Lidię spotkałem na wakacjach. Wędrowałem wtedy z kumplami po Bieszczadach i któregoś dnia wieczorem zobaczyliśmy z daleka ognisko. Dookoła siedziało kilka osób. Długowłosy chłopak w kowbojskim kapeluszu grał na gitarze. Od razu zwróciłem uwagę na dziewczynę z długimi ciemnymi włosami i w spódnicy do kostek. Śpiewała głębokim, czystym głosem.
– Możemy się przysiąść? – zapytałem.
Gitarzysta tylko skinął głową. Tomek wyciągnął z plecaka butelkę wódki i kilka piw. Flaszki krążyły wokół ogniska. Dowiedzieliśmy się, że nasi gospodarze są studentami z Krakowa. Dziewczyna, która wpadła mi w oko, uczyła się w Akademii Muzycznej.
– A ty co robisz? – zapytała.
– No pewnie uznasz, że to najnudniejszy kierunek świata, ale studiuję ekonomię – przyznałem się.
Jasne, że chciałem!
Posłała mi takie spojrzenie, że byłem pewien, że to koniec naszej znajomości. Ale gdy rano zaczęliśmy się zbierać w dalszą drogę, pojawiła się Lidia z plecakiem.
– Mogę iść z wami?
Zaskoczyła mnie, ale oczywiście się zgodziłem. Nawet nie zapytałem, skąd ten pomysł. Wolałem wierzyć, że chce iść z nami dla mnie. Lidia była impulsywną i bezpośrednią dziewczyną. Przekonałem się o tym trzy dni później, gdy w nocy po prostu weszła mi do śpiwora.
– Chcesz mnie? – wyszeptała.
Ta znajomość nie zakończyła się jak inne wakacyjne przygody. Przez rok widywaliśmy się w weekendy i święta. A po studiach znalazłem pracę w Krakowie. Lidka dalej studiowała, a wieczorami śpiewała w małych klubach.
Wynajęliśmy mieszkanko na Kazimierzu. Pierwszą kolację zjedliśmy na podłodze, bo jeszcze nie mieliśmy nawet stołu.
– Marek. Wygląda na to, że zaczynamy wspólne życie. Dlatego muszę ci o czymś powiedzieć. Nie chcę mieć dzieci. To nie jest tak, że za rok czy pięć lat zmienię zdanie. To jest jedna z niewielu rzeczy, których jestem absolutnie pewna. Jeżeli chcesz ze mną być, musisz się z tym pogodzić…
Zaskoczyła mnie. Oczywiście nie myślałem jeszcze wtedy o dzieciach, to nie był ten etap ani mojego życia, ani naszego związku. I choć nigdy za wiele się nad tym nie zastanawiałem, to jednak wydawało mi się, że naturalną koleją rzeczy pewnego dnia będę miał żonę, dzieci, potem wnuki.
3 lata później oświadczyłem się
Uznałem jednak, że na razie nie będę się tym przejmował. Pewnie i tak Lidia kiedyś zmieni zdanie.
– Marek, ale pamiętasz, co mówiłam o dzieciach? Zdania nie zmieniłam. Zastanów się, czy chcesz mieć taką żonę.
Powiedziałem, że pamiętam i rozumiem. Ale poprosiłem o wyjaśnienie. To wtedy Lidia po raz pierwszy opowiedziała mi o swoim dzieciństwie.
– Byliśmy z pozoru normalną rodziną. Pracujący tata, mama dbająca o dom i dwie córki. Ale w naszym domu nie było miłości. Tata nie miał czasu ani dla mamy, ani dla nas. Ja i moja siostra tylko go denerwowałyśmy. W tych rzadkich momentach, gdy bywał w domu, wolałyśmy mu schodzić z oczu. Nigdy żadnej z nas nie uderzył, ale to, jak patrzył, i co mówił, wystarczało, żebyśmy wiedziały, nas nie kocha. A mama? – zastanowiła się Lidia.
– Mama wyszła za mąż młodo. Była już wtedy w ciąży z Kaliną. Chciała być tancerką, za swoje zmarnowane życie winiła swoje dzieci. Każdego popołudnia znikała. Wracała nad ranem pijana, w podartych rajstopach i szła spać. Robiłyśmy sobie śniadanie i szłyśmy do szkoły. Na obiad jadłyśmy kanapki. Żadna z nas nie nauczyła się, jak być rodzicem, jak być matką. Kalina urodziła syna w wieku dwudziestu lat. Po dwóch latach trafił do domu dziecka. Udało mi się przekonać siostrę, żeby zrzekła się praw rodzicielskich. I dała mu szansę na normalne życie. Posłuchała mnie. Paweł mieszka dziś w Łodzi i ma dwójkę rodzeństwa – Lidia zamilkła.
Po chwili spojrzała mi w oczy i zapytała:
– Rozumiesz, dlaczego nie chcę być matką? Rozumiesz?
Nie byłem do końca szczery
Powiedziałem, że rozumiem. Ale ciągle wierzyłem, że Lidia zmieni zdanie. Tylko musi do tego dojrzeć. Do tematu dzieci wróciłem raz, dwanaście lat później. Lidia miała trzydzieści osiem lat. Wiedziałem, że to już ostatni dzwonek. Że niedługo będzie za późno.
– Kochanie. Wiem, że obiecałem, ale… – zacząłem przy kolacji.
Nie wiem jak, ale moja żona od razu zorientowała się, o czym chcę rozmawiać.
– Marek. Nie zmieniłam zdania. Naprawdę wiem, czego chcę. A raczej czego nie chcę. Ale jeżeli bez zostania ojcem nie możesz być szczęśliwy, to zrozumiem. Nie mogę cię trzymać przy sobie na siłę. Każdy ma prawo do szczęścia.
Zapewniłem, że wszystko jest dobrze, że tak tylko chciałem się upewnić i że jestem bardzo szczęśliwy. Ale nie byłem do końca szczery. Propozycję Lidii miałem w tyle głowy przez następną dekadę. Wszyscy koledzy dawno zostali ojcami. Byłem dla tych dzieciaków ulubionym wujkiem. Uwielbiałem się z nimi bawić, grać w piłkę, wygłupiać.
– Marek, ty byłbyś wspaniałym ojcem. Marnujesz się – powtarzały żony moich kolegów.
Uśmiechałem się wtedy i odpowiadałem, że na świecie potrzebni są też świetni wujkowie. Z okazji pięćdziesiątych urodzin Lidia wyprawiła mi wspaniałe przyjęcie. Z moimi kumplami porządnie się upiliśmy. Zasnąłem przy barze.
Nagle wszystko stało się dla mnie jasne
Obudziłem się nad ranem. Lidia siedziała na fotelu. Wyglądała pięknie. Długie włosy ciągle bez cienia siwizny, prosta czarna sukienka na ramiączkach eksponująca jej opalone, silne ręce. „Boże, jak ja ją kocham” – pomyślałem. „A jednak będę musiał ją zostawić”.
I to szybko. Że jeżeli chcę nie tylko spłodzić dzieci, ale też być dla nich ojcem i patrzeć, jak dorastają, to teraz jest ostatnia chwila. Bo to, że chcę być ojcem, stało się dla mnie w tamtej chwili po prostu oczywiste.
Lidia podeszła i położyła mi rękę na ramieniu. Spojrzałem jej prosto w oczy. Nie wiem, jakim cudem ona zawsze wiedziała, co myślę.
– Marek, rozumiem. Wiem, że musisz to zrobić. Ale pamiętaj, że ja nigdy nie przestanę cię kochać. I będę cię wspierać, jeśli tylko będziesz tego chciał.
Rozwiedliśmy się pół roku później. Przyjaciele byli w szoku. Jeden z nich spytał:
– Marek, rany, ja nie znam tak dobranej pary jak wasza. Coś ty zrobił? Po co?
– Masz trójkę wspaniałych dzieci. Nie rozumiesz, że ja też bym chciał?
Pokiwał głową. Nic nie powiedział, ale chyba zrozumiał. Milenę poznałem pół roku później na portalu randkowym. „Nie wiem, czy uda mi się jeszcze komuś zaufać. Ale bardzo bym chciała” – napisała. Spotkaliśmy się.
– Nie szukam przygody, ale kogoś, z kim mogłabym ułożyć sobie życie. Mówię od razu, żebyśmy oboje nie tracili czasu – powiedziała na samym początku. – Zostajesz czy wychodzisz?
Nie wyznałem całej prawdy
Zostałem. I powiedziałem jej, że szukam tego samego. Opowiedziała mi swoją historię. Wyszła za mąż za swoją wielką studencką miłość. Ukochany okazał się kłamcą, kobieciarzem i damskim bokserem.
– Powinnam go zostawić, gdy uderzył mnie po raz pierwszy. Jestem na siebie bardzo zła, że tkwiłam przy nim jeszcze pięć lat. Odeszłam od niego dopiero dwa lata temu. Dziś mam trzydzieści sześć lat i jestem gotowa zacząć jeszcze raz.
Powiedziałem, że nam się z Lidią nie ułożyło, ale rozstaliśmy się w przyjaźni. I że też wierzę w drugą szansę. Spotkaliśmy się drugi raz, trzeci i kolejne. Moi rodzice i znajomi bardzo Milenę polubili.
– Trzymaj się jej – zadecydowała Lidia, bo oczywiście jej o Milenie opowiedziałem.
Wiem, że przyszła nawet na nasz ślub. W wielkim kapeluszu stała w przedsionku. Nikt jej nie poznał.
Gdy braliśmy ślub, nie kochałem Mileny. A na pewno nie tak jak Lidię. Bardzo ją lubiłem, szanowałem, doskonale się czułem w jej towarzystwie. Ale wszystko się zmieniło, gdy po roku na świat przyszedł Maks. Trzymałem go na rękach i płakałem.
Tej nocy zerwałem pępowinę
– Tak długo na ciebie czekałem – wyszeptałem do maleństwa. I zrozumiałem, że dwie najważniejsze dla mnie osoby są w tym pokoju.
Kilka godzin później siedziałem na fotelu z synkiem w ramionach. Milena spała. Mój telefon zawibrował. Lidia w esemesie domagała się informacji, bo wcześniej napisałem jej, że jedziemy do szpitala rodzić. A ja po raz pierwszy od dawna w ogóle o niej nie myślałem. „OK, zdrowy chłopak, mama czuje się świetnie”.
Tej nocy zerwałem pępowinę łączącą mnie z Lidią. To, co powiedziałem Milenie na pierwszej randce, wreszcie stało się prawdą – z Lidią jesteśmy już tylko przyjaciółmi. Wreszcie nie bałem się zaprosić jej do domu. Poznała Milenę i Maksia. Po kolacji odprowadziłem ją do samochodu.
– Podjąłeś słuszną decyzję. Dziś zobaczyłam naprawdę spełnionego i szczęśliwego faceta. Przy mnie nigdy byś do tego nie doszedł – powiedziała na pożegnanie.
Czytaj także:
„Pracowałam dla toksycznego małżeństwa. Mieszali mnie w swoje brudy, zdrady i obciążali niechcianymi wyznaniami”
„Byłam licealną królową, która gnębiła koleżankę. Po latach moja ofiara postanowiła się zemścić: odebrała mi męża”
„Nasz wymarzony dom stał się tykającą bombą. Urzędników to nie obchodzi, dopóki nie zginiemy pod jego gruzami”