„Nie pracują, bo mają 500+ na piątkę swych bachorów! Nóż się w kieszeni otwiera, jak patrzę na to nieróbstwo”

Leniwy ojciec piątki dzieci żyjący z 500+ fot. Adobe Stock
„Po co ma chłop harować całymi dniami za marne grosze, jeśli nam teraz pieniądze same do kieszeni wpadają? Teściowa przepisze na nas ziemię, to i podatki będziemy płacić niższe”. Beata omal nie zabia mnie swoją rozmyślnością.
/ 22.03.2021 10:54
Leniwy ojciec piątki dzieci żyjący z 500+ fot. Adobe Stock

No, aż mną zatrzęsło, kiedy się dowiedziałam, co wykombinowali sąsiedzi. Rany boskie, co z nich za ludzie! I bezmyślni rodzice! Halo, kobieto, to są pieniądze dla dzieci, a nie dla ciebie i tego lenia!

- Popatrz, Kaziu – powiedziałam do męża, lekko odsuwając firankę. – Franek chyba znów stracił pracę! Która to już by była, druga w tym roku?

– Dajże mi spokój, Jolka, do biura się śpieszę, muszę się ubrać – odburknął Kazik, ale posłusznie podszedł i popatrzył przez okno. Rzeczywiście, sąsiad nie wyglądał, jakby wybierał się do pracy. Wyszedł na ganek z kubkiem w ręce i uśmiechał się sam do siebie. – Może urlop sobie wziął – podsunął Kazik i zaczął wciągać portki. Jest ode mnie starszy o 15 lat i od roku na emeryturze, ale najął się w pobliskim sklepie jako ochroniarz. Nie wiem, czy byłby w stanie dogonić jakiegoś złodzieja, ale spełniał swoją rolę straszaka dość dobrze. Chociaż ma swoje lata, dalej kawał z niego chłopa. Nieraz to nawet się złoszczę, bo przydałby mi się do pomocy na działce – wiadomo, że sama nie będę ziemi przekopywać czy zbierać wiśni z wysokich drzew. Ale Kazik twierdzi, że nie jest jeszcze na tyle stary, żeby siedzieć całymi dniami w domu i czekać na śmierć.

Ja jestem na rencie, ale nie umiem siedzieć bezczynnie

– Póki mam siły, będę pracował – oświadczył mi, kiedy posiedział na emeryturze z tydzień, setnie się wynudził, i jeszcze mnie mało nie wykończył swoim marudzeniem. A tak to spędzi sobie parę godzin w sklepie, przejdzie się, z ludźmi porozmawia… No i nie bez znaczenia jest fakt, że przyniesie parę groszy na życie. Niewiele, co prawda, bo kto by tam emerytom wiele płacił, ale akurat tyle, żeby żyć sobie spokojnie i miło.

Chociaż czasami narzekam na Kazika, że woli iść do pracy, niż posiedzieć spokojnie ze mną na kanapie, pooglądać telewizję, to jednak go rozumiem. Ja sama musiałam przejść na rentę przez kłopoty ze strunami głosowymi. Taka nauczycielska przypadłość. Kiedy dociągnęłam do końca roku szkolnego i zostałam wylewnie pożegnana przez uczniów, to nawet nie odczuwałam tego aż tak głęboko – ot, miałam wakacje, jak co roku. Ale gdy nadszedł pierwszy września… Nie mogłam znaleźć sobie miejsca i nawet poszłam na uroczystą mszę na początek roku szkolnego i usiadłam w kątku, żeby nikt nie wiedział, jak chlipię w chusteczkę z tęsknoty za starymi, dobrymi czasami.

W życiu nie spodziewałabym się, że tak będę tęsknić za tymi diablętami! Ale fakt pozostawał faktem – byłam teraz na rencie i nie mogłam nic z tym zrobić. Na moje miejsce przyszła młoda, energiczna nauczycielka, taka, co ma o wiele więcej wspólnego z dzisiejszymi dziećmi, no i zdrowe gardło. Rozumiałam to, ale… I tak było ciężko. Nawet Kazik, niezbyt lotny w takich kwestiach, zauważył moje przygnębienie, i sprawił mi nie lada niespodziankę.

Kupił mi działkę! Z początku nie miałam pojęcia, jak się za nią zabrać, bo jestem typowym mieszczuchem, i nawet nigdy nie spędzałam wakacji u babci na wsi. Z czasem jednak, i korzystając z pomocy innych działkowiczów, udało mi się zrobić z mojego ogródka prawdziwe cacko, pełne roślin i warzyw, do których te z supermarketu się nie umywają! Byłam więc zajęta działką, ale nie tak, żeby nie zauważyć, co dzieje się u sąsiadów! Zresztą, ciężko było nie zauważyć, co się u nich dzieje, bo ich pięcioro dzieci nieźle hałasowało.

Wystarczyło, żebym wyszła do ogrodu, a już mnie zasypywały setką pytań i próśb – a żebym przerzuciła piłkę na ich podwórko albo podniosła kota, bo chcą go pogłaskać. Nie powiem, miłe te dzieciaki, i tylko czasem, kiedy poziom hałasu przekracza wszelkie dopuszczalne normy, to gratuluję sobie, że ja nie zdecydowałam się na potomstwo.

Tak samo pomyślałam, kiedy nieopatrznie zabrałam je ze sobą na działkę, i połamały mi wszystkie krzaczki porzeczek. Od tej pory wolę sama narwać owoców i dać je sąsiadom. My i tak wszystkiego nie przejemy, a im… No cóż, na pierwszy rzut oka widać, że się im nie przelewa. Wiadomo, jak to bywa we wieloletnich rodzinach. Ja mam troje rodzeństwa, więc pamiętam, z jaką radością czekało się na odwiedziny ciotki, która przynosiła nam stare ubrania po kuzynostwie albo choćby owoce z własnego sadu.

Dlatego też nigdy nie odmawiałam pomocy, kiedy nasza sąsiadka nie miała z kim zostawiać dzieci, jak szła na zakupy albo z którymś do lekarza.

Nie poznali się na nim? Akurat! Pyskował i popijał

Bo Franek, chociaż też często bywał w domu w przerwach między różnymi dorywczymi pracami, jakoś nie kwapił się z pomocą. Nieraz słyszałam, jak mawiał, że zajmowanie się dzieciakami to babska robota, a mężczyzna powinien zarabiać na chleb. Żeby chociaż stosował się do tych jaskiniowych przesądów! Ale nie, opiekę nad dziećmi radośnie zwalał na żonę, a sam miał wiecznie kłopoty z utrzymaniem pracy.

Odkąd wprowadzili się do tego małego domku po babci Beaty, a będzie to już z siedem lat, Franek zmieniał pracę częściej, niż mu się rodziły dzieci. Nie wnikałam dlaczego, ale nieraz razem z Kazikiem naprawiali naszego starego opla, i sąsiad zawsze narzekał na pracodawców.

– Nie umieli się na mnie poznać, pani Jolu – zwierzał mi się. – Każdy myśli, że jest najmądrzejszy, nie posłucha rady doświadczonego pracownika! A potem słyszałam plotki, że Franek nie może utrzymać pracy, bo pyskuje każdemu pracodawcy, nie chce wykonywać poleceń przełożonych. Chodziły też słuchy, że czasami popija…

– Skaranie boskie z takimi ludźmi – narzekała fryzjerka, kiedy farbowała mi włosy. – Dzieciaków u nich pełno, praca od przypadku do przypadku, tylko na pomoc społeczną liczą!

Broniłam ich wtedy jak lew, bo Franek, jaki był, to był, ale w życiu nie słyszałam, żeby choćby podniósł głos na dzieci. Poza tym imał się różnych zajęć, żeby coś do domu przynieść. Beata też zresztą pracowała w miejscowym sklepie, ale tak często była na zwolnieniu z powodu ciąży, na macierzyńskim i wychowawczym, że w końcu ją zwolnili. Zresztą, kiedy miałaby czas na pracę przy tylu maluchach?

Dopiero niedawno otworzyli w naszej wsi przedszkole i mogła tam odprowadzać dzieci. Tego ranka jednak zachowanie Franka mnie zaciekawiło. Zgoda, mógł mieć jeden czy dwa dni urlopu, ale dłużej? Zresztą, nawet kiedy nie pracował, to zazwyczaj chodził gdzieś na budowy, żeby dorobić na czarno. A teraz dzień w dzień widziałam go, jak krzątał się nieśpiesznie po podwórku, kosił trawę, coś tam naprawiał…

Jestem człowiekiem z natury ciekawskim, dlatego nie zawahałam się pójść do sąsiadki, niby z pomidorami z działki, i zapytać, co się dzieje.

– Co to, Franek znów stracił pracę? – spytałam niewinnie, rozkładając warzywa na stole. – Widzę go codziennie, jak kręci się koło domu… Jakiś martwy sezon na budowach? Beata tylko uśmiechnęła się radośnie.

– Teraz to nie będziemy się już przejmować! – machnęła ręką. – Franek postanowił, że poczeka na ofertę, która go zadowoli!

– A co to, spadek jakiś dostał, że pieniędzmi się nie przejmuje? – zdziwiłam się szczerze. – Czy może dzieci jak króliki trawą chce karmić?

Ktoś może mógłby uznać, że jestem wścibska, ale mnie po prostu leżało na sercu dobro tej rodziny!

Beata mnie zna, więc się nie obraziła.

– A ile Franek zarobi na tej budowie? – zapytała retorycznie. – Tysiąc pięćset na rękę? Przecież teraz nawet nie opłaca się po to wstawać! A ile się narobi, jaki co wieczór wraca do domu zmęczony, ani nie ma czasu, żeby się z dzieciakami pobawić!

– Więc to ty idziesz teraz do pracy? – zdziwiłam się. Ani przecież wykształcenia nie miała, żeby zdobyć lepszą posadę, no, chyba że zamierzała za granicę wyjechać, jak to zrobiło wiele kobiet z naszego miasteczka. Ale że Franek na to pozwala? On, taki przekonany, że to mężczyzna ma zarabiać na rodzinę…

– Skąd! – żachnęła się Beata. – Przecież wiesz, że przysługuje nam po pięćset złotych na każde dziecko!

Mogłam się tego domyślić, bo z ich dochodami raczej nie przekraczali progu zarobków, więc – wiem od znajomej z gminy – nawet pierwsze dziecko załapało się do tego programu.

– No dobra – przytaknęłam. – Dostaniecie te dwa i pół tysiąca na miesiąc, ale chyba byłoby wam łatwiej, gdyby Franek też miał pensję!

– Nie opłaca się – powtórzyła Beata. – Wszystko sobie obliczyliśmy i wyszło nam, że spokojnie się z tych pieniędzy utrzymamy. Po co ma chłop harować całymi dniami za marne grosze, jeśli nam teraz pieniądze same do kieszeni wpadają?

Miałam ochotę nią potrząsnąć. Wyluzował się, ma czas i na pogaduchy, i na piwko No bo jak to: zdrowy, sprawny chłop zamierza żyć na garnuszku, jakby nie patrzeć, swoich dzieci? I z czego on zamierzał mieć emeryturę, skoro nie chciało mu się pracować?

– Matka Franka przepisze na nas kawałek ziemi, będziemy płacić niskie rolnicze składki – planowała jeszcze z przejęciem Beata; co z tego, że w życiu nie pracowała na roli? Powiem szczerze, że wyszłam z ich domu załamana.

Nie przypuszczałam, że dojdzie do czegoś takiego

Z założenia miało być tak pięknie, ale ludzie muszą kombinować i wyciągać rękę po jeszcze więcej. Przecież to miały być pieniądze dla dzieci, żeby mogły się kształcić, rozwijać zainteresowania! Nie po to, żeby leniwy ojciec rzucał pracę i żył na koszt innych podatników! Mnie byłoby wstyd! Przepracowałam całe życie, i to wcale nie dlatego, że musiałam, nie. Kazik z łatwością utrzymałby nas dwoje ze swojej pensji mechanika, bo nigdy nie byliśmy rozrzutni.

Ale po prostu w głowie mi nie postało, żebym miała cały dzień leżeć na kanapie i pachnieć! Przecież każdy człowiek potrzebuje jakichś obowiązków, celów, już nie mówię o kontakcie z ludźmi! Ktoś mógłby sobie powiedzieć, że na rencie to już mogłabym sobie dać spokój z pracą, ale mnie cały czas coś gnało, żeby coś zrobić, czymś się zająć…

Tak samo zresztą i Kazika, i spore grono znajomych emerytów. Jak więc mogłam spokojnie patrzeć na to, jak młody jeszcze mężczyzna, w sile wieku, postanawia siedzieć w domu, bo państwo daje mu pieniądze na dzieci, i on może z nich żyć. Jaki przykład dawał dzieciakom?! Jakie one mogą mieć ambicje, skoro będą widziały, że najłatwiej jest wyciągnąć rękę po gotowe?

Pomysł był, owszem, niezły, ale przecież zawsze znajdą się ludzie, którzy będę chcieli go obrócić na swoją korzyść… Nie zauważyłam, żeby nagle kobiety zaczęło zachodzić masowo w ciążę, więc kto wie, czy będą w ogóle jakieś dobre rezultaty? Wiadomo, trzeba zachęcać do rodzenia dzieci, tym bardziej że mnóstwo kobiet po prostu nie chce ich mieć, bo na przykład brak im pieniędzy.

No więc te, które chcą, powinny mieć jakieś ułatwienia. Niestety, moim zdaniem, wszystko poszło w złą stronę. Jak to w naszym kraju bywa. Stoję sobie teraz przy oknie i widzę, jak Franek nieśpiesznie kosi trawę na podwórku. Ma czas, żeby porozmawiać z każdym przechodzącym sąsiadem, a nawet napić się piwka. Nie musi już harować na budowie. Ja wiem, że to dla niego dobrze, ale… Co będzie dalej?

Kiedy dzieciaki podrosną i Franek straci źródło dochodu, albo kiedy coś się zmieni w polityce? A co z tymi dziećmi, czy nie nauczą się wyciągać po wszystko rękę do państwa? Przecież widzą na przykładzie taty, że jest dobrze tak, jak jest! Patrzę, myślę i aż głowa mnie od tego myślenia boli. Szczerze mówiąc, czarno widzę przyszłość. I to, niestety, nie tylko rodziny Franka i Beaty.

Więcej prawdziwych historii:
„Mój syn popełnił samobójstwo rękami własnego ojca. Każdego dnia boję się, że stracę też męża…”
„Po śmierci żony wydało się, że miała romans. Jej kochanek nie wie, że ona nie żyje. Niech myśli, że puściła go kantem”
„Mój kochanek ma kochankę. To dziwne, wiem, ale i od męża, i od niego wymagam wierności”

Redakcja poleca

REKLAMA