„Nie potrafiłem pokochać syna. Jego widok przypominał mi, że żona poświęciła dla niego życie. Wybrała jego, zamiast mnie”

Mężczyzna, który nie kocha syna fot. Adobe Stock, altanaka
„Kiedy Mateusz się urodził, był takim ślicznym dzieckiem. Tylko ja patrzyłem na niego inaczej. Nie jak dumny ojciec. Patrzyłem na niego jak na kogoś, kto odebrał mi żonę. Nawet jeśli to była jej decyzja, nie jego”.
/ 22.11.2021 12:56
Mężczyzna, który nie kocha syna fot. Adobe Stock, altanaka

Kiedy Karolina zaszła w ciążę, pierwsze badanie USG wykazało – oprócz małej fasolki rosnącej w jej brzuchu – jeszcze coś. Ginekolog natychmiast wystawił skierowanie na cito do onkologa. Diagnoza brzmiała jak wyrok dla jednego z dwóch istnień. Ja obstawałem za leczeniem, Karolina wybrała życie dziecka. I wymogła na mnie, że będę dobrym ojcem, a ja jej to obiecałem.

Mały rósł jak na drożdżach, w czym duża zasługa obu babć, które praktycznie go wychowywały. Ja, mimo obietnicy złożonej Karolinie, nie umiałem małego pokochać. Zwłaszcza że z wiekiem stawał się coraz bardziej podobny do Karoli, w gestach i mimice, co jeszcze bardziej mnie złościło. Jakby i z tego ją okradł. Mateusz wrażliwość też odziedziczył po matce, więc wyczuwał moje zdystansowanie niczym czuły sejsmograf. Rósł i powoli przestawał zabiegać o moją uwagę i względy. Im straszy, tym bardziej stawał się opryskliwy wobec mnie.

Poczułem ulgę, gdy wyprowadził się do moich teściów

Wiem, że w kontaktach z dziećmi większa odpowiedzialność za zbudowanie prawidłowych relacji leży po stronie rodziców, bo dziecko tyle daje, ile samo dostaje. Ale ja naprawdę starałem się go pokochać, zamiast okazywać mu zimną czułość. On już się nawet się nie starał – można powiedzieć, że byliśmy w stanie wojny domowej.

Gdy skończył gimnazjum, wbrew mojemu życzeniu zamiast liceum wybrał technikum budowlane. Nigdy nie przejawiał jakichkolwiek zainteresowań w tym kierunku, że o talentach nie wspomnę. Choć uczciwie muszę przyznać, że od małego uwielbiał rysować. Oprócz technikum wybrał też mieszkanie u mojej teściowej. Podświadomie czy nie, preferował rodziców Karoliny, chociaż obie pary dziadków zabiegały o jego względy. I choć jego decyzja mnie uraziła, to kiedy się wyprowadził, odetchnąłem z ulgą. On pewnie też, w każdym razie teściowie mi meldowali, że uczy się nieźle i rysuje coraz lepiej. Zafundowali mu bowiem lekcje rysunków – o czym ja nawet nie pomyślałem – bo liczyli, że pójdzie na architekturę, jak mój teść.

Mój ojciec ma drukarnię, mama jest prawnikiem, ja prowadzę agencję reklamową, więc powodzi nam się dobrze. Teściowie też do biednych nie należą. Można więc powiedzieć, że pod względem materialnym Mateusz był zaopiekowany po sam czubek nosa. I kochany bezkrytycznie przez cztery osoby. Uznałem, że to mu w zupełności wystarczy. Mnie już nie potrzebuje.

Kiedy zniknął mi z radarów, ograniczyłem się do wysyłania teściom pieniędzy i odwiedzin raz na dwa, trzy miesiące, a potem nawet rzadziej. A im rzadziej widywałem syna, tym większe czułem wyrzuty sumienia i tym większą złość na niego. Wiem, to irracjonalne, lecz nic nie mogłem na to poradzić. Dałem się więc porwać pracy, bo pozwalała mi nie myśleć o tym, o czym myśleć nie chciałem. Tak minęły cztery lata.

Pewnego zimowego poranka wszedłem do firmy trochę spóźniony i ze zdziwieniem zobaczyłem, że przed biurkiem Magdy, mojej sekretarki, siedzi jakiś młody człowiek. Widziałem tylko jego plecy, ale mowa ciała wskazywała, że jest zdenerwowany.

– Cześć, Magda – rzuciłem.

Gość na dźwięk mojego głosu drgnął, a zaraz potem znieruchomiał.

– Cześć, szefie – odpowiedziała wesoło sekretarka. – Dobrze, że już jesteś, bo przyszedł pierwszy kandydat na stanowisko asystenta.

– Ktoś u nas potrzebuje asystenta?

– Maciej prosił, żebym kogoś znalazła, bo sam się nie wyrabia, zwłaszcza że musi pilnować czterech ludzi. Dałam ogłoszenie w necie i oto jest pierwszy kandydat.

Rzeczywiście, mój wspólnik i szef działu graficznego jakiś czas temu wspominał, że jeśli ma efektywnie pilnować pracy czterech podlegających mu grafików, to musi mieć asystenta, który będzie za niego odrabiał pańszczyznę przy składzie komputerowym.

– No to zapraszam do mnie – powiedziałem z westchnieniem, bo nie lubiłem rozmów kwalifikacyjnych. Wtedy chłopak się odwrócił…

Wygląda na to, że to on jest bardziej dojrzały…

Smagła cera, czarne oczy, ciemny zarost, modna fryzura, biała koszula, przystojny jak sam diabeł. Mój syn.

– Co tu robisz? Nie jesteś na uczelni?

– Rzuciłem studia.

– Tak? A kiedy, jeśli wolno spytać?

– Wczoraj. Jak przeczytałem w necie wasze ogłoszenie, że szukacie kogoś na stanowisko asystenta operatora DTP.

– A ty w ogóle wiesz, czym się taki ktoś zajmuje? – spytałem, uśmiechając się kpiąco.

Skrzywił się lekko i uśmiechnął jednym kącikiem ust, ukazując jeden uroczy dołek. Takie same miała Karolina.

– Dowiesz się – odparł – jak mnie przyjmiecie.

Momentalnie się zjeżyłem. W jednej chwili odżyły moje żale. Traktował mnie jak wroga, pyskował, obrażał, a teraz przychodzi jak gdyby nigdy nic i chce, bym dał mu pracę? Bezczelny gówniarz!

– To, czy cię przyjmiemy, zależy ode mnie, więc… – urwałem, dając mu do zrozumienia… właściwie sam nie wiem co. Chciałem mu pokazać, że jestem górą, że niepotrzebnie się fatygował, że nie przyjmę go po znajomości, jeśli tak to sobie wyobrażał…?

Spojrzałem mu w oczy i dostrzegłem w nich zamiast hardości, gniewu czy ironii coś na kształt… prośby. Karolina też tak patrzyła, gdy prosiła mnie, bym kochał naszego synka za nas oboje. Poczułem się dosłownie znokautowany tym wspomnieniem i spojrzeniem mojego dorosłego dziecka, które okazało się bardziej dojrzałe niż ja i najwyraźniej pierwsze wyciągało rękę do zgody. Wskazałem zatem kandydatowi drogę do mojego gabinetu. To będzie bardzo nietypowa rozmowa kwalifikacyjna. 

– Czemu? – spytałem, gdy usiedliśmy. – Nie lubisz mnie, nie umiesz wybaczyć…

– A ty umiesz? Chcesz w ogóle? – zaatakował. – Myślałeś, że nie wiem, czemu tak mnie nie cierpisz? Ale nie zamierzam przepraszać za to, że żyję, choć babcia powiedziała mi już dawno temu, że mama umarła przeze mnie.

– Na pewno tak tego nie ujęła. 

– Nie – uśmiechnął się krzywo. – Powiedziała, że mama tak mnie kochała, że wybrała moje życie zamiast swojego.

Pokiwałem głowę, bo nie byłem w stanie dobyć głosu. Mateusz dalej bił z siłą boksera wagi ciężkiej.

– A ty winiłeś za ten jej wybór noworodka, bo nie mogłeś winić jej, a miałeś ogromy żal, że kochała mnie bardziej od ciebie.

Szach i mat. Syn zdiagnozował to, czego sam przez tyle lat nie umiałem czy raczej bałem się nazwać. Teraz zwyczajnie nie wiedziałem, co powiedzieć, więc zasłoniłem się drwiną.

– Od kiedy ty się taki mądry zrobiłeś, co?

Za karę zaliczyłem prosty podbródkowy.

– Od kiedy mam dziewczynę, z którą chcę się ożenić. Teraz mogę zrozumieć nieco lepiej, ale tylko nieco…

Westchnąłem ciężko.

– Poddaję się. Masz tę pracę. Na trzymiesięczny okres próbny. Postępy i twoją przydatność oceni Maciej, szef grafików, twój bezpośredni przełożony. Na więcej forów nie licz. Dostajesz się po znajomości, ale dowieść, że się nadajesz, musisz już sam.

– Spoko.

Mierzyliśmy się wzrokiem.

– I tyle? – spytał.

– Magda dopełni z tobą formalności kadrowych, a Maciej wprowadzi cię w obowiązki.

– I już?

– A co? Powinniśmy teraz paść sobie w objęcia?

Wzdrygnął się przesadnie.

– Obejdzie się.

– No to zmykaj.

Posłał mi olśniewający uśmiech swojej matki i wyszedł, trzaskając drzwiami.

– Tu się nie trzaska! – zawołałem za nim.

– Postaram się, tato! – odkrzyknął.

To była bardzo dziwna rozmowa kwalifikacyjna. I obaj zakwalifikowaliśmy się do następnego etapu. Co będzie dalej, czas pokaże, ale gorzej już było…

Czytaj także:
„Rysiek dawał mi ciepło, a Łukasz dziką namiętność. Nie mogłam się zdecydować, więc zostawiłam ich dla górala z Podhala”
„Tomek zrobił mi brzuch, a potem bez słowa uciekł. Wróciłam w rodzinne strony, mieszkam z dziadkiem”
„Zaliczyłem pierwszą lepszą dziewczynę z imprezy, ona zaszła w ciążę. Nie myślałem, że się w sobie zakochamy”

Redakcja poleca

REKLAMA