały drzwi, które (wychowywany w katolickim domu) postawiłem po to, żeby nie dopuścić do siebie ukrytych pragnień.

Nigdy nie mówiłem o nich otwarcie. Wstydziłem się, bałem ośmieszenia, nie umiałem wyrażać swojej seksualności. Poza tym jako dziecko obawiałem się nagany ze strony pruderyjnej matki, surowego ojca, nauczycieli i katechetów. Wszczepili we mnie strach przed „tymi sprawami” i tak mi zostało do dziś.

Pierwszy odpowiedziałem na apel Młota. Od dawna co jakiś czas śniłem taką jedną fantazję. Ją właśnie opowiedziałem na forum. Podpisałem się mało oryginalnie: „Kogut”. Chwilę później odpowiedziała mi niejaka „Kurka”. Skomentowała moją fantazję dowcipnie, dorzuciła swoją, potem ja odpowiedziałem – i tak się to wszystko zaczęło.

Kurka miała niezwykłą wyobraźnię. Niemal każde jej słowo ociekało seksem. Dogadywaliśmy się wspaniale. Nawet nie przypuszczałem, że o tych sprawach mogę rozmawiać tak otwarcie, sprośnie. Sprawiła to magia internetu, która z magią tak naprawdę miała niewiele wspólnego. Jej mechanizm działania był bardzo prosty. Przede wszystkim w sieci wszyscy byliśmy anonimowi. Mogłem podpisać się jako „Osiemnastolatek” i mimo skończonych 30 lat grać rolę wchodzącego w życie nastolatka. Mogłem też nadać sobie nick „Mała Ania” albo udawać rozwódkę z dwójką dzieci. Nie można było tego sprawdzić.

Ktoś kiedyś powiedział, że internet jest straszną ściemą. Jeśli człowiek uwierzy w teatr cieni, który rozgrywa się przed jego oczami, to na pewno któregoś dnia rozbije sobie w tym mroku głowę. Ja uważałem się za mądralę, który wszystko wie, gdyż sam pisze programy. Wierzyłem, że żadna wpadka mi nie grozi, bo mając świadomość, czym jest internet, sprawuję nad wszystkim kontrolę.

Poza tym wirtualna rzeczywistość bardzo ośmiela. W końcu na ekranie pojawiają się tylko słowa… Nie widzimy twarzy żywych ludzi, ich reakcji i gestów, nie znamy ich adresów i personaliów. Nikt nas nie zna i dopóki nie zechcemy się ujawnić, nie pozna. Tak więc owa Kurka mogła być, na przykład, moją osiemdziesięcioletnią sąsiadką zza ściany, której codziennie mówiłem „Dzień dobry”. W internecie ona mogła stać się ognistą dziewczyną, która nie waha się przed najbardziej wyuzdanymi zabawami, a ja ogierem wszech czasów.

Kurka całkowicie opanowała moją wyobraźnię. Była ognista jak tygrysica. Zacząłem o niej śnić… Zanim usnąłem, planowałem, co następnym razem do niej napiszę. Kiedy nadchodziła wieczorna godzina spotkania, niecierpliwiłem się każdą minutą, która pozostawała do wejścia w sieć. Byłem zły i rozżalony, jeśli nie widziałem Kurki na liście bywalców w pokoju.

Ona chyba czuła to samo, takie miałem przynajmniej wrażenie. W pewnym momencie inni w grupie zaczęli nam przeszkadzać. Kiedy zatem zjawialiśmy się na internetowym forum, natychmiast chowałem się do prywatnego pokoju, którego elektroniczne drzwi otwierały się tylko przed Kurką i Kogutem. 

Czy można się w kimś zakochać, nigdy nie widząc go nawet na oczy? Ze mną tak się właśnie stało. Tym razem nie zafascynował mnie wygląd ani uroda dziewczyny, tylko jej wewnętrzny dynamizm, inteligencja i odwaga w wyrażaniu swoich seksualnych pragnień. Czułem radość, że możemy ze sobą rozmawiać, rozumiemy się w lot i zaczyna łączyć nas coś szczególnego. Czy była to miłość? Jeśli tak, to przeżywałem ją tak intensywnie, jakbym miał 14 lat i pierwszy raz w życiu się zakochał.

Może dlatego pewnego dnia pod koniec spotkania napisałem do Kurki: „Jeśli rzeczywiście jesteś dziewczyną, może się spotkamy? Mam dwa bilety na koncert. Jeżeli nie mieszkasz w Warszawie, możesz u mnie przenocować – tak po prostu, bez żadnych zobowiązań”.

Ten koncert był z mojej strony tylko pretekstem, żeby wreszcie ją zobaczyć. Musiałem ją spotkać i uknułem logiczny podstęp, żeby wreszcie wyszła z mroku. Odpowiedziała mi bardzo dziwnym pytaniem: „Czy chcesz poprzez to spotkanie zniszczyć cały nasz związek?”.

„Nie, chcę tylko wiedzieć, że istniejesz w rzeczywistości. Bo czasami mam wrażenie, że rozmawiam z siecią, która wytworzyła jakiś rodzaj inteligencji i bawi się ze mną w emocjonalnego kotka i myszkę. Powoli tracę serce do naszych rozmów. Jak będę wiedział, że istniejesz, od razu wróci mi cały wigor i perwersja, za którą przecież tak mnie cenisz”.

Przez jakiś czas milczała, by wreszcie wyjść z sieci bez pożegnania. Byłem zrozpaczony. To niby głupie, co mówię, ale autentycznie bałem się, że już nigdy jej nie „zobaczę”, nie wymienimy ze sobą elektronicznych pocałunków, że nie pójdziemy ze sobą do nieistniejącego łóżka.

Ani ona, ani ja nie mieliśmy odwagi...

Dwa dni przed koncertem, gdy myślałem, że z Kurką już koniec, dostałem wiadomość. Miałem na nią czekać przy kasach na Dworcu Centralnym z drewnianym kogutem w ręku. Cholera, skąd ja teraz wytrzasnę koguta?! Obleciałem wszystkie sklepy Cepelii w Warszawie. Nie znalazłem co prawda drewnianego, ale kupiłem fajansowy. W razie czego powiem, że zamalowali go szklistą farbą.

Kiedy nadszedł umówiony dzień, stałem przed lustrem jak idiota i zastanawiałem się, w co mam się ubrać. Dopiero wtedy zrozumiałem rozterki dziewczyn, które przekładają ciuchy i z każdej kiecki są niezadowolone. Podobnie było ze mną. Koszula w kratkę? Zbyt prostacka. Polo i na to marynarka? Obciach. A może sportowa kurtka? Nie, wyglądam w niej jakoś tak głupio…

Wreszcie po godzinie, zrezygnowany, włożyłem flanelową koszulę, wytarte dżinsy, a na bose stopy sandały, i zły wyszedłem z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Byłem przekonany, że jestem fatalnie ubrany, ale cóż miałem robić, gdy do przyjazdu jej pociągu i spotkania zostało raptem pół godziny?!

Dlaczego pomyślałem o pociągu? A może ona mieszka w Warszawie? I wtedy pierwszy raz się przestraszyłem, że mogę zobaczyć młode wcielenie Danuty Rinn, którą uwielbiam za głos, ale za kształty – niekoniecznie. Jeśli chodzi o mnie, chyba nie należałem do maszkaronów, a koleżanki, o ile wiem, mówiły o mnie jako o kawałku „fajnego ciacha”. „No więc – kombinowałem w duchu – ja jestem niczego sobie, a ona? Może lepiej od razu dać nogę? A potem przeprosić w internecie, przyznać się, że stchórzyłem?”.

Ktoś klepnął mnie po ramieniu. Odwróciłem się. Od razu wiedziałem, że to ona. Nie spodziewałem się, że ujrzę Angelinę Jolie. Ale… Kurka była naprawdę piękną dziewczyną. Musiałem się powstrzymać, żeby nie krzyknąć z radości. Zakochałem się w Izie od razu, już w tej realnej, prawdziwej, z krwi i kości. Zapragnąłem nie tylko świntuszyć z nią słownie, ale i urzeczywistnić wszystkie przeżywane wcześniej fantazje w realnym świecie. To wszystko działo się w mojej głowie. Tymczasem ona zobaczyła zaskoczonego przystojniaka, który (jak mi potem powiedziała) śmiał się do niej każdą częścią twarzy.

Podczas koncertu tylko się sobie przyglądaliśmy, niespecjalnie rejestrując, co się działo na scenie. Po imprezie przegadaliśmy kilka godzin w kawiarni. Mówiliśmy o wszystkim, tylko nie o seksie. Pojechaliśmy do mojego mieszkania. Iza dostała osobny pokój. Ja poszedłem do swojej sypialni. Nikt do nikogo się w nocy nie zakradał. Ja oczywiście żałowałem, że w drzwiach nie zobaczyłem jej szczupłej sylwetki. Potem dowiedziałem się, że i ona wtedy na mnie czekała. Cóż, oboje nie mieliśmy odwagi, chociaż w sieci udawaliśmy takich chojraków.

Następnego dnia Iza wróciła do Częstochowy i znów przez internet płynęły gorące opowieści, tym razem bardziej osobiste. Nie mogłem uwierzyć, że ona nadal traktuje mnie, jakbym rzeczywiście był superbohaterem filmów porno.

Długo myślałem nad tym naszym spotkaniem. Uważałem, że świetnie wyszło. A ponieważ oboje byliśmy wolni, jakoś tam ustawieni w życiu, to mogliśmy spróbować prawdziwego związku... Kiedy powiedziałem swojej mamie o Izie, stwierdziła, że chyba wariowałem. A ojciec obraził się na mnie. Oczywiście nie wyznałem im, że poznaliśmy się w pokoju pod nazwą „Tylko seks”. Tego by chyba nie przeżyli. Wystarczyło im, że spotykam się z jakąś obcą babą z tajemniczego i budzącego grozę internetu…

Pewnie uznacie mnie za wariata, ale tego samego dnia wieczorem poprosiłem Izę o rękę. Osłupiałem szczęśliwy, widząc odpowiedź: „Gdzie i kiedy?”. Pobraliśmy się trzy miesiące później. Wprowadziła się do mnie z jedną walizką i komputerem, który natychmiast podłączyła do sieci w drugim pokoju.

Już po paru tygodniach zauważyłem, że między nami coś nie gra. Byłem gotowy zacząć normalne małżeńskie życie i z entuzjazmem, pełnymi garściami czerpać z fizycznej bliskości z ukochaną osobą. Szybko się jednak okazało, że u Izy jedynie słowa ociekały seksem, natomiast jej ciało pozostawało niewzruszone, choć starałem się je pobudzić.

Iza jako gospodyni była dobra. Nieźle gotowała, dbała o dom i lubiła to robić. Niestety jako żona i partnerka sprawdzała się dużo gorzej. Sprawy seksualne to jedno, ale nawet zwykła rozmowa stanowiła dla niej problem. Bo każdą wolną chwilę spędzała w internecie. Skoro mieszkaliśmy razem, nie gadaliśmy już przez komputer, to chyba zrozumiałe. Ale gdy patrzyliśmy sobie w oczy, mogliśmy mówić o wszystkim, tylko nie o seksie… A w łóżku było tak sobie.

Pewnego dni siedziałem przy swoim komputerze, a Iza przy swoim laptopie. Nagle ogarnęła mnie tęsknota za dawnymi czasami. Wszedłem do mojej starej grupy erotomanów gawędziarzy, gdzie poznałem Kurkę, i zacząłem czytać. Nagle w jednej wypowiedzi ze zdumieniem rozpoznałem… styl mojej żony.

Wylogowałem się, żeby po chwili wrócić do pokoju ze swoim dawnym  pseudonimem – Kogut. Moja Kurka natychmiast na mnie zareagowała. Porzuciła poprzedniego rozmówcę i weszła ze mną do naszego pokoju, którego próg opatrzony był hasłami. Gadaliśmy, jakby nic się między nami nie wydarzyło, jakbyśmy się nie widzieli sto lat, nie byli mężem i żoną… W końcu, nie mogąc wytrzymać erotycznego napięcia, przerwałem połączenie.

Przez chwilę siedziałem nieruchomo, gapiąc się w wygaszony ekran. Wtedy do pokoju wpadła Iza. Bez zbędnych ceregieli podeszła do mnie i usiadła mi na kolanach. To było zdumiewające! Wreszcie kochaliśmy się tak, jak marzyłem…

Zaczęliśmy niemal codziennie rozmawiać przez internet. Ona się nakręcała, po czym przychodziła do mnie. Niby wszystko było w porządku, ale ja miałem wątpliwości. Bo czy to normalne prowadzić grę wstępną przez internet, a potem finalizować wszystko w realnym świecie? Poszedłem do seksuologa. Miałem szczęście, że trafiłem na mądrego faceta. Usłyszałem, że jedni przed seksem czytają wiersze, drudzy oglądają filmy erotyczne, inni korzystają z gadżetów. A jeszcze inni… posługują się komputerem jako narzędziem wzajemnego rozbudzania się seksualnego.

– Z tym tylko – usłyszałem od lekarza – że pewnego dnia możecie mieć pecha, gdy wyłączą wam prąd z powodu awarii. A poza tym jesteście normalnymi… współczesnymi ludźmi epoki informacji.

Czytaj także:
„Myślałam, że znalazłam córce świetną pracę. Tymczasem jej szef, a mój dawny kolega, złożył jej niemoralną propozycję”
„Chwila zapomnienia sprawiła, że popełniłam wielki błąd. Przespałam się z o 12 lat młodszym synem przyjaciółki”
„Ja byłam kurą domową, a mąż robił karierę. Po trzydziestu latach małżeństwa zostałam bez środków do życia”

Redakcja poleca

REKLAMA