„Nie po to poświęciłam czas i kasę na naukę, by teraz gnić przy garach i mopie. Wystawiłam mężowi rachunek i zwiałam”

wściekła żona fot. iStock, nensuria
„Nie po to zasuwałam na męskich studiach, żeby skończyć jako kura domowa, żeby mąż mną pomiatał, bo on pracuje i zarabia, a ja się obijam, gotując, sprzątając, zajmując się dzieckiem”.
/ 12.08.2024 14:16
wściekła żona fot. iStock, nensuria

Kiedy byłam mała, zamiast bawić się lalkami, wolałam klocki. Budowałam i układałam. Uwielbiałam Lego, puzzle, układanki logiczne. Po podstawówce wybrałam technikum, a po maturze złożyłam papiery na politechnikę. Kierunek: automatyka i robotyka. Moją współlokatorką w akademiku była studentka drugiego roku informatyki.

– Cześć, jestem Baśka! – uśmiechnęła się. – Super, że też wybrałaś polibudę! Kolejna odważna dziewczyna w męskim świecie. Im nas więcej, tym będzie nam łatwiej.

Już niebawem dowiedziałam się, co miała na myśli. Kobiety stanowiły na politechnice mniejszość – ja na przykład byłam rodzynkiem na swoim roku – a wykładowcy, delikatnie mówiąc, byli ostrożni wobec studentek, jakby nasz wybór uczelni był kaprysem. A matematyk okazał się wręcz uprzedzony.

– O, proszę – powiedział, świdrując mnie wzrokiem. – Mamy ładną panią w naszym technicznym świecie, w naszym męskim klasztorze nauki. Będzie nas pani tylko rozpraszać, czy coś jednak w głowie siedzi? Może sprawdzimy. Proszę.

Zarumieniona ze złości i zażenowania podeszłam do tablicy. Zaczął mnie maglować: przebiegi zmienności funkcji, pierwsza i druga pochodna. Na początku trema mnie zjadała, ale potem się rozkręciłam i rozwiązywanie kolejnych przykładów szło mi coraz lepiej. Wykładowca, choć był złośliwy, nie był niesprawiedliwy. Zrobiłam na nim wrażenie i więcej się mnie nie czepiał. Ale zrozumiałam, że nie mam co liczyć na taryfę ulgową. Wciąż się będą trafiali koledzy czy wykładowcy, którzy będą mi chcieli udowodnić, że baba nie ma czego szukać na męskiej uczelni. Pożaliłam się Baśce.

– No niestety – potwierdziła. – Nie ma tutaj równości płci. Dziewczyny muszą być lepsze od facetów, by być tak samo traktowane jak oni. Ale powiem ci, że jest metoda. Ja zawsze wkuwam na zapas, by być na zajęciach z materiałem do przodu i nie dać się zaskoczyć. Pierwszy rok był bardzo ciężki, zakuwałam non stop. Teraz jest trochę lepiej, ale w sumie niewiele się zmieniło.

Wypruwałam sobie żyły na tych studiach

Niespecjalnie mnie pocieszyła, ale skoro trzeba kuć, będę kuć jak dzięcioł. Baśka naprawdę dużo mi pomagała, głównie swoim wsparciem. Nadeszła pierwsza sesja – zdałam ją, ale miałam trzy poprawki. Sesja letnia poszła mi znacznie lepiej – wszystkie egzaminy i zaliczenia zdałam w terminie zerowym. Drugi rok był jeszcze cięższy pod względem nauki, ale dałam radę. Koledzy przekonali się do mnie, kiedy na zajęciach trzaskałam zadanka z liczb zespolonych i macierzy oraz rozwiązywałam obwody elektryczne metodą praw Kirchhoffa, prądów oczkowych lub potencjałów węzłowych, i to z marszu. Stało się jasne, że mój wybór był przemyślany.

Na piątym roku zaczęłam na poważnie spotykać się z Piotrem, kolegą z grupy. Kumplowanie przerodziło się w coś więcej i zamieszkaliśmy razem. Na obronę przyszłam już z dość pokaźnym brzuszkiem.
Macierzyństwo nie idzie w parze z robieniem kariery, więc ja siedziałam w domu z dzieckiem, a Piotrek szukał pracy.

– Zobaczysz – mówił – niedługo wszystko się ułoży. Znajdę pracę, wyprowadzimy się z tej kawalerki, wynajmiemy albo kupimy coś większego.

Piotr faktycznie znalazł pracę dość szybko, zarabiał też nieźle i trzecie urodziny Julki wyprawialiśmy już w nowym mieszkaniu. Jednak zaraz potem coś zaczęło się psuć. Piotr spędzał mnóstwo czasu w pracy. Harował jak wół, żeby było na życie, opłaty i kredyt mieszkaniowy. Do domu wracał zmęczony i nerwowy. Wyładowywał na mnie swój stres, ciskał się o byle co, a ja starałam się to znosić, zrozumieć go, wyciszyć. W firmie, dla której pracował, szybko zauważyli, że jest zdolny i pracowity, więc szef to wykorzystywał. Piotr często wracał z pracy o dwudziestej, a nawet o dwudziestej pierwszej.

– To już drugi raz w tym tygodniu – warknął na mnie, kiedy postawiłam przed nim zapiekane piersi z kurczaka. – Ile jeszcze razy będę musiał to jeść? Nie możesz zrobić czegoś innego?

Nie zareagowałam, bo wiedziałam, że tylko szuka zaczepki. Kiedyś uwielbiał kurczaka pod wszystkimi postaciami, a teraz kręcił nosem. Ja też miałam już dosyć. Nie po to zasuwałam na „męskich” studiach, żeby skończyć jako kura domowa, żeby mąż mną pomiatał, bo on pracuje i zarabia, a ja się obijam, gotując, sprzątając, zajmując się dzieckiem. To cholerna niesprawiedliwość. Po co mi w ogóle były te studia? Po co tak się starałam, udowadniałam, że nie jestem gorsza od facetów? 

On sugeruje, że nie powinnam była rodzić Julki?!

Pożaliłam się Baśce, z którą wciąż się przyjaźniłam. Ona też już miała męża i dzieci.

– Albo Piotrek zmieni pracę, albo wieszczę kłopoty – usłyszałam to, co już sama podejrzewałam. – Kiedy brał urlop? Kiedy wyjechaliście gdzieś razem?

Fakt, od trzech lat nigdzie nie byliśmy, ale gdy ośmieliłam się zasugerować Piotrkowi rodzinny wyjazd, wściekł się.

– Oszalałaś?! – krzyknął tak głośno, że aż Julka zaczęła płakać. – Żyły sobie wypruwam, żebyśmy nie dziadowali, a tobie się wakacje na Kanarach marzą!

– Wcale nie – zaprotestowałam, próbując jednocześnie uspokoić małą. – Może być tydzień w domku nad jeziorem. Zobacz, Piotrek, co się dzieje… To przez tę pracę jesteś przemęczony, zły. Tak dalej nie może być…

Przeszył mnie wzrokiem.

– Czyli i ty widzisz, że to był błąd. Za szybko się to potoczyło. Ślub, dziecko. Zdecydowanie za szybko.

Zmartwiałam. Poczułam się, jakby strzelił mnie w twarz. Co on sugerował? Że nie powinnam rodzić Julki? Czy że żałuje, iż w ogóle zaczął się ze mną zadawać? Przesadził. Tym razem przesadził. Nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka kolejnych dni. Oczekiwałam przeprosin, do których on się nie kwapił. Wiedziałam, że coś się skończyło i nigdy nie będzie tak jak dawniej. Czas leciał, ale w moich stosunkach z mężem nic się nie poprawiło, coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie.

Moje małżeństwo już nie istniało

– To dłużej nie ma sensu – powiedziałam któregoś dnia, gdy mijaliśmy się bez słowa w korytarzu.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie. To nie był mój roześmiany kolega ze studiów, mój diablo przystojny Piotrek, tylko przedwcześnie starzejący się i zmęczony życiem obcy człowiek. Zrozumiałam wtedy z przerażającą jasnością, że nic już nas nie łączy. On też nie udawał, że nie wie, co mi chodzi.

– To prawda – przytaknął.

Formalności związane z rozwodem załatwiliśmy szybko i rozstaliśmy się w zgodzie. Piotr nie walczył o wysokość alimentów, a ja wcale nie stawiałam wygórowanych żądań. Mieszkanie udało się sprzedać i spłacić kredyt. To, co zostało, podzieliliśmy równo między siebie. Kiedy siedziałam w domu u mamy, zastanawiałam się, co mam dalej ze sobą począć.

– Nie spiesz się, córciu – powiedziała.

– Przemyśl na spokojnie, co chcesz robić, nikt cię nie będzie poganiał.

Niby tak, ale przecież nie mogłam tak siedzieć i myśleć w nieskończoność. Zaczęłam więc od poszukiwania pracy. Niby po studiach nie pracowałam, ale okazało się, że w dzisiejszych czasach z moim technicznym wykształceniem nie było aż tak trudno znaleźć zatrudnienie. Dostałam w końcu pracę i całkiem niezłą pensję.

Zabrzmi smutno, ale bez męża nabrałam wiatru w żagle. Byłam i mamą, i kobietą pracującą, i jakoś dawałam radę. Szybko pięłam się po szczeblach kariery. Po kilku latach udało mi się uzbierać na wkład własny i rozpoczęłam budowę własnego małego domku na przedmieściach. Zrobiłam też prawo jazdy i kupiłam samochód. Teraz powodzi mi się całkiem nieźle.

A miłość? To jest chyba najdziwniejszy zwrot losu. Kiedy Piotr przestał być jedynym żywicielem rodziny, kiedy ciążąca na nim odpowiedzialność zelżała, on też odetchnął. Chyba za bardzo przejmował się swoją rolą mężczyzny. Rzucił tamtą pracę i założył własną firmę. Też mu idzie dobrze. A ponieważ nigdy nie przestał być ojcem dla Julki, spotykaliśmy się i rozmawialiśmy. Ostatnio spotykamy się także bez Julki…

Sylwia, 29 lat

Czytaj także:
„Zamiast zaciągnąć faceta do ołtarza siłą, córka pozwoliła mu odejść. Sama jest sobie winna, że została samotną matką”
„Zmieszałam z błotem faceta z infolinii. Najpierw zrobił ze mnie totalną idiotkę, a potem umówił się ze mną na randkę”
„Mąż mojej przyjaciółki miał miłą twarz, ale lepkie rączki. Skradł nie tylko jej serce, ale także nasz drogi sprzęt”

Redakcja poleca

REKLAMA