„Nie potrafiłam cieszyć się tym, że córka przeżyła wypadek. W głowie dudniła mi myśl, że to koniec jej medycznej kariery”

Załamana matka fot. Adobe Stock, ty
„Asia lubiła malować i oglądać telewizję, ale ja podsuwałam jej książki medyczne. Chciałam, by w przyszłości wróciła na studia. Czasem sama jej czytałam i okropnie mnie złościło, kiedy orientowałam się, że w ogóle mnie nie słucha. A przecież medycyna to jej pasja!”.
/ 02.07.2022 08:30
Załamana matka fot. Adobe Stock, ty

Patrzę na Joasię i rozpiera mnie duma. Moja córka z mozołem nachyla się nad płótnem i maluje obraz. Namalowany przez nią pejzaż jest piękny.

– Ładny? – patrzy na mnie niepewnie.

– Wspaniały! – powiedziałam szczerze.

– Myślisz, że nada się na wystawę?

– Oczywiście! Pani Krystynie bardzo się spodoba. Zobaczysz – zapewniłam i zobaczyłam, jak na twarz Joasi wpływa błogi uśmiech. Odwzajemniłam go i pomyślałam, że choć to niby ten sam uśmiech co kiedyś, teraz jest zupełnie inny.

Teraz jej największym zmartwieniem jest to, czy jej obraz spodoba się pani Krystynie i znajomym. Bardzo przeżywa wystawę, którą organizuje fundacja, pod której jest opieką. Teraz jej świat to warsztaty, zajęcia plastyczne, rękodzieło, mozolne uczenie się nowych czynności.

Znów wróciłam myślami do bolesnych wspomnień

A jeszcze siedem lat temu studiowała medycynę – pomyślałam i poczułam skurcz za mostkiem.

Jeszcze kilka lat temu nie miałam pojęcia, że moje życie może się zmienić w ciągu zaledwie chwili. Joasia zawsze była moim i męża oczkiem w głowie, wszak jest naszą wyczekaną jedynaczką.

Od dziecka była żywym srebrem, wszędzie było jej pełno. Naprawdę do dzisiaj się zastanawiam, jak zdołaliśmy za nią nadążyć. Mimo sporego temperamentu nie sprawiała problemów, dobrze się uczyła, otaczała się fajnymi młodymi ludźmi, nie włóczyła się Bóg wie gdzie. Często mawialiśmy z moim Staszkiem, że trafił nam się ideał.

Gdy Joasia oznajmiła nam, że chce iść na studia medyczne, byliśmy tacy dumni! W sumie mogliśmy się tego spodziewać, od zawsze uwielbiała pomagać, a jej ulubionym przedmiotem była biologia. Oczami wyobraźni widziałam już ją w białym kitlu, w szpitalu w naszym miasteczku.

– Mamo, spokojnie przede mną lata trudnych studiów, jeszcze zobaczymy, czy podołam – mówiła ze śmiechem.

– Podołasz na pewno – odpowiadałam.

W drzwiach stanęli policjanci

Gdy poznała Marcina, tylko przez chwilę martwiłam się, czy to nie za wcześnie. Zakochała się bez pamięci, a przecież dopiero zaczęła studia! Szybko jednak przekonałam się, że martwiłam się na zapas. Córka bardzo wiele serca wkładała w naukę i to przynosiło efekty. Planowała też przyszłość z Marcinem.

Wszystko runęło tamtego wieczoru. Nie miałam żadnych złych przeczuć, nie poczułam żadnego dreszczu, gdy Joasia i Staszek wychodzili z domu. Mieli jechać na zakupy, ja zostałam w domu, bo miałam sporo pracy.

Tego dnia od rana padał rzęsisty deszcz. Długo nie wracali, ale myślałam, że jak zwykle Asia namówiła ojca na jakieś dodatkowe sprawunki. Dopiero gdy w drzwiach zobaczyłam policjantów, złe przeczucia uderzyły we mnie jak tsunami.

Staszek i Joasia mieli koszmarny wypadek, zderzyli się z ciężarówką. Mój mąż zginął na miejscu, córka odniosła bardzo ciężkie obrażenia i zapadła w śpiączkę. Nie potrafię oddać słowami tego, co wtedy przeżyłam.

Moje modlitwy zostały wysłuchane

Gdyby nie rodzina i tony środków uspokajających, chyba bym tego nie przetrwała. Nawet nie miałam czasu na właściwe przeżycie żałoby po moim Staszku, niemal cały czas trwałam przy łóżku Joasi i modliłam się, by przeżyła. Nie wybiegałam daleko w przyszłość, chciałam tylko, by otworzyła oczy… Niezliczoną ilość razy błagałam ją, by mnie nie zostawiała.

Gdy moja córka otworzyła oczy, popłakałam się. Pierwszy raz od wypadku zalałam się łzami. Myli się jednak ten, kto myśli, że od tej pory wszystko zaczęło się układać.

– Nie wiemy, do jak wielkich zmian doszło w mózgu, będziemy to wiedzieć z czasem – tłumaczył mi lekarz i mówił, że Joasia pewnie nie będzie taka jak dawniej, a ja przytakiwałam, ale dzisiaj już wiem, że nie rozumiałam, co miał na myśli.

Patrzyłam w nieobecne oczy córki i całą sobą wierzyłam, że wszystko będzie dobrze.

– Kochanie, mamy siebie, damy sobie radę – mówiłam, głaszcząc ją po dłoni.

To był bardzo trudny czas, pełen bólu, wyrzeczeń i żmudnej rehabilitacji. Asia uczyła się wszystkiego od nowa, mówić, jeść, chodzić… Wierzyłam, że zmierzamy ku temu, by było jak dawniej. Nie dopuszczałam do siebie słów lekarzy, którzy mówili mi, że moja córka będzie niepełnosprawna zarówno fizycznie, jak i intelektualnie.

W pewnym momencie straciłam kontrolę

Myślałam, że jeśli będziemy pracować odpowiednio długo i ciężko, zaskoczymy ich wszystkich. Doprowadzenie córki do dawnej sprawności było moim celem. Nie myślałam o smutku, żałobie, w ogóle nie myślałam o sobie.

Cała moja uwaga była skupiona na zdrowiu Joasi. Tym bardziej że miała tylko mnie. Ojciec zginął w wypadku, a Marcin, choć na początku przy niej czuwał, później odwiedzał ją coraz rzadziej, aż w końcu przestał się pojawiać…

Rehabilitant mówił, że córka robi ogromne postępy, ale ja mu nie wierzyłam, bo przecież ledwie chodziła. Zmieniłam więc rehabilitanta.

Co chwilę zmieniałyśmy też lekarzy, bo żaden nie powiedział mi tego, co chciałam usłyszeć. Wszyscy mówili, że Asia ma sporo szczęścia, że wyszła z tego wypadku żywa i że „jest w dobrej formie”.

Byłam wściekła, gdy to słyszałam. Patrzyłam na swoją córkę i nie mogłam się doszukać tej dobrej formy! Asia poruszała się z trudem, nieporadnie składała zdania i zachowywała się jak trzynastolatka. To miała być dobra forma? Nie mogłam pozwolić na to, by tak zostało!

Asia lubiła malować i oglądać telewizję, ale ja podsuwałam jej książki medyczne. Chciałam, by w przyszłości wróciła na studia. Kiedy mówiła mi, że nie chce ich czytać, kazałam jej się bardziej skupić. Czasem sama jej czytałam i okropnie mnie złościło, kiedy orientowałam się, że w ogóle mnie nie słucha. A przecież medycyna to jej pasja!

Otrzeźwiła mnie dopiero rozmowa z siostrą

– Wiesz, w pobliżu jest taka fundacja. Prowadzą zajęcia dla niepełnosprawnych. Mają fajną ofertę, świetną atmosferę. Asia mogłaby poznać nowych ludzi, nauczyć się czegoś nowego… Jest tam też rehabilitacja i spotkania z psychologiem. Również dla rodzin – dodała, patrząc na mnie uważnie. Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

– Asia nie jest niepełnosprawna! To chwilowe. Nie będę jej prowadzić do ludzi dotkniętych nieszczęściem! Nie będzie na to patrzyła! – uniosłam się.

– Marylko. Ona jest i będzie niepełnosprawna. To nadal twoja Asia, ale inna niż przedtem – Jola dotknęła mojej dłoni w uspokajającym geście, ale tylko mnie rozsierdziła. – Wasze życie uległo dramatycznej zmianie, ale musicie to zaakceptować – dodała łagodnie.

– Nie będę tego akceptowała. Joasia miała tyle planów! Marzeń! Będę walczyć, by je spełniła, choćby miała to być ostatnia rzecz w moim życiu – wycedziłam wściekła.

– To już nie są jej marzenia i plany. Wiesz, o czym ona marzy? Chciałaby malować, ale wie, że „mama tego nie lubi”. Chciałaby mieć koleżanki i kolegów, ale jej starzy znajomi się wykruszyli. Poza tym żyją w innym świecie. Chciałaby też, żeby mama czasem obejrzała z nią film i zjadła lody jagodowe, jej ulubione. No i przede wszystkim chciałaby, żeby mama nie była ciągle zła. Wiesz, że to wszystko jej słowa? Ona cierpi. Stara się tego nie okazywać, ale cierpi, bo czuje, że nie możesz jej zaakceptować takiej, jaka jest teraz – powiedziała, a ja czułam się, jakby wbijała mi w serce wielką szpilę.

– Myślę, że musisz już iść – powiedziałam przez ściśnięte gardło. Jola westchnęła i wstała.

– Zawalczyłaś o nią jak lwica. Wyszarpałaś z rąk śmierci i niemocy. Dzięki tobie mówi, chodzi, funkcjonuje. Na pewno przed wami jeszcze wiele pracy, ale czas, byś odpuściła mrzonki o tym, że będzie jak dawniej. Ona nie będzie lekarzem, ale może być szczęśliwa – powiedziała, patrząc mi w oczy, a ja poczułam, jak łzy pieką mnie pod powiekami.

Przez kolejne dni nie mogłam sobie znaleźć miejsca. W uszach dźwięczały mi słowa Jolki. Tak bardzo nie chciałam się z nią zgodzić… Popatrzyłam jednak na Asię i dotarło do mnie, że moja siostra miała rację.

Ona teraz pragnie czegoś innego

Gdy przyszłam do córki obejrzeć z nią jakąś niezbyt mądrą komedię, jej oczy aż pojaśniały ze szczęścia, a gdy zobaczyła w moich dłoniach pudełko lodów jagodowych, zaczęła skakać ze szczęścia. Nazajutrz wyniosłam z jej pokoju książki medyczne i zadzwoniłam do pierwszego rehabilitanta, był jednak najlepszy…

Do wizyty w fundacji zbierałam się najdłużej. Nie było mi łatwo patrzeć na niepełnosprawne osoby i myśleć, że moja córka jest taka jak one… Na szczęście trafiłam na ludzi, którzy wiedzieli, co robić. Zaproponowano mi rozmowy z psychologiem, a ja się zgodziłam. To był długi i bolesny proces, ale wreszcie przyjęłam do wiadomości śmierć męża i niepełnosprawność córki.

Dzisiaj Asia jest szczęśliwą dziewczyną, ma nowe pasje i przyjaciół. Znalazła swoje miejsce. Ja zresztą też, bo zaprzyjaźniłam się z kilkorgiem rodziców, czasem mam wrażenie, że w pewnych kwestiach tylko oni mnie rozumieją.

Oczywiście nadal rehabilituję córkę i to przynosi efekty. Wiem jednak, że już zawsze będzie utykać na prawą nogę, szybko się męczyć i mieć umysł nastolatki. To nieważne, bo wiem, ile wysiłku wkłada w codzienne funkcjonowanie i jak dzielnie znosi swoją sytuację. Jest o wiele dzielniejsza ode mnie.

Odnalazłam się w nowej, niełatwej rzeczywistości. I tylko czasem jeszcze mi się śni, że Staszek nadal żyje, a Asia jest lekarką w miejscowym szpitalu…

Czytaj także:
„Szkolne przedstawienie otworzyło mi drzwi do kariery. Nikt nie wie, że aby dostać główną rolę, musiałam wygryźć koleżankę”
„Lidia pozbawiła mnie złudzeń, że kiedykolwiek zostanę ojcem. Kochałem ją, lecz musiałem podjąć bolesną decyzję”
„Miałam Natalię za nadętą sztywniarę z bogatego domu. To ona pokazała mi, że znaczę więcej niż brudne gary i pranie”

Redakcja poleca

REKLAMA