„Nie pracuję, bo 800+ na piątkę dzieci to kasa lepsza niż wypłata. Mam gdzieś, że sąsiedzi wytykają mnie palcami”

zadowolona kobieta fot. iStock by Getty Images, JGI/Jamie Grill
„– Nie boisz się, że ci się te wszystkie zasiłki skończą? Bo wiesz, te twoje luksusy to my sponsorujemy, podatnicy – powiedziała sąsiadka. – Piątka dzieciaków, żadnej roboty. Kawusia, manikiur. Kto tak żyje, jak nie pasożyt? ”.
/ 28.11.2024 14:30
zadowolona kobieta fot. iStock by Getty Images, JGI/Jamie Grill

Wszyscy o mnie gadają na osiedlu. Jak nie Halina, to ta z trzeciego piętra albo babka z kiosku na rogu. Mam już wprawę w rozpoznawaniu tych szeptów, które cichną, gdy tylko wejdę do sklepu albo przejdę obok. "Ta Agnieszka to jak królowa – nic nie robi, tylko zasiłki ciągnie", słyszałam kiedyś, jak mówiły. Pewnie myślą, że mnie to rusza. Że się przejmuję. A prawda jest taka, że nauczyłam się nie słuchać.

Nie jestem idealna

Mam pięcioro dzieci, męża, który pracuje za granicą, i dom, który jakoś ogarniam. Nie jestem idealna – wiem o tym. Czasem się zastanawiam, czy w ogóle taka matka istnieje. No bo jak, niby? Wszystko naraz? Gotowanie, sprzątanie, bycie na bieżąco z tym, co u dzieciaków, i jeszcze jakaś praca? Życie to nie reklama proszku do prania.

Nie powiem, że zawsze jestem z siebie dumna. Są dni, kiedy się budzę i myślę: "Może powinnam coś zmienić?" Ale potem patrzę na swoje dzieci i wiem, że daję im, co mogę. No, przynajmniej staram się. Czasem mam wrażenie, że tego nikt nie widzi. Wszyscy patrzą tylko na to, co łatwo skrytykować. 

Sąsiadka lubiła mi dogryzać

Siedziałam na tarasie, ciesząc się chwilą spokoju. Filiżanka kawy parowała w dłoniach, dzieci biegały po ogrodzie, a ja wygrzewałam się w słońcu. Cisza nigdy nie trwała tu jednak długo. Już po chwili zza płotu dobiegł ten znajomy, jadowity głos. Halina. 

– Agnieszka! – usłyszałam, zanim ją zobaczyłam.

Halina opierała się o furtkę, z miną, która mogłaby przestraszyć nawet kota sąsiadów.

Co tam, znowu odpoczywasz? 

Westchnęłam, nie przerywając łyka kawy. Może jak ją zignoruję, to pójdzie sobie szukać innej ofiary. Ale Halina nie odpuszczała. 

– Nie boisz się, że ci się te wszystkie zasiłki skończą? Bo wiesz, te twoje luksusy to my sponsorujemy, podatnicy. 

Odstawiłam filiżankę i spojrzałam na nią. Była dokładnie taka jak zawsze: ręce oparte na biodrach, wyraz twarzy jakby wygrała na loterii prawo do krytykowania mojego życia. 

– Halina – powiedziałam spokojnie – ty tak na poważnie czy tylko masz za dużo czasu? 

– A co, kłamstwa mówię? – rzuciła, zagrzewając się do dalszej tyrady. – Piątka dzieciaków, żadnej roboty. Kawusia, manikiur. Kto tak żyje, jak nie pasożyt? 

Miałam już dość. Wstałam i podeszłam bliżej. 

– Wiesz co, Halina? – zaczęłam spokojnie, choć w środku aż kipiałam.– Może tobie się wydaje, że siedzenie w domu to wakacje. Ale spróbuj ogarnąć piątkę dzieci, pranie, obiady, szkołę, lekarzy, konflikty... 

– A spróbuj ty normalnie pracować, jak każdy człowiek! – odparła triumfalnie. 

Uśmiechnęłam się do niej, choć ten uśmiech bardziej przypominał ostrze noża niż wyraz sympatii. 

Zostaw mnie w spokoju – rzuciłam, odwracając się na pięcie. 

Nie usłyszałam odpowiedzi, ale wyobrażałam sobie jej wykrzywioną minę, gdy wracała na swoje podwórko. Zwycięstwo? Może na chwilę. W głowie i tak zostały jej słowa. Tylko... co z tego, że coś w nich brzmiało prawdziwie, skoro życie nie miało prostych odpowiedzi?

Dobrze się ustawiłam

Wieczorem, gdy dzieciaki zajmowały się swoimi sprawami, usiadłam na kanapie z telefonem. Przeglądałam media społecznościowe, zadowolona z kolejnego spokojnego dnia. Na ekranie pojawiło się zdjęcie koleżanki z osiedla – Basia z drugiego bloku – uśmiechała się w uniformie sprzedawczyni, podpis: „Zaczynam nową zmianę, trzymajcie kciuki!”. Parsknęłam pod nosem. 

No i po co to wszystko? – powiedziałam na głos do siebie, jakbym miała widownię. – Tyra po osiem godzin dziennie, a co z tego ma? Na pewno mniej niż ja albo tyle samo

Oparłam się wygodniej, sięgnęłam po kawę, która jeszcze była ciepła. Gdy się tak zastanowić, to całkiem nieźle to sobie urządziłam. Pięcioro dzieci, co prawda hałas i bałagan, ale też konkretne wsparcie od państwa. Rodzinne, dodatki, 800+, jakieś zniżki – kiedy wszystko się zliczyło, wychodziło tyle, ile Basia zarobiłaby na etacie albo i nie. A ja? Nie musiałam rano wstawać, biec na autobus i wysłuchiwać szefa. Miałam czas dla siebie. 

Mąż wysyłał mi kasę

Telefon zadzwonił. Odruchowo spojrzałam na ekran – Jacek. 

– Hej – odebrałam, starając się brzmieć miło, choć jego telefony czasem mnie irytowały. – Co tam? 

– Cześć. Wiesz, dzwoniłem tylko zapytać, czy kasa doszła, bo przelew wysłałem wczoraj. 

– Tak, tak, wszystko w porządku – odpowiedziałam szybko. – Ale wiesz, Jacek, szczerze mówiąc, to nawet gdybyś trochę później wysłał, to dam sobie radę. Te wszystkie dodatki teraz są naprawdę konkretne

– No dobrze, ale chyba nie liczysz, że to wystarczy na wszystko? – rzucił z lekkim sceptycyzmem. – Przecież są dzieciaki, opłaty... 

– Jacek, daję radę. Jakbyś widział, jakie sumy wpływają z tych programów... – Zaśmiałam się lekko, chcąc rozluźnić atmosferę. – Lepiej niż na etacie. 

– Tylko nie zapomnij, że to ja dorzucam większą część – przypomniał z przekąsem. 

– Oczywiście, kochanie – rzuciłam, przewracając oczami, choć wiedziałam, że tego nie widzi. 

Rozłączyłam się, wracając do scrollowania. Wcale nie czułam, żebym musiała się komukolwiek tłumaczyć. Dzieciaki miały co jeść, dom był zadbany, a ja mogłam żyć po swojemu. I to mnie najbardziej cieszyło.

Byłam obiektem plotek

Szłam do osiedlowego sklepu po chleb i mleko, ale już od progu poczułam, że coś się święci. W środku, przy lodówkach z jogurtami, stały dwie sąsiadki – Halina i Barbara – szepcząc między sobą. Na mój widok przerwały na chwilę, ale tylko po to, by zmierzyć mnie wzrokiem od stóp do głów.

– No proszę, nasza osiedlowa dama zaszczyciła sklep – rzuciła Halina, udając radosny ton. 

Zignorowałam ją i ruszyłam w stronę pieczywa, ale usłyszałam, jak mówi dalej, tym razem już ciszej: 

– Ta to ma życie. Zero roboty, tylko pieniądze od państwa liczy. 

– I dzieci same sobą się zajmują – dodała Barbara, zniżając głos, choć ewidentnie chciała, żebym to usłyszała. 

Odwróciłam się, wzięłam głęboki wdech i podeszłam bliżej. 

– Macie coś do powiedzenia? – zapytałam spokojnie, choć w środku wszystko się we mnie gotowało. 

Halina spojrzała na Barbarę, jakby szukała wsparcia. 

– My tylko stwierdzamy fakty, Agnieszka. Wszyscy widzą, jak żyjesz – zaczęła Halina. – Trochę wstyd, co? 

– Wstyd to mówić takie rzeczy za plecami – odparłam ostro. – Moje życie was nie dotyczy. Mam to, co mam, bo na to zapracowałam, wychowując piątkę dzieci. 

– Zapracowałaś? Na zasiłkach? – rzuciła złośliwie Barbara. 

Wzięłam chleb, odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Nie miałam ochoty na dalsze dyskusje, ale ich słowa wciąż brzęczały mi w głowie. Czy naprawdę wszyscy na osiedlu widzą mnie tak samo?

Mąż się niepokoił

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, znowu zadzwonił Jacek. Siedziałam w kuchni z kubkiem herbaty i czekałam, aż się rozłączy po zwyczajowym „co u was”. Tym razem jednak od razu wyczułam, że rozmowa pójdzie w inną stronę. 

– Słuchaj, Agnieszka... – zaczął z wahaniem. – Miałem dzisiaj ciekawy telefon. 

– Telefon? Od kogo? – zapytałam, nieco zaniepokojona. 

– Od twojej matki. 

Zamarłam. 

– Mojej matki? I czego znowu chciała? 

– Powiedziała mi kilka rzeczy o tobie – odpowiedział powoli, jakby ważył każde słowo. – Twierdzi, że... zaniedbujesz dzieci. Że dom niby czysty, ale dzieciaki biegają samopas, a ty tylko kawki, telefony i pieniądze z państwa liczysz. 

Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. 

– I ty jej uwierzyłeś? – rzuciłam, starając się utrzymać głos na spokojnym poziomie. 

– Nie chodzi o to, czy jej wierzę, czy nie – wtrącił. – Ale to nie pierwszy raz, kiedy ktoś mówi coś podobnego. Może naprawdę coś jest na rzeczy? 

– Jacek, ty chyba oszalałeś. Piątka dzieci, cały dom na mojej głowie, a ty myślisz, że to wszystko samo się robi? Może moja matka ma za dużo czasu na kombinowanie, ale ja mam go za mało, żeby jeszcze to tłumaczyć. 

– Spokojnie, Agnieszka – przerwał mi. – Nie atakuję cię. Ale może pomyśl... może coś w tym jednak jest? Wiesz, o co mi chodzi? 

– Nie wiem! – wybuchłam, aż echo odbiło się w pustej kuchni. – Chodzi ci o to, że matka próbuje zrobić ze mnie nieodpowiedzialną? Zawsze to robiła. I wiesz co? Może właśnie dlatego nie dzwonię do niej za często. 

– Ale może... gdybyś, nie wiem, pomyślała o pracy... – zaczął, ale nie dałam mu dokończyć. 

Nie wierzę, że to słyszę! Ty siedzisz za granicą, dzwonisz raz na kilka dni i myślisz, że możesz mówić, co robię źle? Może porozmawiaj z dziećmi, zanim posłuchasz tych bzdur. 

Jacek milczał przez chwilę. 

– Nie chodzi o to, żeby się kłócić. Po prostu... chciałem ci powiedzieć, co usłyszałem. 

Rozłączyłam się, zanim zdążył dodać coś jeszcze. Siedziałam w ciszy, z zaciśniętymi dłońmi na kubku. Moja własna matka... Jakby nie mogła po prostu zapytać mnie wprost, zamiast dzwonić do Jacka i obgadywać mnie za plecami. Jakby życie nie było wystarczająco skomplikowane.

Córka mnie zaskoczyła

Następnego dnia rano siedziałam w kuchni, jeszcze zanim dzieci wstały. Filiżanka kawy parowała na stole, a ja wciąż słyszałam w głowie słowa Jacka. Wszyscy myślą, że wiedzą lepiej, jak mam żyć. A ja wiedziałam swoje – dopóki dostaję pieniądze na dzieci, dopóki mogę być w domu, nigdzie nie pójdę. Po co, skoro pieniądze na dzieci płyną szerokim strumieniem? 800+, dodatki rodzinne, zniżki – to wszystko sprawiało, że żyłam wygodniej niż niejedna osoba na pełnym etacie. Gdyby Jacek musiał być na moim miejscu przez jeden dzień, od razu by zrozumiał, że moja „praca” zaczyna się o szóstej rano, a kończy często dopiero późnym wieczorem. I za to właśnie mam te pieniądze. Tyle że ludzie nie chcą tego widzieć. 

Kinga przyszła do kuchni jeszcze w piżamie, z włosami w nieładzie. Była w tym wieku, kiedy każda rozmowa zamienia się w wojnę, więc byłam przygotowana. Ale tego, co usłyszałam, nie spodziewałam się.

– Mamo, serio. Dlaczego ty nie pracujesz?

– Znowu zaczynasz? – westchnęłam, nawet nie patrząc na nią.

– Tak, bo to mnie wkurza. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że ty nie pracujesz, i ciągle mi o tym mówią.

– I co z tego? – odparłam spokojnie. – To moje życie, a nie ich. Nie muszę nikomu nic udowadniać.

Kinga oparła się o stół i spojrzała na mnie takim wzrokiem, że poczułam dziwny ucisk w żołądku.

– Ale to moje życie też – powiedziała cicho, ale z wyraźnym gniewem w głosie. – Ty myślisz, że to fajne? Że inni mnie wytykają palcami? „O, to ta dziewczyna, której matka żyje na zasiłkach.”

– Kinga, przestań – próbowałam ją uciszyć.

– Nie, nie przestanę – wybuchnęła. – Ty nic nie robisz, a ja muszę za to płacić. Wszyscy w szkole wiedzą, jaka jesteś. I ja się ciebie wstydzę, mamo.

Te słowa uderzyły mnie jak cios w brzuch. Na moment nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Wstydzisz się mnie? – zapytałam, choć czułam, że to niepotrzebne.

– Tak. Bo nie próbujesz niczego zmienić.

Nie odpowiedziałam. Kinga wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami, a ja zostałam z tymi słowami, które z każdą sekundą bolały coraz bardziej. Jak mogła to powiedzieć? 

Joanna, 41 lat

Czytaj także: „Od 20 lat tęsknię za pierwszą miłością. Żałuję, że moje dzieci nie mają oczu tamtego chłopaka”
„Znalazłam na przystanku laptopa i biłam się z myślami. Boleśnie przekonałam się, że w Polsce uczciwość nie popłaca”
„Mój mąż był biednym mięczakiem, więc odeszłam do bogatego kochanka. Przejechałam się na swojej chciwości”

 

Redakcja poleca

REKLAMA